Świadectwo Konika
Moderator: Marek MRB
- sebastianfrost
- Przyjaciel forum
- Posty: 9
- Rejestracja: 01-03-11, 09:59
- Lokalizacja: Gostyń/Wielkopolska
- Kontakt:
Re: moje swiadectwo
...bylo to tak zaskakujace, ze zupelnie zglupialem. i -kto chce, niech wierzy- jakas silna jakby dlon ( ale nikogom przeciez przy mnie nie bylo ) w ulamku sekundy tak mna przycisnela zupelnie bez udzialu mojej woli i swiadomosci, ze uslyszalem w jednej chwili jakby stukot kolatki a potem szum powodowany przez kule doslownie ocierajaca sie o glowe i syk rozprezajacych sie gazow, przez ktore kula mussi sie przciskac w powietrzu...
Wierzę, przeżyłem coś podobnego. Jechałem fordem transitem dość wąską i zakręconą drogą w okolicy Ojcowa - w pewnym momencie - tuż przed ostrym zakrętem, tak jak napisałeś, bez udziału woli i świadomości - zahamowałem i zjechałem calkiem na pobocze. W tym samym momencie z zakretu wyskoczylo jakies duze auto jadace srodkiem drogi. Gdyby nie Opatrznosc ( Aniol Stroz ?) niechybnie bylaby czołówka - kolega z którym jechałem, podobnie jak i ja - bylismy w szoku - jakim cudem i po co zjechalem na pobocze - przeciez nie widzielismy tego samochodu. Bóg ochronił mnie przed śmiercią, ponieważ .... "nie chce śmierci grzesznika - ale żeby sie nawrocil i mial zycie" Pozdrowionka Konik.
Wierzę, przeżyłem coś podobnego. Jechałem fordem transitem dość wąską i zakręconą drogą w okolicy Ojcowa - w pewnym momencie - tuż przed ostrym zakrętem, tak jak napisałeś, bez udziału woli i świadomości - zahamowałem i zjechałem calkiem na pobocze. W tym samym momencie z zakretu wyskoczylo jakies duze auto jadace srodkiem drogi. Gdyby nie Opatrznosc ( Aniol Stroz ?) niechybnie bylaby czołówka - kolega z którym jechałem, podobnie jak i ja - bylismy w szoku - jakim cudem i po co zjechalem na pobocze - przeciez nie widzielismy tego samochodu. Bóg ochronił mnie przed śmiercią, ponieważ .... "nie chce śmierci grzesznika - ale żeby sie nawrocil i mial zycie" Pozdrowionka Konik.
od konika
Rzadziej ostatnio na forum zagladam , gdyz konia bat czasem do innych spraw zagania ... Pan nie tylko nie pragnie niczyjej zguby , ale wykorzystuje kazda okazje , zeby okazac kazdemu z nas Milosc swoja i to bez wzgledu na to , co uczynilismy ( w tym moim zdaniem wyraza sie zbawienie z laski - zbawienie od relacji zycia bez Boga ) , a do kazdego z nas w pelnym poszanowaniu naszej wolnej woli nalezy uczynienie kroku w przyjeciu tejze laski ( i w tym zawarte jest to ewangeliczne stwierdzenie , ze wiara bez uczynkow martwa jest ).
Mysle , ze gdy staje z ufnoscia przed trudami zycia , to kazda okolicznosc moze byc dla mnie ku chwaleniu Pana Boga - i kazda okolicznosc moze prowadzic ku ocaleniu zycia nie tylko w wymiarze ziemskim , materialnym , ale szczegolnie tym prztyszlym , niebianskim ...
Dziekuje za Twoje swiadectwo ... niech Bog blogoslawi
Mysle , ze gdy staje z ufnoscia przed trudami zycia , to kazda okolicznosc moze byc dla mnie ku chwaleniu Pana Boga - i kazda okolicznosc moze prowadzic ku ocaleniu zycia nie tylko w wymiarze ziemskim , materialnym , ale szczegolnie tym prztyszlym , niebianskim ...
Dziekuje za Twoje swiadectwo ... niech Bog blogoslawi
konik
od konika
Jakos tak konia zagnalo do tego watku dzisiaj i pomyslalem , ze zycie jest na tyle bogate , a Pan Bog na tyle chojny w dary , ze wpadlem ( byc moze westchniecie - o zgrozo , znowu bedzi spagetti nawijal na uszy ) na mysl , zeby opisywac to co na codzien podsuwa zycie i czego nie opisalem , gdyz przyznam sie szczerze , ze troche przelaklem sie , iz tego jest duzo i kogo to interesuje... Ale natknalem sie w innych watkach na tesknote za czyms nieomal cudownym w szarym zyciu - sadze , ze nieraz wystrczy sie wyciszyc , aby zrozumiec , ze cuda dzieja sie na co dzien , tyle tylko , ze Duch Swiety najczesciej jest zagluszony przez zgielk i troski... i nawet jesli przekracza dzisiaj prawa natury , to niedowiarstwo wspolczesnych czasow czyni nas slepcami...
Takze zapraszam kazdego w tym temacie do wzajemnego wspierania sie .
Niech nas Duch Swiety prowadzi.
Takze zapraszam kazdego w tym temacie do wzajemnego wspierania sie .
Niech nas Duch Swiety prowadzi.
konik
od konika
W tej czesci watku nie zamierzam trzymac sie chronologii wydarzen , gdyz nie to jest najwazniejsze . Pragne opisac jakies konkretne wydarzenie z zycia , w ktorym po chwilii refleksji dostrzec mozna wyrazny slad Bozej reki , gdyz Pan kazdemu z nas Aniola swego zeslal , a dar to wspanialy i tak bardzo przez nas niedoceniany , a nawet wysmiany . A kazdy czlowiek obok materii w sferze duchowej przeciez sie obraca , a kazdy Aniol duchem jest nam danym przez Pana naszego Jezusa Chrystusa , abysmy celu nie chybili i w pogode czy niepogode Boga wielbic mogli , Jego wsparcie i prowadzenie w chwili zwatpienia czy buntu majac , chocbysmy sami juz wszelka nadzieje zatracic mieli...
W pewnym kraju pewien konik z kims jeszcze znalazl sobie jakies zajecie . Konikowi zalezalo nie tylko na materialnym wzbogacaniu sie poprzez zarabianie , ale z wielka ochota w kazda niedziele upieral sie za tym , aby wsiasc w auto i przejechawszy iles tam kilometrow uczestniczyc w nabozenstwie ( akurat byl to kosciol luteranski , ale to nie ma wiekszego znaczenia). Praca w niedziele byla kuszaca propozycja - dniowka krotsza , a platna podwojnie . Moja chec jazdy do koscoila byla bardzo zle przyjmowana - ale mialek atut w reku - otoz odemnie zalezal akurat front robot i bezemnie nikt pracy nie mogl kontynuowac , dlatego ze zgrzytaniem zebow musieli sie co poniektorzy godzic z moja decyzja. Tak trwalo przez kilka niedziel i wszyscy juz sie przyzwyczaili do tego , ze ten dzien poswiecamy dla Pana. Przyszla kolejna niedziela i tym razem to ja nie chcialem jechac , czym oczywiscie wywolalem zdziwienie innych. Im bardziej nalegali , tym bardziej wiedzialem , ze nie mam ruszac sie z kwatery. Ale , jak to bywa zostalem przeglosowany i z jakims duzym oporem wsiadlem do auta i pojechalismy. Podroz na nabozenstwo przebiegla bez zadnych problemow , ale choc byl piekny dzien czulem sie dziwnie spiety.
W drodze powrotnej mielismy zamiar zajechac do pobliskiego miasteczka i jakos w milej atmosferze spedzic czas -- ale ktos wtracil sie w nasze plany. .Na prawie prostej drodze kierowca na moment jednym kolem chwycil zwir na poboczu i to wystarczylo . Samochod obrocilo i calym impetem rzucilo nas z szosy przodem prosto na gruby piendrzewa. Widzialem , jak zbliza sie nieublaganie - trwalo to sekundy -a nic zrobic nie bylo mozna , wydawalo sie , ze jeszcze chwila, a zostaniemy zmiazdzeni - i auto stanelo.
Nie ma co duzo dalej opisywac - od tej pory nie bylo nikogo , kto chcialby zniewazac Dzien Panski checia zysku .
A cale to zdarzenie , przeczucie , ze cos sie wydarzy , ze bedzie atak zlego i ochrona , ocalenie wbrew wszelkim przypuszczeniom swiadczy , ze Pan nad wszystkim czuwa .
I Jemu niech bedzie chwala na wieki.
W pewnym kraju pewien konik z kims jeszcze znalazl sobie jakies zajecie . Konikowi zalezalo nie tylko na materialnym wzbogacaniu sie poprzez zarabianie , ale z wielka ochota w kazda niedziele upieral sie za tym , aby wsiasc w auto i przejechawszy iles tam kilometrow uczestniczyc w nabozenstwie ( akurat byl to kosciol luteranski , ale to nie ma wiekszego znaczenia). Praca w niedziele byla kuszaca propozycja - dniowka krotsza , a platna podwojnie . Moja chec jazdy do koscoila byla bardzo zle przyjmowana - ale mialek atut w reku - otoz odemnie zalezal akurat front robot i bezemnie nikt pracy nie mogl kontynuowac , dlatego ze zgrzytaniem zebow musieli sie co poniektorzy godzic z moja decyzja. Tak trwalo przez kilka niedziel i wszyscy juz sie przyzwyczaili do tego , ze ten dzien poswiecamy dla Pana. Przyszla kolejna niedziela i tym razem to ja nie chcialem jechac , czym oczywiscie wywolalem zdziwienie innych. Im bardziej nalegali , tym bardziej wiedzialem , ze nie mam ruszac sie z kwatery. Ale , jak to bywa zostalem przeglosowany i z jakims duzym oporem wsiadlem do auta i pojechalismy. Podroz na nabozenstwo przebiegla bez zadnych problemow , ale choc byl piekny dzien czulem sie dziwnie spiety.
W drodze powrotnej mielismy zamiar zajechac do pobliskiego miasteczka i jakos w milej atmosferze spedzic czas -- ale ktos wtracil sie w nasze plany. .Na prawie prostej drodze kierowca na moment jednym kolem chwycil zwir na poboczu i to wystarczylo . Samochod obrocilo i calym impetem rzucilo nas z szosy przodem prosto na gruby piendrzewa. Widzialem , jak zbliza sie nieublaganie - trwalo to sekundy -a nic zrobic nie bylo mozna , wydawalo sie , ze jeszcze chwila, a zostaniemy zmiazdzeni - i auto stanelo.
Nie ma co duzo dalej opisywac - od tej pory nie bylo nikogo , kto chcialby zniewazac Dzien Panski checia zysku .
A cale to zdarzenie , przeczucie , ze cos sie wydarzy , ze bedzie atak zlego i ochrona , ocalenie wbrew wszelkim przypuszczeniom swiadczy , ze Pan nad wszystkim czuwa .
I Jemu niech bedzie chwala na wieki.
konik
Re: moje swiadectwo
Pochłonąłem dzis całość, jaka szkoda,że to już last page of story ... Ale ale: wierzę, że Twoja porywająca, udana współpraca z łaską Bożą będzie trwała dalej i doczekamy się cd. ) Dzięki Koniku !!! i szybko przechodzę do "działu Ady ( ewangelik w kosciele katolickim)" ;)
Panie, nie jestem godzien,abyś przyszedł do mnie...
od konika
Rozne boksy w tej forumowej stajni poodwiedzalem, w w ielu tematach swoje madrosci (glupoty ) powypisywalem - myslami juz bylem na konskiej i (no moze nie zawsze) zasluzonej emeryturze, ze to nic, tylko a to sianko leniwie poprzezuwac, a to jakas kostke cukru czasami pochrupac, kto wie - moze wlasna koniolandie zalozyc - gdy niestety, znow do roboty gonia. Czytelnikom wciaz malo konskiego rzenia, to i propozycji kilka otrzymalem, zeby dalej krzesac iskry - he, a kto mi podkowy na nowe hufnale przycwieka?
O wielu sprawach nie napisalem, ale czas plynie naprzod - mysle sobie, ze byc moze juz stara chabeta nikomu nie wadzi?
No to zaczne od poczatku - nie bedzie od poczatku stworzenia swiata, zapewniam - wracam w czasy co najmniej kilka tysiecy lat mlodsze.
A wiec urodzilem sie w Kazachstanie, prawdopodobnie z matki europejki (moze bylych zeslancow) i tu narodowosc rodzicow - albo niemiecka, albo polska albo cos z tego pomieszane.
Pierwsze wspomnienia pochodza, jak mialem okolo 4lata. Byl to , mozna to tak nazwac, sierociniec, ale nie taki, o jakim najczesciej mysli sie tu w Europie wypowiadajac to slowo.
Byl to raczej wielki dom z kilkunastoma kobietami (wszystkie byly dla nas ciocie), w ktorym zycie przebiegalo zazwyczaj spokojnie - nie bylismy glodni (patrzac na to z perspektywy standadow Unijnych, to zylismy w nedzy), ale nie glodowalismy, no i do pieca tez nie brakowalo co dolozyc, dlatego tak po dzieciecemu bylismy nawet szczesliwi. Tym bardziej, ze kobiety opiekujace sie nami, jak to teraz jest dla mnie oczywiste, tez byly tam za jakas wydumana przez system "towarzyszy" kare i na te dzieciaki, do ktorych i ja sie zaliczalem, swoja milosc przelaly i staraly sie stworzyc w miare normalny dom (na ile to byleo oczywiscie mozliwe w tamtych realiach).
Osmiele sie nawet wyrazic opinie, ze mielismy lepiej, niz dzieci z kolchozow - jedzenie, opieke, nawet regularne wizyty felczera, jakies zabawki no i nauke - brulionowe zeszyty (bumagi) i przybory (karandaszie ) do pisania.
Najblizsza wioska, centrum kolchozowe podlegala wojsku - baza w Keretagarze - i byc moze dzieki temu ten sierociniec byl lepiej zaopatrzony.
W 6tym roku kazdy bral juz udzial w zajeciach szkolnych - wozil nas wojskowy IZ . przerobiony na swego rodzaju autobus. I tu musze stwierdzic, ze odbywalo sie to bez jakiegos stresu, tak obecnego w spoleczenstwie dzisiaj - zawsze byl czas, czekalo sie , az wszystki dzieciaki sie ogarna i wtedy woz ruszal - czy przyjechalo sie do szkoly pol godziny wczesniej, czy pozniej - jakie to mialo znaczenie. Jak sie przyjechalo, to sie bralo do nauki i tyle. Nikt nie robil z tego problemu.
Szkola byla na terenie wojskowym i podlegala wojsku. Panowaly w nie surowe dosyc regulaminy (na wzor wojskowy), ale to bylo dla nas normalnoscia i nikt nie przezywal z tego powodu jakichs traum.
Zajecia (wielu moze sie zdziwic) odbywaly sie nie w klasach wiekowyh, ale jezykowych. I tak - rosyjskiego byla tylko godzina tygodniowo, zas ja zostalem przydzielony do klasy polskiej (j.polski, matematyka, geografia i historia Polski, czwiczenia sprawnosciowe, muzyka, technika i sztuka - taki mniej wiecej byl podzial.) W nastepnym roku doszly np.fizyka - no i musztra, szkolenie obronno-wojskowe i strzeleckie.
Kazdy, kto ukonczyl 7lat wcielany byl do "pionierow" - z naciskiem na obronnosc.
Majac lat 11 po raz pierwszy uczestniczylem w instruktazu z obsluga bronia - bez ostrej amunicji, za to wyjazd na maly poligon odbywal sie raz w miesiacu na dwa dni - przypominalo to nieco obozy harcerskie z cwiczeniami wojskowymi - duzo roznej taktyki, no i "slepego" strzelania. Dla nas chlopakow to byla fajna atrakcja, na dodatek dobre jedzenie, mundury - i zadnych innych zmartwien. Bylismy po prostu objeci pewnym programem, ktory mial z nas wychowac elitarnych zolnierzy (oczywiscie tego nam nie mowiono ).
Dysciplin byla ostra, lecz jak wspominalem, nikogo to nie dolowalo - dla nas nie istniala inna dyscyplina, bo innej nie znalismy. I tak dzieci kolchozowe nam zazdroscily - mielismy to wszystko, o czym one mogly tylko pomarzyc.
Okej - czy to kogos interesuje? No, jako kon to nie chce za bardzo nawijac spagetti na uszy.
Pozdrawiam serdecznie.
O wielu sprawach nie napisalem, ale czas plynie naprzod - mysle sobie, ze byc moze juz stara chabeta nikomu nie wadzi?
No to zaczne od poczatku - nie bedzie od poczatku stworzenia swiata, zapewniam - wracam w czasy co najmniej kilka tysiecy lat mlodsze.
A wiec urodzilem sie w Kazachstanie, prawdopodobnie z matki europejki (moze bylych zeslancow) i tu narodowosc rodzicow - albo niemiecka, albo polska albo cos z tego pomieszane.
Pierwsze wspomnienia pochodza, jak mialem okolo 4lata. Byl to , mozna to tak nazwac, sierociniec, ale nie taki, o jakim najczesciej mysli sie tu w Europie wypowiadajac to slowo.
Byl to raczej wielki dom z kilkunastoma kobietami (wszystkie byly dla nas ciocie), w ktorym zycie przebiegalo zazwyczaj spokojnie - nie bylismy glodni (patrzac na to z perspektywy standadow Unijnych, to zylismy w nedzy), ale nie glodowalismy, no i do pieca tez nie brakowalo co dolozyc, dlatego tak po dzieciecemu bylismy nawet szczesliwi. Tym bardziej, ze kobiety opiekujace sie nami, jak to teraz jest dla mnie oczywiste, tez byly tam za jakas wydumana przez system "towarzyszy" kare i na te dzieciaki, do ktorych i ja sie zaliczalem, swoja milosc przelaly i staraly sie stworzyc w miare normalny dom (na ile to byleo oczywiscie mozliwe w tamtych realiach).
Osmiele sie nawet wyrazic opinie, ze mielismy lepiej, niz dzieci z kolchozow - jedzenie, opieke, nawet regularne wizyty felczera, jakies zabawki no i nauke - brulionowe zeszyty (bumagi) i przybory (karandaszie ) do pisania.
Najblizsza wioska, centrum kolchozowe podlegala wojsku - baza w Keretagarze - i byc moze dzieki temu ten sierociniec byl lepiej zaopatrzony.
W 6tym roku kazdy bral juz udzial w zajeciach szkolnych - wozil nas wojskowy IZ . przerobiony na swego rodzaju autobus. I tu musze stwierdzic, ze odbywalo sie to bez jakiegos stresu, tak obecnego w spoleczenstwie dzisiaj - zawsze byl czas, czekalo sie , az wszystki dzieciaki sie ogarna i wtedy woz ruszal - czy przyjechalo sie do szkoly pol godziny wczesniej, czy pozniej - jakie to mialo znaczenie. Jak sie przyjechalo, to sie bralo do nauki i tyle. Nikt nie robil z tego problemu.
Szkola byla na terenie wojskowym i podlegala wojsku. Panowaly w nie surowe dosyc regulaminy (na wzor wojskowy), ale to bylo dla nas normalnoscia i nikt nie przezywal z tego powodu jakichs traum.
Zajecia (wielu moze sie zdziwic) odbywaly sie nie w klasach wiekowyh, ale jezykowych. I tak - rosyjskiego byla tylko godzina tygodniowo, zas ja zostalem przydzielony do klasy polskiej (j.polski, matematyka, geografia i historia Polski, czwiczenia sprawnosciowe, muzyka, technika i sztuka - taki mniej wiecej byl podzial.) W nastepnym roku doszly np.fizyka - no i musztra, szkolenie obronno-wojskowe i strzeleckie.
Kazdy, kto ukonczyl 7lat wcielany byl do "pionierow" - z naciskiem na obronnosc.
Majac lat 11 po raz pierwszy uczestniczylem w instruktazu z obsluga bronia - bez ostrej amunicji, za to wyjazd na maly poligon odbywal sie raz w miesiacu na dwa dni - przypominalo to nieco obozy harcerskie z cwiczeniami wojskowymi - duzo roznej taktyki, no i "slepego" strzelania. Dla nas chlopakow to byla fajna atrakcja, na dodatek dobre jedzenie, mundury - i zadnych innych zmartwien. Bylismy po prostu objeci pewnym programem, ktory mial z nas wychowac elitarnych zolnierzy (oczywiscie tego nam nie mowiono ).
Dysciplin byla ostra, lecz jak wspominalem, nikogo to nie dolowalo - dla nas nie istniala inna dyscyplina, bo innej nie znalismy. I tak dzieci kolchozowe nam zazdroscily - mielismy to wszystko, o czym one mogly tylko pomarzyc.
Okej - czy to kogos interesuje? No, jako kon to nie chce za bardzo nawijac spagetti na uszy.
Pozdrawiam serdecznie.
konik
Re: moje swiadectwo
pisz, pisz.
Interesuje, choć nie mam narazie czasu, nie sposób nie sięgnąć do Twojego wątku:)
Interesuje, choć nie mam narazie czasu, nie sposób nie sięgnąć do Twojego wątku:)
"Starajcie się wpierw o Królestwo Boże, a wszystko inne będzie wam dane"
Ada
Ada
-
- Przyjaciel forum
- Posty: 149
- Rejestracja: 23-02-10, 21:13
- Lokalizacja: Polska
Re: moje swiadectwo
koniku a ja tak bardzo lubie "spagetiii" w Twoim wydaniu i niekoniecznie na uszy
O mój Jezu, Ty powiedziałeś: "Zaprawdę powiadam wam: o cokolwiek prosić będziecie Ojca w imię Moje, da wam", wysłuchaj mnie, gdyż proszę Ojca w imię Twoje o łaskę...
Re: moje swiadectwo
Mam prośbę - okażmy konikowi trochę serca - niech nie czuje się aż tak samotny, nie daj Boże, opuszczony.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
Re: moje swiadectwo
Koniku, pisz jak tylko najdzie Cię ochota. Nie przejmuj się ekologią, te wirtualne kartki dużo zmieszczą i nie trzeba wycinać całego lasu, by pomieścić historię Konika :mrgreen:
Twoje teksty świetnie się czyta może dlatego, że Twoje życie jest ciekawe, chociaż pewnie nikt Ci nie zazdrości. Fajnie piszesz, a każdy odcinek z Twojego życia czyta się jak dobrą powieść. A przede wszystkim to co piszesz ma głębokie, bardzo głębokie treści i przybliża do Boga. Zawsze, gdy czytam twoje świadectwo (i nie tylko świadectwo) staje mi przed oczyma facet sponiewierany przez życie, a mimo to tryskający radością i Bożą miłością, taki kowboy w skórze anioła. Niech Bóg będzie uwielbiony za to, że pozwolił mi chociaż wirtualnie spotkać takiego Konika. Cieszę się, że mogłem Cię poznać.
Aha, i żeby było jasne, to co napisałem jest szczere, ode mnie. Nie jest to twórczość wymuszona prośbą Naftety
Twoje teksty świetnie się czyta może dlatego, że Twoje życie jest ciekawe, chociaż pewnie nikt Ci nie zazdrości. Fajnie piszesz, a każdy odcinek z Twojego życia czyta się jak dobrą powieść. A przede wszystkim to co piszesz ma głębokie, bardzo głębokie treści i przybliża do Boga. Zawsze, gdy czytam twoje świadectwo (i nie tylko świadectwo) staje mi przed oczyma facet sponiewierany przez życie, a mimo to tryskający radością i Bożą miłością, taki kowboy w skórze anioła. Niech Bóg będzie uwielbiony za to, że pozwolił mi chociaż wirtualnie spotkać takiego Konika. Cieszę się, że mogłem Cię poznać.
Aha, i żeby było jasne, to co napisałem jest szczere, ode mnie. Nie jest to twórczość wymuszona prośbą Naftety
Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1Kor 9, 16)
Re: moje swiadectwo
Witaj koniku
nie miałeś łatwego życia . Podziwiam cie ze dajesz rade
masz u mnie modlitwę .pozdrawiam i trzymaj się ciepło
nie miałeś łatwego życia . Podziwiam cie ze dajesz rade
masz u mnie modlitwę .pozdrawiam i trzymaj się ciepło
od konika
Witam sie z Wami wszystkimi kopytami - dziekuje za dobre slowo. Nafteto - widze ze masz ogromne serce dla konika - prosze, nie zamartwiaj sie tyle, bo i kon zacznie sie za bardzo zamartwiac - a o Tobie i wszystkich z ogromna wdziecznoscia pamieta.
Moze uda mi sie wykrzesac troche wspomnien przed swietami , dzisiaj tylko tyle, ale jak Bog da, to jeszcze popisze co nieco w temacie. A - taki mam teraz dylemat - bo kowboy na koniu jezdzi, no ale kon-kowboy to znaczy jezdzi na samym sobie ?
Zycze wszystkim Bozego ciepla.
Moze uda mi sie wykrzesac troche wspomnien przed swietami , dzisiaj tylko tyle, ale jak Bog da, to jeszcze popisze co nieco w temacie. A - taki mam teraz dylemat - bo kowboy na koniu jezdzi, no ale kon-kowboy to znaczy jezdzi na samym sobie ?
Zycze wszystkim Bozego ciepla.
konik
od konika
Witam wszystkich bardzo serdecznie - no, tak - zebralo sie dzisiaj koniowi na rzenie, a nawet nawijanie paru metrow spagetti (ale tym razem nie bedzie nawijania na uszy). Pragne w tym miejscu (zanim zabiore sie do bazgrolenia) podziekowac pewnej bardzo dobrej osobie z Forum, dzieki ktorej kon uskuteczniac tworczosc swoja moze.
Wiele z najwczesniejszych lat zatarlo sie w pamieci - nu, ja wsiego nie zabyl, tak ja napiszu.
Ostatnio myslami wrocilem do lat dzieciecych. Nie ma chyba takiego kraju, w ktorym dziecko nie byloby na swoj sposob szczesliwe - o ile nie ma glodu czy jakichs strasznych wojen albo kataklizmow.
Dom, w ktorym mieszkalismy byl zbudowany jeszcze w czasach przedrewolucyjnych - ale po wielu przebudowach i adaptacjach trudno doprawdy byloby ustalic, w jakim celu zostal postawiony.
Trzy skrzydla, ustawione w ksztalcie podkowy, parter i dwa wysokie pietra z ogromnymi pokojami, w ktorych krolowaly ogromne, typu holenderskiego kaflowe piece, a nad tym wszystkim rozciagal sie przepastny strych - nasza dziecieca wyspa skarbow.
W srodku w podworzu byla studnia z reczna pompa - pompowalo sie wode do wiader i trzeba bylo nosic w rekach kilkadziesiat metrow do kuchni albo do pralni. To nalezalo do naszych obowiazkow, jako troche starszych juz chlopcow. Tak samo musielismy robic z weglem, drewnem do palenia , czy suszem roslinnym - ktory skladowalo sie w bunkrze.
Pradu nie bylo, ale doprawdy nie stanowilo to problemu - kuchnia byla kaflowa z fajerkami, a przydzialowe wyroby miesne, maslo, mleko przechowywane byly w wielkich kadziach z lodowata woda czerpana wprost ze studni. Wiele rzeczy wykonywalo sie na miejscu - np. ja z checia krecilem maslo - takiego swiezo zrobionego nigdy nie zapomne - to co w sklepach teraz nosi napis maslo - to raczej przypomina bardziej jakies mydlo ...
Oczywiscie, nie zawsze bylo mleko , na przednowku to tylko kartofle z odrobina tluszczu, buraki, marchew, kapusta - w sezonie arbuzy, bylo tego tyle, ze z przejedzenia gralismy nimi w pilke . no i z wlasnego kurnika jajka - jak byl dobry sezon, to nikomu mie brakowalo, ale byly i gorsze lata - wtedy po jajku raz na tydzien.
Ze dwa kilometry od nas poczatki brala juz pustynia - suche trawy i kamienie.
Wody rowniez nie wolno bylo ciagnac ponad ustalony limit, gdyz mozna bylo szybko studnie zaszlamic i zniszczyc. Ale do picia mielismy zawsze nagotowanej mnostwo zbozowki, a gdy sie szlo do pracy w polu, to w poludnie schodzilo sie na tzw.polzawtrak, do hangarow na wpol w ziemie wkopanych, ktore cien dawaly i tam byla przywozona beczka z podpiwkiem. Chleba zawsze dla wszystkich starczalo, choc nieraz tylko maczany w oleju - no i czaj z samowarow - cos niepowtarzalnego, no i od swieta po brylce cukru.
No i tak sie zylo - ani dobrze, ani zle ... Dla wszystkich obowiazywalo prawo wojskowe, nie mozna bylo poruszac sie gdzie sie chcialo, ale trzeba bylo miec zezwolenia na wyjazd do roznych miejsc. Chociaz i tak po co bylo bez potrzeby gdzeis jechac - do wojska bylo ze 20km, przez pustynie - zadna atrakcja, mnostwo pylu, porazenia oczu, poparzenia skory - najblizsze miasto, ktore cos soba reprezentowalo to ponad 130km. - ogromne przestrzenie i tam gdzie woda - troche pol ze zbozem i bawelna. A drzew z prawdziwego zdarzenia jak na lekarstwo.
No mysle, ze na dzisiaj wystarczy. Zycze milego dnia.
Wiele z najwczesniejszych lat zatarlo sie w pamieci - nu, ja wsiego nie zabyl, tak ja napiszu.
Ostatnio myslami wrocilem do lat dzieciecych. Nie ma chyba takiego kraju, w ktorym dziecko nie byloby na swoj sposob szczesliwe - o ile nie ma glodu czy jakichs strasznych wojen albo kataklizmow.
Dom, w ktorym mieszkalismy byl zbudowany jeszcze w czasach przedrewolucyjnych - ale po wielu przebudowach i adaptacjach trudno doprawdy byloby ustalic, w jakim celu zostal postawiony.
Trzy skrzydla, ustawione w ksztalcie podkowy, parter i dwa wysokie pietra z ogromnymi pokojami, w ktorych krolowaly ogromne, typu holenderskiego kaflowe piece, a nad tym wszystkim rozciagal sie przepastny strych - nasza dziecieca wyspa skarbow.
W srodku w podworzu byla studnia z reczna pompa - pompowalo sie wode do wiader i trzeba bylo nosic w rekach kilkadziesiat metrow do kuchni albo do pralni. To nalezalo do naszych obowiazkow, jako troche starszych juz chlopcow. Tak samo musielismy robic z weglem, drewnem do palenia , czy suszem roslinnym - ktory skladowalo sie w bunkrze.
Pradu nie bylo, ale doprawdy nie stanowilo to problemu - kuchnia byla kaflowa z fajerkami, a przydzialowe wyroby miesne, maslo, mleko przechowywane byly w wielkich kadziach z lodowata woda czerpana wprost ze studni. Wiele rzeczy wykonywalo sie na miejscu - np. ja z checia krecilem maslo - takiego swiezo zrobionego nigdy nie zapomne - to co w sklepach teraz nosi napis maslo - to raczej przypomina bardziej jakies mydlo ...
Oczywiscie, nie zawsze bylo mleko , na przednowku to tylko kartofle z odrobina tluszczu, buraki, marchew, kapusta - w sezonie arbuzy, bylo tego tyle, ze z przejedzenia gralismy nimi w pilke . no i z wlasnego kurnika jajka - jak byl dobry sezon, to nikomu mie brakowalo, ale byly i gorsze lata - wtedy po jajku raz na tydzien.
Ze dwa kilometry od nas poczatki brala juz pustynia - suche trawy i kamienie.
Wody rowniez nie wolno bylo ciagnac ponad ustalony limit, gdyz mozna bylo szybko studnie zaszlamic i zniszczyc. Ale do picia mielismy zawsze nagotowanej mnostwo zbozowki, a gdy sie szlo do pracy w polu, to w poludnie schodzilo sie na tzw.polzawtrak, do hangarow na wpol w ziemie wkopanych, ktore cien dawaly i tam byla przywozona beczka z podpiwkiem. Chleba zawsze dla wszystkich starczalo, choc nieraz tylko maczany w oleju - no i czaj z samowarow - cos niepowtarzalnego, no i od swieta po brylce cukru.
No i tak sie zylo - ani dobrze, ani zle ... Dla wszystkich obowiazywalo prawo wojskowe, nie mozna bylo poruszac sie gdzie sie chcialo, ale trzeba bylo miec zezwolenia na wyjazd do roznych miejsc. Chociaz i tak po co bylo bez potrzeby gdzeis jechac - do wojska bylo ze 20km, przez pustynie - zadna atrakcja, mnostwo pylu, porazenia oczu, poparzenia skory - najblizsze miasto, ktore cos soba reprezentowalo to ponad 130km. - ogromne przestrzenie i tam gdzie woda - troche pol ze zbozem i bawelna. A drzew z prawdziwego zdarzenia jak na lekarstwo.
No mysle, ze na dzisiaj wystarczy. Zycze milego dnia.
konik
od konika
Jak najserdeczniejsze zyczenia wspanialego przezycia najradosniejszego wydarzenia - Zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa - sklada konik wszystkim forumowiczom. Pogody ducha, pokoju (nie mylic z kuchnia ) i wielu lask Bozych rowniez dla Was i Waszych najblizszych zycze rowniez z calego serca.
Musze teraz siedziec w stajni - dzieki temu moze uda mi sie zachowac moje sianko na sniadanko, bo co jak co - ale kon jedzacy jajka :-P ?
Serdecznie pozdrawiam.
Musze teraz siedziec w stajni - dzieki temu moze uda mi sie zachowac moje sianko na sniadanko, bo co jak co - ale kon jedzacy jajka :-P ?
Serdecznie pozdrawiam.
konik