Ach, co to był za ślub!

Teksty jakie zamieściłem w tym roku na swoich blogach: www.polonus.alleluja.pl, www.polon.us, www.hiob.us i www.jaskiernia.com
Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Ach, co to był za ślub!

Post autor: hiob » 01-09-08, 09:30

"Wesele w Kanie Galilejskiej"

Wszyscy znamy historię z Kany Galilejskiej. Jest to jedna z tajemnic różańcowych i jest to tekst często czytany na ślubach. Ja jednak chciałbym spojrzeć troszkę inaczej, troszkę głębiej na to króciutkie opowiadanie świętego Jana. Może jednak najpierw przypomnijmy je sobie:


Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. (J 2,1-11)

"Trzeciego dnia…". O jakim to trzecim dniu mówi święty Jan? Przede wszystkim jest to trzeci dzień od poprzedniego wydarzenia jakie opisywał, ale ma to także znacznie głębsze znaczenie. Śledząc narrację Ewangelii Jana widzimy, że jest to nie tylko trzeci dzień, ale także siódmy. Jak napisałem już kiedyś w innym felietonie, w pierwszym rozdziale, werset 29, Jan mówi: "Nazajutrz zobaczył Jezusa…". Wydarzenie, które tu opisuje, stało się więc drugiego dnia. Parę wersetów dalej, w 35. czytamy: "Nazajutrz Jan…". Mamy zatem następny dzień. Już trzeci. W wersecie 43. Jan napisał: "Nazajutrz Jezus postanowił …". To przeniosło akcję do dnia czwartego. A nas do rozdziału drugiego i początku opisu cudu w Kanie Galilejskiej. Rozdział drugi zaczyna się od słów: "Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej …". Mamy więc cały tydzień. Śledząc uważnie przebieg akcji widzimy, że Jan wskazuje nam, że wesele zaczęło się siódmego dnia. Ale dlaczego nie napisał po prostu, że siódmego? Myślę, że dlatego, że nie bez znaczenia jest fakt, że było to także "trzeciego dnia".

Siódmy dzień to zakończenie aktu stworzenia, jak wszyscy pamiętamy z Księgi Rodzaju. Ale trzeci dzień to przywrócenie nam życia, jak zapowiadał prorok Ozeasz:

Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności. (Oz 6,1-2)

Mamy więc od razu zapowiedź nowego stworzenia, nowego życia w Jezusie. Jezus wypełnił proroctwo Ozeasza przez zmartwychwstanie "trzeciego dnia" , ale już tu, w Kanie Galilejskiej, robiąc swój pierwszy "znak" zapowiada to, co się wydarzy "trzeciego dnia". Czemu jednak w kontekście uczty weselnej? Zobaczcie sami.

"Nie mają już wina."

Nie wiemy dlaczego Maryja taką uwagę zrobiła. Nie wiemy zresztą wcale czemu była zaproszona na wesele, czemu Jezus tam był i kim byli państwo młodzi. Nie wiemy, czy to byli jacyś bliscy krewni Świętej Rodziny. Jan nam o tym nie mówi. Widocznie nie jest nam ta informacja potrzebna. Ja jednak myślę, że on celowo pomija tamtą informację, by przekazać nam inną, głębszą rzeczywistość tamtej uczty weselnej.

Odpowiadając Maryi Pan Jezus zwraca się do niej "Niewiasto". Tak to ładnie tłumaczy Biblia Tysiąclecia, z dużej litery i z użyciem tego nieco archaicznego, ale dostojnego słowa. Ale prawda jest taka, że w oryginale jest po prostu użyte słowo "kobieto". Niemalże można by uznać, że Jezus zwraca się niegrzecznie do swej matki. Oczywiście wiemy, że taka interpretacja musi być błędna choćby z tego powodu, że Prawo nakazywało czcić matkę, a Jezus wypełnił Prawo w sposób doskonały. Publiczne okazywanie braku czci dla ojca lub matki było karane śmiercią, jako przekroczenie jednego z dziesięciu przykazań. Przypomina nam to nawet sam Jezus:


Bóg przecież powiedział: Czcij ojca i matkę oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie. (Mt 15,4)

Czemu więc taka forma? Dlaczego Jezus mówi "kobieto", a nie "mamo"? Dlatego, żeby zwrócić nam uwagę na Księgę Rodzaju, na Proto-Ewangelię. Tam właśnie pierwsza kobieta, Ewa, namówiła pierwszego Adama na grzech. Przez swoje nieposłuszeństwo pierwszy Adam i pierwsza Ewa zjedli zakazany owoc. W Kanie Galilejskiej mamy w mistyczny sposób przedstawione odwrócenie tamtej sceny. Nowa Niewiasta, Maryja nakazuje nowemu Adamowi, którym jest Jezus, rozpoczęcie działalności. Gdy pierwsza niewiasta okazała się niewierna i stała się instrumentem, przyczyną grzechu pierwszego Adama, to teraz Niewiasta-Maryja, nowa Ewa, przez swą wierność staje się przyczyną, przez którą nowy Adam, Jezus robi pierwszy cud i zaczyna swe publiczne nauczanie, które prostą drogą prowadzi do Krzyża. Można wręcz powiedzieć, że w pewien mistyczny sposób Krzyż i uczta weselna w Kanie to jest to samo wydarzenie. Albo precyzyjniej, że uczta w Kanie jest typem, znakiem tego, co się wydarzy na Krzyżu.

Pamiętamy, gdy dwunastoletni Jezus pozostał w świątyni i zaczął nauczać kapłanów i faryzeuszy. Pamiętamy, że Maryja gdy go odnalazła, zabrała Go do domu, a On był jej posłuszny. Niemalże jakby mu wtedy rzekła: "Nie teraz". I od tego czasu minęło osiemnaście lat. Przez osiemnaście lat Jezus, prawdziwy Bóg, stworzyciel Świata żył w zapomnieniu, posłuszny rodzicom, otrzymując się z pracy własnych rąk. I tu, w Kanie Galilejskiej Maryja mówi: "Teraz. Teraz jest czas, by zacząć swoje nauczanie. Teraz zaczyna się, Synu, Twoja droga, która doprowadzi Cię na Krzyż. Teraz zaczyna się nowe stworzenie."

"Sześć kamiennych stągwi"

Kamienne stągwie służyły do rytualnych oczyszczeń. Każdy Izraelita który dotknął zmarłego stawał się nieczysty i nie mógł powrócić do społeczności zanim się nie oczyścił. Mówi nam o tym Księga Liczb:


Kto się dotknie zmarłego, jakiegokolwiek trupa ludzkiego, będzie nieczysty przez siedem dni. Winien się nią oczyścić w trzecim i siódmym dniu, a wtedy będzie czysty. Gdyby jednak nie dokonał w trzecim i siódmym dniu oczyszczenia, wówczas pozostanie nieczysty. […] Ktokolwiek dotknie się zmarłego, ciała człowieka, który umarł, a nie dokona oczyszczenia siebie, bezcześci przybytek Pana. Taki będzie wyłączony spośród Izraela, gdyż nie pokropiła go woda oczyszczenia; pozostaje przeto nieczysty, a plama jego ciąży na nim. […]Mąż czysty weźmie hizop, zanurzy w wodzie i pokropi namiot, wszystkie sprzęty oraz wszystkich, którzy się tam znajdują, wreszcie tego, który dotknął kości, zabitego albo zmarłego lub też grobu. I tak pokropi mąż czysty tego, który jest nieczysty, trzeciego i siódmego dnia, a w siódmym dniu będzie uwolniony od winy. Mąż nieczysty wypierze szaty swoje, obmyje się w wodzie i wieczorem będzie czysty. (Lb 19:11-12a, 13,18-19)

Mamy tu właśnie trzeci i siódmy dzień, mamy symbol chrztu, mamy też hizop. A hizop, jak pamiętamy, służył zarówno do pomazania drzwi krwią baranka w noc paschalną w Egipcie, jak i jako narzędzie, przy pomocy którego podano Jezusowi wino do skosztowania, gdy był ukrzyżowany:
[/color]

Weźcie gałązkę hizopu i zanurzcie ją we krwi, która jest w naczyniu, i krwią z naczynia skropcie próg i oba odrzwia. Aż do rana nie powinien nikt z was wychodzić przed drzwi swego domu. A gdy Pan będzie przechodził, aby porazić Egipcjan, a zobaczy krew na progu i na odrzwiach, to ominie Pan takie drzwi i nie pozwoli Niszczycielowi wejść do tych domów, aby was zabijał.
(Wj 12,22-23)

Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.
(PS 51,9)

Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się! I skłoniwszy głowę oddał ducha.
(J 19,29-30)

Słowo przetłumaczone tu jako "ocet" oznacza młode wino, produkt fermentacji winogron.

Pan Jezus w Kanie zamienia wodę w wino. Teraz oczyszczenie nie będzie już zewnętrzne, ale będzie pochodziło z wewnątrz, z serca. Wodą obmywaliśmy ciało na zewnątrz, wino spożywamy wewnętrznie. Ale to nie wszystko. Mamy tu także inne znaki. Skoro mówimy o nocy paschalnej, to pamiętacie kto inny w historii Izraela zamienił wodę?


Pan powiedział do Mojżesza: Mów do Aarona: Weź laskę swoją i wyciągnij rękę na wody Egiptu, na jego rzeki i na jego kanały, i na jego stawy, i na wszelkie jego zbiorowiska wód, a zamienią się w krew. I będzie krew w całej ziemi egipskiej, w naczyniach drewnianych i kamiennych.
(Wj 7,19)

Jezus pokazuje nam poprzez swój pierwszy znak, że jest nie tylko nowym Adamem, ale także nowym Mojżeszem. Mojżesz zamienił wodę w krew, także w naczyniach kamiennych, a w Kanie Galilejskiej Jezus zamienia wodę w wino, "krew winogron", jak mówi Księga Powtórzonego Prawa 32,14. Mojżesz zaczyna swoją działalność zamieniając wodę w krew, Jezus na początku swojej działalności zamienia wodę w wino, "krew winogron". A ta zamiana także jest zaledwie znakiem wskazującym na inne wydarzenie: Krzyż, na którym z Jego boku wylała się prawdziwa Krew. Pierwszy cud Jezusa jest więc także symbolem eucharystycznym.

Oczywiście nie jest przypadkiem, że te wszystkie znaki odbywają się na uczcie weselnej. To wszystko jest w mistyczny sposób powiązane. Jak wspomniałem w poprzednim eseju o Kościele, na Krzyżu został wypełniony, skonsumowany mistyczny ślub Oblubieńca-Jezusa z Oblubienicą-Kościołem. Dlatego pierwszy znak, jaki uczynił Jezus miał miejsce właśnie w kontekście uczty weselnej.

"Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory"

To są słowa starosty weselnego do pana młodego. Ale kim jest pan młody? Jan nam nie mówi. Kto zatem tak naprawdę zachował dobre wino? Jezus! A więc to Jezus jest prawdziwym Oblubieńcem. Kogo jednak On poślubi? Kościół. Zaślubiny zaś odbędą się na Krzyżu. A uczta weselna? To Eucharystia, której symbolem jest woda i krew, która wylała się z boku Jezusa. A skąd wiemy, że Jezus jest panem młodym? Przeczytajmy, co święty Marek nam przekazał:


Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą? Jezus im odpowiedział: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego majką u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć.
(Mk 2,18-20)

Nie jest to więc, jak widać, tylko moje przewidzenie. Sam Jezus nazywa siebie panem młodym. Zapowiada też, że będzie dzień, w którym Go zabiorą. W Wielki Piątek Go ukrzyżowano i tradycyjnie w każdy piątek pościmy na pamiątkę dnia, w którym zabrano nam pana młodego. Ale to nie jest koniec opowieści świętego Marka. Dalej mówi nam on:


Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze /część/ ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino /należy wlewać/ do nowych bukłaków.
(Mk 2,21-22)

Znowu kontekst zawierający symbol wina. Nowe wino nie może być wlane w stare bukłaki. Chrześcijaństwo to nie jest załatany judaizm surowym suknem. To jest Nowe Przymierze. Teraz Kościół jest Oblubienicą Pana, nie Izrael. Kościół stał się Nowym Izraelem, ale jest to zupełnie inna rzeczywistość, a nie łatka na starym ubraniu. Izrael był nie raz przedstawiany w Biblii jako oblubienica Boga. Stosunek Boga do Wybranego Narodu często był porównywany do małżeństwa. Wystarczy przeczytać Księgę proroka Ozeasza. Ale teraz mamy Nowe Stworzenie.

Bóg nie okazał się niewierny, nie znalazł innej Oblubienicy. Nie wykluczył Izraela z Nowego Przymierza. Każdy Izraelita może stać się, przez chrzest, chrześcijaninem. Przez pierwsze lata istnienia Kościoła wszyscy chrześcijanie to byli ochrzczeni Żydzi. Jednak w Jezusie, przez Jego śmierć i zmartwychwstanie mamy nowe stworzenie, więc i Oblubienica jest przemieniona.

"Weselmy się i radujmy, bo nadeszły Gody Baranka"


Potem usłyszałem jak gdyby głos donośny wielkiego tłumu w niebie - mówiących: Alleluja! Zbawienie i chwała, i moc u Boga naszego, bo wyroki Jego prawdziwe są i sprawiedliwe, bo osądził Wielką Nierządnicę, co znieprawiała nierządem swym ziemię, i zażądał od niej poniesienia kary za krew swoich sług. I rzekli powtórnie: Alleluja! A dym jej wznosi się na wieki wieków. A dwudziestu czterech Starców upadło i czworo Zwierząt, i pokłon oddało Bogu zasiadającemu na tronie, mówiąc: Amen! Alleluja! I wyszedł głos od tronu, mówiący: Chwalcie Boga naszego, wszyscy Jego słudzy, którzy się Go boicie, mali i wielcy! I usłyszałem jakby głos wielkiego tłumu i jakby głos mnogich wód, i jakby głos potężnych gromów, które mówiły: Alleluja, bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła, i dano jej oblec bisior lśniący i czysty - bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych. I mówi mi: Napisz: Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka! I mówi im: Te słowa prawdziwe są Boże.
(Ap 19:1-9)

Gdzie Jezus pokonał Wielką Nierządnicę? Na Krzyżu. Nic więc dziwnego, że święty Jan w swej wizji w kontekście pokonania Nierządnicy widzi też ucztę weselną. To Baranek jest Oblubieńcem. Anioł dyktujący Janowi, co ma zapisać, mówi: "Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka!". Skąd my znamy te słowa? Słyszymy je na każdej Mszy. Tuż przed przyjęciem Jezusa w Eucharystii. Dlaczego? Bo wtedy właśnie i my jesteśmy zaproszeni na weselną ucztę. I wtedy przyjmując Oblubieńca konsumujemy nasze mistyczne małżeństwo. My, Kościół-Oblubienica i On, Baranek-Pan Młody. A jak jest przystrojona Oblubienica? W czyny sprawiedliwe świętych. To nasze czyny miłosierdzia, nasze ofiary i posty powodują, że Oblubienica ma przepiękną szatę i że jest miła swemu Oblubieńcowi.

Piszę o tym dzisiaj, bo dzisiaj mija 29.rocznica mojego ślubu. Dwadzieścia dziewięć lat temu ja poślubiłem przepiękną oblubienicę. Przybraną w piękne szaty. Mieliśmy wspaniałą ucztę weselną. Kochałem moją oblubienicę do szaleństwa i dziś ją kocham chyba jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie życia bez niej i każdego dnia się szczypię nie mogąc uwierzyć swojemu szczęściu. Co by jednak było, jakby ktoś mi zaczął podpowiadać, że moja oblubienica nie wygląda już tak, jak wyglądała 29 lat temu? Że porobiły się jej zmarszczki? Że ma już siwe włosy? Że chyba nie dopięła by już na sobie swej przepięknej sukni ślubnej? Co by było? Mogę wam powiedzieć co. Dostałby ode mnie w zęby. Dlaczego? Bo dla mnie moja oblubienica, moja Grażynka, jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie. I nie spotkałem jeszcze takiej, która by jej do pięt sięgała. I jestem pewien, że nie spotkam.

W czasie naszych dyskusji z braćmi którzy nie są członkami Kościoła Katolickiego właśnie takie argumenty padają. "Kościół Katolicki nie może być Kościołem Jezusa, bo…" I tu następuje cała litania grzechów. Bo przytył, bo ma poplamioną sukienkę, bo ma zmarszczki i siwe włosy. Wyskakuje Galileusz, krucjaty, Inkwizycja, czy skandale seksualne kleru. Zarzuty prawdziwe i wyssane z palca. Ale co z tego? Jakie to ma znaczenie? Czy Jezus przestał kochać swoją Oblubienicę? Na pewno nie!

To prawda, że była Ona czasem niewierna. Prawda, że ma na swym sumieniu trochę grzechów. I choć nie jest ich tyle, ile Jej zarzucają wrogowie Kościoła, to jest ich z pewnością zbyt dużo. Tylko czy to ma być powód, by Jezus porzucił swą Wybrankę? Rozwiódł się? I kogo miałby wybrać zamiast? Którą z tych 30 tysięcy? I dlaczego? Dlatego, że są młodsze? Bo piękniejsze na pewno nie. Nie są też takie święte, jak im się wydaje.

Kościół Katolicki jest i na zawsze pozostanie Oblubienicą Jezusa. On, Jezus, na pewno okaże się wiernym, nawet jak Ona nie zawsze jest taka. Kościół wymaga ciągłego nawracania się, ciągłej reformy. Ciągłej terapii. Jak każde małżeństwo. Ale nie naprawia się małżeństwa przez rozwód. Nie reformuje się prawdziwego kościoła przez zakładanie innej wspólnoty.

Moje małżeństwo jest bardzo udane. Kochamy się z żoną nawet mocniej teraz, niż kochaliśmy się w dniu ślubu. I wiem, że to jest tylko łaska dana nam od Boga. Tylko dzięki Niemu jest możliwa ta nasza miłość. Ale jeżeli Bóg może taką łaskę dać nam, to czy nie jest oczywiste, że tym bardziej da swe łaski swej Oblubienicy, Kościołowi? A gdy będzie potrzeba prawdziwej reformy, to czyż nie powoła kogoś takiego, jak święty papież Grzegorz Wielki, czy święty Franciszek, czy wielu innych, którzy poprzednio przywracali piękno Jego Oblubienicy? A my po prostu starajmy się, by nie stać się kolejną zmarszczką na Jej ciele, ale by nasze dobre czyny przyozdabiały Ją tak, by lśniła swym blaskiem jak w pierwszym dniu zaślubin. I pamiętajmy, że w przeciwieństwie do naszych ziemskich małżeństw, które trwają w czasie, nasz związek z Jezusem jest ponadczasowy. W mistyczny sposób uczestniczymy w niekończącej się Uczcie Weselnej godów Baranka każdego dnia. Przyjmując Jezusa w Eucharystii. Więc Jego Oblubienica jest bez zmarszczki. Jak w dniu zaślubin, bo dzień ten nigdy się nie kończy.


Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany.
(Ef 5, 25-27)
Ostatnio zmieniony 13-12-11, 03:26 przez hiob, łącznie zmieniany 2 razy.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

zuziapaw
Przyjaciel forum
Posty: 20
Rejestracja: 29-09-08, 10:29

Re: Ach, co to był za ślub!

Post autor: zuziapaw » 02-10-08, 18:52

:-D Przede wszystkim gratulacje i najlepsze życzenia z okazji jubileuszu.
Po przeczytaniu powyższej interpretacji doszłam do wniosku,że nie umiem czytać Biblii.
Jestem na tym forum zaledwie od kilku dni,spędzam tu po 2-3 godziny dziennie(między 21.oo-0.30 i gdzie zajrzę,jakikolwiek wątek otworzę...już wsiąkłam.Wszędzie coś interesującego;ot,choćby świadectwo hioba,czy odpowiedzi ojca(ups,przepraszam,zapomniałam imienia),czy dyskusje o Biblii,czy w końcu temat powyższy.Znalazłam tu wiele odpowiedzi na moje wątpliwości,czy nurtujące pytania.
Teraz dopiero poznałam zasadność istnienia komputerów,internetu ( :-D ).Śmiem twierdzić,że palec Boży sprawił bym się tu znalazła.On wie najlepiej,co,komu,kiedy...wystarczy Go słuchać.
Mam ze sobą( w drodze do Pana Boga,czy z Panem Bogiem) jeszcze sporo problemów.Jednym z nich jest co jakiś czas dopadająca mnie niepewność,czy na pewno kocham Boga,czy Mu ufam szczerze,czy modlę się chodzę do kościoła z asekuranctwa,bo lepiej mieć Go po swojej stronie...
Męczące są te doznania,tym bardziej,że w rozmowach z Nim wydaję się być szczera.Do kościoła też nie chodzę na pokaz.Lubię towarzystwo Boga(że się tak wyrażę,a mimo to czasem podejrzewam siebie o nieszczerość i zapobiegliwość.Jak to rozeznać?Czy jest to możliwe?

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: Ach, co to był za ślub!

Post autor: hiob » 03-10-08, 03:44

zuziapaw pisze::-D Przede wszystkim gratulacje i najlepsze życzenia z okazji jubileuszu.
Dziękuję bardzo. :-D
Po przeczytaniu powyższej interpretacji doszłam do wniosku,że nie umiem czytać Biblii.
Jestem na tym forum zaledwie od kilku dni,spędzam tu po 2-3 godziny dziennie(między 21.oo-0.30 i gdzie zajrzę,jakikolwiek wątek otworzę...już wsiąkłam.Wszędzie coś interesującego...
Dzięki za miłe słowa, w moim i ojca Placyda imieniu. Ja też nie umiem czytać Biblii, ale się cały czas uczę. To głownie zasługa Scotta Hahna, który tak opowiada o Biblii, że staje się Ona spójną, logiczną i niezwykle powiązaną ze sobą Księgą. To on, Hahn, wynajduje te wszystkie "kwiatki", połączenia Starego z Nowym Testamentem, proroctwa z ich wypełnieniem, archetypy i ich spełnienie. Oczywiście nie tylko on, ale Hahn najbardziej do mnie przemawia, bo nie tylko ma wielką wiedzę, nie tylko potrafi ją przekazać w przystępny sposób, ale do tego jest człowiekiem modlitwy, człowiekiem świętym.

Ja jestem karłem stojącym na barkach olbrzymów. Zresztą nawet tacy ludzie jak Scott Hahn przyznają, że oni niczego nowego nie odkrywają. Hahn gdy był jeszcze protestantem dokonał wielu odkryć, które uznał za prawdziwą rewelację. Ale potem jak zaczął czytać katolickich autorów, Ojców Kościoła, jak się zapoznał z czytaniami podczas Mszy w Kościele, to zobaczył, że wiele z tych jego odkryć jest znanych od wieków. :-) Można by rzec, że odkrywał Amerykę nie wiedząc, że Kolumb go wyprzedził o parę stuleci. :mrgreen:
Śmiem twierdzić,że palec Boży sprawił bym się tu znalazła.On wie najlepiej,co,komu,kiedy...wystarczy Go słuchać.
I ja tak myślę, że tu nikt przypadkowo nie trafia. Ja po prostu nie wierzę w przypadki.
Mam ze sobą( w drodze do Pana Boga,czy z Panem Bogiem) jeszcze sporo problemów.Jednym z nich jest co jakiś czas dopadająca mnie niepewność,czy na pewno kocham Boga,czy Mu ufam szczerze,czy modlę się chodzę do kościoła z asekuranctwa,bo lepiej mieć Go po swojej stronie...
Ja myślę, że to jest po prostu kwestia Twojej decyzji, a to nie jest przecież nic złego. Jeżeli asekuranctwo, to przed czym? Boisz się piekła, potępienia? To już jest dowód wiary. Skoro wierzymy w piekło, skoro się go boimy, to wiemy też, że potrzebujemy Zbawiciela. To bardzo dobry krok na drodze do Boga. Oczywiście, że lepiej Go kochać nie "za coś", ale dlatego, że jest Bogiem. Ale każdy z nas inaczej do Niego zmierza.

Przy okazji polecę Ci coś. "Zakład Pascala". Choć nie sądzę, żeby ten tekst akurat dotyczył Ciebie, to i tak chyba warto go przeczytać. On jest dla sceptyków, ale Ty wcale mi nie wyglądasz na sceptyka. Raczej na kogoś szczerze szukającego Boga. A to już jest znak, że On Cię do siebie woła. A Zakład Pascala najdziesz m.in. tutaj:

viewtopic.php?t=208
Męczące są te doznania,tym bardziej,że w rozmowach z Nim wydaję się być szczera.Do kościoła też nie chodzę na pokaz.Lubię towarzystwo Boga(że się tak wyrażę,a mimo to czasem podejrzewam siebie o nieszczerość i zapobiegliwość.Jak to rozeznać?Czy jest to możliwe?
Ja uważam, że nie masz się czego obawiać. Bóg właśnie nas takich chce: Myślących, poszukujących szczerze, zadających pytania. Nie ma wielkiej wartości "wiara" polegająca na bezmyślnym powtarzaniu rytuałów których nie rozumiemy. Sam fakt, że rozmawiasz z Bogiem świadczy o tym, że jesteś na dobrej drodze. Obawiam się, że są miliony chrześcijan chodzących na nabożeństwa i będących pewnymi swego zbawienia, którzy jednak tak naprawdę nigdy się nie modlą. Nawet, jak czasem odmawiają słowa modlitwy. Bo prawdziwa modlitwa to właśnie jest rozmowa z Bogiem. I nie ma znaczenia, czy używamy własnych słów, czy powtarzamy słowa tradycyjnych tekstów. Ważne jest, byśmy modlili się sercem. Byśmy myśleli o tym, co mówimy i do Kogo mówimy.

A wątpliwości? Każdy z nas je miewa. Nic złego w tym, że je mamy. Wątpliwości to jeszcze nie jest negowanie wiary. Wątpliwości prowokują pytania, a pytania prowadzą do odpowiedzi. Hiob miał pytania i wątpliwości, a jego "przyjaciele" wszystko "wiedzieli". Ale to Hiob był bliższy Bogu, prawda? Bo Hiob był szczery i wierzył nawet, jak nie rozumiał. Bo wiara, czy nawet nasza miłość do Boga to jest decyzja, nie uczucie. Albo raczej nie tylko uczucie. Czasem musimy się przemóc, bo nasze uczucia nie są nam posłuszne. Ale zawsze będą także takie chwile, że gdy siłą woli przyjmiemy wiarę i podejmiemy decyzję by kochać Boga z całego serca, to i uczucie miłości do nas zawita. ;-)

Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do pytań. Jak tylko będę mógł, zawsze Ci pomogę znaleźć odpowiedź. I jestem pewien, że ojciec Placyd i inni uczestnicy tego forum także. Wszyscy tu sobie pomagamy i uczymy się od siebie nawzajem.
Ostatnio zmieniony 27-09-10, 21:08 przez hiob, łącznie zmieniany 1 raz.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

zuziapaw
Przyjaciel forum
Posty: 20
Rejestracja: 29-09-08, 10:29

Re: Ach, co to był za ślub!

Post autor: zuziapaw » 03-10-08, 22:27

Bardzo dziękuję za odpowiedź.
Miłość do Boga,wiara,bliskość-przychodziły do mnie etapami.Kiedy wydawało mi się,że bliżej Niego już nie można być,jakby zasłona opadała i ze zdziwieniem odkrywałam,że jestem jeszcze bliżej i że to wprawdzie cudowne,niemalże euforyczne odkrycie,a jednocześnie tak oczywiste.Teraz,dzięki Wam,Tobie hiob,znowu zbliżyłam się do Boga o krok.
Pierwsze moje świadome przylgnięcie do Niego było podobnie jak u Ciebie,spowodowane żarliwą modlitwą o zdrowie syna,u którego stwierdzono chorobę Perthesa.I już tak zostałam przy Nim(Bogu),raz bliżej,raz dalej.To mniej,to bardziej świadomie,ale czuję się Jego,dlatego powtarzam Mu:jestem Twoja i do Ciebie należeć chcę.
Teraz sobie trochę poczytam,bo sporo tu jest do czytania.

Awatar użytkownika
Tomasz81
Przyjaciel forum
Posty: 77
Rejestracja: 20-10-09, 13:23
Lokalizacja: Wroclaw
Kontakt:

Trzeci dzień

Post autor: Tomasz81 » 20-10-09, 23:18

Chciałbym tutaj wspomnieć, iż znany biblista Roman Brandstaetter we wstępie do książki "Jezus z Nazarethu" pisze, że trzeci wspomniany dzień w ewangelii św. Jana to środa.
Autor informuje, że bibliści zachodni dzielili często tutaj włos na czworo podczas, gdy sprawa jest banalnie prosta. Żydzi mieli nazwę tylko jednego dnia Szabatu reszta tygodnia to były "pierwszy dzień" itd...
Na marginesie polecam książki Romana Brandstaettera.

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: Ach, co to był za ślub!

Post autor: hiob » 28-10-09, 04:00

Tomasz81, być może, ale jakie to miałoby mieć znaczenie? Dzień trzeci/siódmy w odniesieniu do opisywanych wydarzeń nawiązuje do starotestamentowych przepisów dotyczących oczyszczenia i do opisu stworzenia. Mamy tu zatem nowe stworzenie i mamy symbol oczyszczenia przez "krew winnego krzewu", którym jest Jezus i w który my jesteśmy wszczepieni.

A co do nazywania dni tygodnia kolejnymi numerkami... toż i w polskim jest tak samo. Mamy dzień "po Niedzieli", potem "wtóry", czyli drugi, potem "środkowy", "czwarty", "piąty", "szabat" i niedzielę, czyli, sądząc z rosyjskiego, naszego pokrewnego języka, cały tydzień. ;-)

Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony 28-10-09, 04:01 przez hiob, łącznie zmieniany 1 raz.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Saileh
Przyjaciel forum
Posty: 360
Rejestracja: 18-08-09, 18:27

Re: Trzeci dzieñ

Post autor: Saileh » 16-01-10, 14:07

Tomasz81 pisze:Chcia³bym tutaj wspomnieæ, i¿ znany biblista Roman Brandstaetter we wstêpie do ksi±¿ki "Jezus z Nazarethu" pisze, ¿e trzeci wspomniany dzieñ w ewangelii ¶w. Jana to ¶roda.
Autor informuje, ¿e bibli¶ci zachodni dzielili czêsto tutaj w³os na czworo podczas, gdy sprawa jest banalnie prosta. ¯ydzi mieli nazwê tylko jednego dnia Szabatu reszta tygodnia to by³y "pierwszy dzieñ" itd...
Na marginesie polecam ksi±¿ki Romana Brandstaettera.
No raczej wtorek. Nie wiem dlaczego, moje wydanie nie zawiera wstêpu :-(
Jednak przy opisie tych godów mo¿na przeczytaæ ciekaw± informacjê:
A by³o to dnia trzeciego, u bajom haszliszi, ale w liczbie tej nie nale¿y upatrywaæ, wbrew niektórym pochopnym przypuszczeniom ¿adnego znaku sakralnego lub utajonego, zwi±zanego z ¿yciem Jezusa, gdy¿ by³ to po prostu trzeci dzieñ tygodnia, czyli wed³ug naszej rachuby wtorek. Izrael bowiem nie oznacza³ dni nazwali - poza ¦wiêtym Szabatem - lecz liczbami, a poniewa¿ pierwszym dniem tygodnia by³a dla niego niedziela, wiêc wtorek by³ dniem trzecim - jom haszliszi - a jedyn± tajemnic± tego dnia, wyodrêbniaj±c go chwalebnie spo¶ród innych powszednich dni, krocz±cych pos³usznie za królewskim Szabatem jak orszak pokornych s³ug za potê¿nym w³adc±, by³a wzmo¿ona rado¶æ Elohim, który w tym dniu, w trzecim dniu stworzenia zadowolony z piêkna swojego dzie³a, dwukrotnie stwierdzi³, ¿e by³o ono dobre - ki tow. Dziêki temu dwukrotnemu stwierdzeniu lud ukocha³ ten dzieñ, upodoba³ go sobie i uczyni³ go dniem szczê¶liwych godów weselnych, gdy¿ wierzy³, ¿e jedno "by³o ono dobre" czyli ki tow, przeznaczone jest dla oblubieñca, a drugie ki tow dla oblubienicy.
Bardzo interesuj±ce.
Swoj± drog±, czy kto¶ czyta³ mo¿e t± ksi±¿kê:
http://gloria24.pl/ksiazki.php?akcja=op ... iKatId=943
To te¿ dosyæ ciekawe... :mrgreen:
Ps 18,29 Bo Ty, Panie, każesz świecić mojej pochodni:
Boże mój, oświecasz moje ciemności.

http://adoracja.bielsko.opoka.org.pl/ - kopalnia wiedzy o Eucharystii

ODPOWIEDZ