W ostatni weekend byłem w Chicago. Ponieważ miałem się załadować w nocy z soboty na niedzielę i potem jechać do Nowego Jorku, postanowiłem iść na mszę w sobotę wieczorem. Do Nowego Jorku już dotarłbym za późno, żeby zdążyć na nabożeństwo, a po drodze nie bardzo wiedziałem gdzie mógłbym znaleźć tak duży parking, aby móc zajechać swoją landarą. W końcu ten samochodzik ma ponad 20 metrów długości. Dłuższy niż dwa autobusy, cztery prezydenckie mercedesy, czy sześć fiacików seicento.
Niedaleko lotniska, na którym miałem się ładować, jest kościół pod wezwaniem Św. Zachariasza. Mimo, że nie jest to "polska" parafia, to mają dwie msze po polsku. Jedną w niedzielę, a jedną w sobotę o 19:00 i na tą właśnie się wybierałem.
Przyjechałem trochę wcześniej, żeby spędzić chwilę na modlitwie i zobaczyłem, że na parkingu kościoła rozłożyło się wesołe miasteczko. Nie miałem nawet gdzie zaparkować, mimo, że przyjechałem samym ciągnikiem, bez naczepy. Na szczęście kilka ulic dalej było miejsce do zaparkowania. Zostawiłem tam auto i wszedłem do kościoła.
Jak była za 5 siódma, troszkę się zacząłem denerwować, poza mną nie było nikogo w kościele. A przecież dzwoniłem, żeby się upewnić, bo czasem mam nieaktualne dane o godzinie rozpoczęcia mszy. Jak była 19:05 i dalej byłem sam, wiedziałem, ze dziś cos się stało. Wesołe miasteczko zastąpiło mszę.
Starając się znaleźć kogoś, żeby się jeszcze upewnić, spotkałem proboszcza. Zapytałem i on powiedział to, czego sam już się domyślałem. Z powodu udostępnienia parkingu dla wędrownego wesołego miasteczka, msze dziś odwołane. "Możesz przyjść jutro na 11, będzie polska msza" – powiedział. Ja na to: "Ale ja dziś wyjeżdżam." -"To nic, Bóg ci wybaczy" odpowiedział i poszedł w swoją stronę.
Zdenerwował mnie ten poczciwy proboszcz. Ja bardzo nie lubię źle mówić o kapłanach, bardzo ich poważam, imponują mi i jakbym się nie zakochał tak beznadziejnie w mojej żonie przed ćwierćwieczem, być może sam bym został kapłanem. Ale nie znoszę też jak się Pana Boga poklepuje po plecach. Nie odbierzcie tego w ten sposób, że oceniam tego księdza. Może ma ważne powody, dla których wynajął parking. Wiem, że trochę tu jestem jak ten faryzeusz, mówiący:
Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. (Łk 18,11b) i pewnie powinienem przypomnieć sobie i ten werset: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. (Mt 7,5). Ale ten felietonik nie jest o mnie, ale o pewnym podejściu wielu ludzi, które mnie denerwuje.
Ja wiem, że nie ma takiego grzechu, którego Bóg by nam nie wybaczył. Największe nasze wykroczenie rozpłynie się w morzu Miłosierdzia Bożego jak kropla w oceanie. Ale to nie znaczy, że grzech nie jest potworną tragedią. Większość z nas widziała film Gibsona pokazujący Mękę Pana Jezusa. Widzieliśmy jak wielką cenę zapłacił Bóg za nasze odkupienie. Dlatego takie mówienie ze wzruszeniem ramion: "Bóg ci wybaczy" nie wydaje mi się rzeczą na miejscu.
Takie podejście do obowiązku mszy świadczy, moim zdaniem, o nieznajomości tego, czym jest msza. O niezdawaniu sobie z tego sprawy. Ja w tekście o Czwartym kielichu chciałem trochę to przybliżyć. Dla mnie msza jest niezwykle ważna. To "wehikuł czasu", "winda do nieba", to możliwość naszego uczestniczenia nie tylko w wydarzeniach paschy przed dwoma tysiącami lat, ale także nasze okno do nieba.
Sam postanowiłem przed kilkunastu laty skończyć szukać pretekstów dlaczego mógłbym uniknąć uczestnictwa we mszy. W końcu jak zamiast niej jest karuzela łańcuchowa, strzelnica i diabelski młyn, to rzeczywiście wierny nie ma grzechu, nie mogąc we mszy uczestniczyć. Od tego czasu bez względu gdzie jestem i co robię, prawie zawsze udawało mi się trafić na niedzielną mszę. O ile pamiętam w tym czasie tylko raz opuściłem mszę, nie mogąc znaleźć nigdzie kościoła. Nawet zastanawiałem się, jak to się stało i doszedłem do wniosku, że chyba sam Bóg dał mi to doświadczenie, żeby mi pokazać, że to ciągle jest dar. Ta możliwość uczestniczenia we mszy. I że nie powinienem przyjmować tego jako cos naturalnego, coś, co zawsze jest, ale zawsze się modlić o tą możliwość i za nią dziękować Bogu. Tym razem więc też nie straciłem nadziei, że na mszy będę. I rzeczywiście, w połowie drogi do Nowego Jorku w miasteczku Hubbard w Ohio znalazłem niedaleko autostrady kościół i akurat tak się złożyło, że zajechałem do niego kilka minut przed niedzielną Eucharystią.
Bóg więc okazał się wierny raz jeszcze. Nawet jak proboszcz parafii św. Zachariasza nie był. I Bóg może wybaczyć i jemu to, że odwołał msze z powodu festynu i mnie te oskarżania. Ale jak obraziliśmy Boga, to nie możemy, nie wolno nam tego lekceważyć. Bóg jest święty. Po trzykroć święty. My w XXI wieku zatraciliśmy pojęcie świętości, nie rozumiemy, co to znaczy. Ale Biblia nam nie raz pokazuje, jak to rozumieli Izraelici, jakie to było ważne. Za dotknięcie Arki Przymierza karą była śmierć. Tak samo wierzono, że nawet spojrzenie na Boga przepłaci się śmiercią:
Rdz 32,31: Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie.
Wj 3,6: Powiedział jeszcze Pan: Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga.
A teraz podchodzimy do Boga jak do kumpla, mrugamy znacząco okiem i jesteśmy pewni, że ten Miłosierny, dobry Zbawiciel machnie ręką na wszystkie nasze wyskoki. Tylko dlaczego tak okrutnie cierpiał na Krzyżu? Żebyśmy się tylko nie rozczarowali na końcu naszej drogi.
Bóg Ci wybaczy?
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Bóg Ci wybaczy?
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)