Wartość cierpienia

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11191
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Wartość cierpienia

Post autor: hiob » 23-06-06, 02:00

Wielu chrześcijan pozostających poza Kościołem Katolickim przyjęło naukę mówiącą, że cierpienie jest wynikiem małej wiary. Tylko te osoby chorują, których wiara jest słaba, a ci, którzy naprawdę wierzą, są zawsze zdrowi i bogaci.

Wiem, że taka doktryna wywołuje tylko uśmieszek politowania i niedowierzania na ustach wielu katolików, ale jest ona naprawdę dość popularna. Ludzie boją się cierpienia i nie rozumieją jego sensu. Każdy szuka jakiejś ucieczki od, wydawałoby się, nieuniknionego faktu, że to cierpienie czeka gdzieś na nas w życiu. Obawiamy się, że prędzej, czy później wypadnie i na nas. Gdy więc jakiś pastor zaczyna głosić ewangelię mówiącą, że naprawdę nie musimy się martwić, wystarczy tylko wierzyć, to nic dziwnego, że wielu "kupuje" taką dobrą nowinę.

Zresztą pewnie nie powinienem pisać słowa "kupuje" w cudzysłowie, bo kupowana jest ona naprawdę. Wiele niezależnych kościołów potrzebuje członków, by egzystować. Ci pastorzy, którzy mają swe radiowe i telewizyjne apostolaty, mają spore koszty. "Health and Wealth Gospel", czyli Ewangelia Zdrowia i Bogactwa, dobrze się sprzedaje w takim zamożnym społeczeństwie jak Stany Zjednoczone. Ludzie wolą słyszeć, że ich powodzenie materialne i zdrowie jest wynikiem ich wiary, niż słuchać o potrzebie pomagania ubogim i o konieczności współcierpienia z Jezusem. Co jednak z tymi, którzy zachorują lub wpadną w trudności materialne? Cóż, ci nie mieli wystarczającej wiary. Wydawało im się, że ją mieli, ale choroba udowodniła, że tak się tylko łudzili.

Takie tłumaczenie przypomina tłumaczenie dlaczego chrześcijanie grzeszą. Wielu braci odłączonych wierzy, że człowiek, który raz przyjął Jezusa za swego Pana i Zbawiciela, osiągną już zbawienie. W tym momencie. Nie może go już nigdy stracić. Część chrześcijan, za Kalwinem i Lutrem, twierdzi, że potem nawet jakby byli niesamowitymi grzesznikami, nie ma to już żadnego znaczenia, bo zbawienie pochodzi od Boga, nie z naszych uczynków. Inni uważają, że jak ktoś naprawdę przyjął Jezusa, to nie będzie grzeszył. Problem tylko z tymi, którzy przyjęli Go szczerze w pewnym wieku, często jako młode dzieci, a za kilka lat zapominają i zaczynają prowadzić życie nie bardzo godne chrześcijanina. Wtedy okazuje się, że… tak naprawdę to pewnie nigdy Go nie przyjęli, czyli nie mają tej gwarancji zbawienia.

Taka "gwarancja" to jest całkiem do kitu. Niczego nie gwarantuje, ale jest to logiczne, bo nie tak osiągamy zbawienie. I nie przez akt zawierzenia swego życia osiągamy zbawienie i nie przez wiarę osiągamy zdrowie. Jasne, że Bóg może nas wyzwolić z choroby. Wierzę w cuda i potwierdzają je także lekarze. Wierzę, że uznanie Jezusa za Pana naszego życia jest koniecznym i bardzo pozytywnym aktem, ale na pewno nie jest to jedyna rzecz, jaką musimy uczynić na naszej drodze do świętości. Jezus nie dlatego cierpiał, żebyśmy my nie musieli, ale dlatego, żeby nadać cierpieniu sens.

Cierpienie, poprzez Mękę Pana Jezusa, nabrało niesamowitej wartości. Wartości zbawczej. Nasze cierpienie samo z siebie nie zbawi nikogo, ale połączone z Jego cierpieniem ma niesamowitą moc. Ofiarowane Mu może pomoc nam, naszym dzieciom i wnukom, i także rodzicom. Dziś Dzień Ojca i wielu naszych tatów potrzebuje i takiej pomocy: Ofiarowania naszego cierpienia dla ich nawrócenia. To cudowny prezent, może najlepszy, jaki moglibyśmy niektórym z nich ofiarować.

Cierpienia, niedostatki i choroby powodują także umacnianie się naszej wiary. Kierują nasz wzrok ku Bogu. Osoby zdrowe i bogate "nie potrzebują" Boga. Często o Nim zapominają. Gdy zaczynamy chorować, nagle sobie przypominamy o nim. "Trwoga to do Boga", to naprawdę prawdziwe powiedzenie. Sprawdziło się i w moim życiu.

Wielu świętych, prawdziwych przyjaciół Jezusa, zmagało się z cierpieniami cale swoje życie. Wystarczy przypomnieć choćby tych z ostatnich lat: Świętą Faustynę, Padre Pio, czy Jana Pawła Wielkiego. Sam Święty Paweł otrzymał jakieś cierpienie fizyczne i prosił Jezusa o to, by mu je zabrano, ale nie uzyskał tej łaski. A przecież trudno posądzać go o małą wiarę:

Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz /Pan/ mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny. (2 Kor 12,7-10)

Werset ten zresztą uczy nas, że to nie od Boga pochodzi cierpienie, ale od szatana. Bóg jednak dopuszcza to, bo On z każdego zła jest w stanie uzyskać dobro. Nie pozbawia naszego wszechświata moralnego wymiaru, nie likwiduje natychmiast negatywnych skutków grzechu pierworodnego, ale zamienia je w dobro, jak król Midas zamieniał wszystko, czego dotknął, na złoto.

Zwolennicy ewangelii zdrowia i bogactwa przypominają, że Jezus na Krzyżu powiedział, że się wszystko już wykonało. Skoro tak, powiadają, to nie ma potrzeby, by cierpieć dalej. Ale Jezus nie o naszym cierpieniu mówił wtedy, ale o swej misji na ziemi. To ta się wykonała. I Jego cierpienie umożliwia nam zrozumieć nasze i połączyć je z Nim, dla współuczestniczenia w zbawieniu siebie i całego świata.

Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Łk 9:23)

Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale. (Rz 8,17)

Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. (1 P 2,21)

Jeźli cierpimy, z nim też królować będziemy; jeźli się go zapieramy, i on się nas zaprze. (2 Tym 2,12, BG)</color>

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
brunatny
Przyjaciel forum
Posty: 637
Rejestracja: 12-07-09, 22:11
Lokalizacja: POLSKA
Kontakt:

Re: Wartość cierpienia

Post autor: brunatny » 04-10-09, 23:30

Jeśli mogę wtrącić coś o cierpieniu. Moja babcia była osobą bardzo wierzącą i praktykującą lecz przyszedł taki dzień że pojawiła się paskudna choroba wizyty u lekarzy {o pobycie w szpitalu nie chciała słyszeć choć nie wiem czy by to coś zmieniło} leczenie nadzieja że będzie dobrze a zaczynało być coraz gorzej {choroba zaatakowała mięśnie łydek aż do stóp na ciele pojawiły się rany które powiększyły się do tego stopnia że było widać kości To było straszne codzienne zmiany opatrunków smród gnijącego ciała ogromny ból w końcu zanik apetytu zanik wagi utrata funkcji chodzenia spowodowana bólem i utratą mięśni aż w końcu śmierć } W tym stanie babcia miała już chwile słabości kiedy prosiła Boga o śmierć. Lecz teraz patrząc z perspektywy czasu myślę że jej cierpienie miało sens że nie było tylko próbą wiary ale było zadość uczynieniem za kogoś z naszej rodziny być morze za czyjeś grzechy za czyjeś słabości . Z pewnością umarła w cierpieniu aby czyjaś dusza z naszej rodziny mogła żyć wiecznie . Pokój jej duszy.
Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli.

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11191
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: Wartość cierpienia

Post autor: hiob » 12-10-09, 20:51

brunatny pisze:... W tym stanie babcia miała już chwile słabości kiedy prosiła Boga o śmierć.
Ja nie wiem, czy to można nazwać chwilami słabości. Może to są właśnie chwile, gdzie widać naprawdę naszą wiarę? Gdy wierzymy, że śmierć jest "narodzeniem się dla Boga", a umieranie jest niczym innym, niż procesem narodzenia się, i jak każdy poród, jest to proces bolesny, to nie dziwi prośba o przyspieszenie tego procesu. Człowiek naprawdę wierzący nigdy nie będzie za wszelką cenę starał się przedłużać swojego życia na ziemi, bo niby po co? Dlaczego?

Nie znaczy to, że powinniśmy dążyć do wczesnej śmierci, praktykować eutanazję, czy popełniać samobójstwo. Bóg nas stworzył ludźmi, nie aniołami i nasze życie na ziemi jest w Jego oczach wartościowe i koniecznie potrzebne. I tak, jak "naturalna ciąża" powinna trwać 9 miesięcy, tak nasze życie na ziemi powinno trwać tyle, ile nam jest dane przez Boga. Ale gdy to życie dobiega kresu, to nie jest wcale słabością oddanie się Bogu i prośba o spotkanie Go twarzą w twarz.
Z pewnością umarła w cierpieniu aby czyjaś dusza z naszej rodziny mogła żyć wiecznie . Pokój jej duszy.
My wszyscy tworzymy jedną rodzinę, jedno Mistyczne Ciało. Nasze cierpienia, te, które na nas spadają bez naszej woli, ale także nasze wyrzeczenia, jak posty, czy nawet drobne ofiary każdego dnia, gdy np. moglibyśmy kogoś zmieszać z błotem, ale w zamian z uśmiechem mu okazujemy życzliwość - wszystko to staje się "skarbem Kościoła", z którego płyną łaski dla najbardziej potrzebujących. Z naszej rodziny, ale nie tylko. Bo przez chrzest, w Chrystusie, wszyscy tworzymy Bożą Rodzinę.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
GiE
Przyjaciel forum
Posty: 306
Rejestracja: 17-01-10, 21:53
Lokalizacja: Polska

Re: Wartość cierpienia

Post autor: GiE » 08-05-10, 12:38

Trudno było mi znaleść odpowiedni post odnoszący się do cierpienia na forum, bo jest ich już parę, zatem wybrałem ten, mam nadzieję, że trafnie.

O wartości cierpienia i ja czasem rozmyślam. Jest to trudna lekcja dana nam przez Pana Boga. Mam czasem wrażenie, że nie do przyjęcia, gdy patrzy się na nią z perspektywy ludzkiej czy zewnętrznej. Mam wrażenie, że nie odłącznym elementem potrzebnym do zrozumienia cierpienia jest pokora. Bez pokory i zagłębienia się w temat osoby cierpiącej, bywa często całkowicie nie zrozumiała. Ufam, że cierpienie, chodź często przerażające i niosące spustoszenie, jest w istocie czymś naprawdę głębokim i niesamowicie potrzebnym naszemu człowieczeństwu. O jakże łatwo pisać te słowa w majowe południe, z pełnym brzuchem i nie bolącym ciałem.

Czasem w internecie natknę się na filmy przedstawiające cierpienie w sposób wyjątkowo okrutny, ale niestety prawdziwy.

Podaje przykładowe trzy.
Jednak proszę o nieotwieranie zawartości tych filmów osobom, które mają słabe nerwy, czy są nadwrażliwe!!!

http://www.youtube.com/watch?v=OmJLfbZpYzs
http://www.youtube.com/watch?v=miBIEIeh ... re=related
http://www.youtube.com/watch?v=OZswjgbu ... re=related

To jest życie. Ostatni link jest chyba najbardziej przykry.

Często pytam Jezusa, ale nie uzyskuje odpowiedzi...

"Nauczycielu, kto zgrzeszył? On, czy jego rodzice?" Jan IX, 1-3
Ostatnio zmieniony 08-05-10, 13:03 przez GiE, łącznie zmieniany 6 razy.

Wojciech_Domini
Przyjaciel forum
Posty: 317
Rejestracja: 27-12-08, 13:04
Lokalizacja: Kraków

Re: Wartość cierpienia

Post autor: Wojciech_Domini » 09-05-10, 00:11

Nie raz o tym pisałem i zapewne nie ostatni. Wiele programów czy trendów obecnych w myśleniu stara się ominąć ten temat szerokim łukiem. Zapomina się o ludziach którym natura spłatała figle, którzy nie mają złudzeń co do tego że wiele życie nie może im zaoferować.

Weźmy osobe która(toż to genetyka w której świetnie pasuje hasło "Gdy okażemy skruche Bóg wybacza zawsze, ludzie czasem a natura nigdy") jest przygarbiona, posiada ciało pokryte chrostami i plamami i w żadnym razie nie będzie się czuła konfortowo na plaży. Powiedzenie takiej osobie że posiada wewnętrzne piękno w żadnym razie nie ogrzeje jej serca a wręcz poczuje się oszukiwana bo jest zdrowo psychicznie i DOSTRZEGA jaka jest prawda nie ważne jak stara się ją czasem oszukać(w celu nie męczenia sie psychicznie).

Prawda jest taka że nie każdy sobie może pozwolić na Miłość(dla większości ludzi na ziemi niestety puste hasło które okazują jedynie tym którzy przypadli im gustom, czy nie dziwi Was to dlaczego dla Was pewni ludzie są przemili a dla innych bezlitośni? Dlatego ze dla nich oni nic nie znaczą, do Was mogą mówić o wartościach i paskudnym świecie, w stosunku do innych potrafią urzeczywistnić swoją hipokryzję). Czy ktokolwiek z Was mógłby się zakochać w osobie która przedstawia wizualne cechy jak te które wspomniałem powyżej? Pomimo że charakter jest najbardziej przemily na świecie? Prosze to sobie uświadomić

Ktoś może stwierdzić że Piękni i bogaci tez sa nieszczesliwi..To prawda ale weźmy pewne stwierdzenie...Czy ktokolwiek z tych pięknisi zamienil by sie miejscami z ludzmi ulomnymi fizycznie i biednymi? Zaden bo wiedzieli że by to ich zabiło..A odwrotnie? Kazdy :)

To życie to tylko 70-80 lat dla niektórych po czym następuje cała wieczność. To prawdziwa machina życia i śmierci ale często Ci co najmniej mają największa wartośc przedstawiają...Już sam Izajasz rzekł (Tak zeszpecony był jego wygląd nie podobny do niczego... A wszyscy królowie ziemscy powlokli za nim oczyma)... Każdy bedzie sądzony tyle ile otrzymał i naszym obowiązkiem jest ich wspierać bo własnie przedewszystkim takich Bóg sobie wybiera...

Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony 09-05-10, 00:13 przez Wojciech_Domini, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ