Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy

Post autor: hiob » 11-04-10, 06:49

Przez ostatnie kilka dni jechałem, trasa z Południowej Karoliny do Oregonu. A jadąc, zawsze mi przychodzą do głowy pomysły na nową notkę na blogu. Ciekawa wymiana zdań między Cejrowskim i Hołownią w programie "Bóg w wielkim mieście", artykuł w Wall Street Journal o tym, co Polacy myślą o Stanach Zjednoczonych, czy George Weigel w EWTN mówiący o ostatnich atakach na papieża Benedykta… i nagle wczoraj rano wszystko to okazało się tak mało istotne, takie nieważne…

Wczoraj był ostatni dzień Nowenny do Miłosierdzia Bożego. Pan Jezus powiedział siostrze Faustynie co ma zrobić w dziewiątym dniu Nowenny:

Dziś sprowadź mi dusze oziębłe i zanurz je w przepaści miłosierdzia Mojego. Dusze te najboleśniej ranią Serce Moje.


Oczywiście nie znam serc ofiar tej ogromnej tragedii, jaka wczoraj się wydarzyła pod Smoleńskiem, ale wiem, jak niektórzy z polityków tragicznie zmarłych w tej katastrofie podchodzili do wiary. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to o ich duszach mówił Pan Jezus…

Myśląc o tym przypomniałem sobie inne dni Nowenny. W siódmym dniu modliliśmy się o dusze, które szczególnie czczą i wysławiają miłosierdzie Boże. Dzień wcześniej dusze ciche i pokorne. W innych dniach modliliśmy się o dusze kapłańskie i o dusze heretyków i odszczepieńców. Dusze tych, co nie znają jeszcze Jezusa i dusze pobożne i wierne. Dusze czyśćcowe i o całą ludzkość.

One wszystkie były w tym samolocie…

Tak niedawno, zaledwie dziesięć dni temu, choć wydaje się, że to było przed wiekami, napisałem:
"Nie wiemy, kiedy tak naprawdę przyjdzie nam się spotkać z naszym Bogiem twarzą w twarz. Tyle ludzi odchodzi niespodziewanie do Pana każdego dnia.[…]

Wkrótce lecę do Polski. A samolot przecież jest cięższy od powietrza. Ja wiem, że lata, wszyscy tak mówią. Zresztą leciałem już nad oceanem kilkanaście razy i za każdym się udawało. Ale przecież tak naprawdę nigdy nie wiadomo.[…]

Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? (Łk 12,16b-20)

Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy… Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!"
Nie jestem prorokiem, ani synem proroka. Nie miałem ambicji pisania słów, które tak szybko się sprawdzą. Wiele bym dał, by się one nigdy nie sprawdziły. Jednak ta tragedia, jaka się wczoraj wydarzyła w jakiś okrutny sposób potwierdza prawdziwość moich słów.

Wczoraj cały dzień słuchałem Polskiego Radia. znowu było bardzo "religijne". Panowie redaktorzy nie wstydzili się mówić o Bogu, o wierze, o tym co ważne. Dokładnie tak samo, jak pięć lat temu. Śmierć zawsze nam urealnia i przybliża Boga. Ale czy to musi być właśnie tak?

Ile czasu minie, zanim to potworne wydarzenie stanie się znowu tylko notką w podręcznikach historii? Ile czasu minie, zanim zapomnimy to, co dziś odczuwamy? Miesiąc? Dwa? I co tu jest tak naprawdę największą tragedią?

Ponieważ u nas w rodzinie każdego roku ktoś leci przez ocean i zawsze ten element obawy istnieje, czasem, przypominając przed podróżą o potrzebie pogodzenia się z Bogiem w Sakramencie Pojednania, żartobliwie przypominam bliskim słowa księdza Kordeckiego z Potopu:
Zaprawdę, powiadam wam, jeśli prochy nas wyrzucą, to tylko liche ciała nasze, tylko doczesne zwłoki opadną z powrotem na ziemię, a dusze już nie wrócą… Niebo otworzy się nad nimi i tam wejdą w wesele, w szczęśliwość, jako morze bez granic. Tam Jezus Chrystus je przyjmie i ta Matka Najświętsza, i wyjdzie przeciw nich, a one jako pszczoły złote siędą na Jej płaszczu i w światłości się zanurzą, i w oblicze Boga patrzeć będą…
To może było kiedyś zabawne, dziś nie jest. Jest jednak jakże prawdziwe. Bo śmierć fizyczna, śmierć niespodziewana zawsze jest tragedią, ale ciągle jest niczym w porównaniu do śmierci duchowej. Śmierć fizyczna wszystko kończy tutaj, dla nas, dla tych, którzy zostali wśród żywych. Ale nie dla tych, którzy odeszli. Dla nich nie jest końcem, jest początkiem. I tak będzie dla każdego z nas. Czy jesteśmy gotowi?

Jakże mało ważne są dziś sprzeczki i kłótnie polityków. Jakże nieistotne się wydają wobec majestatu śmierci. Dziś każda z tych ofiar tragedii stoi twarzą w twarz z Bogiem. Tylko to się liczy. I każdy z nich, niezależnie od tego, czy to stewardessa, czy prezydent Polski, zdają relację z talentów, które otrzymali.

A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył. (Łk 10,25-28)

Jezu, Boże Miłosierny! Przyjm do swego Królestwa swe dzieci, tak tragicznie zmarłe w tej niewyobrażalnej katastrofie. Zmiłuj się nad nami!
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

ODPOWIEDZ