Miłość drugiego czlowieka
Miłość drugiego czlowieka
Jestem 23 letnim mężczyzną i od razu chce zaznaczyć że nie chce użalać się nad sobą, tylko po prostu potrzebuje pomocy w zrozumieniu tego.
Problem polega mój na miłości drugiego człowieka, a dokładnie jej braku. Brak tej miłości przejawiał się już od samego początku mojego życia. Pamiętam jak bylem mały że mój ojciec był alkoholikiem. Codzienne kłótnie w domu, krzyki, czy płacz matki. Pamiętam jak rodzicie chcieli się już rozwodzić. Jak w wieku chyba 12 lub 13 lat życzyłem ojcu żeby nie wrócił kiedyś do domu, żeby umarł wpadł pod tramwaj i wszystkie problemy by się skończyły. To nie były życzenia w myślach - wprost mu to powiedziałem. Byłem z tym wszystkim sam, jednak jakoś ojciec pozbierał się - przestał pić. Ciesze się z tego że moje młode rodzeństwo jakie mam teraz nie musi oglądać tego.
Potem przyszedł czas na matke - jej nadopiekuńczość spowodowała że nie miałem prawie żadnych kontaktów z rówieśnikami, czy nawet koleżankami jako płcią przeciwną. Dopiero w wieku 19-20 lat kiedy wyjechałem z domu na studia zaczeło się coś wolnego, poznawanie życia, poznawanie świata. Niestety mimo chęci poznania kogoś, bycia z kimś szcześliwym, poczucia że komuś zaczyna w moim życiu zależeć na mnie, nie jest mi dane.
Modlę sie do Boga o pomoc jednak nie widze tej pomocy. Niektórzy w moim wieku zaczynają się zaręczać, są już w paruletnich związkach i są szcześliwi z drugmi ludźmi. Mój najdłuższy związek zakończył się pare dni temu i trwał zaledwie 3 miesiące. Staralem się jak mogłem, była czystą kobietą, więc nie spieszyło mi się nigdzie, i raptem z dnia na dzień mówi mi "To bez sensu, to nie jest to. Przepraszam za stracony czas i zniszczone plany. Pa". Zaczynam powoli może wierzyć że nie nadaje się do życia z kimś, a wiem że bez kogoś nie będę wstanie sobie z życiem poradzić. Chce czuć się doceniony, chce czuć się kochanym przez kogoś, ale nie widze tego.
Pierwsza moja relacja z kobietą - spotykalem się co drugi dzień, po miesiacu mówi że widzi że mi nie zależy.
Druga relacja - po miesiącu oznajmiła że jestem za mało męski.
Trzecia relacja - kiedy pracowałem w sylwestra żeby mieć pieniądze żeby jakoś spędzić z nią czas, to ona dobrze "bawiła" się ze swoim przyjacielem.
Czwarta relacja - powiedzialem kobiecie prawde, że nie potrafiłbym pewnie czekać do ślubu, odpowiedziała - "No to nie pasujemy do siebie".
No i teraz ostatnia piąta o której wspominałem.
Nie wiem jak mam już Boga prosić o pomoc. Czuje że zawiódł mnie, tak mam żal do niego o to. Prosilem zawsze mówiąc w modlitwie "daje Panie mi kobiete którą pokocham i która mnie pokocha". Kiedy się ona pojawiła mówiłem "Panie dziękuje Ci za nią, spraw bym ją pokochał i ona pokochała mnie, bądź w naszym związku drogą i przewodnikiem". Mi zaczeło zależeć na niej cholernie mocno, a jej... jej bez znaczenia - skończyla to.
Boje się że nie będę wstanie przeżyć bez miłości drugiego człowieka. Boj się że jeżeli nie poznam tej miłości sam zaczne się robić złym człowiekiem - obojętnym na drugiego człowieka i obojętnym na jego życie. Ale w ostateczności boje się że też może nie dostąpię samego zbawienia, bo jak moje życie może być coś warte, skoro nie poznałem miłości drugiego człowieka. Jak moge być dobrym nie znając tego. Jak moge zasłużyć w oczach Boga na zbawienie. Staram się żyć z Bogiem, z jego zasadami, gdzie często nie są one takie same jak zasady dzisiejszej młodzieży - "Jesteś młody, bierz i szalej, bo potem będzie rodzina i żebyś nie żałował że nie wybawiłeś się".
Pomóżcie mi jakoś to zrozumieć, zobaczyć jakiś sens w tym.
Problem polega mój na miłości drugiego człowieka, a dokładnie jej braku. Brak tej miłości przejawiał się już od samego początku mojego życia. Pamiętam jak bylem mały że mój ojciec był alkoholikiem. Codzienne kłótnie w domu, krzyki, czy płacz matki. Pamiętam jak rodzicie chcieli się już rozwodzić. Jak w wieku chyba 12 lub 13 lat życzyłem ojcu żeby nie wrócił kiedyś do domu, żeby umarł wpadł pod tramwaj i wszystkie problemy by się skończyły. To nie były życzenia w myślach - wprost mu to powiedziałem. Byłem z tym wszystkim sam, jednak jakoś ojciec pozbierał się - przestał pić. Ciesze się z tego że moje młode rodzeństwo jakie mam teraz nie musi oglądać tego.
Potem przyszedł czas na matke - jej nadopiekuńczość spowodowała że nie miałem prawie żadnych kontaktów z rówieśnikami, czy nawet koleżankami jako płcią przeciwną. Dopiero w wieku 19-20 lat kiedy wyjechałem z domu na studia zaczeło się coś wolnego, poznawanie życia, poznawanie świata. Niestety mimo chęci poznania kogoś, bycia z kimś szcześliwym, poczucia że komuś zaczyna w moim życiu zależeć na mnie, nie jest mi dane.
Modlę sie do Boga o pomoc jednak nie widze tej pomocy. Niektórzy w moim wieku zaczynają się zaręczać, są już w paruletnich związkach i są szcześliwi z drugmi ludźmi. Mój najdłuższy związek zakończył się pare dni temu i trwał zaledwie 3 miesiące. Staralem się jak mogłem, była czystą kobietą, więc nie spieszyło mi się nigdzie, i raptem z dnia na dzień mówi mi "To bez sensu, to nie jest to. Przepraszam za stracony czas i zniszczone plany. Pa". Zaczynam powoli może wierzyć że nie nadaje się do życia z kimś, a wiem że bez kogoś nie będę wstanie sobie z życiem poradzić. Chce czuć się doceniony, chce czuć się kochanym przez kogoś, ale nie widze tego.
Pierwsza moja relacja z kobietą - spotykalem się co drugi dzień, po miesiacu mówi że widzi że mi nie zależy.
Druga relacja - po miesiącu oznajmiła że jestem za mało męski.
Trzecia relacja - kiedy pracowałem w sylwestra żeby mieć pieniądze żeby jakoś spędzić z nią czas, to ona dobrze "bawiła" się ze swoim przyjacielem.
Czwarta relacja - powiedzialem kobiecie prawde, że nie potrafiłbym pewnie czekać do ślubu, odpowiedziała - "No to nie pasujemy do siebie".
No i teraz ostatnia piąta o której wspominałem.
Nie wiem jak mam już Boga prosić o pomoc. Czuje że zawiódł mnie, tak mam żal do niego o to. Prosilem zawsze mówiąc w modlitwie "daje Panie mi kobiete którą pokocham i która mnie pokocha". Kiedy się ona pojawiła mówiłem "Panie dziękuje Ci za nią, spraw bym ją pokochał i ona pokochała mnie, bądź w naszym związku drogą i przewodnikiem". Mi zaczeło zależeć na niej cholernie mocno, a jej... jej bez znaczenia - skończyla to.
Boje się że nie będę wstanie przeżyć bez miłości drugiego człowieka. Boj się że jeżeli nie poznam tej miłości sam zaczne się robić złym człowiekiem - obojętnym na drugiego człowieka i obojętnym na jego życie. Ale w ostateczności boje się że też może nie dostąpię samego zbawienia, bo jak moje życie może być coś warte, skoro nie poznałem miłości drugiego człowieka. Jak moge być dobrym nie znając tego. Jak moge zasłużyć w oczach Boga na zbawienie. Staram się żyć z Bogiem, z jego zasadami, gdzie często nie są one takie same jak zasady dzisiejszej młodzieży - "Jesteś młody, bierz i szalej, bo potem będzie rodzina i żebyś nie żałował że nie wybawiłeś się".
Pomóżcie mi jakoś to zrozumieć, zobaczyć jakiś sens w tym.
od konika
Hej, witaj.
Przeczytawszy Twoj wpis doszla mnie taka (moze sie zgodzisz lub nie zgodzisz z konskim mysleniem, ale tak kon pomyslal ) mysl: caly czas probujesz jakby na Bogu cos wymusic: czyli niby sie modlisz i prosisz, ale na sposob rozkapryszonego dziecka - ja chce tak, a jak nie bedzie tak, to sie obraze.
Na pewnym dosyc starym filmie dwoch facetow snuje taka mowe: Jeden zaczyna - jak to sie stalo, ze jak bylem mlody, to udalo mi sie odbic tobie te kobiete i zostala ona moja zona. Na to drugi: nie wiem jak, ale patrzac na ciebie to szczesliwy jestem, ze nie zostala moja zona.
A tak naprawde, to modlac sie, posluchaj co Bog pragnie dla Ciebie i nie staraj sie zagluszac tego tym, co Ty chcialbys, nie wiedzac, czy to akurat byloby dobre ...
Zastanowil mnie jeszcze, zadziwil i troche zaniepokoil w dodatku taki fragment:" nie potrafilbym pewnie czekac do slubu". O ile sie domyslam, chodzi tu o sprawy damsko-meskie. Ale taka postawa zaprzecza modlitwie. Pan Bog raczej ma inne zdanie.
Trzymaj sie i naprawde nie krec dookola swojej osoby. Modlisz sie o zone na dobre i zle czasy? Zadasz konkretnej osoby? Ale ta druga osoba tez ma prawo modlic sie ( jesli wierzy) i byc moze wcale nie modli sie o to, o co Ty sie modlisz. Na sile mozemy w zyciu wiele wymusic i wyegzekwowac - ale bez poparcia Boga trudna sobie przyszlosc krecimy. A jak dostaniemy w kosc z powodu naszego wlasnego i osobistego bledu i samowoli, to wowczas kogo winimy? - siebie na koncu, nieprawdaz. A wszystko najchetniej zwalamy na Boga, bo On nie godzil sie na zachcianki ... oj, jakie to wszystko rozkapryszone
Prosze o wybaczenie, jesli troche dowalilem kopytem ... nie chcialem dowalic, chcialem wskazac kierunek.
Zycze wszystkiego najlepszego.
Przeczytawszy Twoj wpis doszla mnie taka (moze sie zgodzisz lub nie zgodzisz z konskim mysleniem, ale tak kon pomyslal ) mysl: caly czas probujesz jakby na Bogu cos wymusic: czyli niby sie modlisz i prosisz, ale na sposob rozkapryszonego dziecka - ja chce tak, a jak nie bedzie tak, to sie obraze.
Na pewnym dosyc starym filmie dwoch facetow snuje taka mowe: Jeden zaczyna - jak to sie stalo, ze jak bylem mlody, to udalo mi sie odbic tobie te kobiete i zostala ona moja zona. Na to drugi: nie wiem jak, ale patrzac na ciebie to szczesliwy jestem, ze nie zostala moja zona.
A tak naprawde, to modlac sie, posluchaj co Bog pragnie dla Ciebie i nie staraj sie zagluszac tego tym, co Ty chcialbys, nie wiedzac, czy to akurat byloby dobre ...
Zastanowil mnie jeszcze, zadziwil i troche zaniepokoil w dodatku taki fragment:" nie potrafilbym pewnie czekac do slubu". O ile sie domyslam, chodzi tu o sprawy damsko-meskie. Ale taka postawa zaprzecza modlitwie. Pan Bog raczej ma inne zdanie.
Trzymaj sie i naprawde nie krec dookola swojej osoby. Modlisz sie o zone na dobre i zle czasy? Zadasz konkretnej osoby? Ale ta druga osoba tez ma prawo modlic sie ( jesli wierzy) i byc moze wcale nie modli sie o to, o co Ty sie modlisz. Na sile mozemy w zyciu wiele wymusic i wyegzekwowac - ale bez poparcia Boga trudna sobie przyszlosc krecimy. A jak dostaniemy w kosc z powodu naszego wlasnego i osobistego bledu i samowoli, to wowczas kogo winimy? - siebie na koncu, nieprawdaz. A wszystko najchetniej zwalamy na Boga, bo On nie godzil sie na zachcianki ... oj, jakie to wszystko rozkapryszone
Prosze o wybaczenie, jesli troche dowalilem kopytem ... nie chcialem dowalic, chcialem wskazac kierunek.
Zycze wszystkiego najlepszego.
konik
witam
Witam. Po pierwsze to uważam, ze nie były warte ciebie, jeśli byłoby inaczej, akceptowalyby Ciebie i rozumiały. Więc szukaj a znajdziesz. Po drugie módl się do Boga o rozum, abyś rozsądnie wybrał. A osobiście uważam, że miłości nie ma. Mówię to po 4 latach małżeństwa. Jest tylko walka o Dominację i przyzwyczajenie. Ale ja wcześniej nie modliłem się o rozum. Więc mam co wybrałem. Pozdrawiam
Wow, aleś Krzychu zajechał...
pozdrawiam serdecznie
Marek
www.analizy.biz
RECEPTĄ NA AKTYWNĄ ROLĘ KOŚCIOŁA, JAKĄ MA ON DO SPEŁNIENIA, NIE JEST JEGO REFORMA, DO CZEGO WZYWAŁY KOŚCIOŁY PROTESTANCKIE, ALE POSŁUSZEŃSTWO, DO CZEGO WZYWAŁ KOŚCIÓŁ WCZESNOCHRZEŚCIJAŃSKI
Marek
www.analizy.biz
RECEPTĄ NA AKTYWNĄ ROLĘ KOŚCIOŁA, JAKĄ MA ON DO SPEŁNIENIA, NIE JEST JEGO REFORMA, DO CZEGO WZYWAŁY KOŚCIOŁY PROTESTANCKIE, ALE POSŁUSZEŃSTWO, DO CZEGO WZYWAŁ KOŚCIÓŁ WCZESNOCHRZEŚCIJAŃSKI
Jeśli Bóg jest miłością, a miłości nie ma, bo zamiast niej jest walka o dominacje, to zaczynam się bać nie tego że mogę nie iść do Nieba, lecz tego że mogę tam iść.
Co się zaś tyczy Zaxa, to powiedział bym że nie wiem co powiedzieć. Może przyczyna Twoich problemów leży w tym, że P. B. widzi Cię w innej roli niż mąż i ociec... A może po prostu nie trafiłeś jeszcze na tę "właściwa" kobietę... W każdym razie myślę że w tym co robimy za życia winnyśmy być ukierunkowani na przyszłe życie. Na tym świecie jesteśmy tylko kilkadziesiąt lat, a potem będziemy mieli całą wieczność. Lepiej zatem być nieszczęśliwym na Ziemi, a potem zażywać wywczasów Niebie, niż być szczęśliwym na Ziemi, a potem bawić w Piekle.
Co się zaś tyczy Zaxa, to powiedział bym że nie wiem co powiedzieć. Może przyczyna Twoich problemów leży w tym, że P. B. widzi Cię w innej roli niż mąż i ociec... A może po prostu nie trafiłeś jeszcze na tę "właściwa" kobietę... W każdym razie myślę że w tym co robimy za życia winnyśmy być ukierunkowani na przyszłe życie. Na tym świecie jesteśmy tylko kilkadziesiąt lat, a potem będziemy mieli całą wieczność. Lepiej zatem być nieszczęśliwym na Ziemi, a potem zażywać wywczasów Niebie, niż być szczęśliwym na Ziemi, a potem bawić w Piekle.
Ostatnio zmieniony 18-06-14, 18:05 przez Anteas, łącznie zmieniany 1 raz.
ok
No faktycznie może pojechałem. No ale dzisiaj ludzie nie rozumieją czym jest Miłość. Bo dla mnie to wybaczanie i zaufanie oraz chęć do życia w zgodzie z każdym. Bez ciągłego wypominania, złości i pretensji. Ja doswiadczm bardziej tego drugiego i przyznam, że już chyba zwątpiłem
od konika
Wybaczcie, ze sie znow wtrace - zwracam sie z sugestia do krzycha: moze jest problem w Twoim malzenstwei, gdyz czekasz na zmiany po drugiej stronie, samemu uwazajac, ze nic zmieniac nie trzeba? Chodzi mi o to, ze zaczynamy od siebie, a dopiero wowczas gdy sami podjelismy probe zmiany siebie ku lepszemu, to zwracamy sie z takim postulatem do drugiej osoby, inaczej to raczej marne szanse.
Pozdrawiam i zycze pomyslnosci.
Pozdrawiam i zycze pomyslnosci.
konik
Czego nie da sie wyjaśnić w rozmowie, niekiedy da się wyjaśnić na piśmie. Pracując w poradnictwie małżeńskim zawsze zachęcałem do pisania do siebie nawzajem listów. W liście nie zagalopujesz się w słownictwie, przeglądając po 24 godzinach uchronisz się przed pochopnymi stwierdzeniami, nikt Ci nie przerwie ani nie zareaguje natychmiast pod wpływem emocji.
Byle nie e-mail, na który odpowie dię cytując każda linijkę. Można napisać "na komputerze", ale trzeba wydrukować. I podpisać ręcznie.
Byle nie e-mail, na który odpowie dię cytując każda linijkę. Można napisać "na komputerze", ale trzeba wydrukować. I podpisać ręcznie.
pozdrawiam serdecznie
Marek
www.analizy.biz
RECEPTĄ NA AKTYWNĄ ROLĘ KOŚCIOŁA, JAKĄ MA ON DO SPEŁNIENIA, NIE JEST JEGO REFORMA, DO CZEGO WZYWAŁY KOŚCIOŁY PROTESTANCKIE, ALE POSŁUSZEŃSTWO, DO CZEGO WZYWAŁ KOŚCIÓŁ WCZESNOCHRZEŚCIJAŃSKI
Marek
www.analizy.biz
RECEPTĄ NA AKTYWNĄ ROLĘ KOŚCIOŁA, JAKĄ MA ON DO SPEŁNIENIA, NIE JEST JEGO REFORMA, DO CZEGO WZYWAŁY KOŚCIOŁY PROTESTANCKIE, ALE POSŁUSZEŃSTWO, DO CZEGO WZYWAŁ KOŚCIÓŁ WCZESNOCHRZEŚCIJAŃSKI
To ludzie wybierają Boga, a nie odwrotnie. Chyba nie jesteś kalwinistą?Zax pisze:Ale w ostateczności boje się że też może nie dostąpię samego zbawienia, bo jak moje życie może być coś warte, skoro nie poznałem miłości drugiego człowieka. Jak
Twoje modlitwy zostały wysłuchane, to oczywiste. Ale po co zwalać wszystko na Boga, powinieneś Mu może jeszcze dziękować za to, że odsunął od Ciebie ten kielich, który mógłbyś pić z tą kobietą. Pytanie czy zostałby dopity do końca.
Takie porażki, jakby to nie nazwał, czegoś w końcu uczą. Pomyśl sobie, że Jasio dostaje w szkole same 5 i 6, nagle trójka i co robi Jasio, oczywiście że płacze. A teraz inaczej, dostaje same 3 czy tam 4, a dostaje celujący czy bardzo dobry i jak może być wtedy szczęśliwy. Ty też możesz być szczęśliwy, ale pamiętaj, że jak układasz puzzle to pierwszy lepszy puzzel, raczej nie będzie pasował, ale istnieje takie prawdopodobieństwo. Jeśli weźmiemy puzzle teraźniejszego świata, to tym bardziej trudno wybrać, no chyba... że nie kierujesz się przy swoim wyborze, jakimiś zasadami, to wtedy nie jest trudno o dziewczynę, można powiedzieć, że coraz łatwiej. A Ty im dłużej szukasz, uświadamiasz sobie ile warta jest taka dziewczyna i ile Ty sam jesteś warty. A dziewczyna, nie pierwsza lepsza, ateistka czy ta która utożsamia się z katolicyzmem, używająca prezerwatyw, kochająca się z co dyskotekę z innym chłopakiem. Bóg może wysłać niewidzialnego anioła aby utopił dziecko siedzące w łódce, po to aby i on i jego ojciec został zbawiony, nie potępiony, bo inaczej tak by było, a dajmy na to, że rodzina to grzesznicy od deski do deski. I co wtedy jakbyś znał wolę Bożą, nienawidziłbyś Jego? Jeśli anioł wylałby napój drugiemu człowiekowi, który to inny człek mu dał wcześniej, powiedziałbyś to takiego anioła - synu diabelski, wiedząc wcześniej, że tam była trucizna. O jak niepojęty jest człowiek w oczach Najwyższego, tam gdzie człowiek widzi ład, tam Bóg może wtrącić swoje trzy grosze. Patrzcie po Bożemu, On jest niezawodny, Najlepszy Doradca, sami na nic się nie zdacie... niestety.
Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego,
Trzeba wierzyć, bo to wiara czyni cuda, bez niej nic Ci się nie uda.
Wiara jest jak ziarnko jabłoni, która na początku jest ziarnem, która rośnie w człowieku, kiedy ją tracimy, drzewo traci swój swoisty wygląd, schnie. Wiarą jest Jezus Chrystus, gdy ją tracimy, tracimy Jezusa, Ty zaś jesteś glebą, na którym ta jabłoń urośnie.
Pan Jezus często mówił; Twoja wiara Cię uzdrowiła. Jeśli się modlisz o coś, musisz mocno wierzyć. Pamiętaj, że nic dobrego nie przychodzi łatwo. Cześć!
Ostatnio zmieniony 23-06-14, 09:58 przez Czernin, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeśli nie będziesz umiał myśleć, to świat pomyśli za Ciebie.