Działania pozorne

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Działania pozorne

Post autor: hiob » 07-09-04, 02:00

<href color=maroon> Otrzymałem dzisiaj od kilku osób, przez komunikator Gadu-Gadu, kopię listu z prośbą o zapalenie znicza i posłanie tego listu dalej ze swoim podpisem. W zasadzie nic złego, poza tym, że gdzieś tak od trzeciej przesyłki zaczynają one już mnie irytować. I przypominają one te listy-łańcuszki, grożące siedmioma nieszczęściami, gdy się łańcuszek przerwie i główną wygraną w totka, gdy się list wyśle do 10 znajomych. Ja co prawda nigdy nic w totka jeszcze nie wygrałem, ale też mnie żadne nieszczęścia nie spotykają. Mimo, że wszystkie łańcuszki przerywam. A w totka nie gram, więc to może być przyczyną moich niepowodzeń. Nie o tym jednak chciałem napisać, lecz o działaniach pozornych. Wiele osób robi rzeczy, które nie mają żadnego znaczenia. Nie mają na nic wpływu, nic nie zmieniają. Powodują tylko to, że się im poprawia samopoczucie. Ale ja zawsze miałem problem z kierowaniem się bardziej sercem niż rozumem. Wiem, że to jest moje kolejne oświadczenie, które może zaszokować niektórych. Jak to o nietolerancji. Pozwólcie mi je więc uzasadnić.

Często uważamy, że sercem kierują się ludzie dobrzy, zazwyczaj młodzi, niewinni romantycy. Z wyrachowaniem do świata natomiast podchodzą osoby, które życie nauczyło, że "ostatnich gryzą psy", zgorzknieli cynicy i wstrętni materialiści. Tylko jak się zastanowić, to rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Jeżeli naszym celem jest dać komuś pomoc, czy to materialną, czy wsparcie duchowe, modlitewne, to ważne, żeby to było skuteczne. A skuteczność można określić tylko rozumem, nie sercem. List na necie, opisujący tragedię jakiejś rodziny, czy będzie to chore dziecko, czy umierający mąż, wzrusza i powoduje, że odruchowo chcemy pomóc. Tylko zapominamy wtedy, że oszust internetowy nie zamieszcza swojego zdjęcia w pasiaku więziennym, z podbitym okiem i dwudniowym zarostem, prosząc o nasze portfele. Przynajmniej ci oszuści, którzy odnoszą sukcesy, zawsze są w stanie grać na naszych najgłębszych odczuciach. Dlatego zawsze przedstawiają jakąś wzruszającą historię. A my nie mamy żadnej możliwości sprawdzenia, ile jest w niej prawdy.

To, żeby nasza pomoc była skuteczna, wymaga trochę pracy. Wymaga ruszenia się od komputera i poszukania tych potrzebujących. Wczoraj w Watykańskim radiu usłyszałem, że Caritas pomaga ofiarom tych tragicznych wydarzeń w Biesłanie. Jest to jedna z tych instytucji, której można zaufać. Wpłata na ten, czy inny podobny cel na pewno przyniesie konkretny, wymierny pożytek. Wysłanie wiadomości na Gadu-Gadu raczej nie.

Symbole mają jakieś znaczenie, ale nie wtedy, gdy zastępują działanie. Nie jestem przekonany czy ktokolwiek z tych, nadawców listu zapalił znicz. O to ten list prosił. Obawiam się, że może ograniczyły się te osoby do przesłania samej wiadomości. Przypomniało mi to spotkanie kilkudziesięciu znanych amerykańskich aktorów przed kilkunastu laty w celu zamanifestowania swej solidarności z głodującymi ludźmi. Na bankiecie, na którym się spotkali, podzielili się na kilka grup. Jedna trzecia z nich zasiadła do suto zastawionych stołów, druga część miała podany tylko ryż, a trzecia grupa nie dostała nic. W ten sposób symbolicznie pokazali, jak wygląda podział żywności wśród narodów świata.

Bardzo to ładny symbol, sam bym nad nim uronił łezkę, gdyby nie parę problemów z tym symbolem. Znowu ten mój mały rozumek zaczyna myśleć i przeszkadza się rozczulić memu sercu. Po pierwsze od tej ckliwej demonstracji poparcia nie przybyło jedzenia ani jednemu z głodujących. Fakt, że ludzie głodują jest raczej powszechne znany, aktorzy ci nie odkryli Ameryki, nie wiem więc, co chcieli osiągnąć. Podejrzewam, że raczej tylko zwiększenie swojej popularności. Po drugie na samo to spotkanie wielu z nich przyleciało prywatnymi odrzutowcami, a z lotniska dotarli na ten bankiet w bardzo długich limuzynach. Przecież taki wybitny aktor nie może lecieć kursowym samolotem, czy też jechać zwykłą taksówką. A może by raz dla odmiany tak zrobić? Nie dla telewizji i poklasku publiczności, ale dla tych głodujących. Zamiast wynajmować odrzutowiec, kupić bilet. W klasie turystycznej. Za wąskie siedzenia? Jedzenie niesmaczne? Ależ to miało być dla głodujących przecież&#8230;A zaoszczędzone pieniądze przekazać cichutka na Caritas. I nie byłyby to małe sumy. Prywatne odrzutowce, nawet tylko wynajęte są raczej drogim środkiem transportu.

Uważam, że my, katolicy, za mało oddajemy naszych pieniędzy na pomoc naszym bliźnim. Wiem, że większość ludzi, albo może raczej głośniejsza część populacji, uważa, że jest inaczej. Ale widzę też, co leży na tacy i jakie są ceny w realnym świecie. Ludzie, którym ciężko podczas składki oderwać rękę od dziesięciodolarowego banknotu, nie mają problemu z tym, że prosto z kościoła idą do knajpy, gdzie wydają na śniadanie pięćdziesiąt dolarów. Ja nie oceniam tu żadnej konkretnej osoby, wiem, że niektórym jest naprawdę ciężko. Ale to jest kwestia zaufania. Zaufania Bogu. 90% pieniędzy w portfelu z Bożym błogosławieństwem to naprawdę jest więcej niż 100 % bez tego błogosławieństwa. Nie mówię też o sobie tutaj. I ja nie jestem bez winy. Wysyłanie jednak listów bez najmniejszego sensu niczego tu nie zmieni. I nie mówcie mi, że te pieniądze proboszcz pakuje w materac. Pewnie są jakieś sporadyczne przypadki nieuczciwych kapłanów, ale przynajmniej w naszej diecezji kościelny biuletyn podaje ile pieniędzy zebrano i na jakie cele się rozeszły. I nie kapłani te informacje zamieszczają. Ciekawym podam tylko, że na parafię mającą 5 tysięcy rodzin, średnia niedzielna składka nie przekracza 50 tysięcy dolarów. To mniej, niż 10 dolarów na rodzinę. Naprawdę wstyd. A biednych i potrzebujących nawet w Stanach nie brakuje. Tylko nasza parafia prowadzi misje pomocy w górskich regionach stanów Tennessee i Kentucky i na Jamajce. Diecezja pomaga w dużo szerszym zakresie.

Może ktoś powiedzieć, że taki list przypomina o potrzebie pomocy. Nie sadzę, żeby akurat to było teraz potrzebne. Nie ma chyba nikogo, kto nie pamięta w tych dniach o tragedii w Biesłanie. Ale zamiast prowadzić pozorowane działania warto ten czas przeznaczyć na konkretną pomoc. Czy to materialną, czy na modlitwę za te biedne dzieci i ich rodziny. Oni naprawdę potrzebują naszego wsparcia. A modlitwa, w przeciwieństwie do znicza, jest bardzo konkretną pomocą. Modlitwa może zmienić wszystko. Znicz i bezsensowna wiadomość wysłana przez Gadu-Gadu w praktyce nie zmienia niczego.

Mamy takie powiedzenie w języku angielskim na działania pozorne. Symbolism over substance. Myślę, że nie trzeba tego nawet tłumaczyć. Wracając do poprzedniego przykładu z głodem, przypomina się sytuacja aktualnie panująca w Angoli i Zimbabwe. Ziemia zabrana białym obszarnikom i rozdana czarnym mieszkańcom tego regionu Afryki leży odłogiem, a miliony ludzi umierają z głodu. Ale "sprawiedliwości stało się zadość". Tylko, że wylano dziecko z kąpielą. Symbolism over substance.

Proszę więc, nie przysyłajcie mi listów łańcuszków. I tak go przerwę. Nie ma żadnego znaczenia, jaki będzie jego temat. Jeżeli ktoś uważa, że jest rzecz warta opowiedzenia, mogę coś tu napisać o tym. Gdy np. w Lublinie wydarzyło się tragiczne pobicie studenta przez chuliganów, właśnie na prośbę przyjaciela z tego miasta, napisałem coś o tym. Co prawda nie napisałem dokładnie tego, o co mu chodziło, ale to już trudno. Ale ja zazwyczaj piszę nie to, czego się inni spodziewają. Myślę, że, przynajmniej część z moich gości dlatego właśnie odwiedza tę stronkę. I skończmy z działalnością pozorną. Chyba czas uciszyć serce i zacząć logicznie myśleć. Ci, którzy oczekują na konkretną pomoc na pewno na tym skorzystają.</a href>

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

ODPOWIEDZ