Konkurs na gamonia jakiś?
No to się dołaczę.
Jak wspomniałem w poście powitalnym, jeżdżę na motocyklu i jest to mój sposób na zwiedzanie.
W Lipcu 2012 roku, wybrałem się do Wiednia na weekend. Wymyśliłem sobie, że wjadę motocyklem do wielopoziomowego garażu i po mieście będę się poruszał metrem. Podjechałem do bramki, pobrałem bilet, szlaban się otworzył i kiedy już chciałem ruszyć, usłuszałem głośne: HALT! Zamarłem w bezruchu, pewny że to jakaś policjantka i że mierzy mi w plecy z pistoletu, widząc we mnie groźnego przestępcę.
Okazało się jednak, że była to dozorczyni parkingowa. Nie bardzo rozumiejąc się nawzajem (Ona po niemiecku, ja po angielsku), głównie na migi, wytłumaczyła mi, że nie wolno motocyklem wjeżdżać do garaży, bo może tam być za nisko, mógłbym udeżyć głową w sufit. Poprostu nie zauważyłem, małego znaku informującego o tym. Ostatecznie zaparkowałem, na zewnątrz, obok jej stróżówki, nic nie płacąc za miejsce postojowe.
To taka, krótka historyjka, która jest niczym w porównaniu, z tym co wydarzyło się wiosną 2013.
Znajoma mojego młodszego brata, w ramach wymiany, studiowała na Węgrzech, w Debreczynie i zaprosiła nas do "siebie", nas to znaczy mojego kolegę, młodszego brata i mnie (każdy na swoim motocyklu) dołączyły się do nas na plecak, jeszcze dwie dziewczyny, (znajome brata jak sądzilem), jedną z nich wiozłem ja.
Pierwszego dnia rano podjechałem pod dom gdzie mieszka brat, wszyscy się przywitaliśmy i przedstawiliśmy, i ruszyliśmy w całodniową podróż do Debreczyna. W słońcu i w deszczu parliśmy naprzód, po drodze liczne postoje, odpoczynek i rozmowy, ostatecznie już w nocy dotarliśmy na miejsce. Po zakwaterowaniu i kolacji, w grupie 12 osób (nasza piątka, gospodyni plus inni studenci z Polski), ruszyliśmy na podbój nocnego życia żaków.
Siedzę przy stoliku, węgierskie napoje szumią w głowie, a na przeciw mnie siedzi moja pasażerka, co ją to wiozłem przez 14 godzin; i wtedy uśmiechnęła się... ni to do mnie, ni to tak...
Nastepnego ranka zapakowaliśmy się w samochody studentów i pojechaliśmy na dwa dni, pozwiedzać Budapeszt. Chodzimy, zwiedzamy a ja cały czas myślę o tym uśmiechu, skądś go znam?? Pytam się brata, czy znał wcześniej tą dziewczynę, a on na to, że nie, to znajoma od tej co nas zaprosiła na Węgry
i dalej, chodzę z myślą, skąd ja znam ten uśmiech? Dopiero następnego dnia, po powrocie do Debreczyna, zmniejszenie intensywności zwiedzania pozwoliło na zadanie pytania dziewczynie:
-Czy my się znamy?
-No wreszczcie!
Okazało się , że oczywiście się znamy z widzenia. Mieszkamy w sąsiednich wioskach, a ona pracuje od ponad roku, w sklepie mięsnym, w którym często robię zakupy i zawsze wita klientów miłym uśmiechem
Ona rozpoznała mnie w pierwszej chwili jak mnie zobaczyła na początku naszej wycieczki, ale choć zdziwiona, że Jej nie rozpoznałem, nie zdradziła się ani słowem.
Taki to ze mnie gamoń. Ilekroć się potem spotkaliśmy w tym sklepie, to zanosiliśmy się śmiechem do łez. Teraz widzimy się rzadko, bo Edi wyemigrowała za chlebem.
Edyta, jeśli to czytasz to serdecznie Cię pozdrawiam.