Świadectwo Konika

Moderator: Marek MRB

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

moje swiadectwo

Post autor: konik » 04-01-11, 18:01

witam serdecznie . mam teraz jakis czas mozliwosc korzystania z kompa dlatego pragne podzielic sie dalszymi dziejami niejakigo konika.poniewaz zaczalem to robic w tym watku, dlatego mysle, ze choc troche ( a moze i bardzo ) jest on nie na temat, to jakos przy bozej pomocy uda sie go tu wcisnac. bylem zolnierzem, dowodca jakiegos tam mniej lub bardziej licznego oddzialu wojsk okupacyjnych, ktore bez zapowiedzi, ale za to bardzo glosno wjechaly sobie ktoregos dnia do pewnego kraju. jednostka, w ktorej sluzylem byla jednostka do zadan specjalnych- bylismy , jak to w zarginie czesto okreslano- janczarami ; nikt z nas nie znal swojej rodziny, wojsko dalo nam dom, utrzymanie i wyksztalcenie- w zamian oczekiwano bezwzglednego posluszenstwa i oddania. janczar to ktos, kto nie ma duszy- dowodca to bog, a rozkaz to wiara. janczar to doskonale wycwiczony robot- liczy sie przedewszystkim wykonanie zadania. ale jako ludzie zdani praktycznie tylko na siebie kazdy z janczarow dla drugiego to jak rodzenstwo- bezwzgledny w walce z wrogiem, wspoldzialajacy z oddzialem do granic poswiecenia . i tak tez bywalo w praktyce. wielcy tego swiata byc moze nawet niezle sie bawili, uzywajac swoich zolnierzy jak figur na szachownicy, a mysmy skaklali jak nam kazano. tak mijal czas, intensywnie wypelniony roznymi atrakcjami- czasem strzelal przeciwnik, czasem my- no, zeby sie nie rozwlekac powiem krotko, ze nikt sie nie nudzil. jako oficer wyksztalcony zostalem w tak ateistycznym duchu, ze doprawdy zadziwia mnie nieraz, do czego ateizm jest zdolny i jakze smieszne sa ( chocby tu na tym forum )gornolotne, dete wypowiedzi tych, ktorzy myslac jacy to sa odkrywczy i odwazni ateistami sie mienia- a w rzeczywistosci do zlobka nawet nie dorosli, tak sa zalosni , smieszni i tragiczni jakas zidiociala tragifarsa w tym swoim pseudo ateizmie. ateizm jest straszny. ale male dzieci o tym nie wiedza. jak dasz malemu dziecku odbezpieczony granat do zabawy, to dziecko bedzie sie nim bawic, tak dlugo, az granat rozerwie na je kawalki... w europie jest takich dzieci cale mnostwo, bo uwierzyly nie w boga , ale w .. odbezpieczony granat. a najlepsze granaty produkuje firma lucyfer, najbardziej profesjonalnie odbezpiecza sierzant diabel, a z najpiekniejszym drwiacym usmiechem do zabawy podaje tata szatan...
konik

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

ciag dalszy

Post autor: konik » 04-01-11, 19:22

dlugo zastanawialem sie , czy moje swiadectwo umieszczac na forum. myslalem - kogo to zainteresuje? moje zycie bylo i jest takie troche ...niecodzienne, nawet myslalem czyby nie spytac hioba o opinie...gdy podjalem juz decyzje, zeby napisac troche o sobie, to tak , jakbym mogl nareszcie uwolnic sie od tego, co tak ciazy- tyle lat niezrozumialy, bez mozliwosci powiedzenia prawdy... moja sluzba daleko, gdzies w obcym kraju- ale przeciez i tak nie mialem domu to ta obca ziemia takim domem powoli zaczela sie stawac, tak wiec sluzylem tam ladnych kilka lat. mijal dzien za dniem, miesiac za miesiacem. mozg zupelnie wyjalowiony, taki typowo ateistyczny gniot w mieszance wojskowego drylu, bardzo niestrawne zestawienie, choc ja trawilem wtedy to niezle, nawet nie wiedzac, ze zamiast trocin stol mam przygotowany od zawsze z najwykwintniejszymi daniami , a i zaproszenie na uczte z wypisanym moim imieniem czeka caly czas gotowe... ktoregos dnia na zwyklym rutynowym patrolu doszlo do dosc ostrej wymiany ognia. regulaminy i praktyka walki w polu okreslaja wyraznie zasady postepowania w takich przypadkach. po skonczonej walce.dokonalismy jak zwykle kontroli przedpola, szukajac min, pulapek, opuszczonych stanowisk ogniowych wroga no i oczywiscie poleglych- moze maja jakies interesujace dokumenty, plany itd.itp. obchodzac moj kawalek terenu natknalem sie w pewnym momencie na lezace cialo wroga- ale bylo z nim cos nie tak- widzialem znajdujace sie za nim kamienie- bylo to tak niecodzinne zjawisko, ze na moment zapomnialem o rutynowych zasadach bezpieczenstwa w kontakcie bezposrednim z przeciwnikiem, nawt jesli wygladal na martwego. podszedlem blizej i wtedy zrozumialem, ze dostal bezposredie trafienie pociskiem zapalajacym- fosfor wypalil ogromna dziure na wylot. ten czlowiek jeszcze zyl, uslyszal mnie i zaczal do mnie mowic tzn. prosil bardzo na allaha, zabij mnie. to byl dla mnie szok. choc to wrog, ale bezbronny- dalem mu pic, z pakietu sanitarnego trzy zastrzyki znieczulajace- to mu przynioslo ulge , bo strasznie cierpial doslownie rzezil z bolu. chwycil mnie jakos tak delikatnie za reke, mowil, ze w raju bedzie dla mnie mial miejsce zaklepane, bylebym go tylko zabil . chcialem go pocieszyc, mowilem ze z tego wyjdzie ale obaj wiedzielismy, ze to tylko klamstwa - jedyne, co go czeka to powolna agonia w meczarniach bez jakiejkolwiek szansy na ratunek i znow blagalna prosba- i tak to trwalo sam nie wiem czy minute, czy pol godziny... on widzial, ze waham sie, zaczal mnie wyzywac, ze tchorz jestem itd. a potem przepraszal- myslal , ze wsciekne sie na niego i wtedy go zastrzele. wiedzialem, ze musze cos zrobic, ale co? kilka razy zadalem pytanie : czy naprawde tego chcesz- i on zawsze odpowiadal: tak, czemu jestes taki glupi, ze o to pytasz a ja caly czas tak musze cierpiec... wtedy wyjalem pistolet i go zastrzelilem... i do tej pory nad tym mysle, co zrobilem- czy to byl akt milosierdzia czy eutanazja??? on i tak musial umrzec, ale jakie ja mam prawo rozporzadzac w taki sposob czyims zyciem??? moze pozniej napisze dalsze losy, na razie mam dosc... co innego strzelac, trafic, zabic kogos kto tez strzela do ciebie... ale w taki sposob? od tego momentu cos we mnie runelo.
konik

koterba
Przyjaciel forum
Posty: 326
Rejestracja: 17-12-10, 21:15
Lokalizacja: Podlasie

Re: moje swiadectwo

Post autor: koterba » 05-01-11, 12:26

dzieki za ciekawe swiadectwo.Mam osobista prosbe- czy moglbys napisac tez o Twoim bytowaniu u zielonoswiatkowcow (tez bylem tam chrzczony) i w jaki sposob dotarles do katolicyzmu (co przekonalo cie)
Pisales (chyba, ze cos pomieszalem), ze masz problemy z pisaniem.Na rynku ukazal sie taki program, moze cie zainteresuje. Czytalem, ze ten rok moze byc przelomowy dla takich programow w jez.polskim.Ponizej daje link

http://allegro.pl/program-do-rozpoznawa ... 14626.html


pozdrawiam

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

pozdr.

Post autor: konik » 05-01-11, 22:30

witam z radoscia ( nawet nie wiedzialem, ze dorobie sie wlasnego tematu. ha, teraz to ja pan ). koterbo- nie wiem czy dobrze odmieniam nicka- wszystko o co pytasz napisze, tylko potrzebuje po kolei ( bo inaczej mi sie tylne nogi z przednimi poplacza ). wpierw mam zamiar ogolnie pokazac , na tle jakim cokolwiek w moim zyciu sie dokonalo, a pozniej pragne naswietlic droge w samym chrzescijanskim moim bytowaniu, m.in. poprzez duchowosc zielonoswiatkowa do katolicyzmu, skladam wyrazy szacunku. ps. jak potrzebujesz cos pilnie to pisz na priva, a ja w miare mozliwosci odpowiem. dziekuje za link- ja mam tu troche inny problem: tu nie jest nic mojego i korzystac moge z czyjejs grzecznosci, nieraz dniami calymi kompa na konskie oczy nie widze. niech bog blogoslawi
konik

Awatar użytkownika
myschonok
Przyjaciel forum
Posty: 957
Rejestracja: 15-02-10, 00:29
Lokalizacja: Miedzy Erkelenz a Hückelhoven

Re: moje swiadectwo

Post autor: myschonok » 06-01-11, 14:46

Koniku- pisz dalsze losy, nie wymiguj sie.
Damy siana- jak sie ladnie.....eeee...tego...no..sPISZESZ :mrgreen:
Czlowiek w czlowieku umiera, gdy zlo czynione- nie boli- a dobro- nie raduje....

Awatar użytkownika
yaro21
Przyjaciel forum
Posty: 141
Rejestracja: 07-08-10, 19:22
Lokalizacja: Skoczów

Re: moje swiadectwo

Post autor: yaro21 » 06-01-11, 21:09

Witaj Koniku.
Przyznam, że początek Twojego świadectwa wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Zaczyna się jak jakaś powieść sensacyjna. Również czekam na więcej z niecierpliwością, ale nie ponaglam, bo wiem, że to może być dla Ciebie trudne. Może się mylę, ale mam wrażenie, że czasami dopada Cię poczucie braku przebaczenia samemu sobie, a to bardzo często rodzi wątpliwości, czy Pan Jezus nam przebaczył. Może oceniam za bardzo patrząc przez pryzmat swojego życia, ale i tak pomodlę się za Ciebie, byś nie zwątpił w Miłosierdzie Boże.
Pozdrawiam.
Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1Kor 9, 16)

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11191
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: moje swiadectwo

Post autor: hiob » 06-01-11, 23:53

Ja także z niecierpliwością oczekuję na ciąg dalszy. Przepraszam, że Ci wskakujemy w temat. Jak skończysz świadectwo może jakoś poprzenoszę te wszystkie wpisy na początek, by nasze uwagi nie przeszkadzały tutaj.

Zapewniam o modlitwie i dziękuję za to, czym się do tej pory podzieliłeś.

Nawiasem mówiąc zastanawia mnie to Neunkirchen. Czy to miasteczko w Austrii? Nazwa pewnie dość popularna w niemieckojęzycznym świecie, ale ja przed przylotem do USA mieszkałem kilka miesięcy niedaleko Neunkirchen, a konkretnie w Grimmenstein.

Ale już nie przerywam więcej i czekam na ciąg dalszy.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

ODP.

Post autor: konik » 07-01-11, 16:36

bardzo dziekuje wszystkim za mile przyjecie konika do forumowej stajni. myszonok - i sianem nie pogardze, a moze i jakas kostka cukru by sie znalazla? w ostatecznosci moze byc suchy chleb dla konia...pozdrawiam cie serdecznie i odpisze, ale wpierw tutaj moze cos kopytem wykrzesze. hiobie - jak widac i nasze drogi grzies tam kiedys w realu sie krzyzowaly- tak, to jest to neunkirchen w dolnej austrii- w grimminstein na drodze pomiedzy aspang i wnr. neustadt o maly konski wlos mialbym miejsce w stajni...w swoim czasie krotko bylem w okolicach san diego w pol. kalifornii, a wiec jak na warunki amerykanskie to bylismy sasiadami. no popatrz hiobie, ze do stada twoich owieczek dolaczy jeszcze jeden parzystokopytny...ihaha. tak masz racje yaro21- dopada mnie czasem takie poczucie jakby odrzucenia z powodu nieprzebaczenia, ale tu na tym forum odnajduje wsparcie na duchu... jednoczesnie pragne przeprosic wszystkich , jesli czasem w jakims temacie sie po konsku zagalopowalem, no ale w kawalerii sluzba nie druzba to i jak przychodzi co do czego, to iskry ida , az milo ( hm- moze dla kogos milo, a dla kogos niemilo ) dlatego jeszcze raz przepraszam. niech bog blogoslawi
konik

marynia555
Przyjaciel forum
Posty: 149
Rejestracja: 23-02-10, 21:13
Lokalizacja: Polska

Re: ODP.

Post autor: marynia555 » 07-01-11, 17:01

konik pisze: bog blogoslawi

no i zagalopowales sie :) , ale niech Ci Pan Bog blogoslawi jako i nam
O mój Jezu, Ty powiedziałeś: "Zaprawdę powiadam wam: o cokolwiek prosić będziecie Ojca w imię Moje, da wam", wysłuchaj mnie, gdyż proszę Ojca w imię Twoje o łaskę...

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

dalej o koniu

Post autor: konik » 07-01-11, 18:42

od momentu, w ktorym stanalem twarza w twarz z czynem dokonanym przezemnie na prosbe czlowieka we wrogim mundurze, ktory wtedy tak naprawde przestal byc wrogiem, a stal sie kims w jakis sposob bliskim, nie potrafilem przestac o tym myslec... co zrobilem i jakie mialem do tego prawo? czy ktos moze zrozumiec jaki to bol, kiedy ulegamy np. poparzeniu, jesli samemu sie nie poparzymy? mozemy duzo uczyc sie i czytac o takim bolu , mozemy byc specjalistami najwyzszych lotow w teorii, a nigdy nie wiedziec, nigdy nie odczuc czym jest taki bol w rzeczywistosci... nie wiem , czy pisze do konca zrozumiale, ale trudno wyrazic mi uczucia, tkwiace we mnie gdy o tym wspominam. moze dlatego czuje, ze w postawie rygorystycznego trzymania sie pewnych zasad czy przepisow tkwi nieraz jakby zaprzeczenie esencji chocby przeslania bozego dla kazdego z nas, cos co zamiast otwierac na boga tak wlasnie jakby zamyka na niego. stad tyle sporow moim zdaniem wsrod chrzescijan, ktorzy pragna poznac, zamiast uwierzyc, gdy chcemy wciaz instruowac i pouczac- zamiast wspolodczuwac, zamiast po prostu byc obecnym przy kims , dla kogos, oddac swoj czas...tak jak maryja pod krzyzem- jakiez to wymowne zawierzenie bogu, tysiackroc bardziej swiadczace o sercu, o milosci niz chocby najbardziej skrupulatna wiernosc literze pisma sw. widze, ze rozpisalem sie troche nie na temat, ale sadze, ze wlasnie tak zaczalem jako duchowo wyjalowiony zolnierz tam, w dalekim kraju, na sluzbie w niewlasciwej sprawie - myslec i odczuwac. zewnetrznie wykonywalem jak najlepiej potrafilem armijne zadania, lecz w srodku az sie gotowalo od pytan, na ktore brakowalo odpowiedzi, az zaczelo to budzic jakis niewyrazony sprzeciw wobec wszystkiego, co bylo wokolo, jakas nieutulona tesknote za czyms , czego nie rozumialem a juz w jakis sposob odczuwalem...oj, musze niestety teraz konczyc, ale zaczne dalej o tym pisac, gdy tylko bede miel znow mozliwosc. konik
konik

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

konik galopuje i moze kiedys dogalopuje

Post autor: konik » 07-01-11, 22:47

od tej chwili tak bardzo przelomowj w moim zyciu, a dotyczy to szczegolnie tego powolnego otwierania sie wewnetrznego na ducha, ktory byl totalnym zaprzeczeniem wszystkiego tego, czego nauczono mnie na uczelniach , pozostawalem w sluzbie jeszcze prawie trzy lata. w miedzyczasie dotknelo mnie kilka ciekawych zdarzen. mam swiadomosc tego, ze opisuje rzeczy , ktore moga byc trudne do zweryfikowania; na domiar tego sa one naswietlone w dosyc subiektywnych barwach i byc moze ktos z zewnatrz odbierze przeslanie tych moich wypocin w sposob calkowicie przeciwny faktycznej tresci zawartej w tymze przekazie...trudno, nic na to nie poradze. tak po konsku rzecz biorac wracam do wspomnien i ...jest w kazdej armii zabukowany zolnierz, ktory jesli dziala w strukturach okreslonego pododdzialu i wykonuje zadania scisle zwiozane z potrzebami taktycznymi na danym odcinku podporzadkowania- to takiego zolnierza zwie sie strzelcem wyborowym. uzbrojenie tego wojaka to precyzyjny karabinek strzelecki, najczesciej samopowtarzalny o skutecznej donosnosci celu w zakresie 300-600m. taki zolnierz np. na szczeblu kompanii wykonuje polecenia dowodcy tejze kompanii np. likwidujac stanowiska obslugi ckm przeciwnika w celu uwolnienia przedpola spod ostrzalu. zolnierz ten nigdy nie dziala samodzielnie, ma pomocnika obserwatora ( lub kilku ) w zaleznosci od potrzeb i kazde jego posuniecie jest zalezne od dzialan taktycznych calego oddziali. ale oprocz strzelca wyb. w strukturach armii egzystuje tzw. robin chood- czyli snajper. snajper jest sam dla siebie wodzem: on okresla zadania do wykonania i samodzielnie je realizuje. wyposazenie taqkiego zolnierza to taki rolls-royce-mundur maskujacy ze specjalnych tkanin, niewykrywalny dla psa i niewidoczny w noktowizorze. specjalnie dobierane karabinki o nzroznicowanych kalibrach. reczne stacje namiarowe laserowe i radiolokacyjne- same tylko optyczne przrzady celownicze na standartowej szynie potrafia kosztowac do 30-40tysiecy$ , skuteczne oddanie strzalu na dystansie ok. 1,5 km to norma, czesto nawet powyzej dwoch km... ulubionym celem dla strzelca wyb. i snajpera pozostaje zawsze na linii walki oficer-dowodca przeciwnika. poniewaz nawet najbogatsze armie nie sa w stanie wyszkolic i calych formacji snajperskich, ciezar likwidacji dowodcow i oficerow spada na strzelcow wyb. wciagu kilku lat sluzby w warunkach wojennych oficerowie ( co dotyczy rowniez i tego z konskim lbem, co siedi teraz przed klawiatura ) wypracowali mniej lub bardziej skuteczne metody kamuflazu na lini ognia , dzieki temu rozpoznanie przez wrogigo strzelca/snajpera dowodcy do likwidacji stalo sie bardzo utrudnione, co nie znaczy wcale, ze bylo niemozliwe. przeciwnik rowniez wypracowywal metody rozpoznawania i wciaz je ulepszal. i tak swoista gra w kolko i krzyzyk trwala na okraglo- kto zaliczyl kolko to i jakis medal czasem mu przywieszali, a kto zaliczyl krzyzyk .no to transport w worku gratis do maqcierzystego garnizonu. reguly dzialania w strefie ogniowj przewidywaly dla kazdego dowodcy pododdzialu liniowego regularne inspekcyjne patrole. z biegiem czasu staly sie one rutyna. jesli obserwacja wykazala tzw. namiar zero, oznaczalo to, ze w poblizu nie ma weoga i mozna sie zatrzymac, cos przekasic, naniesc na mapie nowe dane itd. na jednym z patroli, bardzo nudnym wciaz mielismy namiar zero, az w koncu zarzadzilem postoj. w transporteze nawet w zimne dni bywa bardzo duszno, dlatego co poniektorzy mogli zobaczyc konska glowe wychylajaca sie z luku i spozierajaca ciekawie na swiat . no i coz ten konski leb przyuwazyl? cos co opisac jest bardzo trudno. kula przeznaczona dla mnie chybila o jakies 30cm. ale loskot byl lepszy niz efekty na hollywoodzkich filmach. ten typ strzalu znalem - to byl karabinek strzelca wyb. ale tuz potem zobaczylem na wprost oczu cos dziwnego- opalizowalo teczowo i wygladalo jak gesta chmura mknaca w moja strone. bylo to tak zaskakujace, ze zupelnie zglupialem. i -kto chce, niech wierzy- jakas silna jakby dlon ( ale nikogom przeciez przy mnie nie bylo ) w ulamku sekundy tak mna przycisnela zupelnie bez udzialu mojej woli i swiadomosci, ze uslyszalem w jednej chwili jakby stukot kolatki a potem szum powodowany przez kule doslownie ocierajaca sie o glowe i syk rozprezajacych sie gazow, przez ktore kula mussi sie przciskac w powietrzu. ti byl snajper. zaczaili sie razem ze strzelcem i doskonale zorganizowali zasadzke. o wlos , a zostalbym udekorowany krzyzem wiecznosci...wierze , ze zainterweniowal moj aniol, gdyz po ludzku bylo niemozliwe aby wyjsc z tego calo. moi zolnierze tylko geby pootwierali ze zdziwienia , ze kon jest caly i zdrowy. niektorz z nich, chociaz sie z tym ukrywali ( z wiadomych powodow ) byli ludzmi wierzacymi i to oni wlasnie jako pierwsi po trochu wyjasnili mi kilka rzeczy o bogu, swiecie duchowym. byli to prawoslawni ormianie i im jestem wdzieczny, ze moglem troche tego piekna wiary zakosztowac. na tym dzis koncze pozdrawiam wszystkich- konik jeszcze zywy
konik

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

konik w galopie ciag dalszy

Post autor: konik » 09-01-11, 15:54

ha. dzisiaj mam niedzielnego farta, bo i kompik w moich rekach i strategiczna pozycja przy klawikordzie zajeta...wracajac do zdarzen z przed wielu lat-ludzie , ktorzy przebywaja dlugi czas ze soba, o ile potrafia nie myslec tylko o wlasnych muchach w prywatnym nosie po jakims czasie zzywaja sie, grupa cementuje sie , wspiera nawzajem , po wstepnym obwachaniu nabiera czlowiek zaufania, wie kto w czym mocny, a kto w czym slaby...razem przezywane radosci i smutki, wspolnie zajecia, zblizaja zblizaja bardziej niz nawet najwieksze , gornolotne deklaracje. to samo dotyczy kazdej grupy w wojsku. wsrod moich zolnierzy darzony bylem szacunkiem i sam wzgledem nich go okazywalem. miesiace trudow i niebezpieczenstw scalily nas . bylismy jak palce jednej dloni, nie bylo wazniejszych i tych mniej waznych. zycie kazdego bylo jednakowo warte i cenione rownie wysoko. dlatego tez nastepnego dnia po patrolu, na ktorym o maly wlos , a stalbym sie materialem na konskie kielbasy, kilku z moich ludzi zaufalo i otworzyli sie ze swoja wiara. nie mielismy biblii (bo i jak ), tylko mocno sfatygowana ksiazeczke ceremonialow prawoslawnych ( po ormiansku- tak, ze wszystko musieli mi tlumaczyc na konska mowe- pismo podobne troche do hinduskiego ). oni nauczyli mnie pierwszych pojec o bogu, ze jest trojca ( jeden w trojgu ), o matce bozej, ze zasnela i jest i byla nienaruszona, czyli panna. katolicy mowia o wniebowzieciu, tu sa pewne roznice doktrynalne, ale to byl moj poczatek w wierze. zaciekawila mnie bardzo ( nie przyjeta przez kosciol katolicki ) doktryna o nazwie "apokatastaza"- otoz mowi ona, ze przy koncu wszystkiego nawet lucyfer bedzie mial szanse zbawienia, o ile przyjmie jeszcze raz podane milosierdzie boze. musze powiedziec, ze bardzo wlasnie ta nauka mnie osobiscie podbudowala- bo jesli i lucyfer, to i ja z calym ciazacym na mnie przeklenstwem grzechu. nieraz w wolnych chwilach, w bezpiecznym miejscu prowadzilismy rozmowy, nauczylem sie modlitwy ojcze nasz, zdrowas mario z dodatkiem o rownej apostolom- to byl wspanialy czas: bylem tym wszystkim niesamowicie zachwycony , to byl czas, gdy bylem w stanie wszystko oddac oprocz tej nowej dla mnie wiary. choc na zewnatrz nie mozna bylo okazywac, ze uwierzylo sie w chrystusa, gdyz bylo to niebezpieczne, to w srodku az caly chodzilem z radosci i calu zanurzony w jakiejs euforii, prawie ze chcialem o bogu krzyczec, az mitygowali mnie wierzacy podwladni. o chrzcie moglem tylko pomarzyc, bo i nie ma jak i nie ma gdzie, a ludzi narazac nie moglem...jakby w glownym sztabie tylko cien podejrzenia o jakies niecne praktyki z opium dla ludu to od razu wycieczka gratis daleko, daleko bez biletu powrotnego. i tak to trwalo, az nastal czas , w krorym nasz oddzial wydany zostal na trudna probe. ta proba byla koncem mojej kaeiery wojskowej, ale o tym to napisze w nastepnym poscie, bo juz konia batem przywoluja do zaprzegu, a kompa znowu rekwiruja. no coz , do nastepnego pisania...prrrr
konik

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

konik idzie do cywila

Post autor: konik » 11-01-11, 09:37

W kazdej armii jednym z glownych dzialan jest zapewnienie sobie bezpieczenstwa na wydzielonym odcinku zadan. Polega to zwykle na patrolach oraz kontroli ludnosci cywilnej , a takze podporzadkowaniu miejscowej gospodarki potrzebom wojennym. Najczesciej nie rodzi to wiekszych problemow, w interesie kazdej ze stron lezy jak najdalej idaca normalizacja , choc oczywiscie zdarzaja sie rowniez mniej lub bardziej czeste incydenty zbrojne. Po kilku nastepujacych po sobie potyczkach , noszacych wyraznie wszelkie cechy ograniczonej ofensywy przeciwnika, wyzsze szarze zarzadzily dzialania pacyfikacyjne w regionie. Ze strony okupanta moga one przybierac rozny harakter , jest to forma nacisku i represji np. wobec ludnosci cywilnej, ktora wspoldziala chocby z dywersantami, jednak zawsze do tej pory konczylo sie to aresztowaniami najbardziej aktywnych w celu uniemozliwienia akcji zbrojnych na zapleczu. Ogolnie ludnosc miejscowa bardziej bala sie swoich fanatycznych islamistow ( ktorzy byli nawet niezbyt tolerowani przez regularne bojowki armii afganskiej generala Massuda, czlowieka madrego, swiatlego, zrownowazonego polityka- szkoda, ze ekstremisci islamscy zamordowali go pozniej w Paryzu, bo nie pasowal do al-quaidowskiej koncepcji terroru ) niz nas , Co wiecej nieraz autochtoni prosili nasze dowodctwo o ochrone. Odpowiednie rozkazy zostaly wydane i ruszylismy na wyznaczone miejsca. W zwyczaju dowodztwa bylo okreslanie szczegolowych instrukcji tuz przed przystapieniem do akcji. Zawsze dotad otrzymane dyspozycje przybywaly przez kuriera w specjalnych kopertach, tym razem jednak doznalem zaskoczenia :instrukcje zostaly podane slownie, przez oficera oddzialu zandarmerii, ktory choc nizszy szarza na czas trwania akcji mianowany zostal moim przelozonym ( mial na to odpowiednie papiery ze sztabu ). Taka forma podporzadkowania nie byla mi nieznana i nie to wzbudzilo moj sprzeciw... moj wewnetrzny opor wzbudzil harakter tejze misji. Akcja byla klasycznym odwetem na ludnosci cywilnej - odwet , czyli eksterminacja- czyli rizstrzeliwanie kazdego napotkanego. dzieci, kobiety, starszych na miejscu wbrew wszelkim normom - tych, z ktorymi zdazylismy sie juz nawet zaznajomic i tych zupelnie nieznanych... tego w sumieniu zniesc nie moglem. Jedyne co jeszcze moglem zrobic to wydac takie rozkazy mojej jednostce, ktore zablokowalyby mozliwosc wszelkich dzialan likwidacyjnych na cywilach. Gdybym w pelni mial swiadomosc, co moze za to grozic - ale wowczas ani o tym nie myslalem , ani nie chcialem myslec. Jak zaplanowalem, tak i zrobilem ( moze kiedys to w szczegolach opisze ). Polegalo to na wielogodzinnej blokadzie z uzyciem broni calego korpusu zandarmerii, a zyskany w ten sposob czas moglismy wykorzystac do pelnej ewakuacji kilkuset ludzi na teren przeciwnika. Wrog w tym czasie rowniez wstrzymal wszelkie dzialania, zawarlismy taki maly , niepisany rozejm - nawet zdarzala sie pomoc z ich strony - i dzieki temu do masakry nie doszlo. Ja bedac dowodca przyjalem na siebie cala odpowiedzialnosc...Odpowiedz ze strony przelozonych nastapila blyskawicznie - juz nastepnego dnia nikt konika nie ujrzal, bo konik wyjechal na wakacje - atrakcji bylo co niemiara - np. wylamywanie palcow , jednego kawalek nawet ucieli, widocznie chcieli sprawdzic, czy konik rowniez posiada zdolnosci wokalno-artystyczne, bo glos wydobywalem wtedy z siebie wiecej niz operowy...no , ale moze to juz w nastepnej czesci. Przepraszam, ze tak sie rozpisalem , ale to tkwi tak gleboko w glowie...no coz kon ma duzy leb. to i duzo w nim sie zmiesci...Pozdrawiam i zycze bozego blogoslawienstwa.
konik

Ada
Przyjaciel forum
Posty: 1066
Rejestracja: 06-09-10, 15:20
Lokalizacja: Radom

Re: moje swiadectwo

Post autor: Ada » 11-01-11, 10:48

Twoje świadectwo czyta się jak "kawałek życia Chrystusa ze swoimi świętymi". Bardzo celne i budujące refleksje. ...I zapiera dech w piersiach...

Czas Twojego wojska to czas komunistyczny?... czy teraz nie wolno wojskowym wierzyć w Boga?
"Starajcie się wpierw o Królestwo Boże, a wszystko inne będzie wam dane"

Ada

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

halo

Post autor: konik » 11-01-11, 13:54

Witaj Ado. pisze o prehistorycznych czasach komuny, tak na konskie oko jakies 30 lat temu. Milosciwie panowal nam wtedy jedyny "zbawca" swiata ( w tym konia rowniez ) jego nadludzkosc Leoniek I , dzieki ktoremu to mnostwo wartosciowych ludzi otrzymalo w pakiecie promocyjnym przyspieszone awanse do nieba z orderami Krzyza Wiecznosci. Niech Milosierdzie Boze bedzie nam wszystkim dane.
Ps. dziekuje naszemuz moderatorowi za kilka cennych wskazowek, dzieki ktorym konik z pisania na klawikordzie przeszedl do klasy wyzszej ( choc caly czas w uczelni nizszej ) ...ihaha
konik

ODPOWIEDZ