Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Przepraszam, ale nie mogłem znaleźć działu odpowiedniego na ten opis. Pamiętałem jednak, że Hiob chciał żebym pochwalił się zdjęciami, tak też robię. Proszę o przeniesieni do odpowiedniego działu i przepraszam za kłopot.
Czas opisać moje wojaże i pochwalić się zdjęciami. Wiele z nich zrobiłem ja swoim "niezwykle profesjonalnym i unikatowym aparatem wbudowanym w telefon komórkowy Sony Ericsson K510i". Pozostałe (te lepsze) są autorstwa mojego kolegi z klasy, Krzyśka robione jakimś aparatem ADVENT o matrycy 7Mpx.
No to tyle głupot wstępnych.
Przygotowania do podróży trwały od dawna. Skład grupy był podzielony na młodzież i tzw. starszyznę. A byli to: Ja, Bartol, Bialy, Czamar i Bumer z młodzieży, oraz ks. Mariusz, pan Andrzej, pan Józek, pan Jerzy i pan Jan (John) ze starszyzny. Ostatecznie uradzono, że ruszamy w piątek 29 czerwca o godzinie 19:30. Zapakowaliśmy torby do bagażników 3 samochodów, my wsiedliśmy do kabin biorąc to co sie nie zmieściło na kolana. O 20:50 mieliśmy pociąg do Brześcia na Białorusi z Dworca Wschodniego w Warszawie. Początek weekendu więc ruch na drogach duży, ale nie spóźniliśmy się. Podróż razem z odprawą trwała ok. lekko ponad 4 godziny więc o 1:30 polskiego czasu wysiedliśmy w Brześciu. Jednak na Białorusi jest inny czas więc mamy 2:30. O 11:17 mieliśmy pociąg do miasta Tiumień na Syberii.
Perspektywa czekania prawie 8 godzin na dworcu nie była zbyt przyjemna, ale cóż począć. Wyszedłem więc cyknąć kilka fotek.
Poczekalnia dworca w Brześciu, jak widać nie byliśmy sami ;]
Peron
I dworzec od zewnątrz oczywiście nocą
Potem przybyła jakaś polska grupka młodzieży, niestety krzesełek dla nich zabrakło więc roztasowali się pod filarem i poszli spać. Wsiedli potem w ten sam pociąg co my, ale gdzie wysiedli to nie wiem...
Ja byłem twardy, nie usnąłem, ale niektórych zmógł sen Inni zabijali go rozwiązywaniem krzyżówek.
W końcu doczekaliśmy się upragnionej godziny. Konduktor po rosyjsku to chyba prowoditiel, ale tam konduktorem była kobieta, więc nazwaliśmy ją prowadnicą ;]
Tak się wygląda z pociągu ;]
Korytarzyk wagonu, oczywiście toczyliśmy zacięte walki z panią prowadnicą. Rozrzucono nas po całym wagonie. Ja spałem z kumplem na górnych łóżkach, a dolne zajmowała pani z poj**** synem. I tak dobrze trafiliśmy, Czamar z Bumerem złapali takich lokatorów na dole, że nie tylko zauważali, ale też czuli nosem ich obecność, a w nocy z ich przedziału dobiegało wiele ciekawych dźwięków: sapanie, chrapanie, parskanie, itp ;]
To wygląda dworzec w Orszy, ale ręki nie dam uciąć
Może coś się złapie...
Pociąg na zakręcie i fajne chmurki
j/w
Wioska przy torach
Znowu zakręt
Tiry na tory?
No i jakieś miasteczko mijane
Jakiś widoczek, w sumie chyba tylko niebo widać...
Nie wiem czy nie ja czasem ;]
Mijane miasteczko
Ja z Bartolem na pryczach ;]
No i seria zdjęć mijanych miast, jak widać trochę pochmurno się zrobiło, ciemno prawie jak wieczorem
Ale potem się rozjaśniło i znowu seria fotek krajobrazów
Rzeka Wołga
Skubany słup wkradł mi się w kadr ;]
Wygląda na przejazd kolejowy, miasto chyba Kazań...
To na pewno kazań, gdzieś tam widać temperaturę powietrza jakby ktoś nie wierzył ;]
Komentarz zbędny...
Jeszcze 2 ujęcia dworca w Kazaniu, był tam dłuższy przystanek więc wyskoczyliśmy z pociągu, chcieliśmy wymienić dolary na przystępniejszą walutę ale to nie zachód, tam kantorów na dworcach nie ma...
W ten sposób udało nam się dotrwać do pierwszej nocy. Poszedłem spać, ale w pociągu było tak gorąco, że budziłem się kilka razy. W końcu skończyła mi się polska Cisowianka, a nie miałem rubli żeby kupić coś rosyjskiego. Wstałem więc i poszedłem wietrzyć wagon, a przechodząc zwinąłem kumplowi aparat i porobiłem trochę fotek przez otwarte okno.
W tle widać Kenwortha T2000 więc Łada powinna być jakimś amerykańską Crown Victoria, no ale nie jest...
Potem znudziło się robienie zdjęć, bo krajobrazy były bardzo podobne, wiecznie las i troche trawy. Trochę skróciłem, ale przespaliśmy w pociągu jeszcze jedną noc i następnego dnia wieczorem (18 czasu tamtejszego czyli 14 czasu warszawskiego) dojechaliśmy do Tiumieni. Stamtąd powinęły nas 3 autka. 2 Renault Symbol (inna nazwa Reni Thalii) i jedna Łada. Co najlepsze Łada prowadziła i renie nie mogły jej dogonić
Po kilku godzinach jazdy dojechaliśmy do miasta docelowego czyli Tobolska. Obliczyłem, że od rozpoczęcia podróży w Garwolinie do jej zakończenia pod blokiem w Tobolsku minęło 72 godziny W międzyczasie pocieszyli nas, że w Tobolsku nie ma ciepłej wody, bo miasto przeprowadza letnią konserwację instalacji wodnej i z kranu leci tylko zimna. Nam to jednak nie przeszkadzało. Wykąpaliśmy się i poszliśmy spać. Tzn. leżeć bo przecież w Polsce był dopiero wieczór, a tam środek nocy. Tak więc usnęliśmy dopiero o 5 rano, a 2 godziny później obudził nas budzik, żeby iść do pracy...
Ale o tym później. Idę kosić trawsko. Resztę dopisze po skończeniu
Czas opisać moje wojaże i pochwalić się zdjęciami. Wiele z nich zrobiłem ja swoim "niezwykle profesjonalnym i unikatowym aparatem wbudowanym w telefon komórkowy Sony Ericsson K510i". Pozostałe (te lepsze) są autorstwa mojego kolegi z klasy, Krzyśka robione jakimś aparatem ADVENT o matrycy 7Mpx.
No to tyle głupot wstępnych.
Przygotowania do podróży trwały od dawna. Skład grupy był podzielony na młodzież i tzw. starszyznę. A byli to: Ja, Bartol, Bialy, Czamar i Bumer z młodzieży, oraz ks. Mariusz, pan Andrzej, pan Józek, pan Jerzy i pan Jan (John) ze starszyzny. Ostatecznie uradzono, że ruszamy w piątek 29 czerwca o godzinie 19:30. Zapakowaliśmy torby do bagażników 3 samochodów, my wsiedliśmy do kabin biorąc to co sie nie zmieściło na kolana. O 20:50 mieliśmy pociąg do Brześcia na Białorusi z Dworca Wschodniego w Warszawie. Początek weekendu więc ruch na drogach duży, ale nie spóźniliśmy się. Podróż razem z odprawą trwała ok. lekko ponad 4 godziny więc o 1:30 polskiego czasu wysiedliśmy w Brześciu. Jednak na Białorusi jest inny czas więc mamy 2:30. O 11:17 mieliśmy pociąg do miasta Tiumień na Syberii.
Perspektywa czekania prawie 8 godzin na dworcu nie była zbyt przyjemna, ale cóż począć. Wyszedłem więc cyknąć kilka fotek.
Poczekalnia dworca w Brześciu, jak widać nie byliśmy sami ;]
Peron
I dworzec od zewnątrz oczywiście nocą
Potem przybyła jakaś polska grupka młodzieży, niestety krzesełek dla nich zabrakło więc roztasowali się pod filarem i poszli spać. Wsiedli potem w ten sam pociąg co my, ale gdzie wysiedli to nie wiem...
Ja byłem twardy, nie usnąłem, ale niektórych zmógł sen Inni zabijali go rozwiązywaniem krzyżówek.
W końcu doczekaliśmy się upragnionej godziny. Konduktor po rosyjsku to chyba prowoditiel, ale tam konduktorem była kobieta, więc nazwaliśmy ją prowadnicą ;]
Tak się wygląda z pociągu ;]
Korytarzyk wagonu, oczywiście toczyliśmy zacięte walki z panią prowadnicą. Rozrzucono nas po całym wagonie. Ja spałem z kumplem na górnych łóżkach, a dolne zajmowała pani z poj**** synem. I tak dobrze trafiliśmy, Czamar z Bumerem złapali takich lokatorów na dole, że nie tylko zauważali, ale też czuli nosem ich obecność, a w nocy z ich przedziału dobiegało wiele ciekawych dźwięków: sapanie, chrapanie, parskanie, itp ;]
To wygląda dworzec w Orszy, ale ręki nie dam uciąć
Może coś się złapie...
Pociąg na zakręcie i fajne chmurki
j/w
Wioska przy torach
Znowu zakręt
Tiry na tory?
No i jakieś miasteczko mijane
Jakiś widoczek, w sumie chyba tylko niebo widać...
Nie wiem czy nie ja czasem ;]
Mijane miasteczko
Ja z Bartolem na pryczach ;]
No i seria zdjęć mijanych miast, jak widać trochę pochmurno się zrobiło, ciemno prawie jak wieczorem
Ale potem się rozjaśniło i znowu seria fotek krajobrazów
Rzeka Wołga
Skubany słup wkradł mi się w kadr ;]
Wygląda na przejazd kolejowy, miasto chyba Kazań...
To na pewno kazań, gdzieś tam widać temperaturę powietrza jakby ktoś nie wierzył ;]
Komentarz zbędny...
Jeszcze 2 ujęcia dworca w Kazaniu, był tam dłuższy przystanek więc wyskoczyliśmy z pociągu, chcieliśmy wymienić dolary na przystępniejszą walutę ale to nie zachód, tam kantorów na dworcach nie ma...
W ten sposób udało nam się dotrwać do pierwszej nocy. Poszedłem spać, ale w pociągu było tak gorąco, że budziłem się kilka razy. W końcu skończyła mi się polska Cisowianka, a nie miałem rubli żeby kupić coś rosyjskiego. Wstałem więc i poszedłem wietrzyć wagon, a przechodząc zwinąłem kumplowi aparat i porobiłem trochę fotek przez otwarte okno.
W tle widać Kenwortha T2000 więc Łada powinna być jakimś amerykańską Crown Victoria, no ale nie jest...
Potem znudziło się robienie zdjęć, bo krajobrazy były bardzo podobne, wiecznie las i troche trawy. Trochę skróciłem, ale przespaliśmy w pociągu jeszcze jedną noc i następnego dnia wieczorem (18 czasu tamtejszego czyli 14 czasu warszawskiego) dojechaliśmy do Tiumieni. Stamtąd powinęły nas 3 autka. 2 Renault Symbol (inna nazwa Reni Thalii) i jedna Łada. Co najlepsze Łada prowadziła i renie nie mogły jej dogonić
Po kilku godzinach jazdy dojechaliśmy do miasta docelowego czyli Tobolska. Obliczyłem, że od rozpoczęcia podróży w Garwolinie do jej zakończenia pod blokiem w Tobolsku minęło 72 godziny W międzyczasie pocieszyli nas, że w Tobolsku nie ma ciepłej wody, bo miasto przeprowadza letnią konserwację instalacji wodnej i z kranu leci tylko zimna. Nam to jednak nie przeszkadzało. Wykąpaliśmy się i poszliśmy spać. Tzn. leżeć bo przecież w Polsce był dopiero wieczór, a tam środek nocy. Tak więc usnęliśmy dopiero o 5 rano, a 2 godziny później obudził nas budzik, żeby iść do pracy...
Ale o tym później. Idę kosić trawsko. Resztę dopisze po skończeniu
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Dzięki, Sosna. Super relacja. Czekam na dalsze zdjęcia i dzięki za dotychczasowe.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Super zdjęcia Sosna zwłaszcza te z Ładą i Kenworthem
Normalnie "Ameryka" jak to mówią koledzy którzy tam jeżdżą
Normalnie "Ameryka" jak to mówią koledzy którzy tam jeżdżą
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Jak obiecałem kontynuuję
Może trochę o historii kościoła, który malowaliśmy
I jak wygląda
Wstaliśmy o 7 rano. Szybko umyć się z grubsza i na autobus. Na szczęście do przystanku bliziutko. Potem autobusem 20 minut i 5 minut piechotką do kościoła. Proboszcz powiedział co mamy robić, zjedliśmy śniadanie o 9 i po tej godzinie wzięliśmy się ostro do pracy. Rusztowania zaczęły piąć się w górę.
Na tym zeszło cały dzień. Potem zacząłem tracić rachubę czasu więc nie wiem co kiedy się działo. Więc opowiem tak ogólnie i zapodam fotki. Typowy dzień wyglądał mniej więcej tak:
7 pobudka
7:40-7:45 wyjście na przystanek i czekanie na autobus...
...który wyglądał tak
8:15 wchodziliśmy do kościoła
9:00-10:00 praca
10:00-10:40 śniadanie
10:40-14:00 praca
14:00-14:40 obiad
14:40-21:00 praca
21:00-21:35 kolacja
21:35-22:10 powrót do domu
potem czekanie w kolejce do łazienki i w kimono ;]
No i kilka fotek. Sufit był 12 metrów nad posadzką więc wysokości spore
Nisko na ścianach pojawiła się pleśń, od zalegającego zimą śniegu, więc trzeba było skuć tynk i pobawić się gipsem ;]
Nie wszyscy jednak pracowali przy malowaniu
(w tle budynek gimnazjum, w którym uczył się syn Mendelejewa, tego samego, który ułożył pierwiastki w tą tablicę)
Niektórym zdarzało się przysypiać w trakcie pracy
Ja jednak kulturalnie machałem pędzlem, jak większość, fakt że troche mniejszym i troche niżej ale malowałem ;]
Ja jak zwykle musiałem zobaczyć co się dzieje na rozkopanej ulicy, a działo się tam sporo, bo co chwilę śmigały kamazy z piachem. Budowano kanalizację. Więc trzeba było zrobić małe zdjątko
W czasach nudy w rytm machania pędzlem na organach przygrywał nam miły Rosjanin z Armeni
Nie ma jak trzepnąć sobie koszulką na fajrant ;]
Pamiętam, że pierwszego dnia widząc, że autobus jest nieco zapchany...
...postanowiliśmy wrócić do domu piechotą. Była to okazja do zrobienia kilku ładnych zdjęć...
... oraz zobaczenia jak wygląda tamtejsza straż pożarna.
Tobolsk wieczorkiem
W końcu nadeszła upragniona niedziela. Poszliśmy na mszę, potem cyknęliśmy kilka fotek w czystych ubraniach...
(proboszcz kościoła-Polak Wojciech Matuszewski)
...i poszliśmy zwiedzić trochę miasta i dowiedzieć się o nim cokolwiek.
Tak więc miasto Tobolsk można podzielić na 2 części starą i nową. Ta stara jest położona nisko, w byłym korycie rzeki Irtysz (teraz poziom rzeki jest kilkanaście metrów niższy niż wiele tysięcy lat temu-te wzgórza były kiedyś brzegiem Irtyszu) W części starej jest wiele starych domów, w większości drewnianych. Część nowa położona jest jakieś 15 metrów wyżej, powstała nie dawno i są to głównie bloki, sklepy, hotele. Ulice w niej są szerokie, posiadają chodniki. Połączeniem między starym i nowym Tobolskiem jest jedna droga, która jak można się domyślić pokonuje różnicę poziomów. Na znaku przed podjazdem jest napisane, że jego stromość to 12 procent. Sporo ład nie dało rady pod niego podjechać i musiało wrócić tyłem na dół. Autobusy miejskie zatrzymują się przed nim, wrzucają jedynkę i na tym biegu z prędkością ok. 8km/h wdrapują się na szczyt. Wszystko widać na zdjęciach
Tak zwana polska dolina. Tutaj osiadali polscy zesłańcy. Teraz większość z nich nie żyje, zostały po nich tylko polskie napisy na cmentarzach.
No takie tam zdjęcie... w każdym bądź razie nie ja robiłem
Kamaz ciągnie pod górę chociaż jest znak, że ciężarówką nie można...
Wspólne foto.
I chyba ja ze smyczką ze zlotu w KRK
Dzwonek, chciałem zadzwonić, ale jakoś ręka i głowa były za miękkie...
Byłe więzienie. Tu trzymano zesłańców. Teraz zarządzili tu jakiś remont i pewnie powstanie sklep albo coś...
Uliczka
W niedzielę późnym popołudniem pojechaliśmy na gorące źródła. Okazało się, że przy nich jest też spory parking dla ciężarówek wiec zawitałem tam.
Źródła naprawdę były gorące. Były 3 baseny, w najwyższym była najgorętsza woda, w najniższym najchłodniejsza. To tego na górze nie dałem rady wejść...za gorąco. Ale za to niżej całkiem przyjemnie. Szkoda tylko, że woda słona i lekko śmierdzi jakimiś minerałami...
Potem pojechaliśmy zobaczyć gejzer. Też fajne zjawisko. Ni z gruszki, ni z pietruszki, dzień, noc, zima, lato wali gorąca woda kilkanaście metrów w górę. Rosja! To między krzakami to na ogół jest dróżką dojazdową do gejzerka, ale niestety miesiąc wcześniej śnieg stopniał i woda nie zdążyła wyschnąć ;]
Tutaj już powrót. Tajga się skończyła, te karłowate drzewka to cecha charakterystyczna tundry.
A to takie tajgowate bardziej ;]
No i kilka furek złapanych przez boczą szybę jadąc tak do 140km/h Hiun... Huynida... oj kurde Hjundajem Sonatą ;]
Tak minął nam pierwszy tydzień na "zesłaniu" następny był ciekawszy, a opiszę go pewnie wieczorem, lub jutro.
Może trochę o historii kościoła, który malowaliśmy
I jak wygląda
Wstaliśmy o 7 rano. Szybko umyć się z grubsza i na autobus. Na szczęście do przystanku bliziutko. Potem autobusem 20 minut i 5 minut piechotką do kościoła. Proboszcz powiedział co mamy robić, zjedliśmy śniadanie o 9 i po tej godzinie wzięliśmy się ostro do pracy. Rusztowania zaczęły piąć się w górę.
Na tym zeszło cały dzień. Potem zacząłem tracić rachubę czasu więc nie wiem co kiedy się działo. Więc opowiem tak ogólnie i zapodam fotki. Typowy dzień wyglądał mniej więcej tak:
7 pobudka
7:40-7:45 wyjście na przystanek i czekanie na autobus...
...który wyglądał tak
8:15 wchodziliśmy do kościoła
9:00-10:00 praca
10:00-10:40 śniadanie
10:40-14:00 praca
14:00-14:40 obiad
14:40-21:00 praca
21:00-21:35 kolacja
21:35-22:10 powrót do domu
potem czekanie w kolejce do łazienki i w kimono ;]
No i kilka fotek. Sufit był 12 metrów nad posadzką więc wysokości spore
Nisko na ścianach pojawiła się pleśń, od zalegającego zimą śniegu, więc trzeba było skuć tynk i pobawić się gipsem ;]
Nie wszyscy jednak pracowali przy malowaniu
(w tle budynek gimnazjum, w którym uczył się syn Mendelejewa, tego samego, który ułożył pierwiastki w tą tablicę)
Niektórym zdarzało się przysypiać w trakcie pracy
Ja jednak kulturalnie machałem pędzlem, jak większość, fakt że troche mniejszym i troche niżej ale malowałem ;]
Ja jak zwykle musiałem zobaczyć co się dzieje na rozkopanej ulicy, a działo się tam sporo, bo co chwilę śmigały kamazy z piachem. Budowano kanalizację. Więc trzeba było zrobić małe zdjątko
W czasach nudy w rytm machania pędzlem na organach przygrywał nam miły Rosjanin z Armeni
Nie ma jak trzepnąć sobie koszulką na fajrant ;]
Pamiętam, że pierwszego dnia widząc, że autobus jest nieco zapchany...
...postanowiliśmy wrócić do domu piechotą. Była to okazja do zrobienia kilku ładnych zdjęć...
... oraz zobaczenia jak wygląda tamtejsza straż pożarna.
Tobolsk wieczorkiem
W końcu nadeszła upragniona niedziela. Poszliśmy na mszę, potem cyknęliśmy kilka fotek w czystych ubraniach...
(proboszcz kościoła-Polak Wojciech Matuszewski)
...i poszliśmy zwiedzić trochę miasta i dowiedzieć się o nim cokolwiek.
Tak więc miasto Tobolsk można podzielić na 2 części starą i nową. Ta stara jest położona nisko, w byłym korycie rzeki Irtysz (teraz poziom rzeki jest kilkanaście metrów niższy niż wiele tysięcy lat temu-te wzgórza były kiedyś brzegiem Irtyszu) W części starej jest wiele starych domów, w większości drewnianych. Część nowa położona jest jakieś 15 metrów wyżej, powstała nie dawno i są to głównie bloki, sklepy, hotele. Ulice w niej są szerokie, posiadają chodniki. Połączeniem między starym i nowym Tobolskiem jest jedna droga, która jak można się domyślić pokonuje różnicę poziomów. Na znaku przed podjazdem jest napisane, że jego stromość to 12 procent. Sporo ład nie dało rady pod niego podjechać i musiało wrócić tyłem na dół. Autobusy miejskie zatrzymują się przed nim, wrzucają jedynkę i na tym biegu z prędkością ok. 8km/h wdrapują się na szczyt. Wszystko widać na zdjęciach
Tak zwana polska dolina. Tutaj osiadali polscy zesłańcy. Teraz większość z nich nie żyje, zostały po nich tylko polskie napisy na cmentarzach.
No takie tam zdjęcie... w każdym bądź razie nie ja robiłem
Kamaz ciągnie pod górę chociaż jest znak, że ciężarówką nie można...
Wspólne foto.
I chyba ja ze smyczką ze zlotu w KRK
Dzwonek, chciałem zadzwonić, ale jakoś ręka i głowa były za miękkie...
Byłe więzienie. Tu trzymano zesłańców. Teraz zarządzili tu jakiś remont i pewnie powstanie sklep albo coś...
Uliczka
W niedzielę późnym popołudniem pojechaliśmy na gorące źródła. Okazało się, że przy nich jest też spory parking dla ciężarówek wiec zawitałem tam.
Źródła naprawdę były gorące. Były 3 baseny, w najwyższym była najgorętsza woda, w najniższym najchłodniejsza. To tego na górze nie dałem rady wejść...za gorąco. Ale za to niżej całkiem przyjemnie. Szkoda tylko, że woda słona i lekko śmierdzi jakimiś minerałami...
Potem pojechaliśmy zobaczyć gejzer. Też fajne zjawisko. Ni z gruszki, ni z pietruszki, dzień, noc, zima, lato wali gorąca woda kilkanaście metrów w górę. Rosja! To między krzakami to na ogół jest dróżką dojazdową do gejzerka, ale niestety miesiąc wcześniej śnieg stopniał i woda nie zdążyła wyschnąć ;]
Tutaj już powrót. Tajga się skończyła, te karłowate drzewka to cecha charakterystyczna tundry.
A to takie tajgowate bardziej ;]
No i kilka furek złapanych przez boczą szybę jadąc tak do 140km/h Hiun... Huynida... oj kurde Hjundajem Sonatą ;]
Tak minął nam pierwszy tydzień na "zesłaniu" następny był ciekawszy, a opiszę go pewnie wieczorem, lub jutro.
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Czekamy z niecierpliwością
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Bardzo ciekawa wycieczka, naprawdę tam duzo wiecej "amerykancow" jezdzi, niz u nas w Polsce... nawet sie tego nie spodziewalem... czekam z niecierpliwoscia na nastepne fotki
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Czas kontynuować moją opowieść.
Po niedzieli trochę bardziej wypoczęci zabraliśmy się do roboty. Przecież do końca tygodnia trzeba skończyć malowanie kościoła. Tak więc ruch na rusztowaniach znowu się zwiększył. Kolejne wiadra farby, kolejne wykończone pędzle.
Ale przy pracy w takiej temperaturze wymagany był odpoczynek od czasu do czasu.
Ta forma była jednak potępiana
Ja po staremu wróciłem do swojego pędzla i farby podkładówki. Tym razem otrzymałem większe zlecenie-drzwi od garażu.
Kilka ujęć takich ogólnych.
Idziemy do pracy i widok na wcześniej opisany podjazd.
A te fotki zrobione wieczorkiem, trochę się chmurzyło, więc szybko pobiegliśmy do domu.
Po lewej widać krawędź domu, w którym jedliśmy. Gotowała nam Armenka, która razem z mężem (który jest teraz kościelnym-bardzo dobrze mówi po polsku, pracował 15 lat z Polakami, ale w Polsce nie był nigdy) wyemigrowała do Rosji. Tutaj trochę widać jak strome jest zbocze.
Kumple bawią się sprzętem gaśniczym.
Pan Jurek od przyjazdu odnawiał drewnianą figurkę Matki Boskiej, miała rozbity nos i ktoś próbował też odciąć głowę brzeszczotem. Trzeba było też zerwać starą farbę i pomalować wszystko od nowa.
Drzwi garażowe pomalowałem, więc znaleźli mi inną robotę. Deski pociąć na długość 4,30m i zanieść do stolarni. Robiłem to z kumplem cały dzień. Może by było krócej, gdyby nie...
...burza, która przyszła nagle.
Lało porządnie, że moje deski zamokły, musiałem część odłożyć i poczekać aż przeschną...
Tutaj takie małe potwierdzenie przysłowia "Polak potrafi". W domu nie mieliśmy ciepłej wody. Kumple wymyślili więc letni prysznic. W tym "dyliżansie" widocznym po lewej była woda nalana rano, więc do wieczora na takim słońcu sporo się ogrzała.
Sercem całości była ręczna pompa.
W butelce było kilka dziur zrobionych gwoździem.
A butelka wisiała na słupie od latarni oświetlających kościół.
Czego to ludzie nie wymyślą
Dodatkowe 2 rodzaje komunikacji miejskiej. Autobus nieznanej mi marki, z automatyczną skrzynią biegów.
I marszrutka, szybka, tańsza, ale często zatłoczona.
Kartoszki, jak przyjechałem tam to były mniejsze. Na syberii wszystko rośnie szybko, bo latem i wilgoci i słońca pod dostatkiem.
Wyrobiliśmy się z pomalowaniem kościoła przed czasem, więc zabraliśmy się za odświeżenie przyległej kaplicy. Tam wysokości były mniejsze i ścian mniej
Tutaj czyszczenie żyrandoli po malowaniu.
Sposób na opalanie.
Tak się wyglądało po malowaniu.
Drabina w pionie, dwóch trzyma, trzeci chlapie pędzlem na samej górze.
Efekt końcowy malowania, jeszcze mała kosmetyka tylko
W przerwach pomiędzy pracą przy figurce Maryji pan Jurek zaczął coś strugać w klocku brzozowego drewna.
Jak widać czasami trzeba użyć grubszego narzędzia.
Wyszło coś takiego
Ja przy oklejaniu/zabezpieczaniu kinkietów w kaplicy.
Tabernakulum kaplicy otaczało drewniane drzewko. Bardzo misterna robota i pięknie wygląda. Ja bawiłem się w lakierowanie go
W naszej obecności wciągano dzwon na dzwonnicę. Od prawie 80 lat kościół nie miał dzwonu, więc to takie historyczne wydarzenie.
Grubszy sprzęt sprzątający otoczenie kościoła.
Jeszcze wrócimy do wyrzeźbionej róży. Pan Andrzej wypisał na niej nasze imiona i nazwiska, dodał datę i kilka podobnych podpisów, a my ją zalakierowaliśmy. Moim zdaniem super pamiątka po nas.
No i nadeszła upragniona niedziela. Zadanie główne (pomalowanie wnętrza kościoła) wykonane. Zrobiliśmy też sporo mniejszych robót. Kościół i jego otoczenie przeszedł dużą metamorfozę. Myślę też, że dobrze nas zapamiętano w Tobolsku Fotki z mszy. Chyba widać biel ścian? :twisted: (jeśli nie to wina aparatu )
Ten z lewej to nasz blok, w którym mieszkaliśmy przez całe 2 tygodnie pobytu w Tobolsku
Po mszy szybki obiadek i wyruszamy na wycieczkę. Tym razem nad jezioro do tajgi. Po drodze fotka. Taka ciekawostka, że w Rosji w niedzielę też pracują. Takie Volva FM12 z silnikiem 400KM to obok kamazów najczęściej spotykane wywrotki w okolicach Tobolska.
Poszliśmy pod bramę biura podróży SIBIR TUR
Po chwili podjechała taka furka (fotka zrobiona później) Na początku się z niej śmieliśmy...
..., bo było w niej dość głośno, a na pewno ciasno i gorąco.
Wyjechaliśmy z miasta, przejechaliśmy most przez rzekę Tobol (czy Toboł, sam nie wiem)
Tak jechaliśmy jakieś 40km.
Potem skręciliśmy w lewo w taką oto dróżkę. Jechaliśmy jednak szybko i zaczęliśmy doceniać to autko. Ale...
...kiedy wjechaliśmy w tajgę to zacząłem je podziwiać, jak sprawnie przejeżdża kolejne doły i koleiny wypełnione błotem, jak przesmykuje się między drzewami na centymetry. Nie zabrakło też uznania dla pana kierowcy, który znał możliwości tej fury i je wykorzystywał.
W końcu wysiedliśmy. Przed wyjazdem kazano nam zabrać długie ubrania więc byliśmy przygotowani. Dodam tylko, że było około 30 stopni, a w plecakach po kilka kg. Niby nie dużo, ale do pleców dobrze przylegał. Te długie ubrania to od owadów. Tak samo jak te kapelusze z siatką. Gdyby nie to wyglądalibyśmy jak po ospie-cali pogryzieni. Na dłonie śmierdząca maść i można iść. Kierowca kazał iść przed siebie, a dalej jakimś deskami...
...które znalazły się za kilkaset metrów.
No i tak szliśmy...
...i szliśmy...
...i szliśmy...
aż się tajga skończyła, ale trzeba było iść dalej... (dodam, że spadnięcie z drewnianych podestów mogło zaowocować straceniem buta-poprostu bagno)
...więc szliśmy...
...aż w końcu dotarliśmy. Po prawie godzinie szybkiego marszu (czyli przejściu ok. 6-7km po deskach) przed nami ukazało się kilka drewnianych domków położonych między dwoma jeziorami. Tylko rzuciliśmy torby zjedliśmy conieco i wskoczyliśmy do jeziora. Woda cudownie ciepła. Potem poszliśmy nad drugie jezioro. Okazało się, że jest w nim bardzo czysta woda. Wsiedliśmy na "katamarany" (rowery wodne) i popłynęliśmy w rejs. Przy okazji Krzysiek zrobił trochę zdjęć. Po prostu pięknie. Słoneczko świeci, woda czyściutka, pod nami widać całą roślinność, między podwodnymi krzakami ryby, a my płyniemy przez sam środek tego cudu.
Tutaj kilka fotek tego ośrodka.
Syberyjska bania (coś podobnego do sauny), z której oczywiście skorzystaliśmy. Dobra rzecz
Chłopaki zrywali lilie...
W chłodzie drewnianego domku spało się wyśmienicie. 2 osobowy pokoik z 3 meblami (2 łóżka i krzesło) był dobrą odmianą dla nagrzanego mieszkania w bloku. Spałem prawie 12 godzin i oczywiście pierwszą czynnością po przebudzeniu był skok do jeziora.
No i rybki na śniadanie.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Po dobie pobytu przyszedł czas wracać. Ostatnie przygotowania.
Pamiątkowe fotki w kapeluszach
I pakowanie rzadkich w Polsce iglaków-cedrów.
I ruszyli
Ostatnie spojrzenie i zdjęcie na jeziorko.
Wchodzimy w tajgę.
I idziemy dalej tą samą drogą, po deskach.
Autko już czekało w umówionym miejscu.
Przejazd przez błotniste drogi minał tak samo szybko, jak w tamtą stronę. Nagrałem nawet filmik telefonem, ale gdzieś zagubił mi się pliczek. Jak znajdę to spróbuję gdzieś go wrzucić, ale rewelacji nie oczekujcie. Nie dało się usiedzieć na siedzeniu a co dopiero utrzymać telefon w ręku w miarę stabilnie.
No i fotki robione "przez auta szybę" podczas powrotu do Tobolska.
Wróciliśmy do domu i poszliśmy spać.
No i niestety na czwarty rozdział wycieczki czyli powrót musicie poczekać do jutra Tam będzie więcej zdjęć ciężarówek, bo na trasie Tobolsk-Tiumień siedziałem z przodu na siedzeniu pasażera (chociaż blisko było do zajęcia miejsca kierowcy) i zrobiłem trochę fotek. Tak więc, cierpliwości
Po niedzieli trochę bardziej wypoczęci zabraliśmy się do roboty. Przecież do końca tygodnia trzeba skończyć malowanie kościoła. Tak więc ruch na rusztowaniach znowu się zwiększył. Kolejne wiadra farby, kolejne wykończone pędzle.
Ale przy pracy w takiej temperaturze wymagany był odpoczynek od czasu do czasu.
Ta forma była jednak potępiana
Ja po staremu wróciłem do swojego pędzla i farby podkładówki. Tym razem otrzymałem większe zlecenie-drzwi od garażu.
Kilka ujęć takich ogólnych.
Idziemy do pracy i widok na wcześniej opisany podjazd.
A te fotki zrobione wieczorkiem, trochę się chmurzyło, więc szybko pobiegliśmy do domu.
Po lewej widać krawędź domu, w którym jedliśmy. Gotowała nam Armenka, która razem z mężem (który jest teraz kościelnym-bardzo dobrze mówi po polsku, pracował 15 lat z Polakami, ale w Polsce nie był nigdy) wyemigrowała do Rosji. Tutaj trochę widać jak strome jest zbocze.
Kumple bawią się sprzętem gaśniczym.
Pan Jurek od przyjazdu odnawiał drewnianą figurkę Matki Boskiej, miała rozbity nos i ktoś próbował też odciąć głowę brzeszczotem. Trzeba było też zerwać starą farbę i pomalować wszystko od nowa.
Drzwi garażowe pomalowałem, więc znaleźli mi inną robotę. Deski pociąć na długość 4,30m i zanieść do stolarni. Robiłem to z kumplem cały dzień. Może by było krócej, gdyby nie...
...burza, która przyszła nagle.
Lało porządnie, że moje deski zamokły, musiałem część odłożyć i poczekać aż przeschną...
Tutaj takie małe potwierdzenie przysłowia "Polak potrafi". W domu nie mieliśmy ciepłej wody. Kumple wymyślili więc letni prysznic. W tym "dyliżansie" widocznym po lewej była woda nalana rano, więc do wieczora na takim słońcu sporo się ogrzała.
Sercem całości była ręczna pompa.
W butelce było kilka dziur zrobionych gwoździem.
A butelka wisiała na słupie od latarni oświetlających kościół.
Czego to ludzie nie wymyślą
Dodatkowe 2 rodzaje komunikacji miejskiej. Autobus nieznanej mi marki, z automatyczną skrzynią biegów.
I marszrutka, szybka, tańsza, ale często zatłoczona.
Kartoszki, jak przyjechałem tam to były mniejsze. Na syberii wszystko rośnie szybko, bo latem i wilgoci i słońca pod dostatkiem.
Wyrobiliśmy się z pomalowaniem kościoła przed czasem, więc zabraliśmy się za odświeżenie przyległej kaplicy. Tam wysokości były mniejsze i ścian mniej
Tutaj czyszczenie żyrandoli po malowaniu.
Sposób na opalanie.
Tak się wyglądało po malowaniu.
Drabina w pionie, dwóch trzyma, trzeci chlapie pędzlem na samej górze.
Efekt końcowy malowania, jeszcze mała kosmetyka tylko
W przerwach pomiędzy pracą przy figurce Maryji pan Jurek zaczął coś strugać w klocku brzozowego drewna.
Jak widać czasami trzeba użyć grubszego narzędzia.
Wyszło coś takiego
Ja przy oklejaniu/zabezpieczaniu kinkietów w kaplicy.
Tabernakulum kaplicy otaczało drewniane drzewko. Bardzo misterna robota i pięknie wygląda. Ja bawiłem się w lakierowanie go
W naszej obecności wciągano dzwon na dzwonnicę. Od prawie 80 lat kościół nie miał dzwonu, więc to takie historyczne wydarzenie.
Grubszy sprzęt sprzątający otoczenie kościoła.
Jeszcze wrócimy do wyrzeźbionej róży. Pan Andrzej wypisał na niej nasze imiona i nazwiska, dodał datę i kilka podobnych podpisów, a my ją zalakierowaliśmy. Moim zdaniem super pamiątka po nas.
No i nadeszła upragniona niedziela. Zadanie główne (pomalowanie wnętrza kościoła) wykonane. Zrobiliśmy też sporo mniejszych robót. Kościół i jego otoczenie przeszedł dużą metamorfozę. Myślę też, że dobrze nas zapamiętano w Tobolsku Fotki z mszy. Chyba widać biel ścian? :twisted: (jeśli nie to wina aparatu )
Ten z lewej to nasz blok, w którym mieszkaliśmy przez całe 2 tygodnie pobytu w Tobolsku
Po mszy szybki obiadek i wyruszamy na wycieczkę. Tym razem nad jezioro do tajgi. Po drodze fotka. Taka ciekawostka, że w Rosji w niedzielę też pracują. Takie Volva FM12 z silnikiem 400KM to obok kamazów najczęściej spotykane wywrotki w okolicach Tobolska.
Poszliśmy pod bramę biura podróży SIBIR TUR
Po chwili podjechała taka furka (fotka zrobiona później) Na początku się z niej śmieliśmy...
..., bo było w niej dość głośno, a na pewno ciasno i gorąco.
Wyjechaliśmy z miasta, przejechaliśmy most przez rzekę Tobol (czy Toboł, sam nie wiem)
Tak jechaliśmy jakieś 40km.
Potem skręciliśmy w lewo w taką oto dróżkę. Jechaliśmy jednak szybko i zaczęliśmy doceniać to autko. Ale...
...kiedy wjechaliśmy w tajgę to zacząłem je podziwiać, jak sprawnie przejeżdża kolejne doły i koleiny wypełnione błotem, jak przesmykuje się między drzewami na centymetry. Nie zabrakło też uznania dla pana kierowcy, który znał możliwości tej fury i je wykorzystywał.
W końcu wysiedliśmy. Przed wyjazdem kazano nam zabrać długie ubrania więc byliśmy przygotowani. Dodam tylko, że było około 30 stopni, a w plecakach po kilka kg. Niby nie dużo, ale do pleców dobrze przylegał. Te długie ubrania to od owadów. Tak samo jak te kapelusze z siatką. Gdyby nie to wyglądalibyśmy jak po ospie-cali pogryzieni. Na dłonie śmierdząca maść i można iść. Kierowca kazał iść przed siebie, a dalej jakimś deskami...
...które znalazły się za kilkaset metrów.
No i tak szliśmy...
...i szliśmy...
...i szliśmy...
aż się tajga skończyła, ale trzeba było iść dalej... (dodam, że spadnięcie z drewnianych podestów mogło zaowocować straceniem buta-poprostu bagno)
...więc szliśmy...
...aż w końcu dotarliśmy. Po prawie godzinie szybkiego marszu (czyli przejściu ok. 6-7km po deskach) przed nami ukazało się kilka drewnianych domków położonych między dwoma jeziorami. Tylko rzuciliśmy torby zjedliśmy conieco i wskoczyliśmy do jeziora. Woda cudownie ciepła. Potem poszliśmy nad drugie jezioro. Okazało się, że jest w nim bardzo czysta woda. Wsiedliśmy na "katamarany" (rowery wodne) i popłynęliśmy w rejs. Przy okazji Krzysiek zrobił trochę zdjęć. Po prostu pięknie. Słoneczko świeci, woda czyściutka, pod nami widać całą roślinność, między podwodnymi krzakami ryby, a my płyniemy przez sam środek tego cudu.
Tutaj kilka fotek tego ośrodka.
Syberyjska bania (coś podobnego do sauny), z której oczywiście skorzystaliśmy. Dobra rzecz
Chłopaki zrywali lilie...
W chłodzie drewnianego domku spało się wyśmienicie. 2 osobowy pokoik z 3 meblami (2 łóżka i krzesło) był dobrą odmianą dla nagrzanego mieszkania w bloku. Spałem prawie 12 godzin i oczywiście pierwszą czynnością po przebudzeniu był skok do jeziora.
No i rybki na śniadanie.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Po dobie pobytu przyszedł czas wracać. Ostatnie przygotowania.
Pamiątkowe fotki w kapeluszach
I pakowanie rzadkich w Polsce iglaków-cedrów.
I ruszyli
Ostatnie spojrzenie i zdjęcie na jeziorko.
Wchodzimy w tajgę.
I idziemy dalej tą samą drogą, po deskach.
Autko już czekało w umówionym miejscu.
Przejazd przez błotniste drogi minał tak samo szybko, jak w tamtą stronę. Nagrałem nawet filmik telefonem, ale gdzieś zagubił mi się pliczek. Jak znajdę to spróbuję gdzieś go wrzucić, ale rewelacji nie oczekujcie. Nie dało się usiedzieć na siedzeniu a co dopiero utrzymać telefon w ręku w miarę stabilnie.
No i fotki robione "przez auta szybę" podczas powrotu do Tobolska.
Wróciliśmy do domu i poszliśmy spać.
No i niestety na czwarty rozdział wycieczki czyli powrót musicie poczekać do jutra Tam będzie więcej zdjęć ciężarówek, bo na trasie Tobolsk-Tiumień siedziałem z przodu na siedzeniu pasażera (chociaż blisko było do zajęcia miejsca kierowcy) i zrobiłem trochę fotek. Tak więc, cierpliwości
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Piękne zdjęcia z niecierpliwoścą czekamy na następne
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Czas skończyć opowieść.
Z tajgi wróciliśmy w poniedziałek i tak jak napisałem wyżej poszliśmy spać. We wtorek poszliśmy jeszcze do pracy. Po drodze zrobiłem fotkę deski rozdzielczej autobusu miejskiego.
W pracy zajęliśmy się kosmetyką dookoła kościoła i pracowaliśmy tylko do 13.
W kościele był taki obraz przedstawiający Kreml tobolski pewnie kilkadziesiąt lat temu.
Potem poszliśmy kupić "pamiątki". Ja kupiłem sobie kubek, koszulkę z napisem Siberia na plecach, no i połóweczkę rosyjskiego specjału ;]
Wychodząc przed kościołem zobaczyłem taki widok, więc zrobiłem fotkę ;]
Dziura w jezdni niedaleko naszego bloku.
Panie myją metalowe płotki na ulicach. Jedna z nich powozi tym kamazem. W Rosji brakuje mężczyzn więc część męskich prac muszą wykonywać kobiety.
Sklep, w którym zaopatrywaliśmy się w to, czego na brakowało.
I kilka fotek mieszkania, w którym mieszkaliśmy.
Wieczorem zadzwonił proboszcz, że następnego dnia (czyli w środę) o 15 mamy być już spakowani. Mieliśmy jechać do Tiumieni i tam przespać noc. Poszliśmy więc spać, wstaliśmy o 11. Ostatnie zakupy i czas pakowania. Tutaj nasze torby ;]
Ostatnie spojrzenia przez okno.
Krzysiek robił zdjęcia wyjeżdżamy z miasta...
...potem jak jedziemy obwodnicą (chyba)
Prawie jak Hollywood
ogólnie skupił się na widokach z bocznych okien...
Tutaj sprzedają herbatę z samowarów. Sporo aut osobowych i ciężarowych tutaj się zatrzymuje. Wiem, że ta "herbaciarnia" czynna jest cały rok, ale czy całą dobę to nie wiem ;]
No i dalsza część widoczków sfotografowanych przez Krzyśka.
Ja siedziałem z przodu po prawej więc wykorzystałem tą okazję i cyknąłem kilka fotek mijanego żelastwa. Niestety najpierw świeciło ostre słońce, a potem zaczęło padać więc fotki nie są zbyt dobre... Chyba one mogą posłużyć tylko do tego, by zobaczyć jakie ciężarówki tam jeżdzą, a nie podziwiać je. Nie mam odpowiedniego sprzętu niestety.
Stanęliśmy na jednym z parkingów do toalety. W klatce siedział niedźwiedź. Niestety chyba przerwaliśmy mu drzemkę. Jak nas zobaczył mruknął tylko głośno, przewrócił się na drugi bok, sapnął i poszedł spać dalej. I fotki tego parkingu.
Prosta droga...
...i jakieś miasteczko...
...a w nim bar. Muszą tu dawać dobre jedzenie, bo sporo aut stoi na drodze.
Lecimy dalej.
Po drodze trzeba było zalać parę litrów. Benzyna 92-niecałe 2zł/litr
Jaka dobra policja? Fura rozbita to nawet sholują do domu.
Jeszcze 2 fotki.
No i dojechali
W ten sposób przejechaliśmy 250km w lekko ponad 3 godziny. Droga była pusta, równa więc utrzymywanie prędkości wyższej niż 130km/h nawet dla Renault Symbol (Thalia) 1,4 załadowanym bagażami nie było żadnym problemem. Piszę, że droga równa bo rok temu przeprowadzono jej gruntowny remont. Jest to jedyna droga na północ, do Surgutu, gdzie są duże złoża ropy i gazu.
To już Tiumień. Autobusy miejskie to starsze Many.
Poszliśmy na mszę do kościoła, a potem na kolację do miejscowego proboszcza.
Potem szybko spać, bo o 4 pobudka. Niestety w pokoju było tak gorąco, że otworzyliśmy okno. Jak otworzyliśmy okno przyleciały komary i nie dały nam spać. O 5 rano wyruszyliśmy na lotnisko.
Zdajemy bagaże. Trochę było obaw, że będą za ciężkie (na pokład można zabrać tylko 20kg bagażu na osobę-za każdy następny kilogram trzeba dopłacać około 35zł). Jednak wszystko poszło gładko.
Tylko otworzyli drzwi wyskoczyliśmy na płytę za aparatami w ręku. Równie szybko podskoczył do nas żołnierz i wymownie pokazał, że nie można robić zdjęć. No ale kilka już wpadło
Tym polecieliśmy.
O 6:35 samolot ruszył, a 5 minut później oderwał się od ziemi.
Tak wyglądało "śniadanie" w samolocie... Jak dla mnie to nawet przekąska nie była.
Po 2 godzinach i 40 minutach lotu, czyli o 7:10 wylądowaliśmy w Moskwie. Od razu cyk samolotu.
Złapaliśmy bagaże, jeszcze zatrzymali mnie przy bramce tej co wykrywa metale i chcieli paszport. Mały problem, ale po chwili wszystko się wyjaśniło.
Wyskoczyliśmy przed lotnisko...
...i złapaliśmy pierwszego stojącego busa (nowy Ford Transit). Za 4zł od osoby zawiózł nas do najbliższej stacji metra.
Kilka fotek Moskwy z okien busika.
Metrem dostaliśmy się na Belaruskij Wagzał (chyba dworzec). Tam zostawiliśmy bagaże w przechowalni i wyruszyliśmy na Plac Czerwony.
Taki mały korek (to nie parking).
Ulice Moskwy.
No i idziemy dalej.
To nie wiem co to. Ja tych zdjęć nie robiłem, tam mnie nie było.
Zmęczeni wróciliśmy na ten Dworzec Białoruski.
Ale tak jak w Brześciu nie byliśmy sami ;]
Tak wygląda zmęczony człowiek...
A w ten sposób dowiedziałem się jak to jest spać na dworcu. Ja jestem w czerwonej koszulce.
Jakaś dziewczyna na dworcu pokazuje swoje powabne kształty
Ta już odrobinę mniej powabne...
Jeszcze 2 fotki dworca.
Około 20 mocno zgłodnieliśmy. Nie było pomysłu co zjeść, więc wyruszyliśmy w miasto. 10 "chłopa" nie łatwo nakarmić. Kupiliśmy więć 5 kurczaków z rożna i 4 chleby. Jednak pojawił się nowy problem-gdzie to zjeść? Rozsiedliśmy się więc tak jak widać. ;]
O 22 ruszyliśmy na peron. Po kilkunastu minutach wsiedliśmy do pociągu. O 22:55 pociąg ruszył. Leżanka była jak dla mnie o jakieś 20-30cm za krótka, więc nogi mi trochę wystawały, ale zmęczonemu człowiekowi to nie przeszkadza. Usnąłem szybko, ale gorąc dnia obudził mnie już o 8 rano.
W Brześciu wysiedliśmy po 14 godzinach jazdy. Patrzyłem na słupki kilometrowe przy torach. Było 1080km. Na najbliższy pociąg do Terespola musieliśmy jednak poczekać jeszcze 3 godziny.
Wymieniliśmy też trochę pieniędzy na ruble białoruskie. Fajna waluta ;] Każdy jest milionerem. Na zdjęciach 2340 rubli białoruskich, a w przeliczeniu jakieś 3,20zł.
Powłóczyliśmy się trochę z kąta w kąt i jakoś minęło. Potem godzina w pociągu do Terespola i nareszcie OJCZYZNA! Jak miło było zobaczyć polskie napisy na dworcu! Jak miło było wejść do sklepu i powiedzieć "Dzień dobry", a sprzedawczyni odpowiadała tym samym!
Poczekaliśmy 50 minut na pociąg do Łukowa. Niestety w Białej Podlaskiej musieliśmy z niego wysiąść, bo między Białą a Międzyrzecem Podlaskim remont torów. Wsiedliśmy w autobus, a w Międzyrzecu w drugi pociąg.
Wsiedliśmy w autobus, a w Międzyrzecu w drugi pociąg.
Jeszcze 2 polskie widoczki.
W Łukowie czekał na nas bus z naszego miasta. Po godzinie jazdy czyli trochę przed 21 w piątek dotarliśmy do Garwolina.
Tak więc nie było mnie w domu 21 dni i 2 godziny. Przebyłem przez ten czas jakieś 7500-8000km różnymi środkami transportu. Czy żałuję tego, że pojechałem i w sumie tak nie wiele zobaczyłem tylko pracowałem od rana do nocy? Nie! Praca też czegoś uczy. A oprócz tego, że zrobiłem coś pożytecznego przeżyłem coś całkiem nowego, czego siedząc w domu na pewno bym nie zaznał. Nowe wrażenia, nowe doświadczenia, inna kultura, inny klimat, inni ludzie, inny język. Warto było jechać
Z tajgi wróciliśmy w poniedziałek i tak jak napisałem wyżej poszliśmy spać. We wtorek poszliśmy jeszcze do pracy. Po drodze zrobiłem fotkę deski rozdzielczej autobusu miejskiego.
W pracy zajęliśmy się kosmetyką dookoła kościoła i pracowaliśmy tylko do 13.
W kościele był taki obraz przedstawiający Kreml tobolski pewnie kilkadziesiąt lat temu.
Potem poszliśmy kupić "pamiątki". Ja kupiłem sobie kubek, koszulkę z napisem Siberia na plecach, no i połóweczkę rosyjskiego specjału ;]
Wychodząc przed kościołem zobaczyłem taki widok, więc zrobiłem fotkę ;]
Dziura w jezdni niedaleko naszego bloku.
Panie myją metalowe płotki na ulicach. Jedna z nich powozi tym kamazem. W Rosji brakuje mężczyzn więc część męskich prac muszą wykonywać kobiety.
Sklep, w którym zaopatrywaliśmy się w to, czego na brakowało.
I kilka fotek mieszkania, w którym mieszkaliśmy.
Wieczorem zadzwonił proboszcz, że następnego dnia (czyli w środę) o 15 mamy być już spakowani. Mieliśmy jechać do Tiumieni i tam przespać noc. Poszliśmy więc spać, wstaliśmy o 11. Ostatnie zakupy i czas pakowania. Tutaj nasze torby ;]
Ostatnie spojrzenia przez okno.
Krzysiek robił zdjęcia wyjeżdżamy z miasta...
...potem jak jedziemy obwodnicą (chyba)
Prawie jak Hollywood
ogólnie skupił się na widokach z bocznych okien...
Tutaj sprzedają herbatę z samowarów. Sporo aut osobowych i ciężarowych tutaj się zatrzymuje. Wiem, że ta "herbaciarnia" czynna jest cały rok, ale czy całą dobę to nie wiem ;]
No i dalsza część widoczków sfotografowanych przez Krzyśka.
Ja siedziałem z przodu po prawej więc wykorzystałem tą okazję i cyknąłem kilka fotek mijanego żelastwa. Niestety najpierw świeciło ostre słońce, a potem zaczęło padać więc fotki nie są zbyt dobre... Chyba one mogą posłużyć tylko do tego, by zobaczyć jakie ciężarówki tam jeżdzą, a nie podziwiać je. Nie mam odpowiedniego sprzętu niestety.
Stanęliśmy na jednym z parkingów do toalety. W klatce siedział niedźwiedź. Niestety chyba przerwaliśmy mu drzemkę. Jak nas zobaczył mruknął tylko głośno, przewrócił się na drugi bok, sapnął i poszedł spać dalej. I fotki tego parkingu.
Prosta droga...
...i jakieś miasteczko...
...a w nim bar. Muszą tu dawać dobre jedzenie, bo sporo aut stoi na drodze.
Lecimy dalej.
Po drodze trzeba było zalać parę litrów. Benzyna 92-niecałe 2zł/litr
Jaka dobra policja? Fura rozbita to nawet sholują do domu.
Jeszcze 2 fotki.
No i dojechali
W ten sposób przejechaliśmy 250km w lekko ponad 3 godziny. Droga była pusta, równa więc utrzymywanie prędkości wyższej niż 130km/h nawet dla Renault Symbol (Thalia) 1,4 załadowanym bagażami nie było żadnym problemem. Piszę, że droga równa bo rok temu przeprowadzono jej gruntowny remont. Jest to jedyna droga na północ, do Surgutu, gdzie są duże złoża ropy i gazu.
To już Tiumień. Autobusy miejskie to starsze Many.
Poszliśmy na mszę do kościoła, a potem na kolację do miejscowego proboszcza.
Potem szybko spać, bo o 4 pobudka. Niestety w pokoju było tak gorąco, że otworzyliśmy okno. Jak otworzyliśmy okno przyleciały komary i nie dały nam spać. O 5 rano wyruszyliśmy na lotnisko.
Zdajemy bagaże. Trochę było obaw, że będą za ciężkie (na pokład można zabrać tylko 20kg bagażu na osobę-za każdy następny kilogram trzeba dopłacać około 35zł). Jednak wszystko poszło gładko.
Tylko otworzyli drzwi wyskoczyliśmy na płytę za aparatami w ręku. Równie szybko podskoczył do nas żołnierz i wymownie pokazał, że nie można robić zdjęć. No ale kilka już wpadło
Tym polecieliśmy.
O 6:35 samolot ruszył, a 5 minut później oderwał się od ziemi.
Tak wyglądało "śniadanie" w samolocie... Jak dla mnie to nawet przekąska nie była.
Po 2 godzinach i 40 minutach lotu, czyli o 7:10 wylądowaliśmy w Moskwie. Od razu cyk samolotu.
Złapaliśmy bagaże, jeszcze zatrzymali mnie przy bramce tej co wykrywa metale i chcieli paszport. Mały problem, ale po chwili wszystko się wyjaśniło.
Wyskoczyliśmy przed lotnisko...
...i złapaliśmy pierwszego stojącego busa (nowy Ford Transit). Za 4zł od osoby zawiózł nas do najbliższej stacji metra.
Kilka fotek Moskwy z okien busika.
Metrem dostaliśmy się na Belaruskij Wagzał (chyba dworzec). Tam zostawiliśmy bagaże w przechowalni i wyruszyliśmy na Plac Czerwony.
Taki mały korek (to nie parking).
Ulice Moskwy.
No i idziemy dalej.
To nie wiem co to. Ja tych zdjęć nie robiłem, tam mnie nie było.
Zmęczeni wróciliśmy na ten Dworzec Białoruski.
Ale tak jak w Brześciu nie byliśmy sami ;]
Tak wygląda zmęczony człowiek...
A w ten sposób dowiedziałem się jak to jest spać na dworcu. Ja jestem w czerwonej koszulce.
Jakaś dziewczyna na dworcu pokazuje swoje powabne kształty
Ta już odrobinę mniej powabne...
Jeszcze 2 fotki dworca.
Około 20 mocno zgłodnieliśmy. Nie było pomysłu co zjeść, więc wyruszyliśmy w miasto. 10 "chłopa" nie łatwo nakarmić. Kupiliśmy więć 5 kurczaków z rożna i 4 chleby. Jednak pojawił się nowy problem-gdzie to zjeść? Rozsiedliśmy się więc tak jak widać. ;]
O 22 ruszyliśmy na peron. Po kilkunastu minutach wsiedliśmy do pociągu. O 22:55 pociąg ruszył. Leżanka była jak dla mnie o jakieś 20-30cm za krótka, więc nogi mi trochę wystawały, ale zmęczonemu człowiekowi to nie przeszkadza. Usnąłem szybko, ale gorąc dnia obudził mnie już o 8 rano.
W Brześciu wysiedliśmy po 14 godzinach jazdy. Patrzyłem na słupki kilometrowe przy torach. Było 1080km. Na najbliższy pociąg do Terespola musieliśmy jednak poczekać jeszcze 3 godziny.
Wymieniliśmy też trochę pieniędzy na ruble białoruskie. Fajna waluta ;] Każdy jest milionerem. Na zdjęciach 2340 rubli białoruskich, a w przeliczeniu jakieś 3,20zł.
Powłóczyliśmy się trochę z kąta w kąt i jakoś minęło. Potem godzina w pociągu do Terespola i nareszcie OJCZYZNA! Jak miło było zobaczyć polskie napisy na dworcu! Jak miło było wejść do sklepu i powiedzieć "Dzień dobry", a sprzedawczyni odpowiadała tym samym!
Poczekaliśmy 50 minut na pociąg do Łukowa. Niestety w Białej Podlaskiej musieliśmy z niego wysiąść, bo między Białą a Międzyrzecem Podlaskim remont torów. Wsiedliśmy w autobus, a w Międzyrzecu w drugi pociąg.
Wsiedliśmy w autobus, a w Międzyrzecu w drugi pociąg.
Jeszcze 2 polskie widoczki.
W Łukowie czekał na nas bus z naszego miasta. Po godzinie jazdy czyli trochę przed 21 w piątek dotarliśmy do Garwolina.
Tak więc nie było mnie w domu 21 dni i 2 godziny. Przebyłem przez ten czas jakieś 7500-8000km różnymi środkami transportu. Czy żałuję tego, że pojechałem i w sumie tak nie wiele zobaczyłem tylko pracowałem od rana do nocy? Nie! Praca też czegoś uczy. A oprócz tego, że zrobiłem coś pożytecznego przeżyłem coś całkiem nowego, czego siedząc w domu na pewno bym nie zaznał. Nowe wrażenia, nowe doświadczenia, inna kultura, inny klimat, inni ludzie, inny język. Warto było jechać
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
A czy miałeś okazji przejechać się po "Kolcu" jednej z najfajniejszych i największych obwodnic w Europie? Mój ojczulek jak jeździ do Moskwy, to uwielbia tą drogę.
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Sosna, super relacja! Dzięki, że ją tu zamieściłeś. Muszę przyznać, że jeszcze nie miałem czasu pooglądać wszystkich fotek, tym bardziej, że w ciężarówce czasem mi się długo otwierają (bo wolny modem), ale na pewno będę wracał tu jeszcze i wszystkie te fotki dokładnie pooglądam.
Sam w Rosji, a raczej w Związku Radzieckim byłem 30 lat temu, ale w innych regionach. Przejechaliśmy przez Lwów, Kijów, Rostów i dalej do Gruzji i Armenii. Piękna trasa i piękne wakacje. Co prawda Fiat 125 P szwagra musiał po tej wyprawie przejść remont zawieszenia, ale wspomnienia pozostały do końca życia. Szkoda, że wtedy nie było cyfrowych aparatów, ale mam kilka "papierowych fotek", więc może kiedyś je zamieszczę na tym forum.
Jeszcze raz dziękuję i może następnym razem wybierzemy się do Rosji razem? ;)
Sam w Rosji, a raczej w Związku Radzieckim byłem 30 lat temu, ale w innych regionach. Przejechaliśmy przez Lwów, Kijów, Rostów i dalej do Gruzji i Armenii. Piękna trasa i piękne wakacje. Co prawda Fiat 125 P szwagra musiał po tej wyprawie przejść remont zawieszenia, ale wspomnienia pozostały do końca życia. Szkoda, że wtedy nie było cyfrowych aparatów, ale mam kilka "papierowych fotek", więc może kiedyś je zamieszczę na tym forum.
Jeszcze raz dziękuję i może następnym razem wybierzemy się do Rosji razem? ;)
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Bardzo ciekawy wyjazd. Przeglądając te zdjęcia mam wrażenie, że w Rosji nie jest tak źle jak to się przyjęło. Przeeglądnąłem większość zdjęć i są naprawdę bardzo ciekawe i świetnie pokazują Rosję. W prawdzie ja w Rosji nigdy nie byłem i narazie taki wyjazd się nie zapowiada, ale może kiedyś?
Jeżeli chcesz mieć model ciężarówki w skali 1:24, każda firma i malowanie, zgłoś się do mnie, atrakcyjne ceny
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Nie ma za co dziękować. To ja dziękuję za zaproszenie do umieszczenia relacji na tym forumhiob pisze:Jeszcze raz dziękuję i może następnym razem wybierzemy się do Rosji razem? ;)
A co do wyjazdu do Rosji to bardzo chętnie. Szczególnie z taką osobistością
Są już plany następnych wyjazdów. Prawdopodobnie w ferie zimowe odwiedzimy Paryż (nie wiem czy będę mógł jechać-w maju matura...), a w planach na następne wakacje wymieniano Brazylię. Więc kto wie? Może i do USA kiedyś zawitam
----EDIT----[4 sierpnia 2007 19:39]
A więc dodam jeszcze małe opracowanie
Tutaj widać, w której części Rosji i świata znajduje się Tobolsk Nie jest to może jakoś strasznie daleko, ale całkiem blisko też nie
Tutaj trochę o położeniu Tobolska. Leży u ujścia rzeki Toboł do Irtyszu. Obie rzeki są szerokie. Toboł ma 1591km długości, a Irtysz 4248 i płynie aż z Chin. Dla porównania Wisła ma 1047km długości. Jak widać Irtysz opasuje miasto zakolem Na wiosnę obie rzeki wylewają na łąki tworząc ogromne jeziora.
A tak było w mieście Widać odległość pomiędzy naszym mieszkaniem i kościołem (ok. 5km) W programie Google Earth (i na stronie google.maps.com) są dość dokładne mapy Tobolska i można zobaczyć więcej szczegółów.
- Lukasz1985r
- Przyjaciel forum
- Posty: 365
- Rejestracja: 24-11-07, 00:27
- Lokalizacja: Białystok PL
- Kontakt:
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Bardzo ciekawy wyjazd. Ładne zdjęcia i dobry opis , jednym słowem SUPER . Rosja to bardzo duży i piękny kraj . Byłem w Rosji kilka razy ale nie aż tak daleko jak wy .
P.S - mogło by być więcej fotek , chętnie bym je zobaczył ale i tak jest SUPER
P.S - mogło by być więcej fotek , chętnie bym je zobaczył ale i tak jest SUPER
Re: Rosja-Syberia-Tobolsk by Sosna & Spółka
Sosna Gratuluje opsiu i zdjec sa rewelacuyjne pozdrawiam!!