Zagubiony człowiek, odnaleziona dusza. Świadectwo Extola

Moderator: Marek MRB

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Zagubiony człowiek, odnaleziona dusza. Świadectwo Extola

Post autor: hiob » 08-02-10, 00:16

(Autorem poniższego świadectwa jest Extol, zamieszczam je za stroną http://fronda.pl/extol/blog/ku_chwale_boga_ojca hiob. )

Pokój z Tobą!

Postanowiłem podzielić się świadectwem tego co Bóg uczynił w moim życiu.

Otóż 10 lat temu przeżyłem coś co potocznie nazywa się nawróceniem. Nie lubię tego odniesienia do mojej sytuacji, gdyż tak na prawdę to ja się nawracam do dziś, a doświadczyłem tego, że to Bóg się pochylił nade mną…

Pochodzę z rozbitej rodziny. Moja mama urodziła mnie w wieku 16 lat, była bardzo młoda i zagubiona. Ojca poznała na jakiejś zabawie. Ojciec miał wtedy 20 lat i pochodził z "porządnej", ale też rozbitej rodziny. Babcia wychowywała moją mamę samotnie, bo też była po rozwodzie i też była trochę zagubiona, gdyż nie znała swoich rodziców i dzieciństwo spędziła w domu dziecka – był to okres wojny.

Kiedy mama zaszła w ciążę świat się trochę zawalił mojej babci, bo starała się wychować córkę najlepiej jak umiała, a tu taka sytuacja… Ponoć były jakieś głosy zachęcające do usunięcia ciąży, ale mama bardzo pragnęła mnie urodzić i się nie zgodziła. Po roku małżeństwo moich rodziców przestało istnieć.

Awantury w domu, bójki, pobicia etc… Rodzice się rozeszli… Ojciec był na leczeniu pod klamką, gdyż uzależnił się od różnych specyfików – ćpał leki i zdarzało mu się robić irracjonalne rzeczy w domu. Na przykład: wsadzał mnie gdy miałem nie cały rok do miski z wodą i straszył, że jeśli ktoś się zbliży to włoży kable do miski, które trzymał podłączone do kontaktu. Albo zdarzyło mu się rzucić we mnie szklanką tak, że miałem rozciętą stopę. Mógłbym przytaczać tu wiele przykładów, ale nie to jest ważne. Po roku małżeństwa mama poznała kogoś innego, a była już wtedy bez mojego ojca. Jej nowy partner pochodził z domu dziecka i też miał trudne dzieciństwo gdyż został oddany jako jedyny z rodzeństwa. Szybko się ze sobą związali i trwa to do dziś. Z tego związku mam przyrodniego brata i siostrę.

Moja Babcia zawsze chciała mieć syna i kochała mnie jak swoje dziecko, więc w sumie zaczęła mnie wychowywać, a gdy skończyłem 6 lat odebrała sądownie prawa rodzicielskie moim rodzicom. Mama nie mieszkała ze mną od momentu gdy poznała drugiego partnera, a ojciec pojawiał się tak rzadko jak to było możliwe, gdyż był nie mile widziany w moim domu. Kolejny raz i ostatni pojawił się na mojej komunii z rowerem i wyszedł, bo chyba nie dał rady siąść ze wszystkimi przy stole… zresztą rozumiem go.

Babcia miała kolejną misję do spełnienia. Wychować mnie tak, by wyszło lepiej niż z mamą i odpokutować to co zepsuła w swoim mniemaniu. Ciężko pracowała, a później zaczęła chorować i tak już zostało do końca.

Wychowywałem się na robotniczym osiedlu, spadek po komunistycznej wizji nowoczesnego społeczeństwa. Wraz z upadkiem fabryki samochodów osiedle szybko zamieniło się w krainę alkoholem i przemocą płynącą. Przez długi czas było to jedno z najgorszych miejsc w moim mieście.

Musiałem zacząć sobie radzić, bo przyciągałem do siebie kłopoty. Babcia wychowywała mnie dość mięciutko, a rzeczywistość była brutalna. Bili mnie wszyscy… czasami biegło za mną kilkanaścioro dzieci i mnie kopały z okrzykami "chińczyk!, chińczyk! pokaż karate!". Nie miałem ojca który by wyszedł i mnie bronił, a z babci się śmieli. Brało się to stąd, że moja uroda w znacznym stopniu nosi ślady z poza Polski. Babcia na pewno nie była Polką, ale trafiła do domu dziecka i nie znała swoich korzeni. Nie którzy myśleli, że jest Koreanką… Dziadek zaś miał korzenie Cygańskie, ale to zbyt dużo by tłumaczyć…

Moje dzieciństwo skończyło się w trzeciej klasie podstawówki. Zacząłem odkrywać, że muszę przynależeć do jakiejś grupy i taką znalazłem. Było fajnie… razem dorastaliśmy, a ja czułem się bezpieczny, bo jak ktoś mnie ruszył to zbierał wp…. Uzależniło mnie to do tego stopnia, że im stawałem się starszy tym mniej bywałem w domu. Miałem nową rodzinę. W szóstej klasie skończyły się wygłupy, a zaczęły narkotyki. Na początku trawa… bywało tak, że paliliśmy codziennie przez kilka miesięcy i połowa podstawówki chodziła napalona, a nauczyciele nic kompletnie nie widzieli dziwnego w w naszym zachowaniu. Gdy skończyłem podstawówkę, automatycznie prześlizgnąłem się do zawodówki. Zacząłem brać amfetaminę, LSD, wąchać klej, żreć leki, toksyczne rośliny i zapijać to alkoholem. Im bardziej byłem po za rzeczywistością tym lepiej… babcia cały czas myślała, że ze mną wszystko ok… przychodziłem na przykład naćpany do domu i robiłem jej herbatę, posprzątałem i starałem się sprawiać dobre wrażenie. Choć sama stwierdzała, że jakiś taki dziwny jestem… (w końcu poznała prawdę w swoim czasie – to zburzyło jej świat)

Zacząłem kombinować, sprzedawać nie swoje rzeczy, ale nigdy z kolegami nie napadaliśmy i nie kradliśmy rabując. Tylko z pewnym wyrachowaniem… czasami wynosiło się coś od siebie z domu. Byłem już wtedy mocno zaplątany w pornografię i było to jedyne źródło mojej wiedzy na temat seksualności mężczyzny i kobiety. Babcia nie lubiła mężczyzn i nigdy się nie związała z nikim po odejściu dziadka – żyli też rok razem… Seksualność to było coś nieczystego w jej mniemaniu… dowiedziałem się później, że dwa razy było ofiarą gwałtu…

Gdy miałem 16, 17 lat mieszkałem sporo sam, bo babcia większą część życia spędziła w szpitalu. Robiłem co chciałem i staczałem się na dno… byłem już uzależniony od amfetaminy i pornografii. Na przykład urządzałem sobie nocki amfetaminowo – pornograficzne i po całej nocy mój organizm był wyczerpany od onanizowania się, a ja czekałem na kolejną noc… doszedłem do takiego momentu w swoim życiu, że onanizowałem się po kilkanaście razy dziennie… Interesował mnie okultyzm i magia, szukałem jakiejś wiedzy na ten temat i wobec Boga i kościoła żywiłem nienawiść. Chodziłem z kolegami na mszę tylko po to, by na przeistoczeniu napluć zakonnicy na habit na przykład… Pamiętam jednak kilka faktów w moim życiu… gdy byłem dzieckiem miałem sen… Śniło mi się, że idę w tłumie ludzi, a oni podążają za kimś, ale nie wiem za kim. Świeciło jasne słońce i wszyscy byli ubrani w jakieś szaty… zacząłem biec do przodu i przepychać się pomiędzy nimi. Gdy wybiegłem przed nich zobaczyłem trzech mężczyzn. Ten pośrodku był, bardzo rozradowany i tłumaczył coś gestykulując dwóm po jego lewej i prawej stronie. Wiedziałem, że to Jezus… później zapomniałem o tym śnie…

Po takich demonicznych nocach jakie urządzałem śmierdziało wszystko wokół mnie, ale czuły to tylko nie które osoby i byłem tym przerażony… śmierdziało zgniłymi jajami i zepsutym mięsem z siarką. Mój pies nie zbliżał się do mnie… uciekałem na dach wieżowca i popadałem w paranoje wąchając siebie i próbując sobie tłumaczyć, co to może znaczyć?! Mówiłem to schiz jakiś, ale gdy poszedłem na przystanek i wsiadłem do autobusu, słyszałem boże co to tak śmierdzi, i w końcu mój kumpel z zawodówki powiedział mi, wiesz co stary ale j…. od ciebie i to czymś jak zepsute jaja, ty jedź do domu i zrób coś. Wtedy już wiedziałem, że to nie schiz. Był to swego rodzaju hamulec, ale pokusa była silniejsza i nadal się upadlałem, a później ukrywałem dobę aż do czasu kiedy miałem pewność. Brałem po kilka godzin prysznic, żeby zmyć smród, ale go czułem i nie którzy też z moim psem na czele.

Doszedłem do takiego momentu, że chciałem popełnić samobójstwo. Nie miałem dziewczyny, bo żyłem w przekonaniu, że jestem paskudny z urody, a po za tym zacząłem się zastanawiać, czy ja kiedykolwiek założę własną rodzinę i płakałem tak z tego powodu. W Boga nie wierzyłem, ale wiedziałem, że istnieją demony i mnie to fascynowało. Miałem tak wielką nienawiść do mojego Ojca, że obiecywałem sobie zabić go jeśli go spotkam. I nie mogłem przestać ćpać…

Pan Bóg jest miłosierny…

Gdy był rok 2000 wylał na mnie swojego Ducha.. leżałem wtedy w swoim mieszkaniu i paliłem papierosa. Myślałem o tym komu na mnie zależy tak na prawdę? Kolegom? Rodzicom? Babci? i zapukał do drzwi stary punkowiec, gość z którym rozmawiałem dużo o muzyce. Przyniósł mi wtedy pierwsze nagrania Arki Noego i poszedł. Nie wiedziałem co to jest, bo to dopiero był początek kiedy jeszcze takiej pompy na Arkę nie było :D Okładka jakaś taka mało ciekawa, nazwa też… ale lubiłem folk, a on powiedział, że tu sporo fajnego folku jest… no to wrzuciłem kasetę do magnetofonu i powaliłem się na łóżko. Leżę i jakieś wrzeszczące dzieci przeszkadzają mi delektować się nawet fajną muzyką… drą te papy, ale zacząłem słuchać o czym one śpiewają i coś we mnie pękło. Zalała mnie obecność Boża, a ja tak leżałem i płakałem jak dziecko i mówiłem "Boże przepraszam…" Moja babia zmarła rok później…

Gdy przyszedł mój najlepszy przyjaciel też ćpun, tyle że zadeklarowany ateista niewierzący nawet w złe duchy… pyta się mnie czemu nie wychodzę, że wszyscy na mnie czekają (miałem przy sobie dragi) A ja do niego mówię stary coś ci pokażę tylko się nie ruszaj… i włączyłem kasetę z nadzieją na to samo działanie – tak jak by była magiczna, a on patrzy na mnie i mówi ty jesteś jakiś po…. odbiło Ci ?

To ja mu mówię, że Bóg, że Jezus… ale uciekł… i kilka miesięcy mnie unikał, bo myslał, że mi odbiło (to było nagminne, że nie którzy z naszego środowiska wariowali od leków i kleju ) dziś jest kapłanem na misji w Ukrainie… wstąpił do Karmelu po tym jak Bóg zaczął się nad nami pochylać :D

Chrystus uwolnił mnie od dragów w przeciągu dwóch tygodni, a brałem codziennie przez trzy lata… mam pamiątkę w postaci popsutych zębów od całej tej chemii… Miałem tylko jedną wpadkę rok później i Pan pokazał mi kim jestem bez Niego, bo zacząłem sobie przypisywać to zwycięstwo. Pornografię trudniej było mi zwalczyć i teraz widzę, że seksualność to najbardziej wrażliwa sfera człowieka – dlatego tak podatna na ataki demona… Odkryłem również, że będąc w małżeństwie tak samo muszę się zmagać o czystość jak przed małżeństwem, ale Chrystus jest wierny i daje naszemu małżeństwu swojego Ducha…

Chrystus delikatnie powoli wyprowadzał mnie z ciemności i uwalniał od spętania… Potrzebowałem jakiejś wspólnoty i trafiłem do Odnowy, a później na Drogę Neokatechumenalną, gdzie poznałem moją żonę – jesteśmy już we wspólnocie siedem lat obecnie czekamy na narodziny naszego trzeciego dziecka za co dziękuję Bogu. Chrystus pozwolił mi iść do poprawczaków i więzienia by dawać Jego świadectwo i widziałem jak Bóg kocha nawet tych najgorszych przestępców. Chrystus pozwolił mi odnaleźć mojego ojca, choć kompletnie nie wiedziałem jak go znaleźć i dał mi przebaczenie i mogłem jego prosić o wybaczenie, że sądziłem go w swoim sercu. Chrystus leczy mnie z tego wszystkiego wciąż, i widzę że życie chrześcijanina jest walką… ale to On zwycięża

Proszę o modlitwę za moją mamę, która jest w ostatnim stadium choroby nowotworowej i zostały jej dni życia… Po prawie trzydziestu latach wyspowiadała się i przyjęła eucharystię za co dziękuję Chrystusowi

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.

Część Druga.


Postanowiłem napisać jeszcze trochę, bo minęło już sporo czasu od kiedy Bóg pozwolił mi siebie zobaczyć… a jak mówi Słowo "wspomnij na dobro które Ci Pan wyświadczył" Ostatni czas, jest dla mnie trudny i pragnę podziękować Bogu za Jego miłość, oraz mówić o niej…

Przebudzenie


Kiedy Bóg otworzył mi oczy przeżyłem szok. Pamiętam, że pierwsza rzecz jaką zrobiłem to wygrzebałem z szuflady różaniec, ale kompletnie nie wiedziałem jak się na nim modlić. Druga myśl to msza święta… pomyślałem – Boże ty przez te wszystkie lata byłeś obecny w eucharystii i czekasz tam na mnie. W przeciągu tygodnia chodziłem dwa razy dziennie na mszę świętą i odwiedziłem chyba z dziesięć kościołów. Miałem tak wielki głód duszy… ale…

Spowiedź Święta

Zaczęły się problemy. Otóż ponad 8 lat nie byłem u spowiedzi, a moje sumienie było jeszcze tak giętkie, że nie wiedziałem jak się dobrze wyspowiadać. Bałem się spowiadać, bo w konfesjonale widziałem księdza który na pewno mnie wywali za te wszystkie świństwa jakie zrobiłem – tak wtedy myślałem. Zacząłem przystępować do Komunii świętokradzko. A mój stan duchowy zaczął się pogarszać… Byłem spętany przez nieczystego demona, który zaczął dość agresywnie manifestować swoją obecność. Będąc w kościele nie mogłem znieść widoku Najświętszego Sakramentu wystawionego podczas adoracji. Po prostu moje ciało zaczynało kierować się ku ziemi, a utrzymanie wzroku na adoracji nie trwało dłużej niż kilka sekund. Nie mogłem nad tym w żaden sposób zapanować. To samo dotyczyło wizerunków Maryji i Archanioła Michała, oblicza Chrystusa z Całunu Turyńskiego i ogólnie wszystkiego co nosiło w sobie jakąś treść skierowaną na Boga. W nocy i w dzień miałem koszmary, a przez sen mówiłem jakimiś dziwnymi językami i nie swoim głosem, świadkiem jednego takiego zdarzenia, była znajoma kiedy z przerażeniem powiedziała mi… nie wiem co ci jest, ale to przerażające było i nie chcę więcej tego doświadczyć. Bałem się, w tych koszmarach demon przychodził pod postacią mnie samego z nienawistnym wzrokiem mówił mi "nigdzie nie pójdziesz.. jesteś mój". Zacząłem się zastanawiać co jest nie tak? Przecież odkryłem Chrystusa.. Kluczowy moment nastąpił na uroczystości związanej z obrazem Pani Katedralnej w Lublinie. Kiedy wszedłem do kościoła, było ciasno i tłum wiernych popchał mnie jakoś tak do przodu, że chcąc nie chcąc znalazłem się tuż pod obrazem. Nie mogłem się wydostać, dookoła mnie ludzie, a nade mną wzrok Maryji który miażdżył coś we mnie… na usta cisnęły mi się bluźnierstwa i gwałtownie wypchałem się, aż do wyjścia na świeże powietrze.

Na drugi dzień zacząłem czytać, szukać i trafiłem w księgarni Paulistek na książkę o egzorcyzmach. Otworzyłem na chybił trafił, by cokolwiek zobaczyć i przeczytałem zdanie "pierwszym krokiem w egzorcyzmach jest spowiedź święta" Zrozumiałem, że zataiłem pewne sprawy. Nie daleko księgarni mieści się kościół O. Kapucynów. Poszedłem na mszę i postanowiłem upolować sobie księdza który w miarę wyglądał na takiego co mnie nie wywali z konfesjonału. Modliłem się na tyłach kościoła i po mszy zobaczyłem jednego zakonnika… to ten pomyślałem. Podszedłem i powiedziałem o co chodzi. Zabrał mnie do zakrystii i w malutkim pokoiku z konfesjonałem zacząłem spowiedź. Przychodziłem przez trzy dni i spowiadałem się ze wszystkiego co sobie przypomniałem podczas rachunku sumienia. Trzeciego dnia podczas spowiedzi czułem jak toczy się we mnie walka, by nazwać pewne sprawy po imieniu i kiedy w końcu to zrobiłem, poczułem jak jakieś cholerstwo ze mnie wyłazi, aż złapałem się konfesjonału… Nie chodzi w tym wszystkim o doznania, ale pierwszy raz od kilku lat wyszedłem na ulicę i aż byłem przerażony tym, że "Boże ja słyszę swoje myśli i nic innego mi się nie narzuca" Poczułem się wolny. Jakiś czas później odwiedziłem księdza egzorcystę i rozmawiałem z nim o tym co się wydarzyło. Pamiętam jak powiedział mi – wiesz twoje życie teraz, to sinusoida : upadasz – powstajesz, upadasz – powstajesz i trzymasz się Chrystusa.

W poszukiwaniu wspólnoty

Do parafii chodziłem codziennie. Miałem jednak głód nawiązania jakichś głębszych relacji z kimś kto też wierzy. Moi koledzy myśleli, że mi odbiło i ogólnie na osiedlu zaczęto za mną wołać Jezus. Raz złapali mnie w kilku i kazali odmówić Credo, grożąc rozbiciem butelki na głowie. Pomimo tego byłem szczęśliwy. Modliłem się jednak "Panie ty wiesz jak bardzo się czuje samotny" Sam jak palec na tym osiedlu, a jak ty posyłałeś to po dwóch to robiłeś… Miesiąc później Chrystus otworzył oczy mojemu przyjacielowi. Nie byłem już sam. (modlę się za Ciebie mój przyjacielu ;) Pamiętam, że przez przypadek trafiliśmy na jakiś odłam sekty protestanckiej i byłem na dwóch spotkaniach, ale czułem niepokój. Wtedy miałem takie myślenie; ja wierzę w Jezusa, oni wierzą w Jezusa więc jest ok… Jednak byłem przerażony tym co tam zobaczyłem. Jakiś gość za keyboardem w koszulce "Jesus OK" przygrywał radosne piosenki rodem z filmów amerykańskich. Jedni biegali po sali, inni leżeli na podłodze, jeszcze ktoś wyginał się dziwnie i słyszałem tylko zachęty ze strony prowadzącego "poddaj się Duchowi Św". Co to ma być? Podchodzi do mnie gość i pyta czy znam Jezusa, mówię tak, zaczął widzieć problem w medaliku Maryji który nosiłem na szyi i kazał mi także zdjąć krzyżyk. Pomyślałem, ej zaraz, zaraz.. coś tu jest nie tak. Nie pamiętam jak, ale trafiliśmy do Odnowy w Duchu Świętym właśnie przy Ojcach Kapucynach, gdzie odbyłem wcześniej spowiedź i nigdy więcej nie odwiedziłem już tamtej dziwnej grupy…

Więzienie


Pamiętam jak w niedzielne popołudnie oglądałem jakiś program o zielonoświątkowcach chodzących z ewangelią do więzienia. Pomyślałem wtedy "Panie poślij mnie". Na drugi dzień po mszy u Kapucynów poznałem dziewczynę, która okazała się członkiem bractwa więziennego. Po rozmowie z nią umówiliśmy się na spotkanie. Poznałem kapelana… i za nie długi czas przekroczyłem mury więzienia. Bałem się. Czułem, że nogi mam jak z waty. Inaczej to sobie wyobrażałem. Jednak dziękuję Bogu za to doświadczenie, bo oczyścił mnie trochę z pychy. Kapelan postanowił by odwiedzić oddział kobiecy. Zobaczyłem w celi kilka ładnych dziewczyn. Zawsze trudno mi było sobie wyobrazić jakie kobiety idą siedzieć. Facetów łatwiej… Większość z nich to były młode matki. Zdjęcia dzieci przypięte przy łóżkach. Cela wielkości małego pokoiku, prycze piętrowe, suszy się pranie i nigdzie nie ma miejsca. Po rozmowie z nimi zrozumiałem, że bardzo cierpią z powodu sytuacji w jakiej się znalazły z różnych przyczyn. Zrozumiałem, że po prostu mogę je wysłuchać. Miałem wcześniej jednak wizję, że z butami wejdę w ich życie i Chrystusa im pokaże, one zobaczą jak beznadziejnie jest żyć bez Boga i pozamiatane. Miały ciężkie przestępstwa na koncie, ale widziałem, że ważne jest by mogły nie czuć się sądzone. Myślałem "Boże ty jesteś zawsze po stronie ofiary, ale kochasz także grzesznika". One wiedziały, że ciąży nad nimi wina i były bardzo pokorne w formułowaniu zdań o sobie. Zobaczyłem jaki jestem pyszny.

W poprawczaku chodziłem na oddział specjalny. Byli tam chłopcy w oddzielnych celach ze względów bezpieczeństwa. Mieli na koncie morderstwa, pobicia i kradzieże. Wchodziłem do celi z Biblią i rozmawiałem z nimi. Jedni traktowali to jako pewną rozrywkę. Inni płakali mówiąc, że duch ofiary przychodzi do nich nocą do celi i że dręczą ich straszne wyrzuty sumienia. Pamiętam także grupę ministrantów posługujących do mszy. Zastanawiałem się często – "Boże jak bardzo to wszystko jest poranione, te relacje między ludźmi, tyle krzywd… Ty to wziąłeś na krzyż" Byli też tacy, którzy przeżywali nawrócenie i "bractwo więzienne" pomagało im po wyjściu na wolność dalej prowadzić życie duchowe… Mówiłem im o mojej historii, o mocy Chrystusa, ale jedno mnie poruszało do głębi. To oni gdy stawali w prawdzie o sobie (w sumie nie mieli już nic do stracenia) pokazywali mi co znaczy modlitwa celnika i faryzeusza. Dziękuję Bogu za nich….

Osiedle

Na osiedlu poszła fama, że dlatego już nie pojawiam się bo donoszę na policję. Krew mi się ścięła w żyłach, ale pomyślałem Boże ty znasz prawdę. A jak mnie zabiją? Bałem się… Minęło sporo czasu za nim ucichły te kłamstwa. Jednak przeszedłem pewną próbę. Pod moją półtora godzinną nieobecność, włamano się do mojego mieszkania i wyniesiono wszystko. Włącznie z Pismem Świętym (miłej lektury), aż po budzik. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie… Zobaczyłem wtedy jak mocno moim życiem rządzi strach. Nie chodziło mi o to, że ktoś mi wyniósł telewizor, ale że ktoś wszedł w samo popołudnie i wyniósł wszystko, zdemolował mi mieszkanie, a sąsiedzi nic nie widzieli, chociaż jeden z nich przytrzymywał drzwi od windy, bo myślał, że się wyprowadzam. Zobaczyłem ile jest miłości we mnie. I co to znaczy miłość do nie przyjaciół. Bo do dziś mijam prawie codziennie tych gości i podajemy sobie rękę. Na początku płakałem, później przeklinałem, później planowałem zemstę… W ogóle nie miałem pokoju na to co się stało. Z czasem Chrystus zaczął pomagać mi i uzdolnił mnie do modlitwy za nich. Sam z siebie jestem w stanie tylko pragnąć kary i zemsty. Jednym z dobrych owoców, było to, że do dziś nie mam telewizora :), a zacząłem czytać książki…

Spotykając ludzi na swojej drodze


Do dziś Bóg prowadzi mnie delikatnie… stawia różne osoby na mojej drodze. Mogę przeglądać się w nich jak w zwierciadle. To w jaki sposób traktuje drugich jest miernikiem miłości do Boga. I często trudno mi przyjąć prawdę, o moim egoizmie, pysze, ale jednego jestem pewien Bóg kocha grzesznika i pragnie jego szczęścia.

Amen

Extol
Ostatnio zmieniony 08-02-10, 00:21 przez hiob, łącznie zmieniany 1 raz.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

ODPOWIEDZ