Moje pierwsze kilometry...

Opisy i zdjęcia amerykańskich trucków i fotoreportaż z mojej podróży dookoła Stanów Zjednoczonych. Zapraszam, miejsca sporo. :-D
MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Moje pierwsze kilometry...

Post autor: MRC » 31-07-15, 08:39

Podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami n/t tzw. europejskiej trokerki.
Przez ostatnie kilkanaście dni żyłem na kołach przemierzając tranzytowe kraje europejskie.

Początki czyli tacho(graf).

Przed wyruszeniem w trasę trzeba zainstalować kartę w czytniku (dla cyfrowego tacho). Jak się to robi pierwszy raz to lepiej zapytać się kogoś bardziej doświadczonego albo obejrzeć film instruktażowy na yt. Podstawowym kryterium na dzień dzisiejszy jest 9 godzin jazdy (ew. 10) i tzw pauzy po max 4:30 godzinach jazdy w tym dobowa 11 h lub 9 h skrócona oraz tygodniowa 45 h lub 24 h skrócona. Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem to wyświetlacz tachografu + wyświetlacz między zegarami (komputer pokładowy) w samochodzie po upływie 4 godzin 15 minut jazdy poinformuje nas o zbliżającej się wymaganej prawem przerwie. Dlaczego napisałem zgodnie z planem, a dlatego że czasem można się zagmatwać w tym wszystkim.
Cały widz z jazdą na tacho polega na tym by zliczany był aktywny czas jazdy a więc tylko wtedy gdy kręcą się koła w pojeździe. Jeśli staniemy w korku to kółeczko z kropką w środku czyli symbol kierownicy zamieni się na młotki czyli pracę, wyłączając natomiast silnik tacho przejdzie w tryb łóżka czyli odpoczynku - pauzy. I tu właśnie rodzi się problem. Robiąc sobie pauzy zamierzone czy nie np. na tankowanie (zalanie kilkuset/ czy prawie 2000 litrów paliwa + poczekanie na wypisanie fv skorzystanie z wc i 15 min mija jak nic) czy podczas rozładunku i nie wbijając młotków może się okazać że dotychczasowy 2 czy 3 godzinny czas jazdy się wyzerował. Tachograf zliczył sobie przerwy (można zrobić dzieloną 15+30 min) i zaliczył nam w ten sposób 45 min obowiązkowej pauzy. Widząc coś takiego lepiej zrobić sobie wydruk lub wejść w pozycję wyświetl dane kierowcy z ostatnich 24h i sprawdzić ile zrobiliśmy z przysługujące nam puli 9 lub 10 godzin (wydłużony czas) kręcenia kółkiem. W telegraficznym skrócie to by było na tyle na temat początków z tachografem.

Ładunek.
W zależności od rodzaju przestrzeni ładunkowej (plandeka, silos, kontener, izoterma etc) mogą być różne rodzaje zabezpieczenia ładunku. Ja np. poruszałem się czymś wyglądającym jak izoterma co było pozbawione cybantów w podłodze (tych oczek do mocowania haków od pasów) i jedynym rodzajem zabezpieczenia były drążki rozporowe (takie rurki aluminiowe z gumowanymi stopkami u góry i na dole i taką zapadką umożliwiającą rozciągnięcie ich na wymaganą długość).
W przypadku przewożenia wymiarowych palet tak że zostaje po bokach po max 10 cm a wszystko dolega do ściany przedniej przestrzeni ładunkowe i jest zabezpieczone np tymi drążkami rozporowymi to sprawa wygląda książkowo i wzorowo. Sprawa się komplikuje jak mamy nieregularny ładunek nie ma czym go spiąć a owe drążki stanowią tylko pro formę. Każde ostrzejsze hamowanie będzie się wówczas kończyć przemieszczaniem ładunku a tym samym jego deformacją - zniszczeniem.
Mając windę trzeba też pamiętać by przy rozładunku z użyciem wózka widłowego opuścić pojazd na poduszkach (zespół sterujący przy fotelu kierowcy z takim spiralnym przewodem jak przy stacjonarnych telefonach albo bezpośrednio umiejscowiony przy końcu pojazdu w okolicach tylnej osi - sterowanie grzybkami etc) na sam dół w innym wypadku możemy uszkodzić np tylne lampy (widlak podjeżdża najeżdżając częściowo na windę podnosi np. paletę a ciężarówka w czasie podniesienia ładunku podskakuje do góry w wyniku czego winda uderza w np. tylne lampy)

45 na parkingu.
Nie ma to jak odpoczynek,zasłużony po ciężkiej fizycznej (rozładunki i załadunki) i psychicznej (koncentracja podczas prowadzenia pojazdu, pilnowanie tacho, wypisywanie cmr i innych papierów) pracy. Dla "normalnych" pracowników odpoczynek po pracy = łóżko w domu. W przypadku jazdy ciężarówką nie ma łóżka i nie ma domu. Jest kabina i kilka/ kilkanaście kół nad ziemią.
Z racji tego że trokerka to nie wyjazdy turystyczne to nie ma co liczyć na zatrzymanie się w urokliwym miejscu w celu zrobienia fotki i wszamania wcześniej przygotowanego posiłku. Wyznacznikiem miejsca postoju dla kierowcy ciężarówki jest czas, a czas bywa przewrotny - wypadki, korki i trzeba zjeżdżać gdzie się tylko da.
Tzw cywilizowane parkingi.
Jeśli nam się uda to dojedziemy na parking na którym są wyznaczone miejsca postojowe a pobliskie budynki oferują wodę i WC (na zachodzie na pompach czyli w żargonie na stacjach płatne po 0,70€) Taki parking z racji występowania na nim stacji paliw i sieci z fast foodem posiada kamery, jednak mimo tego i tak tam kradną (ładunki, paliwo, rzeczy z kabiny) o czym informują m.in. rozwieszone przez policję karteczki :roll:
Z racji płatnego WC kierowcy załatwiają swoje potrzeby na tzw koło albo trawkę. Nie trudno sobie chyba wyobrazić jak ładnie pachnie na takim parkingu w środku lata a i podczas innych pór roku również. Dodatkowym uatrakcyjnieniem naszego pobytu może stać się zaparkowany tuż obok zestaw przewożący coś wymagającego głębokiego chłodzenia. Jeszcze fajniej się robi jak z jednej i drugie strony parkują takie chłodnie. Wtedy mamy stereo w buczeniu i zapach spalin które to nie są oczyszczane tak jak te wychodzące z rur wydechowych pojazdu. Na takich parkingach nie brakuje też gryzoni - myszy, szczurów i innych zwierzątek żywiących się tym co pozostawiają po sobie kierowcy. Dodatkowo ostatnio widziałem ostrzeżenie o takich włochatych gąsienicach spadających z drzew. Generalnie robota nie dla alergików i tych uczulonych na kontakt z przyrodą ożywioną - żądła stworów latających, ugryzienia, ukąszenia etc.

Tzw. dzikusy.
Parkingi zwane dzikusami to odrębna kategoria. Na tych parkingach poza koszem a czasem nawet i jego brakuje nic nie znajdziemy (no może poza stertami śmieci). Tutaj to już naprawdę i śmierdzi i niebezpiecznie się robi ale cóż zawód kierowcy to nie praca dla National Geographic.

Dominik

Post autor: Dominik » 31-07-15, 14:48

Dobry tekst, przyjemnie się go czytało. Czekam na więcej :-)

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Ruszamy

Post autor: MRC » 01-08-15, 19:28

Samochód zatankowany, GPS nastawiony (wersja dla dużych z ograniczeniami tonażowymi, dł. pojazdów, naciskami na oś etc) można ruszać.

Ad blue
Po kilkuset km. jazdy wyskoczyło ostrzeżenie na komputerze pokładowym o dotankowaniu pojazdu cieczą o nazwie Ad blue. Z racji tego że ten przeźroczysty płyn pozostawiający paskudny osad przypominający zakamieniałe rury nie jest dostępny od ręki na każdej ze stacji paliw to musiałem się nieco najeździć by go zakupić. Ad blue można zatankować z dystrybutora - pistolet z wąskim wejściem lub zakupić w baniaku np. 10 litrowym i bawić się we wlewanie go za pomocą dołączonego lejka nakręcanego na gwint po odkręconym korku. Średnie zużycie ad blue to ok. 1l/100 km.

Via toll
Oprócz nawigacji, szyby m.in. ciężarówek ozdabiają niewielkie pudełeczka emitujące krótkotrwałe sygnały dźwiękowe podczas przejazdu pod bramownicami. W Polsce mamy via toll ale podobne rozwiązania są na południu od naszego kraju. Jedno piknięcie - jest super (dla pobierających opłatę oczywiście :mrgreen: bo nasze konto niczym konto telefonu na kartę jest mocno zasilone) dwa piknięcia trzeba szukać stacji paliw i zasilić konto, cztery piknięcia to już jest koniec nie ma już nic.

CB
Mobile jak tam ścieżka na.... U nas kanał 19 a po przekroczeniu granicy RP przebijamy się ku górze na kanał 28.

Cel wyprawy - dostarczenie towaru do UK. Epizod z nielegalnymi imigrantami
UK - Anglia, nie da rady dostać się tam inaczej prowadząc jakikolwiek pojazd jak na pokładzie promu albo na kołach pociągu w Eurotunelu. O ile przejazd tranzytowy przez kraje europejskie nie należy do niczego szczególnego, o tyle samo przejechanie ostatnich 100-150 km od miejsca połączenia promowego czy kolejowego z UK to już prawdziwy survival.
GPS nastawiony na konkretny cel w Anglii - wrzuciłem kod miejsca dostarczenia przesyłki bo w przeciwieństwie do większości krajów UE system kodowy w UK to świetna sprawa i namierza nam wszystko z super dużą dokładnością graniczącą z podaniem współrzędnych gps. Wjeżdżam do Calais - miasta na północno-wschodnim wybrzeżu Francji.Jadę, jadę i mijam znak z symbolem promu ??? - chyba to nie tak miało być. GPS chce mnie wyprowadzić na połączenie kolejowe. OK zjeżdżam z trasy, widzę lorę i kierowcę wewnątrz - Litwina. Wymiana kilku zdań i obieram kierunek na przeprawę promową. Wjeżdżam na spore rondo pod autostradą i widzę grupki nielegalnych imigrantów. Postanowiłem że zatocze jeszcze jedno kółeczko by być w ruchu a nie zatrzymywać się przed pasami w celu przepuszczenia ich - po co prowokować wdarcie się ich do samochodu czy przestrzeni ładunkowej. OK runda honorowa wykręcona, droga czysta - kierunek prom. Widzę zjazd z autostrady, wrzucam kierunkowskaz i z uśmiecham zjeżdżam ku nabrzeżu. Po drodze mijam radiowóz z policjantami i myślę sobie e no porządek musi być czyli państwo czuwa i pomaga kierowcom. Dalej widzę po prawej stronie miasteczko namiotowe rozbite niczym na stepie albo terenie ogródków działkowych. Białe, niebieskie etc namioty zaczynają powoli niknąć w zachodzącym słońcu. W tym że jestem bezpieczny utwierdza mnie widok znajdujących się z obu stron drogi podwójnych ogrodzeń zakończonych skręconym drutem kolczastym - jedno na ok. 220 cm drugie jeszcze wyższe wspinające się sporo ponad 3 metry wysokości. Docieram do tzw. rajek czyli białych linii wyznaczających tor jazdy pojazdów ustawiających się w kolejce na prom. Mam nieco czasu wysiadam z kabiny i zamieniam kilka słów z rodakami stojącymi w kolejce. Ku swojemu zdziwieniu dowiaduje się że celem postoju policji nie było chronienie nas przed mieszkańcami pola namiotowego a niedopuszczenie do tego by starzy wyjadacze zza kółka przykozakowali z wjazdem na prom kierując się drogą dla pojazdów osobowych a potem odbijając ku przeprawie dla ciężarówek. Kawalkada pojazdów sunąca ku promowi ruszyła po 2 godzinach postoju. Przejechaliśmy kilkadziesiąt metrów i pauza. W sumie dojazd na prom, który był w zasięgu ręki trwał ok. 6 godzin. Ale zanim wjechałem na prom to po przejechaniu ostatniego zakrętu i wyjazdu na prostą moim oczom ukazał się widok można by rzec świecących się w ciemnościach oczu. To była grupka kilkunastu nielegalnych imigrantów z krajów afrykańskich szukających transportu za free do UK. Ci początkowo wyglądający na obserwatorów ruchu pojazdów w porcie ludzie nagle się poderwali i zaczął się kocioł z ich udziałem. Bezbronni stojący jeden za drugim kierowcy stali się celem dla nich. Nagle w pojeździe przede mną otwarły się wrota przestrzeni ładunkowej - palety ustawione od podłogi po górę plandeki zniechęciły jednak do zajęcia przestrzeni ładunkowej. We wstecznym lusterku widzę Czecha jadącego Iveco o DMC 7,5 t z podpięta przyczepą wijącego się niczym wąż i nastroszonego jak kot w obliczu ataku rottweilera. Tym ciągłym ruszaniem w przód i tył nasz sąsiad zza południowej granicy dość skutecznie bronił się przed wdarciem się imigrantów na auto do tego stopnia że podeszli do kabiny i gestem pukania się w czoło pokazali mu co o tym myślą. Imigranci gdzieś zniknęli a moim oczom ukazał się widok tzw. stodoły czyli wysokiego budynku w którym weryfikuje się pojazdy na obecność nieproszonych gości i 2 ustawiaczy pojazdów którzy pokazywali gdzie zjechać. Mnie skierowano na sprawdzenie w tzw. stodole inni pojechali bokiem prosto do odprawy. Stojąc przed stodołą po kilku minutach zapaliło się zielone światło i otwarła się brama wjazdowa. Dwoje ludzi znajdujących się wewnątrz budynku poprosiło o wyjście z pojazdu i otwarcie przestrzeni ładunkowej. Weryfikacja wzrokowa OK, OK jechać. Będąc zmęczonym - była to ok.1 w nocy nie uświadomiłem sobie że nie dostałem żadnego kwitu potwierdzającego te powierzchowne praktyki którym zostałem poddany. Następnym punktem w drodze ku promowi było podjęcie biletu, który to zawczasu zabookował spedytor poprzez internet na konkretny nr rejestracyjny i nazwisko. Tutaj zapytano mnie jeszcze o CMR czyli dokument przewozowy zawierający m.in. dane o towarze który mam na aucie. Z tego dokumentu wpisano wagę ładunku dodając ją do masy pojazdu. Kolejny budynek to już strona angielska i okazanie dowodu osobistego. Koniec formalności kieruje się na rajkę o konkretnym numerze widniejącym na bilecie. Wychodzę z kabiny i widzę patrol 3 osobowy z psem. Koniec formalności.

Podsumowanie pobytu w Calais.
To co pokazują francuskie służby to pic na wodę, fotomontaż. W obliczu kilku tysięcy imigrantów czekających na możliwość przedostania się na drugą stronę morza nie robi się nic by zapewnić bezpieczeństwo podróży ludziom znajdującym się nie tylko w porcie ale i tym mieszkającym w pobliżu miasta. Sytuację która ma tam miejsce można porównać do posiadania sąsiada pijaka. Mając takiego lokatora w pobliżu domostwa czekamy tylko momentu gdy zaszkodzi mu kolejna dawka alkoholu i zejdzie sobie z tego świata. To samo zdają się czynić tamte służby. Zostawmy imigrantów samym sobie a może problem sam się rozwiąże. No i problem się rozwiązuje. Codziennie kilkunastu kierowców ma przez to problemy. Wdzierający się do pojazdów imigranci nie tylko niszczą konstrukcje pojazdów - np. tną plandeki ale i uszkadzają ładunki - poprzez podjadanie przewożonej spożywki całe ładunki idą do utylizacji. Dodatkowym bonusem dla kierowcy który nie zabrał potwierdzenia weryfikacji pojazdu (wcześniej wspomniana stodoła bez RTG - jak by był rentgen to kazano by nam opuścić pojazd i udać się do specjalnego pomieszczenia chroniącego nas przed promieniowaniem, a tak to mamy tylko pobieżną wzrokową weryfikacją) może być postawienie mu zarzutu brania udziału w przerzucie nielegalnych imigrantów z karą grzywny i więzienia włącznie. Większość kierowców staje się bezradna wobec dobrze władających językami europejskimi a zwłaszcza francuskim i angielskim pasażerów na gapę. Kiedy dojdzie do konfrontacji z mundurowymi w UK to okazuje się że kierowca jedyne co powie to I don't understand i ambasada call wobec płaczu i zgrzytu zębami imigrantów którzy opowiadają jak to wręczali kierowcy pieniądze za bezpieczne przerzucenie ich, co z góry brzmi niemal jak mowa winnego wstrzymującego się od wypowiedzi n/t popełnionej zbrodni.

Jak zatem sobie radzić? Podstawa to konwój czyli ustawienie się możliwie dużej liczby rodaków jeden za drugim i śledzenie sytuacji na CB. Jeśli wiemy że ktoś nam wszedł do pojazdu (jedni wchodzą do przestrzeni ładunkowej, inni staja np. na drążku stabilizatora po prawe stronie ciągnika siodłowego tuż za reflektorem, jeszcze inni wykorzystują wszelakiego rodzaju luki, schowki etc w pojeździe wyrzucając zawczasu z nich całą zawartość) to wjeżdżamy na stodołę nawet jak kierują nas bokiem i pokazujemy że mamy persony non graty. Jeśli nie ma w pobliżu nikogo kto by mógł nam pomóc to pozostaje nam zamknięcie kabiny na kilkanaście metrów przed stodołą i obejście samemu pojazdu z latarką najlepiej wyposażoną w paralizator - taki motyw widziałem u Słoweńca kierującego silosem. Dla imigrantów nie ma świętości zwanych ADR etc. Jak zwęszą szansę to wszędzie wejdą od podwozia począwszy na cysternie po chemikaliach skończywszy. Niestety kierowca w tym przypadku jest skazany na samego siebie i musi zadbać m.in. o tzw. kwity potwierdzające że zrobił wszystko by uniemożliwić przewiezienie ponadnormatywnej liczby pasażerów. W tym przypadku należy pamiętać że "zabawa" w kotka i myszkę nie kończy się w porcie ale ciągnie się dalej gdyż ci którym jakoś udało się prześlizgnąć będą szukać bardziej komfortowych warunków podróży na promie. Dodatkowo też trzeba pamiętać że początek całej tej batalii może mieć miejsce kilkadziesiąt a nawet kilkaset km. od portu np. w Rotterdamie albo belgijskim Jabbeke gdzie to do ładowni niczego niepodejrzewających kierowców wdzierają się pod osłona nocy nieproszeni podróżnicy.
Ostatnio zmieniony 07-08-15, 12:16 przez MRC, łącznie zmieniany 2 razy.

bonaldo
Administrator
Posty: 48
Rejestracja: 29-04-14, 08:56
Lokalizacja: o/Krakowa

Post autor: bonaldo » 01-08-15, 22:39

Pamiętnik MRC :-) Małej Rechoczącej Ciężarówki :D

Super się czyta i widzę zalążki na Literacką Nagrodę Nobla :-) Czekam na coś weselszego z pierwszych chwil za fajerką :-)

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Prom i co kraj to obyczaj

Post autor: MRC » 02-08-15, 09:47

Prom
Masa żelastwa kursującego regularniej niż pociągi PKP między większymi miastami w Polsce oczywiście jeśli załoga nie strajkuje albo nie ma sztormu ew. szturmu nielegalnych imigrantów.
Dziuroupychacz
Z racji wymiarów ciężarówki oscylujących w granicach 10m (9,8 m) stałem się tzw. dziuroupychaczem dolnego pokładu i to zarówno w jedną jak i drugą stronę. Zająłem zaszczytne ostatnie miejsce.
W spacerze po dolnym samochodowym pokładzie może nieco przeszkadzać brzuszek (zwłaszcza jeśli się jest tym ostatnim a po przypłynięciu do docelowego portu okazuje się że ostatni ciągle są ostatnimi a nie pierwszymi ;-) ) bo załoga promu stara się wszystko upchnąć na rzeczoną kartkę papieru. Nawet jeśli zostaniemy między samochodami to nikt nas nie zauważy ale to tylko 1:55 h rejsu więc pewnie da się przeżyć. Natomiast jeśli szczęśliwie przebrniemy do wyjścia i udamy się na samą górę to naszym oczom ukaże się pomieszczenie dla kierowców (tak jest np. na promie P&O zwanym przez kierowców pijokiem) otwierane kodem kreskowym z pozostałych 2 części biletu (bilet ma 3 części - pierwszą zabiera obsługa promu przed wjazdem, pozostałe zostają jako pamiątka). Na rzeczonym pokładzie czekają na nas za free (czyli w cenie biletu) napoje. Można nalać sobie niczym w niekończącej się dolewce napoje gazowane (im więcej wlewamy tym bardziej rozcieńczone to jest więc proponuje lać krótkimi sikami :lol: ) lub ciepłe typu kawa, czekolada etc. Dodatkowo ci co dobiegną jako pierwsi mogą zająć fotele lotnicze z masażerem. Za wszystkie inne dobrodziejstwa (jedzenie, % etc) można zapłacić indywidualnie :mrgreen:

UK czyli lewizna, drożyzna i monstra na kołach.
Po dobiciu do portu w Dover najczęściej padającym pytaniem na CB po za tym czy macie odstąpić chleba i fajek jest to o miejsce na pauzę. W tym przypadku pojawia się słowo lejba albo celny. Są to dwa różne miejsca lay-by to mijanka, zatoczka coś na wzór dzikusa czyli parkingu przypominającego zatoczkę autobusową. Celny to natomiast parking urzędu celnego płatny od 5 godziny postoju w promocyjne cenie 3 funty za godzinę. Będąc przy temacie parkingów trzeba wspomnieć że w Anglii są tzw Service i są płatne > 2 godziny. Dla troków cena za postój wynosi od 20 do 30 funtów za dobę. Taki parking to nic innego jak stacja paliw (pompa) z mini galerią handlową w której są 2-3 restauracje fast foodowe jakiś tam kiosk, butik, wc, czasem prysznic etc. Oczywiście taki parking nie gwarantuje bezpieczeństwa i jak ukradną coś to nie ma co rościć sobie praw do zadośćuczynienia. Dla survivalowców takich jak ja przewidziano lay by. Na jednej takiej spędziłem 42 godziny.
Rozkołysz mnie jeszcze raz
Takimi słowami piosenki można by opisać mój postój na zatoczce wyposażonej w 4 kosze i skarpę z kilkoma drzewami i szczurami zamieszkującymi pod ziemią. Szerokość pasa jezdni na zatoczce wynosiła max 2,60m czyli jak się przykleiłem do krawężnika to lusterko było na wysokości przerywanej linii oddzielającej zatoczkę od pasa ruchu. Każdy przejazd pojazdu typu suv, van nie wspominając już o ciężarówkach czy autobusach powodował bujanie całej budy. Dzięki temu byłem wybujany niczym uczestnik 2 dobowej biesiady z piosenkami disco polo. Po kilkugodzinnym postoju postanowiłem zobaczyć co kryje się za skarpą wznoszącą się pod kątem powyżej 45 stopni usypanej z ziemi i kamieni wapiennych a porośniętej krzakami jeżynami i drzewami max 4 metrowymi. Jak zaplanowałem tak i zrobiłem. Będąc już niemal na szczycie wpadłem w dziurę wykopaną przez szczura i ozdobiłem mahoniowo opalona skórę przecięciami i dziesiątkami kolców z jeżyn. Gdy dotarłem do pojazdu zdezynfekowałem to żelem do mycia rąk bez wody na bazie % i sięgnąłem po telefon. O o o nie ma telefonu, zgubiłem go. No to przechlapane, jak ja się teraz skontaktuje z familią ??? Św. Antoni dopomóż i idę szukać, po 15 minutach ciągle nie ma. Co zrobić, co zrobić? Może poproszę kierowców by zadzwonili to odnajdę telefon po dźwięku dzwonka. OK widzę audi wewnątrz blondyna jak z obrazka z córką, sorry... ale szyba nie opada siedzi ze słuchawką przy uchu, OK odpuszczę sobie bo widok gościa w ubrudzonych od ziemi ciuchów i z ręką z 10 cm przecięciem może źle się kojarzyć. Jeszcze jedna rundka po parkingu i mam telefon leży tylną klapką na ziemi. Stojąc tam te kilkadziesiąt godzin zaobserwowałem prawdziwe monstra trokerskie na kołach. Na kontynencie rozrasta się to wszystko po długości natomiast u wyspiarzy idzie to ku górze. Bardzo często widuje się naczepy o wysokościach oscylujących w granicach 5 metrów. Jedne to typowe kontenery inne mają finezyjne aerodynamiczne kształty zbliżone do konstrukcji łuków mostów.
Jeszcze kilka słów o Anglii.
W Anglii trzeba pamiętać o nieparkowaniu przy 2 żółtych liniach, o tym że markety nie mają tam takiej siły przebicia jak u nas czy naszych zachodnich sąsiadów (gdzie reklamy znajdują się po kilka km przed lokalizacją obiektu) i znalezienie takiego np. tesco graniczy czasem z cudem - w tym przypadku finansowym :mrgreen: Wody typu zabarwiona kranówka to 0,17 funtów to samo mineralki, banany 0,8 funta, bagietka ta sama cena, inne produkty już zdecydowanie droższe. Na autostradach często rolę 3 czy 4 pasa ruchu pełnią utwardzone pobocza, a przy większych miastach trzeba uważać na szaleńców na motorach którzy urządzają slalomy między pojazdami. Są jeszcze jakieś dziwne symbole na tablicach kierunkowych typu żółte tło i kółeczka, romby, kwadraty etc - raz z samym czarnym konturem a raz wypełnione - co to jest nie wiem, może BN tu zajrzy i wyjaśni to kiedyś.
Ostatnio zmieniony 02-08-15, 09:48 przez MRC, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Big Nasty
Administrator
Posty: 412
Rejestracja: 24-10-07, 22:25
Lokalizacja: UK

Post autor: Big Nasty » 02-08-15, 20:40

jeszcze jakieś dziwne symbole na tablicach kierunkowych typu żółte tło i kółeczka, romby, kwadraty etc - raz z samym czarnym konturem a raz wypełnione
...ktore sluza do oznaczania zwyczajowych (czestych) objazdow.

Np moga byc tablice mowiace: "for (tu wstawic nazwe miejscowosci) follow" (tu wstawic figure geometryczna - trojkat, kwadrat etc)" i tak az do konca objazdu podazasz za np. koleczkiem na tymczasowych znakach drogowych :)

PS Jak gleboko i od ktorej strony zapuszczasz sie w UK?

Dominik

Post autor: Dominik » 02-08-15, 21:05

MRC, czy mogę dać Twoje posty jago artykuł na portalu? test.vul.pl ? W dziale motoryzacyjnym by był.

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Post autor: MRC » 03-08-15, 09:12

Big Nasty:
Liverpool, Chester, Bristol, Leyland to taka mała objazdówka była - coś ok. 1200 km po wyspie zrobiłem. Co do częstotliwości to był mój pierwszy raz i mam nadzieję że nie prędko przez te całe przeprawy z promami zagmatwaną sytuację z imigrantami nastąpi kolejny :-P
Przypłynąłem od Calais do Dover. M20 w górę etc :D

Dominik jasne że możesz tylko popraw proszę stylistycznie z 2 czy 3 słowa bo już nie mogę tego edytować. Powstawiaj tam proszę . , etc w brakujących miejscach i np. "O ile przejazd tranzytowych przez kraje europejskich nie należy" z mojego wpisu nr 2 zmień na "O ile przejazd tranzytowy przez kraje europejskie nie należy" jak byś wychwycił więcej takich baboli to je przeedytuj.
Ostatnio zmieniony 03-08-15, 09:13 przez MRC, łącznie zmieniany 1 raz.

Dominik

Post autor: Dominik » 03-08-15, 09:53

MRC, postaram się poprawić błędy, o ile wykryje je. W wolnej chwili sam będziesz mógł poprawić, dostaniesz odpowiednie uprawnienia na portalu.

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

bonjour / morgen i pić się chce

Post autor: MRC » 03-08-15, 11:18

Dzień dybry czyli rozmowa z tubylcami.

Znajomość języków to dobra rzecz. Wchodząc do biura najczęściej używamy zwrotów loading/unloading lub goods in / goods out w zależności od tego czy się ładujemy czy zrzucamy towar. Taki sposób porozumiewania się będzie mile widziany w UK gdzie niejednokrotnie przepraszając za swój fatalny angielski usłyszałem od rozmówcy że i tak mój język angielski jest lepszy od jego polskiego :mrgreen: . Wypowiadając te same słowa w Niemczech najczęściej usłyszymy odpowiedź po niemiecku :mrgreen: a ewenementem będzie Francja gdzie osoba rozmawiająca z nami będzie mówiła niemal wyłącznie po francusku i niczym nagrany głos w telefonie powtarzała fonetycznie brzmiące słowo szarże oraz deszarże wolno i wyraźnie tak byśmy je zrozumieli. Oczywiście można się po pewnym czasie domyśleć że te słowa oznaczają ładunek i rozładunek.

Pauza na parkingu przy braku jedzenia i picia.

Co może zaburzyć uśmiech na twarzy kierowcy szczęśliwie wracającego do Ojczyzny po 2 tygodniach krążenia po zachodzie? - przymusowa pauza wakacyjna w RFN :D
W pewnym momencie poczułem się jak ten indyk z tej opowieści co myślał o niedzieli a w sobotę łeb mu ścięli. Wracając w piątek z południowych Niemiec utknąłem w fali niekończących się korków spowodowanych remontami dróg. Obserwując sobie to wszystko co dzieje się na i przy drodze dostrzegłem że coś za dużo ciężarówek stoi na wszelakiego rodzaju parkingach. Sięgnąłem po CB i wszystko już było jasne - jutro od 7 do 22 mamy zakaz poruszania się po większości niemieckich autostrad. Wykorzystując ostatnie minuty jazdy dotoczyłem się do większego parkingu gdzie znalazłem (po cofaniu przez 400m) dogodne miejsce parkingowe na odstanie kilkudziesięciu godzin pauzy (nie mając wizji na dojechanie do kraju odstałem tam tygodniową pauzę). Miejscówka była ale butelki z wodą były już mocno wysuszone nie wspominając już o jedzeniu z którego zostały mi wyłącznie wafle ryżowe.

A po nocy przychodzi dzień...
Po przebudzeniu postanowiłem zrobić rekonesans w pobliskich punktach oferujących produkty spożywcze. Stacja paliw Frankenhohe Sud i znajdująca się przy niej knajpa oferowały wszelakiego rodzaju napoje ale z niesamowitą marżą. Szkoda mi było ale zainwestowałem te ponad 2 euro w napój mleczny zamknięty w szklanej butelce o pojemności 0,5 l (mając świadomość że coś takiego w kartoniku 1l kosztuje 0,7- 0,9 € :mrgreen: ) Robiąc ten niesamowicie intratny zakup zagadał do mnie polski kierowca stojący jak się okazało parę metrów dalej na tym samym parkingu. Od słowa do słowa, od zdania do zdania zgadaliśmy się a nie mając lepszej wizji spędzenia czasu postanowiliśmy się wybrać poza bramę wyjazdową ze stacji i sprawdzić co skrywa okolica.

W przeciwieństwie do większości kierowców jakich można spotkać na parkingach, którzy nie odstępują swoich ciężarówek na dystans większy niż 10-15 metrów (włączając w to załatwianie potrzeb fizjologicznych) a jedynym zdaniem które wypowiadają do innych jest to czy masz filmy, mnie udało się spotkać człowieka który pauzy zamienia na czas który przeznacza na spacery i poznawanie okolicy. Odpaliliśmy nasze samochodowe GPSy i stwierdzając że więcej uliczek jest na południowy wschód od naszego miejsca postoju postanowiliśmy obrać ten kierunek. Po wyjściu przez otwartą bramę łączącą stacje z pobliskimi zabudowaniami okazało się że stoimy nieopodal niewielkiej wsi mającej stricte rolniczy charakter. Boisko, w oddali szkoła, kilkanaście domów, kościół, pola i las. Nic więcej, a pić i jeść się chce. OK obieramy kierunek na wschód. Po przejściu łącznie kilkunastu km. docieramy do Aurach, gdzie ku naszej rozpaczy wszystko zdaje się być pozamykane. Idziemy dalej ku szyldowi pewnej sieci z niezdrową żywnością. Nagle zza ronda wyłania się upragniony widok - Aldi otwarty do 20:00 w sobotę (w niedzielę markety w Niemczech są pozamykane).Zakupy porobione jesteśmy ocaleni. Droga powrotna dzięki rozeznaniu się w topografii była już dwukrotnie krótsza i to zarówno czasowo jak i dystansowo, pomimo tego że tym razem mieliśmy pod górkę.

Ciepła micha a nawet trzy.

Nie mając ze sobą przez cały wyjazd kuchenki gazowej załapałem się na ciepłe posiłki u kolegi z którym wybrałem się na poza parkingowe wojaże oraz jeszcze u jednego, który dołączył do nas jako kompan na parkingu. Tym samym udało mi się zjeść 3 ciepłe posiłki ze swojskich produktów, a był to wyśmienity żurek na boczku i kiełbasie oraz warzywach, kaszanka, kapustka z mięsem i ziemniakami oraz spaghetti z mięsem i serem. Ja ze swojej strony dorzuciłem do obiadu jakieś tam gotowe dodatki kupione we wcześniej nawiedzonym sklepie.

Mądry Polak po szkodzie, czyli historia lubi się powtarzać :D

Oczywiście jak by mogło być inaczej niemal identyczny motyw powtórzyłem w Polsce na drodze ekspresowej S8 na MOP (miejscu odpoczynku podróżnych) w Sycowie. Początkowo zrobiłem rozeznanie u kierowców, - No niestety mam tylko tą jedną butelkę wody dla siebie etc. OK widzę że brama MOPu jest otwarta (to nie Niemcy gdzie na stałe bramy są otwarte) to daję w długą na pobliskie zabudowania. Pierwszy na horyzoncie pojawił się jegomość we flanelowej koszuli poruszający się z lekka chwiejnym krokiem. - Panie widzisz pan tą stacje to idź tam, tam mają wszystko, u nas był tu kiedyś sklep ale nie ma, a fajki masz? - Nie, nie mam nie palę. Pomimo tego że owy człowiek konserwował się % dzień w dzień to zaświtała mu taka nader trzeźwa i przewrotna handlowa myśl - No bo jak by coś było potrzeba to my możemy przynieść pod ogrodzenie parkingu. Stwierdziwszy że biznesu z nim nie zrobię, a widząc nadciągające czarne chmury z zachodu postanowiłem przejść się po okolicznych domostwach. - Dzień dobry nie miał by pan odstąpić wody mineralnej? zapytałem się na jednym z podwórek - Ja to tego nie piję ale zawołam siostrę, Siostra .... po chwili wychodzi i mówi że nie ma i wskazuje dom obok - Tamci to mają samochody to jeżdżą po sklepach, może oni będą mieć. OK, udałem się do zabudowań obok, dzwonię, dzwonię i nic drzwi się nie otwierają. Nagle słyszę klekot i widzę nadjeżdżający pojazd marki VW Golf mk 3 w kombi z wysokoprężnym silnikiem diesla czyli kultowy diesel 1,9 90 koni. - Przepraszam zapytałem się kierowcy -Gdzie mógł bym tu kupić wody mineralne. - Ehhh odpowiedział, w tym momencie dostrzegłem że przewozi na tylnym siedzeniu kilka butelek złocistego trunku. - Wsiadaj rzekł podwiozę cię. Po kilku minutach w strugach padającego deszczu dotarliśmy pod lokalny sklep. Na wejściu do sklepu znajdował się okupowany przez lokalnego hazardzistę automat. Doszedłem do ekspedientki zapytałem się o wody mineralne, kupiłem 4 butelki i wróciłem do samochodu dobrego człowieka który mnie tu dowiózł. Po chwili rozmowy ponownie byłem nieopodal parkingu zostawiając mimo pierwotnej odmowy jakiś symboliczny grosz kierowcy na jego ulubiony trunek. Pozostało mi tylko pokonanie ogrodzenia w taki sposób jak to zrobił pewien elektryk który zapisał się w historii Polski i już mogłem w pełni delektować się przysługującą mi pauzą.

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Strach, Stres, Śmiech czyli ostatnia odsłona opowieści o tro

Post autor: MRC » 06-08-15, 09:39

W tej ostatniej odsłonie opowieści o podróżowaniu ciężarówką po Europie napiszę o skrajnie różnych przeżyciach którym towarzyszył stres, strach a czasem nawet i śmiech.

A jak atak pająków.
Zbliżał się czas pauzy. Podjechałem na stację paliw Aral w mieście 86842 Türkheim Mindelheimer Straße 1 w celu zatankowania paliwa i ad blue. Na pierwszy rzut oka pobliski parking wyglądał OK, jednak to nie był zwykły parking to był autohof czyli miejsce pobierające opłatę za postój ~ 6 €. Postanowiłem zjechać na pobliską autostradę i zatrzymać się na tamtejszym parkingu. Po wyspaniu się ok. 7 rano postanowiłem zweryfikować stan sanitariatów na wypadek potrzeby skorzystania z nich. Podszedłem do pobliskiego zabudowania, pociągnąłem za drzwi oznaczone symbolem męskiej sylwetki i .... Nie, nie powalił mnie ani smród ani brud, natomiast tam był on, on mający 8 cienkich nóżek i zwisający na nitce zwanej pajęczyną. Moja reakcja mogła być tylko jedna. Błyskawicznym ruchem spowodowanym działaniem adrenaliny pochwyciłem pajęczynę i dokonałem wodowania 8 kończynowego stwora. W celu upewnienia się że wróg nie wydostanie się z miejsca do którego go skierowałem postanowiłem zablokować ewentualną drogę ucieczki własnym ciałem. Siedząc tak, tzn. okupując strategiczne miejsce doświadczyłem desantu jego kolegów, którzy niczym wybornie przeszkoleni spadochroniarze opadali z góry po czym szybko rozbiegali się po osiągnięciu ziemi. W tym przypadku pozostało mi tylko odprowadzenie wroga wzrokiem i skierowanie oczu ku górze by ewentualnie zawczasu dokonać uniku.

C jak cło czyli zoll
W przypadku jazdy ciężarówką kierowca bardziej od policji (coś na zasadzie kierowca osobowego i straż miejska vs policja) boi się konfrontacji ze służbami które mają mało literek w nazwie. Do takich służb zaliczamy celników czyli na zachodzie zoll / douane, oraz doskonale znany pod nazwą krokodylków ITD i np. jej niemiecki odpowiednik BAG.

Podczas jednej z pauz zawitałem na stację paliw, na której to miejsca postojowe były oddzielone jakąś taką krótką na oko 4 metrową linią. Po prostopadłym zaparkowaniu ciężarówki jej tył wystawał na ponad 5 metrów, ale skoro nie ma zakazu to czemu by tak nie przeczekać tych 45 minut. Wysiadłem i postanowiłem zrobić rozeznanie w okolicy. Po powrocie w okolice parkingu zauważyłem celników rozmawiających z właścicielami znajdującego się na francuskich numerach renault laguny I wypełnionego bagażami spakowanymi w niebieskie worki na śmieci. Usłyszawszy fakturen bitte i widząc jak celnik niczym lekarz (tych specjalizacji które lepiej omijać szerokim łukiem) przywdziewa lateksowe rękawiczki postanowiłem się oddalić do pobliskiego marketu na zakupy i wziąć ewentualną celniczą chęć sprawdzenia tej stojące tam ciężarówki z Polski na przeczekanie. Po powrocie z zakupów ani celników ani podróżników z Francji nie było już na miejscu.

P jak parking z policją w tle.

Kolejna pauza i kolejny stres. Widząc że czas do rozpoczęcia pauzy niknie w oczach i wiedząc o tym że Niemcy to nie Polska gdzie do 15 minut jak się parkingu nie znajdzie to nic się nie stanie potęgowały mnie nerwy. Wreszcie jest - zatoczka z koszem i 3 tablicami na których znajduje się info o okolicy (foto, mapa, opis) - do odstania 45 minut więc nic więcej do szczęścia mi nie trzeba. Podczas pierwszych minut postoju moją uwagę zwrócił mercedes vito i kilku ludzi kręcących się obok niego. Po chwili wszystko było jasne - to lokalna policja przeprowadza akcję kontroli pojazdów. Jeden z policjantów miarowym krokiem odmierzył dystans od zatoczki i postawił na ziemi jakiś baner a może znak. Za chwilę na parking po przeciwnej stronie drogi gdzie stało już wspomniane vito zajechał policjant na motorze. Po stylu jazdy widać było że to jakiś fan GP bo kładł ten motor profesjonalnie niczym Valentino Rossi, prawdopodobnie dzięki tym krętym górskim drogom nabrał takiej perfekcji w kierowaniu jednośladem w przeciwieństwie do swoich kolegów z autostradowych patroli. Zaczęło się. Funkcjonariusz niemieckiej polizei doszedł do krawędzi jezdni i nie do końca zrozumiałym dla kierowców gestem zaczął zatrzymywać pojazdy tak że zamiast jednego, stawały po 2 czy 3 z których nadwyżki odprawiał z powrotem do ruchu na drodze. Ich interesowało tylko sprawdzenie jednego pojazdu w danej chwili. Kolejne łowy i kolejne niepewne spojrzenie w zewnętrzne lusterko. Zbliża się, zbliża ale ciągle jest po przeciwnej stronie drogi. Nagle za mną staje kremowa taryfa z numerem telefonu w którym dominują siódemki. Taksiarz po wyjściu z auta zaczął nawadniać pobliskie tereny zielone co nie umknęło uwadze funkcjonariusza który posiadając w głowie cały kodeks wraz z taryfikatorem mandatowym krzykną mu ile ojro kary jest za taki występek. Tym razem najwyraźniej skończyło się na słownym pouczeniu bo nie widziałem by polizei wypisywało jakiekolwiek kwity dla właściciela kremowego bmw. Uff pauza odstana można ruszać.

W jak wypychamy.

Końcówka przeprawy promowej z Dover do Calais. Zszedłem na dolny pokład na którym stała prowadzona przeze mnie ciężarówka jako ostatni pojazd z prawej strony. Obok mnie stał jegomość z krajów gdzie na powitanie mówi się ola lub hola czyli był to albo Portugalczyk albo Hiszpan. Po chwili posiadacz troczka o dmc do 7.5 tony zagadał do mnie w swoim języku. Z tego co powiedział nic nie zrozumiałem ale pokazał mi że jak pchnie ciężarówką to przemieszcza się ku przodowi. OK pomyślałem sobie miałeś farta że pomimo niezaciągniętego ręcznego nie przydzwoniłeś albo w konstrukcje statku albo w naczepę przed tobą. Kilkadziesiąt sekund później ruszyła kawalkada pojazdów usytuowanych w tej samej linii co ciężarówka kolegi, który wcześniej do mnie zagadał. Tym razem doskonale znanym mi gestem zamykającej się ku wewnętrznej stronie dłoni, która za pośrednictwem ręki kierowana jest w stronę twarzy wyciągną mnie ku sobie z kabiny w której oczekiwałem na wyjazd. Jak się okazało w jego ciężarówce padł rozrusznik i metodą na pych odpaliliśmy ten nieco tylko większy od maluszka pojazd.

Na chwilę obecną to tyle z mojej pierwszej wyprawy pojazdem na który obowiązuje pj kat C.
W następnych tygodniach (o ile Bóg da) zdam Wam relację jak to jest kiedy prowadzi się niemal 4 razy lżejszy pojazd czyli tzw. busa - dostawczaka z plandeką jeżdżącego na pj. kat B o dmc wynoszącym max 3500 kg
Ostatnio zmieniony 06-08-15, 18:51 przez MRC, łącznie zmieniany 1 raz.

bonaldo
Administrator
Posty: 48
Rejestracja: 29-04-14, 08:56
Lokalizacja: o/Krakowa

Post autor: bonaldo » 06-08-15, 10:01

Szkoda że to już koniec, ale wrażeń widzę co nie miara jak na pierwsze kółko :-) Myślę że badania ciśnienia i wydolności serca wskazane po takiej trasie :D Chociaż znając realia to każde następne kółko po Europie będzie tylko weselsze :-)

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Post autor: hiob » 06-08-15, 13:11

Dzięki, MRC. Super reportaż. Ja także czekam na kolejne. Myślę, że zareklamuję ten wątek na moim kanale na YT, bo naprawdę warto - jeśli uda mi się tylko posklejać jakieś ciekawostki.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Post autor: MRC » 06-08-15, 18:54

hiob pisze:Dzięki, MRC. Super reportaż. Ja także czekam na kolejne. Myślę, że zareklamuję ten wątek na moim kanale na YT, bo naprawdę warto - jeśli uda mi się tylko posklejać jakieś ciekawostki.
To jest napisane na nasz forumowy użytek ;-) Nie trzeba tego Hiobie nigdzie reklamować :mrgreen: Za lat naście może wydam jakieś swoje wspomnienia etc :D

MRC
Przyjaciel forum
Posty: 396
Rejestracja: 10-02-14, 20:57
Lokalizacja: Śląsk&okolica

Przesiadka na busa czyli czarno to widzę

Post autor: MRC » 22-08-15, 14:07

Czas na kolejny odcinek opowieści drogi tym razem z pokładu tzw. kreatywnej technologi czyli pojazdu spod loga 2 szewronów >>

Rekonesans.
Bus,busik - tak potocznie zwie się samochód dostawczy o DMC najlepiej 3499 kg (3500 kg widniejące w DR; dowodzie rejestracyjnym jest sporne więc lepiej dać te 10 kg mniej niż mieć przeprawy z BAG etc) z plandeką z tyłu. Kabina (najczęściej z tzw. kurnikiem - miejscem do spania) osadzona na ramie a za nią paka zabudowana plandeką.

Profil busiarza czyli kierowcy.
Wśród szoferów spotyka się przeróżnych ludzi w wieku od lat 18 do 60-kilku. Zdecydowaną większość jednak stanowią młodzi ludzie w wieku < 30 lat. To co mnie osobiście najbardziej podoba się w tym środowisku to pozdrawianie się kierowców. Gest podniesionej ręki w chwili mijania się 2 busów występuje u ok. 80% populacji. Często też spotyka się kierowcę busa z atomizerem (zawierającym rożnego rodzaju detergenty) w ręku. Czystość pojazdu to bardzo ważna sprawa dla wielu z tych którzy spędzają całe tygodnie w trasie (Trokerzy w tej kwestii mają łatwiej ponieważ w większości posiadają na wyposażeniu pojazdu końcówkę podpiętą do sprężarki którą można wydmuchiwać kurz, piasek etc. Wygląda to tak jak końcówka pistoletu do malowania albo coś co wsadza stomatolog do ust podczas odsysania śliny)

Ciężarówka czy busik - porównanie Mercedes Atego 1222 216 KM vs Citroen Jumper 157 KM

Czy duży może więcej? - jasne że tak!
Dzięki większej ładowności (ładowności, a nie przestrzeni ładunkowej [10 metrowy MB zabierał 15 palet] - MB ok. 5,5 tony vs bus 0,9-1,2 tony) i to 5x razy większej pojazd spalający ok 19-21 l/100 km jest zdecydowanie bardziej ekonomiczny w porównaniu z busem który spala do 35-45% paliwa mniej (mnie średnie zużycie oscylowało w granicach 12-12,5 l/100 km).
Co zatem powoduje że busy są tak popularne?
Mobilność - tak jednym słowem można by określić to dzięki czemu po drogach porusza się tyle tego typu pojazdów. Bus ma większą prędkość maksymalną, nie ma tachografu (w Niemczech obowiązuje papierowa wykresówka tzw. kontrollbuch prowadzony na zasadach tego co ma zawodowy kierowca w ciężarówce przy tachografie, ale wiadomo papier wszystko przyjmie), kierowca busa jest tani w utrzymaniu bo takich jak on jest na pęczki, samo auto też jest relatywnie tanie w serwisowaniu, właściciel w większości nie ponosi opłat za korzystanie z dróg tak jak jest to w przypadku pojazdów ciężarowych (via toll etc). Bus wygrywa z ciężarówką w tzw. expresach czyli niewielkich masą (do 1,5 tony - tak , tak przeładowany bus to niemal norma) przesyłkach wymagających dostarczenia z miejsca na miejsce w przeciągu bardzo krótkiego okresu czasu.
Kierowca busa nierzadko musi zrezygnować z takiego komfortu jaki za sprawą tachografu i limitów w czasie pracy ma jego kolega z "dużego" a którym jest zwyczajowy sen. Spanie po 3-4 godziny i jazda na energetykach bywa normą w tym zawodzie.
Cała ta dzisiejsza "zabawa" w spedycję polega na przechwytywaniu ofert z giełdy. Ten kto pierwszy kliknie ten przejmuje ładunek, a że z tego co jest w ofercie trzeba się wywiązać (zarówno 1 jak i 2 str) to czasem się okazuje że bus potrafi naprawdę zdecydowanie więcej niż byli w stanie przewidzieć jego konstruktorzy czy też ci co nadali nań homologację. :mrgreen:

Wracam do porównania - tym razem obiektywne odczucia zza kółka.
Jeśli miał bym wybrać pojazd pod względem jakości plastików i odczuć estetycznych to wybrał bym bez wahania... to czego się ponoć nie kupuje czyli aut na F: fiatów, francuskich i folksfagenów :mrgreen: Tak, tak jakość wykonania i spasowania oraz ilość schowków znajdujących się we wewnątrz zdecydowanie lepsza jest w mniejszym pojeździe niż w solówce spod znaku trójramienne gwiazdy, gdzie nawet szyby były białe a nie atermiczne. Sztywnie osadzone siedzenie kierowcy w dostawczaku też lepiej mi przypadło do gustu niż bujający fotel w troku. Samo zawieszenie (jego przednia część) też zdecydowanie lepiej spisywało się w Jumperze niż w Atego. Samo prowadzenie pojazdu pod względem obsługi pedałów, zmiany biegów czy kierowania kierownicą też na plus dla mniejszego pojazdu, tak samo jak i hamowanie (krótsza droga hamowania oraz mniejsza natarczywość ze strony ABSu)
Czym zatem wygrywa w mojej ocenie Mercedes?
Stabilnością w prowadzeniu. Większe o 3,5" koła (16" w >> vs 19,5" w MB) i bliźniaki na tyle dają zdecydowanie większy komfort prowadzenia jeśli weźmiemy pod uwagę aspekt takich czynników jak boczne podmuchy wiatru czy koleiny. Niestety mały dostawczak o wysokości 3,15 m na relatywnie wąskich gumach z paskudnymi proporcjami wysokości do szerokości zachowuje się jak mocno podpity jegomość. W przypadku wyprzedzenia nas przez większe auto osobowe nie wspominając już o suvie, terenówce czy autobusie oraz w przypadku otrzymania bocznego podmuchu (np. wyjazd z zadrzewionego odcinka drogi) plus dodatkowo w chwili wjechania w koleiny, człowiek ma wrażenie że samochód został podcięty niczym ten nasz fajtłapowaty kolega któremu każdy w klasie podstawiał nogę. Mercedes miał też zdecydowanie obszerniejszy kurnik (wysokość i szerokość) do którego łatwiej było się dostać (w przypadku busa trzeba się tam wgramolić przez węższy otwór który jest wyżej osadzony). Brzmienie silnika w Mercedesie o pojemności większej względem cytryny o ilość zawartą w plastikowej butelce z wodą mineralną (1,5l) też zdecydowanie na plus dla "gwiazdora".
Na dziś to tyle ;-)

ODPOWIEDZ