Moje pierwsze kilometry...

Opisy i zdjęcia amerykańskich trucków i fotoreportaż z mojej podróży dookoła Stanów Zjednoczonych. Zapraszam, miejsca sporo. :-D
MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Upsss, para buch czyli czadowa jazda.

Post autor: MRC » 23-08-15, 12:55

Para buch koła w ruch... czyli coś o usterkach na trasie.

Samochód odebrany wprost z rąk 4 mechaników miał prezentować najwyższy poziom niezawodności. Tak tak tak w takie bajeczki to może wierzyć ktoś, kto nigdy nie pracował i nie miał styczności z samochodem. Ledwie przejechałem 200 km a do moich uszu dotarł dźwięk, nie to nie był dźwięk to był hałas szurającej o asfalt blachy. Po opuszczeniu kabiny i dokonaniu skłonu (ehh te moje biedne stare kości) zauważyłem że odwinęła się blacha z tłumika. Ok. 35 cm arkusz blachy swobodnie sobie zwisał z tłumika. Nie lamentując zbytnio nad zaistniałą sytuacją dokonałem zakupu nożyc do cięcia blachy i przeprowadziłem z precyzją odurzonego środkami znieczulającymi anestezjologa zabieg amputacji naddatku żelastwa. Zabieg się powiódł ale pacjent zmarł. Nie no tak źle nie było ale finezja z jaką uciąłem ten kawał blachy zainspirował by nie jedną panią od koronek z Koniakowa. Koszt przeprowadzonej operacji ~6 zł nożyce + 4,5 zł woda utleniona no bo jak by mogło być inaczej rękawice leżały ale ja na żywca i z chirurgicznym czuciem gołymi rekami musiałem to zrobić. Jak to się za mądrością ludową mówi dobre złego początki miałem już za sobą teraz wszystko miało pójść już jak po grudzie. Trasa przebiegała w miarę spokojnie aż do czasu gdy pojawiło się dziwne zachowanie jadący za mną kierowców. Jedni trąbili, inni mijając mnie włączali awaryjne. Przyczyną takiego zachowania było to że auto zaczęło puszczać dymka; raz białego potem szarego a na koniec czarnego. Z racji tego że miałem towar na aucie i trzeba było go rozwieść w określonym czasie to przeżywałem mega stres. Wiedząc że czystość spalin dorównuje tej Ursusowskiej czy też Ikarowskiej a znajdowałem się w centrum miasta ościennego kraju (tego gdzie to mają zony z cyferkami i napisem euro) to poziom adrenaliny miałem taki jak po wypiciu 3 litrów energetyków. W chwili gdy byłem już blisko wyjazdu na autostradę zauważyłem na skrzyżowaniu kierującą ruchem policję. Padł na mnie blady strach; 3 policjantów do minięcia to na pewno wyczują że coś jest nie tak. Jadąc na pół sprzęgle i ćwierć gazie dotoczyłem się bezwonnie do miejsca zatrzymania. Czekając na podniesienie świetlnej latarki w kierunku ukazującym możliwość ruszenia oczekiwałem pojawienia się obok samochodu który w razie czego mógł by przyjąć nieco winy na siebie. OK dojechała mała terenówka, latarka w górę, czarny dym z rury i już mnie nie ma ... do następnego skrzyżowania. Na następnym skrzyżowaniu zauważyłem radiowóz poruszający się w tym samym kierunku w który i ja zamierzałem skręcić. Postanowiłem nieco przeczekać i zająć strategiczny prawy pas z zachowaniem bezpiecznego dystansu. Plan był dobry w teorii ale realizacja nieco odbiegła od powyższych założeń. Początkowy w miarę bezpieczny dystans 3 samochodów zredukował się do door to door z radiowozem :D Wpuszczenie kilku innych aut włączających się do ruchu też mi nie wiele pomogło. Na szczęście za chwilę pasy rozbiegły się jeden w lewo drugi w prawo i moim oczom ukazała się upragniona autostrada. Niestety z autostrady trzeba było zjechać na lokalną drogę i tu na moje nieszczęście pojawiła się kolejna policja tym razem jadąca za mną w sprinterze. Ograniczenie do 70 km/h daję na luz wytracam prędkość do 55 km/h patrze jak przygłup w GPS udając że coś tam weryfikuje ale niestety trzeba dodać gazu, pffffffy tego na pewno nie dało się nie zauważyć, co teraz co teraz? Widzę rondo OK nie pojadę 2 zjazdem w kierunku kolejnej autostrady tylko zakręcę się jak słoik. Ufff policja nie pojechała za mną :mrgreen: jestem uratowany i uradowany.

Oczywiście powyższy problem z wtryskiwaczami i silnikiem to niejedyna przygoda.
Podczas jazdy przepaliła się również żarówka w przednim prawym reflektorze. Duże auto to pewnie i dobry dostęp będzie 8-) Tak jasne etc. Lewa ręka wykręcona jak u pływaka płynącego kraulem albo u golkipera interweniującego w prawym okienku bramki i kręcę, gmeram no w końcu mam ... pokrywkę niczym od słoika 1,5 litrowego. Do wypięcia została jeszcze wtyczka, blaszki i do wyciągnięcia żarówka. OK mam żarówkę: made in china - normalnie CCC quality the best etc. Z racji tego że i tak już auto rzuca się w oczy to trzeba kupić żarówkę idę więc do marketu. No nic nie mają to nie Polska, gdzie każdy większy market posiada moto dział wypełniony żarówkami, pachnidełkami, olejami etc . O widzę serwis z oponami. Wchodzę pytam się po ile żarówki no te H1 i H3 po ok 5-6 € a H7 11,65 € po chwili rozmowy rabat i już mam świeżutką, nowiusieńką żaróweczkę z firmy na P. + 30% więcej światła (co w moim przypadku dawało już 130% :D) za jedyne 10 €
Więcej awarii przez te całe 9 dni jazdy już nie doświadczyłem.

Awatar użytkownika
Big Nasty
Administrator
Posty: 412
Rejestracja: 24-10-07, 22:25
Lokalizacja: UK

Post autor: Big Nasty » 23-08-15, 19:17

Super relacje MRC.

Szczerze. Forum powinno miec tez przycisk z "like it" . Kciuk w gore. Czekam na dalsze odcinki.

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11191
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Post autor: hiob » 24-08-15, 13:41

MRC, Super porównanie. Masz talent do pisania, więc pisz więcej.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Pół prawdy i g.. prawdy, czyli coś o spedycji

Post autor: MRC » 03-09-15, 12:31

Od środy 26/08/15 znowu jestem w trasie - ponownie za kółkiem "solówki"

Dziś będzie coś o pół prawdach oraz o g... prawdach o których dowiadujemy się na końcu.

Załadunek: wschodnia Francja - firma od wideł i powideł czyli wielki magazyn + coś co pokazują na Discovery w walce o magazyn (wielkie drewniane skrzynie na rzeczy osobiste). Z takiego oto miejsca odebrałem ładunek - 4 euro palety wysokie na 2 metry z osobistymi rzeczami klienta. Zza strecz'a którym wszystko zostało owinięte wyłania się widok walizek, hulajnogi, lampy, piekarnika :mrgreen: pudełek po pampersach etc. OK ładunek jak ładunek, szybkie pytanie do ładujących - gdzie będzie dostawa dom czy mieszkanie? - dom. OK dom to dom zagościł uśmiech na mej twarzy, ale zaraz zaraz gdzie jest nr posesji? - jest tylko ulica w jednej z dzielnic Brukseli. Zleceniodawca wykonał telefon do klienta i już mam nr. posesji. Przebijam się przez brukselski ring 0 od samego południa miasta zataczając niemal wielkie koło nad belgijską stolicą, a następnie wjeżdżam w uliczki przy których parkują samochody i po których jeżdżą autobusy. Na razie jest OK miejsca mam na 2 grubsze książki z każdej ze stron ciężarówki, nie ma więc stresu. GPS zaczyna mnie kierować ku fladze czyli zostały mi do przejechania ostatnie metry. Hmmm??? gdzie ten dom, gdzie te ogródki, baseny etc? Zakaz wjazdu powyżej 3,5 tony - skoro autobus może to i ja wjadę :mrgreen: , brak miejsca do parkowania - widzę 15 metrów niezagospodarowanej przestrzeni z takim przekreślonym kółeczkiem oznaczającym zakaz zatrzymywania - skoro nic tam nie stoi to ja wykorzystam to miejsce. Zakaz zatrzymywania był tylko i wyłącznie dlatego że był tam jakiś wjazd do garaży. Pochwyciwszy w dłoń CMR udałem się pod widniejący na niej nr. lokum. No niestety nie był to ani dom ani nawet blok - był to wieżowiec. Zadzwoniłem domofonem i mówię że mam 4 palety, usłyszałem że zaraz zejdę proszę poczekać. Po chwili moim oczom ukazała się kobieta, która dowiedziawszy się że mam dla niej jej rzeczy osobiste mocno się zdziwiła. Ona nie ma nikogo do pomocy, jest tylko z dziećmi (3: jedno małe i 2 starsze nastoletnie). Zaczęło się ehhhh. Telefon do Francji i dlaczego nie ma nikogo do pomocy w rozładunku, ona jest sama, a trzeba to wszystko wtaszczyć na 1 piętro. Daje mi telefon, ci od załadunku proszą by jej pomóc, ja do nich że mam 1:45 h do końca dnia pracy a muszę się jeszcze wydostać z tego miejsca gdzie taki pojazd jakim przyjechałem jest rzeczą niepożądaną. OK 1 paleta - wyciągnięta z ciężarówki, przeciągnięta po ulicy 300 metrów i pokonany pierwszy z krawężników taki mały najazdowy przy jezdni. Rozpędem go, rozpędem go wziąłem :mrgreen: Przed wejściem do klatki był znacznie gorszy krawężnik - pełnowartościowy taki na 25-30 cm. Po kilku podejściach i wzrokowej pomocy familii dla której przywiozłem te rzeczy jakoś to wtaszczyłem do klatki. Mokry od deszczu i wypompowania z siebie soków witalnych etc pędzę po 75% pozostałego na aucie ładunku. Na sam koniec po dostarczeniu wszystkiego pani stwierdziła że nie da rady wnieść do windy piekarnika i bym jej pomógł. OK złapałem za taką deseczkę która jak nie chrupnie, jak nie łupnie etc :mrgreen: no co zrobić słyszeli, widzieli to już się tego nie ukryje :-P Wniosłem to do windy i na nogach na górę, bo przestrzeń wewnątrz kabiny była zbyt mała dla nas dwojga (mnie i mojego brzucha, o piekarniku już nie wspominając). Końcowe rozliczenie - proszę podpisać cmr że towar dostarczono. Patrze, pisze i pisze coś tam ta kobieta po francusku. Co to jest ??? Tu napisałam że miało być kilku ludzi do pomocy i że nikt mi nie pomógł wnieść tego na 1 piętro - aha. A i na koniec niech pan jeszcze sprzątnie te palety na których był ten ładunek bo mnie to niepotrzebne do niczego. Oczywiście z miłą chęcią i uśmiechem na twarzy (może nie do końca) zabrałem te palety z których po tych perypetiach z krawężnikami zostały drzazgi, a mogło być z 80 zł na skupie :-( Gaz w podłogę i 3 min przed końcem czasu pracy zjeżdżam na mniejsze miasteczko kilka km od Brukseli w celu odbycia dobowej przerwy...

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11191
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Post autor: hiob » 03-09-15, 18:25

MRC, :mrgreen: Będzie ciąg dalszy?
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
Big Nasty
Administrator
Posty: 412
Rejestracja: 24-10-07, 22:25
Lokalizacja: UK

Post autor: Big Nasty » 03-09-15, 21:08

Wlasnie. Powinienes konczyc:

Cdn , etc ... ;-)

bonaldo
Administrator
Posty: 48
Rejestracja: 29-04-14, 08:56
Lokalizacja: o/Krakowa

Post autor: bonaldo » 03-09-15, 23:14

Życie kierowcy jest jednak o wiele bardziej urozmaicone niż malarstwo artystyczne widziane w szarych odcieniach :D Zostawiając u klienta po sobie miłe wrażenia, będziesz mile widziany następnym kursem z 8 paletami :lol:

Quentil
Przyjaciel forum
Posty: 28
Rejestracja: 02-02-10, 18:48
Lokalizacja: Lublin

Post autor: Quentil » 04-09-15, 11:40

Czekam na więcej ;-)

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Francja nie elegancja

Post autor: MRC » 06-09-15, 22:06

Bon (na) żur czyli coś o tanim jak barszcz w walorach drogowych kraju.

Francja kraj marzenie dla zakochanych, romantyków artystów spod pędzla, dłuta etc. Bogata historia, która przebojem zwanym Hymnem wdarła się i do naszego kraju, gdzie śpiewamy że braliśmy przykład z jednego takiego knypka co w dziwnym kapeluszu biegał i pokazywał nam jak zwyciężać mamy.
Kontynuując temat muzyczny przejdźmy w rytmy utworu w którym padają słowa że coś za nami za nami już jest co przed nami kto wie?
Preludium tego co prezentuje obecnie ten kraj przedstawia nadmorska granica z Belgią. Jadąc od północnego wschodu na próżno szukać można parkingu czy to na pauzę czy zwyczajowy odpoczynek. Tutaj sprawę "załatwili" imigranci, którzy wdzierali się do ciężarówek na parkingach i by rozwiązać ten problem władze postanowiły odgrodzić parkingi od pasa ruchu betonowymi barierami.
Kolejnym kawałkiem jaki zacytuję będzie "a po nocy przychodzi dzień". Coś takiego mogli by sobie nucić mieszkańcy miast i miasteczek oraz wsi w których pomimo elektryfikacji w wyniku której postawiono słupy, latarnie etc jest ciemno jak... jest po prostu ciemno jak we Francji. W nocy nie sposób przejechać pośród tych zabudowań inaczej niż na światłach drogowych by nie uszkodzić zaparkowanych przy jezdni aut czy nie rozjechać wszelakiego rodzaju stworków futrzasto kolczastych.
Jeśli już przy zwierzakach jestem to wspomnę o jednych takich mocno zakręconych futrzakach jakie spotkałem po drodze. Jadąc bezpłatną alternatywą wobec najdroższych autostrad w Europie czyli drogami wśród których dominują ekspresówki mające co kilka km. rondo natrafiłem na jedno takie nietypowe skrzyżowanie o ruchu okrężnym. Dojeżdżając do ronda w świetle reflektorów ujrzałem 3 a może 4 zające ew. zdziczałe króliki biegające po asfalcie, które w chwili dojazdu do nich uciekły na wysepkę. W drodze powrotnej zastałem identyczną sytuację. Nie wiem czy te zwierzaki nie wiedzą o tym że poza terytorium porośniętego krzakami i trawą ronda istnieje jakiś inny świat, czy też może jest to dla nich rodzaj animalsowej rosyjskiej ruletki w której stawką czasem jest skórka za wyprawkę.
O parkingach już było ale nie za wiele to dopiszę jeszcze że to co widnieje pod literą P oferuje najczęściej następujący standard: zatoczka 25m + czasami kosz, koniec. Jeszcze jako ciekawostkę dodam to że czasem nawet ciężarówka potrafi podskoczyć na bruzdach ziemi jaką na drogi nanoszą traktory zjeżdżające z pół, a wszechobecne śmieci przy drogach są niemal wizytówką tego kraju.

Życie tam to nie bajka...życie to film z Louis de Funès
Pamiętacie tego przezabawnego dżentelmena i jago znakomite role w komediach w których grał żandarmów? No niestety dane mi było doświadczyć tego że policja francuska niewiele różni się od tej przedstawionej pół wieku temu w tamtych komediach.
Ale po kolei dojdziemy do tego jak to było. Miałem rozładunek w centrum miasta. ( https://www.google.be/maps/@48.0169427, ... 312!8i6656 ). Ciężarówka zaparkowana naprzeciw fontanny. Miejsca między trokiem a słupkami od tryskającego wodą monumentu ok. 2,7 m. Pierwszym który zechciał poddać testowi swoje umiejętności był kierowca Actrosa w wersji wywrotka. Złożył swoje lewe lusterko, złożył i moje prawe. Przejechał - szacunek. Kolejnym śmiałkiem, który chciał sprawdzić swoje zdolności kierownicze był rodowity Francuz w rodowitym pojeździe jakim była ciężarówka z rombem na atrapie o masie całkowitej tak na oko max 7.5 tony. Jak zobaczyłem tą zdezelowaną, pordzewiałą i poobijaną z każdej strony Renówkę to wiedziałem że coś się stanie. Nie musiałem długo czekać. Szofer wymierzył swoim wzrokiem przestrzeń jaką ma do dyspozycji niczym zawodowy budowlaniec przy pomocy sznurka który zawsze pi razy drzwi ma 2 metry i ruszył. Tuż przed zrównaniem się kabin złożył swoje lewe lusterko. Moje zwierciadło też złożył tyle że burtą i w drugą stronę względem przewidzianego przez konstruktorów kierunku. Trzask pękającego szkła usłyszałem ja, ekipa rozładowująca meble i kilku siedzących w restauracji ludzi. Podbiegłem do przodu kabiny i zobaczyłem że mam zdruzgotane małe kątowe lusterko o czym zakomunikowałem sprawcy. Szofer z Reni postanowił wycofać i wszyscy widzieliśmy już w myślach jak staje na wolnym miejscu obok fontanny.

Obrazek

Niestety moje widzenie było podobne do tego podczas typowania tych złotych 6 liczb w lotto. Po cofnięciu biały troczek znikną momentalnie. Nie zastanawiając się długo podbiegłem do ludzi przebywających w restauracji prosząc ich o pomoc by powiadomili policję. Po chwili powiedzieli mi że komisariat policji jest ok. 250 m od miejsca zdarzenia. Postanowiłem pobiec tam i opisać całą sytuację. Stanąłem przed masywnymi drzwiami z jakimiś lwimi łapami czy czymś takim i zacząłem szarpać za klamkę ( https://www.google.be/maps/@48.0157284, ... 312!8i6656 ). Drzwi były zamknięte więc złapałem za tą lwią łapę i zacząłem łomotać w te drzwi. Po chwili przez okno wyjrzał policjant, który powiedział że wejście jest z drugiej strony. Pobiegłem więc na drugą stronę i udałem się do okienka dyżurnego. Co za szczęście gościu o urodzie takiej jak ludzie z Antypodów mówi po angielsku. Opisuje mu co i jak z podaniem nr. rejestracyjnych tamtego pojazdu, a on że za 20 min ktoś się zjawi. Czekam, czekam i czekam. Wreszcie jedzie policyjny peugeot 307 z 4 osobową obstawą policjantów w wieku 40+. Zatrzymałem ich i pytam się czy przyjechali na oględziny. No i się zaczęło ... rozmowa z nimi na zasadzie przybysz z kosmosu z ziemianami. Ja do nich po angielsku ci mówią do mnie coś po francusku. 2 minuty później zabrali się i pojechali. Po chwili zjawił się w stroju cywilnym policjant, któremu zdawałem relacje na posterunku. Najwyraźniej miał sjestę czy coś takiego bo wyszedł sobie na miasto, ale pomimo tego powiedział mi bym sobie przeszedł na posterunek bo już mają wszystko dla mnie. OK chłopaki skończyli zrzucać palety z wyposażeniem jednego z remontowanych butików więc poszedłem ponownie na ten posterunek. W dyżurce był teraz inny tym razem wąsiasty, szpakowaty policjant. Ten już nie mówił po angielsku. Zaczęło się. Daje mi karteczkę z ręcznie wypisanym nr rejestracyjnym (który ja im podałem) i nr. telefonu szefa firmy transportowej do której należy tamta ciężarówka. Tłumaczę chłopu że nie zadzwonię tam bo znając życie nikt tam nie mówi ani w moim narodowym języku ani po angielsku. Po 3 minutach konwersacji (albo czegoś na ten wzór) policjant poszedł do sali obok i wyciągną z niej dobrze mi znanego policjanta którego spotkałem tam za pierwszym razem oraz następnie na mieście. Słowo do słowa i okazało się że we Francji nie ma czegoś takiego jak policyjna notatka z kolizji, nie dadzą mi nr. polisy tamtej ciężarówki a wszystko to co mogą zrobić to jest przekazanie tej odręcznie zapisanej karteczki z nr telefonu do firmy do której należy ta ciężarówka. Także z góry przestrzegam w tym miejscu we Francji parkujcie swoje auta jak najdalej od miejsc w których mogą zostać uszkodzone. Wracając do tematu (i dodatkowo na miejsce kolizji :-P ) poprosiłem o pomoc ekipę dla której przywiozłem dostawę. Jeden z chłopaków w tym teamie znał francuski i w moim imieniu zadzwonił pod ten nr. tel. co otrzymałem z policji. Po ok. 5 minutowej rozmowie okazało się że najwcześniej jutro mogą zająć się tą sprawą bo nie ma tam jeszcze tego kierowcy i być może jutro z nim porozmawiają.
Było już o zakręconych stworkach, o przybyszach z kosmosu to teraz czas na mix jednego i drugiego czyli coś o samych Francuzach.
Dogadanie się z Francuzem w języku Szekspira graniczy niemal że z cudem. Chcąc dostać się do marketu zapytałem się jednego na oko 15 letniego chłopaka czy mówi po angielsku na co odpowiedział trochę po czym zadałem kolejne pytanie jak się tam dostać i jak daleko jest do marketu tu już całą odpowiedź otrzymałem po francusku za wyjątkiem ukazania 10 palców rąk co oznaczało 10 minut drogi. Kolejnym bardzo ciekawym w moim odbiorze człowiekiem był kierowca ciężarówki na terenie jednej z firm w której miałem załadunek. Posługując się onomatopeicznym językiem z wyziewem z ust przypominającym płukanie zębów bardzo mocnym % płynem do higieny jamy ustnej finalnie nic się od niego nie dowiedziałem.
Nie wiem komu podoba się ten kraj i co w nim ludzie widzą, ale jak dla mnie jest to mocno przereklamowany kolos (terytorialny, ludnościowy) na glinianych nogach.
Ostatnio zmieniony 07-09-15, 10:13 przez MRC, łącznie zmieniany 4 razy.

bonaldo
Administrator
Posty: 48
Rejestracja: 29-04-14, 08:56
Lokalizacja: o/Krakowa

Post autor: bonaldo » 07-09-15, 10:39

Po takich relacjach z trasy jak Twoja z Francji chyba coraz bardziej zaczynam rozumieć protestujących co chwilę kierowców tego kraju. Nie chcę tutaj narzekać i biadolić ale Polscy przewoźnicy czasami jak widać traktują kierowcę jak MacGyvera który sobie poradzi sam w każdej sytuacji biorąc ładunki za dużo mniejsze pieniądze zupełnie nie patrząc na to co, gdzie, kiedy, i w jakich warunkach ma być dostarczone. Dodatkowo jak widać jesteśmy traktowani jako piąte koło u wozu jeżeli szukamy pomocy Policji, a pewnie priorytetowo jeżeli chodzi o kontrole. Jakoś nie bardzo mogę w to uwierzyć aby wystarczyło podać telefon do Twojego szefa gdybyś swoją gwiaździstą maszyną uszkodził piękny rombowóz :-)
No ale o czym były by Twoje relacje z tras gdyby życie kierowcy polegało tylko na kręceniu kierownicą po autostradzie :-) coś się musi dziać aby jeden mógł się śmiać a drugi trochę pomarudzić i popłakać :D
Pozdrawiam :-) Szerokiej Drogi....

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Parkingi i załadunek w RFN bez tabu.

Post autor: MRC » 13-09-15, 14:44

Gdzieś w południowo-wschodnich Niemczech... nieopodal fabryki BMW.

W poszukiwaniu miejsca odpoczynku na sobotni wieczór i niedzielną pauzę wjechałem na stację z muszlą w logo (co to by im reklamy nie robić). Po kilkunastu minutach podszedł do mnie pracownik stacji i po polsku poinformował mnie że za dobowy postój będzie pobrana opłata w wysokości 10€ w ramach której 5€ będzie można przeznaczyć na jakieś tam nie najsmaczniejsze jedzenie jakie tam serwują. Pomyślałem sobie - yhy jasne już tam zostanę. Cwaniak z RFNu zatrudnił sobie polskiego pracownika i ściąga kasę z kierowców z wschodnich kresów UE w miejscu gdzie nie ma ani słowa o tym że na stacji obowiązuje płatność za postój. Dodatkowo stacja oferowała wi fi ale za opłatą... Nie zastanawiając się długo wsiadłem za kierownicę i skierowałem się w stronę fabryki BMW. Tam również nie znalazłem miejsca, więc pojechałem na autostradowy parking na bodaj 79,5 km. Parking był odnowiony i z zewnątrz wyglądał całkiem obiecująco. Po zajęciu miejsca parkingowego postanowiłem zrobić rekonesans, gdy nagle na parking zajechała błękitna skoda octavia, która po początkowym zatoczeniu kilku kółek między ciężarówkami zatrzymała się na miejscu dla niepełnosprawnych. Z owej skody wysiadło dwóch brzuchatych jegomości w wieku ok. 50 lat. Kierowca i jego kompan postanowili rozejrzeć się między zaparkowanymi na stacji pojazdami. W pierwszej kolejności pomyślałem sobie że są to złodzieje, jednak jak się później okazało byli to... Byli to łowcy parkingowych okazji, ludzie na których lepiej się nie nadziać bo im podobni zostali zrównani z ziemią w Sodomie i Gomorze etc. Stałem tam sam - 2 m od ciężarówki i zastanawiałem się czy wziąć klucz do kół w ręce czy coś innego by wybić im z głów ewentualne niemoralne propozycje, ale najprawdopodobniej albo mieli respekt wobec mej osoby która wyłaniając się z półmroku przybrała nie najsympatyczniejszy wyraz twarzy w odniesieniu do ich person krążących jak nachalne komary albo po prostu nie byłem w ich typie.

Kolejny parking też gdzieś w RFN tym razem w części centralno-zachodniej.
Kładąc się spać przed północą nie mogłem się spodziewać tego co mnie obudzi nad rankiem. Zanim budzik zaczął dzwonić przebudziłem się słysząc rodzimy język. No może rodzimy to trochę nietrafne określenie ale w każdym bądź razie coś co miało polski wydźwięk. Powietrze niczym kule na wojnie przeszywały kolejne o k... ja p... etc. Normalnie wiązanka jakich mało. Postanowiłem otworzyć właz i wyczołgać się na zewnątrz kurnika. Po otwarciu drzwi ciężarówki i udaniu się w stronę toalety spotkałem 2 rodaków. Jeden z nich niczym dzik w poszukiwaniu żołędzi czy też dżdżownic orał okoliczną florę składającą się w głównej mierze z kępek trawy drugi coś tam rozgarniał butem. Po podejściu do nich dowiedziałem się że podczas zabiegu higienicznego jakim jest mycie rąk jeden z nich w czasie suszenia dłoni polegającym na strzepywaniu resztek wody energicznymi ruchami zrzucił sobie z palca obrączkę, która odbiwszy się od chodnika poleciała gdzieś... prawdopodobnie gdzieś tam gdzie szukał. Determinacja z jaką to robił spowodowała to że wiele źdźbeł trawy straciło na długości a wiele korzonków wyszło na powierzchnię. Włączyłem się do poszukiwań ale po kilkuminutowym przeczesywaniu zdeptanego terenu zasypanego trawą i ziemią stwierdziłem że te ostatnie 20 minut przed odjazdem poświęcę jednak na odświeżenie samego siebie.

Do widzenia, do widzenia (Auf Wiedersehen)!!!

Hamburg. Miejsce załadunku nieznane. W celu pozyskania dokładnych informacji o załadunku dostałem wytyczne że mam się udać pod jeden ze wskazanych adresów. OK jadę pod ten adres, a tam piękne szklane biurowce i spore braki względem miejsc parkingowych. Zaparkowałem i wiedząc że obowiązuje tam płatność za postój postanowiłem wszystko załatwić na jednej nodze pozostawiając ciężarówkę na awaryjnych (motyw niczym z Alternatyw 4 w scenie z dźwigiem :D ) . Czas start. Wbiegam do budynku, szybki rzut oka na tablice informacyjne odnoście umiejscowienie firm - jest, tylko dlaczego na ostatnim 6 piętrze? Dobiegam do windy i czekam, czekam - nie ma czasu. Trzeba biec po schodach, biec to biegłem ale do 2 piętra teraz już wchodzę, wczłapuję się, OK zziajany jak rex czy azor wchodzę do biura. Po 5 minutach rozmowy (i zabraniu 2 firmowych długopisów z których ani jeden nie działał jak się później okazało) otrzymuje lieferschein z danymi n/t załadunku.
Jadę do portu skąd mam odebrać załadunek pochodzący z Chin. Po wejściu do biura czuje się jak za PRLu. Wewnątrz same ... same osoby słusznej postury w tym jedna pani w okularach z naturalnym żelem na włosach. W chwili gdy wszedłem akurat konsumowali posiłek (nie wiadomo czy to był początek czy byli w trakcie czy dobiegało to ku końcowi). Dowiedziałem się że mam czekać i dadzą mi znać co jak i kiedy. Do 16:00 mamy czas. Czekam, czekam mijają minuty, 45 min odpoczynek wykręcony, następnie jedna z dwóch części dobowej dzielonej pauzy (3+9) się nakręciła a więc już 3 godziny stania mam za sobą. Potem doszło do tego jeszcze 1,5 h. Dowiedziałem się że towar sam sobie odprawię a oni mi załadują to co jest na magazynie. OK. 11 palet na aucie więc idę po stemple (pieczątki) do CMRki. Wchodzę podaję CMR do podbicia i co słyszę? - Auf Wiedersehen !!! Auf Wiedersehen !!! Oni już nie pracują i mam się stamtąd wynosić. Z tym co miałem tzn. z fakturami zakupowymi i dokumentem magazynowym że zostałem załadowany o tej i o tej godzinie pojechałem pod Zoll'a po dokument T1. Na szczęście po drodze nie miałem żadnej kontroli więc powyższy temat szczęśliwie się dla mnie zakończył.

skrzydlaty
Przyjaciel forum
Posty: 1189
Rejestracja: 09-03-10, 19:43
Lokalizacja: Polska

Post autor: skrzydlaty » 13-09-15, 15:09

Co to jest CMR i T1?

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Post autor: MRC » 13-09-15, 15:38

CMR to dokument transportowy. Kilka kartek z kalką na których umieszczane są m.in. dane odnośnie tego co przewozimy tj. np. ilość palet, waga ładunku etc. Dodatkowo obligatoryjnie info n/t nadawcy, odbiorcy miejsc załadunku, rozładunku, przewoźnika etc. T1 to dokument otwierający proces clenia towaru na tym to ja do końca się nie znam ale coś na ten wzór to będzie

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

22+45

Post autor: MRC » 01-10-15, 16:37

Pauza z policją w tle.

Z czym Wam kojarzy się niemiecka autostrada? Z idealnie gładkim asfaltem, nielimitowaną prędkością maksymalną, ładem i porządkiem? Mnie kojarzy się z tym że w weekendy i w godzinach powrotów ludzi z pracy będę tam SzTAU. STAU (korek) obok Umleitung (objazd) to najbardziej znienawidzone słowa przez kierowców. Podczas piątkowej jazdy przez południowo-wschodnie Niemcy zarówno drogowcy jak i kierowcy nie zawiedli i za ich wspólną przyczyną utknąłem w kilku zatorach drogowych. To wszystko sprawiło że po rozładunku w okolicach Norymbergi zostało mi ok. 17 minut jazdy podczas to której musiałem znaleźć sobie miejsce postojowe. Po kilku minutach jazdy znalazłem market z pięknym zatokowym parkingiem z którego nikt nie korzystał. Ciężarówka zaparkowana, market otwarty więc udałem się na zakupy. Po powrocie do wnętrza pojazdu zaopatrzony w niezbędne artykuły spożywcze przystąpiłem do ich konsumpcji po czym poszedłem spać. Nad ranem przebudził mnie jakiś dziwny odgłos dobiegający z lewej strony. Nośnikiem hałasu był pociąg, który co kilka sekund "dawał po fanfarach". Zachowanie maszynistów kontrastowało nieco z polityką mieszkańców pobliskiej miejscowości wobec kierowców ciężarówek, którzy na jednej z ulic po której jeszcze kilka godzin temu jechałem otrzymali od nich prezent w postaci zakazu poruszania się pojazdów ciężarowych w godzinach wieczornych, no ale najwyraźniej tubylcy byli fanami pociągów a nie wysokotonażowych klekoczących diesli poruszających się po drogach.
Poranek pomimo tego że nieco chłodny to jednak był piękny. Góry otoczone zewsząd mgłami prezentowały się bajecznie w promieniach wschodzącego słońca.

Obrazek

Piękne było również to co miałem w zasięgu zarówno swoich oczu jak i nóg. Był to szczyt, szczyt załatwienia moich potrzeb fizjologicznych.

Obrazek

Niestety to co widziałem (ta mała niebieska budka w prawym rogu) było po bliższym podejściu niczym fatamorgana na pustyni a to wszystko za sprawą ogrodzenia. Nie pozostało mi nic innego jak udać się w przeciwną stronę i załatwić sprawę w innej przenośnej toalecie która była oddalona o ok. kilometr drogi od miejsca w którym stałem. Tak jak pomyślałem tak i poczyniłem.

Obrazek

Ledwie jednak uszedłem 250-300 m a mój wzrok przykuło bmw kombi w kolorze srebrno-zielonym z napisem polizei. Mając przeczucie graniczące z pewnością że funkcjonariusze jadą przywitać mnie jako ostatnio przybyłego tam turystę postanowiłem powrócić do ciężarówki. Będąc ok. 50 m przed pojazdem zauważyłem bmw stojące przed maską mercedesa oraz idącego w moim kierunku policjanta. Wyszczerzywszy zęby jak ratlerek podczas wizyty listonosza uśmiechnąłem się w stronę ubranego w zielony mundur stróża ładu oraz porządku i powiedziałem mu że domyślałem się że przyjechał w mojej sprawie. On natomiast poprosiwszy mnie o dokument tożsamości zasiadł na miejscu pasażera obok kolegi z pracy i szczelnie zamkną okno by żadne poufne informacje przekazywane z centrali nie wyszły poza obręb bawarskiego pojazdu. Po zweryfikowaniu moich danych osobowych otrzymałem swoje prawo jazdy, a policjanci odjechali.

Z racji tego że co się odwlecze to nie uciecze to ile sił w nogach pobiegłem w stronę z której mnie kilka minut wcześniej zawrócono. Ufff udało się. Nauczony doświadczeniem sprzed kilkunastu minut że tzw. życzliwych ludzi tam nie brakuje dokonałem rozeznania wizualnego poprzez tzw. otwory wentylacyjne.

Obrazek

OK droga wolna można wracać do ciężarówki.

Mój postój wypadł vis a vis myjni bezdotykowej samoobsługowej dzięki czemu dowiedziałem się kilku nowych rzeczy. Wiejący co jakiś czas w moją stronę wiatr niosący ze sobą drobinki wody, detergentów i nie wiadomo czego tam jeszcze uświadomił mi jak czuje się np. widelec w zmywarce.
Za sprawą licznie zjeżdżających się w godzinach od 11 do 16 pojazdów zweryfikowałem też trendy modowe i opinie o urodzie kobiet z tej strony globu. Co do odzieży to nie wszyscy poddali się modzie na termoaktywne ubrania tak mocno propagowane przez jeden z dyskontów określający się mianem mądrego wyboru. Stary dobry trój-paskowy dresik nadal ma się świetnie, do tego sandały obligatoryjnie ze skarpetą.
Kobiety które odwiedzały to miejsce można podzielić na kilka kategorii. Jednak jedną wspólną cechą dla nich wszystkich było to że były niezwykle oddane myciu pojazdów. Jeden chłopak przywiózł swoją dziewczynę tylko po to by wymyła jego auto w czasie kiedy on pokazywał jej niedoczyszczone miejsca zaciągając się dymkiem z kolejnego cigaretta. Wśród kobiet które nawiedziły to miejsce była jedna zjawiskowo piękna dwudziestoparoletnia posiadaczka vw lupo ale jej obecność zdaje się była tym wyjątkiem potwierdzającym regułę. Moją uwagę przykuła też wyjątkowo egoistyczna pani no bo jak nazwać osobę która kupuje samochód ze swoją podobizną na atrapie chłodnicy? Ta w mej ocenie samolubna pani z roztrzepanymi włosami w każdą stronę i nosem niczym klamka od zakrystii przyjechała samochodem koncernu vw produkowanym w Czechach.

CDN
Ostatnio zmieniony 02-10-15, 11:20 przez MRC, łącznie zmieniany 3 razy.

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Post autor: MRC » 15-11-15, 14:07

Ciąg Dalszy Następuje

Podczas tego mojego postoju miały miejscu jeszcze dwa zdarzenia godne odnotowania w niniejszej publikacji.
Pierwszym z nich było pojawienie się vw caddy w żółtych barwach z napisem poczta. Z tego pojazdu wysiadła śliczna pani listonosz. Posiadająca piękny uśmiech którego dopełnieniem był blask śnieżnobiały zębów oraz figurę modelki, kobieta ta skupiła na sobie nie tylko uwagę mojej osoby ale i właściciela pobliskiego warsztatu i myjni. Po uniesieniu ku górze klapy bagażnika przez panią listonosz ruszył w jej kierunku szef kompleksu budynków do którego zaadresowana była przesyłka. Ten mający po 60 mężczyzna gwałtownym ruchem wyciągną i postawił do pionu około 140 cm wysokości paczkę którą przywiozła ślicznotka z poczty nie szczędząc jej przy tym zalotnych uśmiechów.
Drugim zdarzeniem mającym tam miejsce była "przyjacielska" uwaga od roznegliżowanego pozbawionego koszuli Niemca który podjechawszy do mnie swoim zielonym T4 obwieścił mi że stoję w miejscu gdzie max postój wynosi 2 godziny. Na znaku rzeczywiście było takie info ale pod nim widniała też informacja że dla kogoś kto w moim mniemaniu jest klientem sklepu parking jest za darmo więc ciężko zinterpretować o co "stawiaczowi znaków" chodziło:
Obrazek

Z tego miejsca odjechałem po 22 godzinnym postoju (odpoczynek dzienny + oddając to co było do oddania ze skróconego odpoczynku tygodniowego mającego miejsce 2 tyg. wcześniej) i udałem się na autostradowy parking Parkplatz Regnitztal - Eggolsheim w celu odstania 45 godzinnego odpoczynku tygodniowego.
W związku z tym że przybyłem tam kiedy słońce wznosiło się jeszcze wysoko na niebie to nie mogłem się spodziewać tego co przyniesie wieczór. Zmrok przyniósł ze sobą coś czego nie można zaliczyć do wielce odkrywczych zjawisk czyli po prostu ciemność. Ciemności tych jednak nie rozproszyły latarnie znajdujące się na tym parkingu. Na skutek oszczędności coraz to więcej niemieckich parkingów pogrąża się w ciemnościach, a ten okazał się być jednym z nich.
Z nastaniem niedzielnego poranka postanowiłem zrobić rozeznanie po okolicy. Moim współtowarzyszem w eksploracji terenu został Piotrek - kierowca z Mazowsza. Po kulturalnym otwarciu autostradowej furtki znajdującej się w przerwie pomiędzy okalającym ten teren ogrodzeniu weszliśmy do lasu. Po przejściu terenu zalesionego wyszliśmy na drogę która wiła się wokół pól i łąk. Zarówno po jednej jak i po drugiej jej stronie co jakiś czas ukazywała się pozostałość po odległej przeszłości kiedy to obsadzało się szlaki komunikacyjne dającymi cień i pożywienie drzewami owocowymi.

Obrazek

Korzystając z tego że była pełnia sezonu ich owocowania to pozbierałem małe co nieco zarówno do swego brzucha jak i na wynos.

Obrazek
Powyższe foto przedstawia improwizowanego dziadka do orzechów oraz to co udało mi się donieść do ciężarówki (gruszkami i większością śliwek zaopiekowałem się na miejscu)

Po przejściu ok. 1,5 km dotarliśmy do miejskich zabudowań. Przemierzywszy kolejne kilkaset metrów stanęliśmy przed tablicą informacyjną opisującą pobliskie atrakcje historyczno-turystyczne. Obok tej tablicy znajdowała się pierwsza z nich czyli dom obłożony pruskim murem z przejazdem w samym środku, a nieopodal niego rosły zrzucające owoce orzechy: laskowy i włoski.

Obrazek


Drugą z atrakcji którą również postanowiliśmy naocznie zobaczyć była śluza. Nim tam jednak dotarliśmy zrobiliśmy rundkę wokół kanału płynącego przez sam środek miasteczka i odwiedziliśmy kościół przed którym rosły wielkie owocujące grusze. Odkryliśmy również że w mieście znajduje się niezabezpieczone łącze wi fi z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Kierując się ku drugiej z atrakcji natrafiliśmy na pomniki upamiętniające ofiary I i II WŚ które to uświadamiły nam że nie tylko ginęli tam oprawcy noszący mundury ale również poległo tam całkiem sporo ludności cywilnej w tym i małoletnich.

Obrazek

Obrazek

Po kilku dziesięciominutowym spacerku udało nam się dotrzeć tam gdzie kiedyś tętniło życie śródlądowej żeglugi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W drodze powrotnej odkryliśmy zdecydowanie krótszą (alternatywą) drogę umożliwiającą dostanie się do naszych pojazdów. W tym przypadku należało rozpędem pokonać rów po czym przekroczyć żelastwo stanowiące konstrukcję mostku autostradowego i już byliśmy w "domu".
Obrazek

Po odbębnieniu 45 godzinnego postoju w tym miejscu udałem się na załadunek. Dojeżdżając na miejsce okazało się że magazyn był już zamknięty i nie pozostało mi nic innego jak zaparkować troka i udać się na nocleg. Nim jednak się położyłem to zrobiłem toaletowy rekonesans. Idąc drogą ku WC znalazłem automat z ciepłymi napojami w cenie 0,45 €. Ciesząc się już na samą myśl że zaraz w moich rękach, a następnie w żołądku spocznie ciepła czekolada wrzuciłem kasę do maszyny. Po chwili maszyna siknęła płynem, myślę sobie OK dysze się czyszczą będę miał napój pierwszej klasy, ale ten przelot cieczy o brązowym kolorze i zapachu czekolady trwał nieco dłużej niż fuchnięcie technologiczne. Jak się okazało karteczka przyklejona na maszynie, którą pierwotnie zignorowałem poprzez wrodzoną niechęć do germańskiego oznaczała w przełożeniu z języka niemieckiego na polski że automat nie wydaje kubków i należy podłożyć swoje własne naczynie :-x
Tak oto się zakończył mój ostatni epizod na niemieckiej ziemi.

ODPOWIEDZ