Nasz papież

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Nasz papież

Post autor: hiob » 30-03-04, 02:00

Niedawno usłyszałem ciekawą historię z życia naszego papieża. Myślę, że warto się nią podzielić, bo jest chyba nie za bardzo znana, a doskonale ilustruje charakter Ojca Świętego i to, jak on w praktyce żyje Ewangelią.

Papież tak bardzo przyciąga do siebie ludzi, bo autentycznie kocha. Kocha młodych i pięknych, kocha starych i schorowanych i pokazał swą miłość do wszystkich odwiedzając swojego niedoszłego mordercę. Historia, którą chcę opowiedzieć doskonale ilustruję tę jego miłość do każdego człowieka.

Pewien kapłan z Nowego Jorku opowiedział, co przydarzyło mu się podczas jego wizyty w Watykanie, która miała miejsce przed kilku laty. Przed audiencją u papieża wszedł do niewielkiego kościółka pomodlić się i w drzwiach minął żebraka. Ten widok tak go rozproszył i zaniepokoił, że nie mógł się on zupełnie skupić na modlitwie. Tym bardziej, że miał wrażenie, że zna skądś tego człowieka. Wrócił więc i przyjrzał mu się dokładniej. Okazało się, że jest to jego kolega z seminarium, razem je ukończyli i razem zostali wyświęceni na księży.

Kapłan ten nie miał już czasu i szybko się udał na audiencję, ale mając te kilka sekund bliskości z Ojcem Świętym nie mógł się powstrzymać, żeby nie wspomnieć mu o tym bracie, który był też kapłanem, a teraz żebra na chleb. Papież zatrzymał się i wysłuchał tej historii, a po audiencji nasz nowojorski ksiądz dostał wiadomość, że papież oczekuje ich dzisiaj, jego i tego żebraka, na obiedzie. Pobiegł szybko do tego samego kościółka, gdzie się modlił rano, odnalazł swego kolegę, przekonał go, głównie motywując to tym, że jest to jego jedyna szansa w życiu na obiad z papieżem i po wizycie w hotelu, gdzie żebrak mógł się umyć i ubrać w pożyczone rzeczy od księdza, razem udali się do papieskiej rezydencji na obiad.

Po obiedzie papież poprosił księdza o zostawienie go samego z żebrakiem. Okazało się później, że gdy zostali sami, co już sam żebrak mu opowiedział, papież poprosił go o wysłuchanie swej spowiedzi. Na protesty, że nie jest on już kapłanem, usłyszał, że gdy ktoś raz zostaje kapłanem, jest nim na całe życie. Po wysłuchaniu spowiedzi Ojca Świętego były żebrak osunął się na kolana i ze łzami w oczach poprosił papieża o wysłuchanie swej spowiedzi. Po chwili, pogodzony z Bogiem i przywrócony do godności kapłańskiej wrócił ten człowiek do tego samego kościółka, gdzie jeszcze przed kilkoma godzinami żebrał, z nominacją papieską na wikariusza i z zadaniem rozpoczęcia duszpasterstwa wśród żebraków i bezdomnych przebywających w tej okolicy.

Słuchając tej anegdoty z życia Jana Pawła II przypomniała mi się inna historia. A raczej dwie, podobne przeżycie z dzieciństwa dwóch osób, które później miały znaczący wpływ na życie milionów innych. Dwóm chłopcom, gdy byli ministrantami, przydarzył się podobny wypadek. Usługując biskupowi do mszy upuścili kielich na ziemię, rozlewając wino, czy też naczynie z hostiami. Nie ten szczegół jest istotny, co było ważne w tej historii, to reakcja biskupów. W pierwszym przypadku zwymyślał on chłopca od najgorszych i zabronił mu służenia już kiedykolwiek w życiu do mszy. W drugim przypadku biskup widząc przerażenie chłopca, przytulił go i powiedział, że nic się nie stało i że każdemu, nawet jemu, biskupowi, może się coś takiego zdarzyć.
Pierwszym chłopcem był Josif Wissarionowicz Dżugaszwili, znany nam bardziej jako Józef Stalin. Drugim Fulton J Sheen, żyjący w latach 1895-1979, późniejszy arcybiskup, człowiek, który przez kilkadziesiąt lat miał cotygodniowy program w radiu i później w telewizji amerykańskiej. Otrzymał nagrodę "Emmy" w 1952 roku, taki telewizyjny "Oscar", a jego widownia sięgała co tydzień 30 milionów widzów. W ankiecie na najbardziej wpływowego katolika XX wieku zajął on czwarte miejsce po Janie Pawle II, Matce Teresie z Kalkuty i Padre Pio.

Oczywiście nie wiemy na pewno jak jeden incydent może mieć wpływ na resztę naszego życia. Daleki jestem od wnioskowania, że te spotkania z biskupami spowodowały to, że jeden chłopiec został potworem odpowiedzialnym za śmierć milionów ludzkich istot, drugi doprowadził miliony do zbawienia dusz. Ale nie zmienia to faktu, że musimy w każdym człowieku, w każdej sytuacji zobaczyć naszego brata, bliźniego, zobaczyć samego Jezusa, bo konsekwencje odtrącenia innego człowieka zawsze są tragiczne. I to najczęściej są tragiczne dla nas, nie dla odtrąconego. I to nawet wtedy, jak nie widzimy tego od razu. Natomiast przygarnięcie go, okazanie miłości bliźniemu, konsekwentnie powoduje to, że możemy mieć pozytywny wpływ czasem nawet na cały bieg historii, a zawsze na to, jak nasza przyszłość będzie wyglądała.

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

ODPOWIEDZ