Ado - o "wykorzystywaniu posługi do zarabiania" pisał już święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian. I nic przeciwko takiemu zarabianiu nie miał - co więcej, sam stwierdził, że "Tak też i Pan postanowił, ażeby z Ewangelii żyli ci, którzy głoszą Ewangelię" (1 Kor 9:14) . Więc nie wiem skąd oburzenie, że ksiądz utrzymuje się z ofiar innych ludzi. Urzędnik też bierze pensję od państwa i nikt nie oczekuje, że będzie pracował za darmo.Ada pisze:To są dwie zupełnie różne rzeczy przecież. Nie chodzi o belki i drzazgi. Tylko o wykorzystywanie posługi do zarabiania.
Więc zamiast oburzenia proszę o odpowiedź na pytania, które wcześniej postawiłem, a na które odpowiedział już Koterba. Dopóki nie poznam Twojej odpowiedzi, trudno będzie dyskutować - bo tam gdzie Ty widzisz chciwość mojego Kościoła, ja jej po prostu nie widzę.
1. Co jest złego w kupowaniu samochodu za 70 tys PLN i dlaczego akurat ksiądz nie może takiego auta kupować, a ktoś inny może? Chyba, że nikt nie powinien kupować nowych samochodów?
2. Co jest złego w przekazywaniu pieniędzy do Watykanu? I czym się to różni od przekazywania pieniędzy do Warszawy czy do Brukseli, że jedno tak niektórych oburza, a to drugie już nie?
A teraz Koterbo - pozwól, że ustosunkuję się do Twojej wypowiedzi (kobiety mają pierwszeństwo - nawet jeśli napisały później ).
Zacznijmy od kwestii krótszej - czyli od kasy na Watykan. Napisałeś:
No cóż - ja też nie mam nic przeciwko temu i co więcej - nie wiem nic o tym by robiono to w tajemnicy. To, że część dochodów każdej parafii trafia w końcu do watykanu nie jest żadną tajemnicą. Jeśli już to tajemnicą jest raczej ile pieniędzy trafia do NATO (bo to budżet MON, który z wiadomych powodów nie jest w 100% jawny), a i żeby się dowiedzieć ile pieniędzy trafia do Parlamentu Europejskiego, to trzeba się przegryźć przez dość zawiłą ustawę budżetową.ja osobiscie nie widze w tym nic zlego, pod warunkiem ze nie robi sie z tego tajemnicy
Teraz kwestia druga - czyli auto za 70 tys PLN. Jak już napisałem - aut o takiej wartości jest w Polsce conajmniej kilkaset tysięcy (a jak się zastanowiłem to w tej chwili obstawiałbym nawet jakieś 2-3 miliony). I wierz mi, że na tym temacie akurat się znam - przez 4 lata byłem głównym architektem w projekcie budowy i utrzymania Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, więc coś o tym wiem. Natomiast nie przeczę, że dystrybucja tych pojazdów jest zróżnicowana - w garażu, któryy znajduje się pod moim blokiem (Warszawa Ochota, nowe osiedle) zapewne ponad 50% pojazdów przekracza tą wartość. W Białymstoku zapewne takich pojazdów jest mniej, a jeśli mieszkasz gdzieś w małym miasteczku na Podlasiu - jeszcze mniej. Ale jestem gotów się założyć, że również w Twoim powiecie takich samochodów trochę jeździ i 90% z nich nie należy do księży, tylko do lokalnych biznesmenów, lekarzy, prawników i czy przedstawicieli innych elitarnych zawodów. A jak by nie patrzeć, to ksiądz probosz to też elita intelektualna - zwykle jedna z bardziej poważanych osób w okolicy. Więc nie ma się co dziwić, że jeździ dobrym samochodem. Tym bardziej, że uwierz mi - utrzymanie samochodu za 70 tys. PLN jest zwykle zdecydowanie tańsze niż utrzymanie auta za 20 tys. PLN (bo to jest auto, które ma na liczniku już trochę kilometrów, jest w nienajlepszym stanie, a proboszcz akurat zwykle nie ma smykałki do samodzielnych napraw ani szwagra mechanika). No i po auto do Niemiec też zwykle probosz sam się nie wybierze. A samochód księdza akurat powinien być dość niezawodny - bo to "zawód", w którym niespodziewane interwencje są na porządku dziennym - znam kilku proboszy i wiem, że nie raz zdarzało im się jechać o 3 w nocy z komunią do umierającej staruszki albo do rodziny chłopaka, który się właśnie zabił popisując się przed kolegami nowym motocyklem.
W każdym razie - ja bym tak tego auta nie demonizował - tym bardziej, że dla mnie auto za 70 tys. wcale nie jest automatycznie przejawem chciwości tak jak dla niektórych dyskutantów. Sam obecnie mam auto tańsze (bo się zestarzało, a póki co nie chce mi się zmieniać), ale jak będę zmieniał to pewnie przekroczę tą sumę - tym bardziej, że ostatnio marzy mi się kupienie auta, w którym nikt wcześniej nie "pierdział w siedzenie", a to oznacza, że pewnie wydam powyżej 100 tys.. Chciwość nie objawia się wcale tym, jakimi autami jeździmy czy jakie mamy laptopy (ja akurat piszę to z komputera ze zdecydowanie wyższej półki, bo z nadgryzionym jabłkiem). Chciwość to jest nasz stosunek do pieniędzy - jeśli kupienie droższego samochodu staje się dla nas celem życia, to jest to tak samo złe bez względu na to, czy jest to samochód za 15 tys. czy za 1,5 mln zł.
Aha - na dowód tego, że korzystanie z dóbr luksusowych nie jest czymś złym przypomnę, że Jezus pozwolił na siebie wylać flakonik (alabastrowy) olejku nardowego (był to dobro tak luksusowe, że żadne perfumy reklamowane w telewizji czy gazetach się nie umywają cenowo - wartość jednego flakonika na dzisiejsze zarobki wynosiłaby ok 15 tys. PLN). A w opisie męki dowiadujemy się, że nosił tunikę tkaną w jednej części - czyli ciuch równie luksusowy jak garnitu Armaniego.
Wracając więc do świętego Pawła, którego cytujesz - polecam rozdział 9 Pierwszego Listu do Koryntian - tam doskonale tłumaczy, że głoszący Ewangelię mają takie samo prawo do utrzymania z tego tytułu jak każdy inny.