Karp czy kaczka na Wigilię? Zdecydowanie karp, księże Pawle!

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Karp czy kaczka na Wigilię? Zdecydowanie karp, księże Pawle!

Post autor: hiob » 24-12-09, 15:55

Ksiądz Paweł Siedlanowski napisał w swoim blogu na Frondzie notkę o wigilijnym poście i o tradycji polskich wieczerzy wigilijnych. ( Karp czy kaczka na Wigilię? ) W zasadzie zgadzam się z jego wpisem, ale… Może przez to, że piszę z innej, odległej perspektywy, zgadzam się nie całkiem do końca.

Jest oczywiste, że to nie w karpiu istota Wigilii. Tym bardziej, że karp to tradycja dość nowa, PRL-owska, bo łatwiej założyć stawy rybne w PGR-ach i hodować ten chwast, tego wszystkożernego wieprza wśród ryb, niż nałapać odpowiednią ilość "szczuk i sandaczy", które drzewiej gościły na wigilijnych stołach.
"Wiela jest inszych ryb, mniej ościstych i smaku więcej w sobie mających, jako to szczuka albo sandacz, o onych in mare baltici żyjących wątłuszach, flądrach, sztokfiszach et caetera nie wspominając."
Nie zmienia to jednak faktu, że tradycja, nawet ta przez małe "t", jest częścią naszej tożsamości. Nawet ten PRL-owski karp, który dla mnie jest tradycją, bo ja się urodziłem i wychowałem w PRL-u. I dziś, gdy ponad połowę życia mieszkam na obczyźnie, nie wyobrażam sobie wigilii bez karpia. I choć dziś zdecydowanie łatwiej jest mi kupić szczukę lub sandacza, nie wspominając już o łososiu, czy "onych in mare balici żyjących" rybach, to jednak ciągle na naszym stole ten karp, jako jedna z potraw, gości.

Pierwsza, wigilijna Msza Bożonarodzeniowa w naszej parafii jest dziś o 16. A nawet nie jedna, bo równolegle jest druga na sali gimnastycznej w przyparafialnej szkole i kolejna o 16:30 w kaplicy pobliskiego liceum. Potem dwie Msze o 18, następna o 20, Msza o północy i trzy Msze w samym dniu Bożego Narodzenia.

Ale w naszej rodzinie Wigilijna Wieczerza zacznie się, gdy pojawi się pierwsza gwiazdka. Wieczerza postna i z karpiem, choć i inne ryby także będą. Potem wspólne śpiewanie kolęd. Następnie Msza o północy. Jak zawsze. Jak w dzieciństwie. Nie ważne, że wcześniej już było sześć innych nabożeństw. Ta o północy pozostanie zawsze dla nas pierwszą Bożonarodzeniową Mszą. Jakże to bowiem witać Dzieciątko o szesnastej w wigilijny dzień? Toż to jeszcze słońce wysoko. A dopiero po Mszy balerony i szynki, kiełbasy, kabanosy, ptactwo wszelakie… Dla tych, co się stęsknili za swymi serialami – telewizja, która była wyłączona na okres Adwentu, a dla dzieci – gry komputerowe.

Ja wiem, że Kościół nam nie każe tego robić. Ale nam to każe robić nasze serce. (No, może dzieciom każe to robić ich tata, ale na tym przecież polega proces wychowawczy, prawda? ) I gdy Kościół zniósł pewne nakazy, to nie dlatego, że te rzeczy były złe, ale dlatego, że po tylu latach my sami powinniśmy wreszcie wiedzieć, że to są rzeczy tak dobre, że z potrzeby serca, nie z nakazu prawa, należałoby je ofiarować Bogu.

Jest jeszcze jeden aspekt wieczerzy wigilijnej, o którym warto wspomnieć, bo jest on bardzo istotny. Aspekt tożsamości narodowej. Dzisiejsza Wigilia będzie moją dwudziestą dziewiątą poza granicami Polski. Pierwsza była w grudniu 1981, w obozie dla uchodźców w Austrii. Pierwsza, podczas której miało nie być karpia. Miało nie być wieczerzy. Miał być świąteczny obiad, z dziczyzną, kaczkami i zającami. Ale polskie żony i matki się zbuntowały. Zdobyły szturmem kuchnię gasthofu, który na czas inwazji uchodźców zza żelaznej kurtyny "robił za obóz" i wymusiły na her Tanzlerze, naszym gospodarzu, zmianę menu. Dziczyzna poślizgiem powędrowała na obiad w Boże Narodzenie, a na Wigilię znalazła się ryba i sam obiad udało się przesunąć do czasu, gdy pierwsza gwiazdka zaczęła mrugać na niebie.

I tak już zostało. Nasze dzieci wiedzą, że my jesteśmy "inni", bo mamy inne tradycje. I ten wigilijny wieczór różni nas od Austriaków i od Amerykanów, którzy nie znają takiego zwyczaju. A karp jest częścią tego wieczora. Nawet, gdy nie jest on konieczny z punktu widzenia prawa kościelnego, nawet, gdy Codex Iuris Canonici ani słowem o karpiu nie wspomina – on ciągle gości na naszym stole. Także wtedy, gdy nie jest go łatwo zdobyć Także wtedy, gdy tego karpia muszę przywozić z drugiego końca świata: viewtopic.php?t=243

Ja wkrótce już niewiele będę mógł moim dzieciom kazać. Kuba skończy w tym roku 18 lat, Victoria – 20. Jeżeli je wychowałem dobrze, wyniosą z domu nasze domowe tradycje. Będą pielęgnować nasze wartości i przekazywać je swoim dzieciom. Jeżeli nawaliłem jako rodzic, to tradycje upadną. Ale z pewnością będę mógł ciągle dzieciom o nich przypominać. Już nie w formie nakazu, ale sugestii, prośby, tłumacząc dlaczego właśnie tak powinno być.

Dlatego tutaj prośba do kapłanów: Nauczajcie o tym. Przypominajcie. Kościół nie zniósł postów, bo były złe, ale dlatego, że chciałby zacząć wreszcie traktować nas jak dorosłe osoby. Moje dzieci, choć dorosłe wobec prawa, ciągle są dziećmi. Ciągle potrzebują wsparcia rodziców. I materialnego i duchowego. Tak, jak my, w naszej chrześcijańskiej rodzinie, ciągle potrzebujemy przypomnień i nauk. Kapłani to nasi ojcowie, którzy powinni nas ciągle uczyć o potrzebie postu. Nie pod karą grzechu, ale z potrzeby serca. By coś ofiarować nowonarodzonemu Dzieciątku.

Wesołych Świąt!
Ostatnio zmieniony 24-12-09, 15:56 przez hiob, łącznie zmieniany 1 raz.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Anaheim
Przyjaciel forum
Posty: 728
Rejestracja: 24-10-07, 22:24
Lokalizacja: SBL

Re: Karp czy kaczka na Wigilię? Zdecydowanie karp, księże Pawle!

Post autor: Anaheim » 24-12-09, 17:09

Ja karpia nie lubie i chetnie bym cos innego na stole postawil :D

Awatar użytkownika
bikerider
Przyjaciel forum
Posty: 27
Rejestracja: 13-12-09, 15:39
Lokalizacja: podkarpacie

Re: Karp czy kaczka na Wigilię? Zdecydowanie karp, księże Pawle!

Post autor: bikerider » 27-12-09, 20:12

Anaheim pisze:Ja karpia nie lubie i chetnie bym cos innego na stole postawil :D
ja też za smakiem karpia nieprzepadam,
jednak jak wyżej napisał hiob taka jest tradycja,.
więc i na naszym stole ryba ta swe tradycyjne miejsce znalazła.
jedą rzecz zmieniłem w tejże tradycji wyniesionej z domu,
mianowicie kupujemy już ubitego zwierza,
niepływa on w wannie, przez dwa dni czekając na zaszczyt bycia zjedzonym
w trakcie uroczystej kolacji.
no i co powiedziec dzieciom, że co sie z nim niby stało?
że tata go młotkiem itp atrakcje? :cry: :oops:
lepiej kupic już ''gotowego'' i wyglądającego podobnie jak dajmy na to karton mleka
[jesli wiecie o co mi chodzi, moja córka na pytanie skąd sie bierze mleko
odpowie; oczywiscie że ze sklepu :-D , i niech podobnie będzie z karpiem.

szczęscia i pogody ducha w nowym roku.

ODPOWIEDZ