Kilka przemyśleń na koniec roku liturgicznego. Część 1.

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11191
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Kilka przemyśleń na koniec roku liturgicznego. Część 1.

Post autor: hiob » 24-11-12, 20:08

Ostatnio sporo działo się w moim życiu, łącznie ze zmianą pracy i nie miałem czasu na aktualizację bloga. A przecież tyle chciało się napisać...

Jednak postaram się zaraz to nadrobić, zaczynając od tego, na co nie mogłem znaleźć czasu przed paru tygodniami. 7 listopada na Mszy usłyszałem taką Ewangelię:

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich:
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.[...] Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
(Łk 14,25-27,33)

Ewangelia to znaczy "dobra nowina", ale jaka tu jest dobra nowina? Nowina, że mamy nienawidzić naszych rodziców? I jak to pogodzić z przykazaniem, które nam ich nakazuje otaczać czcią?

W Biblii nie ma żadnych sprzeczności. Gdy pozornie takie widzimy, musimy się zastanowić jak je ze sobą pogodzić. I w tym przypadku jest to raczej dość proste. Pan Jezus często używa przenośni, hiperboli literackiej. Tak, jak w Kazaniu na Górze w słowach, byśmy sobie wydłubali oko i obcięli rękę, która staje się przyczyną grzechu, tak i tutaj, gdy mówi o konieczności nienawidzenia rodziców używa on jedynie formy, która ma podkreślić to, co jest istotne. A istotne jest to: "nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem".

Jutro Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata. I, jak to zwykle u nas, w Polsce, bywa, jest też przy tej okazji wojna, pomówienia i przepychanki. Biskupi polscy napisali:

"Nie trzeba Chrystusa ogłaszać królem, wprowadzać Go na tron; Bóg Ojciec wywyższył Go ponad wszystko - trzeba natomiast uznać i przyjąć Jego królowanie, poddać się Jego władzy, która oznacza moc obdarowywania nowym życiem, z perspektywą życia na wieki".

Ja nie mam nic przeciwko jakimkolwiek formom "ludowej religijności", pod warunkiem, że forma ta nie staje się ważniejsza od treści. Pan Jezus jest Królem - sam to nam powiedział. Powiedział też skąd jest Jego Królestwo. I my wszyscy, mam nadzieję, jesteśmy Mu podlegli. Jest on naszym Królem, a my nie tylko obywatelami Jego Królestwa, ale nawet, poprzez adopcję, członkami Rodziny Królewskiej, królewskimi dziećmi.

Gdy naprawdę ten fakt przyjmiemy sobie do serca, gdy w niego uwierzymy, gdy go zrozumiemy, gdy ogłosimy Chrystusa królem naszego serca - to wtedy wszystko zobaczymy w innej perspektywie. Wtedy nawet rozmowy o intronizacji Jezusa na Króla Polski zaczynają wyglądać inaczej, jak jest on już królem każdego z nas.

Chrześcijaństwo nie jest "religią prawa". Nie wystarczy mechanicznie przestrzegać jakiś przykazań, by osiągnąć zbawienie. I pozwólcie, że to szerzej wyjaśnię, bo chyba nie wszyscy się tu ze mną zgodzą.

Ja lubię szybką jazdę samochodem. Mam 600-konne auto, które osiąga prędkość ponad 300 km/h. Ale jak chcę sobie poszaleć, jadę na tor, bo prawo zabrania jazdy z taką prędkością po publicznych drogach. Czy uważam w swoim sercu, że tak być powinno? Cóż... nie zawsze. Gdy jadę, powiedzmy, o 4 rano pustą i prostą po horyzont autostradą wcale nie wierzę, że przekroczenie 110 km/h (takie tu mamy limity) jest czymś niebezpiecznym, czy niemoralnym. Uważam, że zupełnie bezpiecznie mógłbym tam podróżować 150 km/h, a jednak za jazdę z taką prędkością zabraliby mi prawo jazdy. Zatem jeżdżę 110, choć mi się serce burzy. Wobec prawa jednak jestem czysty jak łza.

Muzułmanie tak właśnie podchodzą do swej wiary. Nie ważne co się ma w sercu, ważne, by nie łamać przepisów. Postępowali też w taki sposób Żydzi, choć pan Jezus potępiał takie zachowanie. Pamiętam książkę Borchardta "Znaczy Kapitan", gdzie kapitan Stankiewicz odmawia zdumionym Żydom sprzedaży statku, na którym podróżują do Ziemi Świętej, choć oni zawsze ten statek kupowali. O co tam chodziło? Żydom nie wolno w szabat podróżować, a zatem w szabat musieli być w domu. Gdy więc byli na statku, musieli go kupić - i już byli u siebie. Czyli nie było grzechu. W niedzielę statek odsprzedawano i wszystko było OK.

Wobec prawa na pewno było OK, al czy o to Panu Bogu chodzi? Kapitan Stankiewicz, do ktorego przypadkowo trafiła delegacja pasażerów, (zwykle statek sprzedawał im jeden z oficerów), oburzony powiedział, cytuję z pamięci: "Jak panowie oszukują swego Pana Boga, to jest panów sprawa, ale ja wam nie będę pomagał w oszukiwaniu Pana Boga".

A my tak lubimy oszukiwać Pana Boga... Tak kochamy nasze wykręty, kruczki prawne, tak kochamy nasze wojenki i nasze symbole. Tak bardzo byśmy chcieli coś sobie ogłosić i bronić tego do upadłego, a jak nam to będą chcieli odebrać, to pokażemy jacy to oni źli, a my wspaniali - ofiary przemocy, męczennicy w sprawie, której forma przerosła dawno całą treść.

Szukając przed laty materiałów w Necie do jakiegoś felietonu trafiłem na forum kobiece, gdzie Warszawianki, katoliczki, żony, wymieniały się informacjami na temat tego gdzie, w jakim kościele i o której godzinie jest ksiądz, który "rozgrzesza z pigułki". Zdumiał mnie ten wątek, ale taka właśnie jest nasza wiara. Podobnie jest i z unieważnieniem małżeństwa. Adwokaci specjalizujący się w tych sprawach poradzą co i jak powiedzieć (czyli nakłamać), by Trybunał uznał nasze małżeństwo za niebyłe i proszę - można wziąć ślub z nową żoną/mężem w kościele i zamknąć gęby tym wścibskim sąsiadkom.

No ale gdzie tu jest Pan Bóg?

Partia Palikota osiągnęła zdumiewający sukces polityczny, zwłaszcza, gdy ją porównanym do PJN i SP. Smutne, ale nie dziwne, bo pewnie te 10% społeczeństwa jest wojowniczo antychrześcijańskie i nastawione bardzo antyklerykalnie. Czytając komentarze w Necie można by przypuszczać, że wśród młodych ludzi procent ten jest nawet wyższy. Ci ludzie jednak są w pewnym sensie uczciwi - głośno mówią to, co myślą i nie ma w nich hipokryzji.

Co jednak można powiedzieć o reszcie? O tych 90% katolików w polskim społeczeństwie?

Będę kończył już, bo miał to być króciutki wpis na temat czytań sprzed paru tygodni, a doszedłem do jutrzejszego Święta. Powrócę do tego tematu. Chciałbym jednak, byśmy wszyscy się zastanowili nad słowami Pana Jezusa i wzięli je do serca, bo on żadnych słów nie rzucał na wiatr. "Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem". Trudna to nauka, ale to jest jedyna droga w Chrystusie. On żąda od nas wszystkiego i tylko wtedy, gdy Mu oddamy całe nasze życie, możemy stać się Jego dziećmi, a On będzie naszym Nauczycielem, Ojcem i Królem.
Ostatnio zmieniony 24-11-12, 20:16 przez hiob, łącznie zmieniany 2 razy.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

ODPOWIEDZ