Świadectwo Agnes Antchor

Moderator: Marek MRB

Agnes Antchor
Przyjaciel forum
Posty: 4
Rejestracja: 29-08-15, 01:14
Lokalizacja: Polska

Świadectwo Agnes Antchor

Post autor: Agnes Antchor » 29-08-15, 17:44

Przez pewien czas zastanawiałam się nad moim świadectwem, przyjaźni z Bogiem. Kiedy zaczęłam opowiadać moim przyjaciółkom o tym jaka byłam przed Bierzmowaniem po prostu nie chciały mi uwierzyć. Nie jestem idealna. Dokładnie obserwuję świat i dokonania człowieka. Martwię się tym, że nie zdołam na czas uratować chociaż kilka istnień przed Sądem Ostatecznym.

Bierzmowanie - odrodzenie pięknej istoty

Rok wiary. Trwają ostatnie przygotowania do przyjęcia Sakramentu Bierzmowania. Jak nigdy nic zaczęłam uczęszczać regularnie do kościoła na Msze Święte, roraty, rekolekcje. Im bardziej stanęłam w wirze przygotowań tym bardziej byłam szczęśliwsza. Pozostało mi tylko jedno, wybór trzeciego imienia. Na początku pragnęłam przyjąć imię Matki Teresy z Kalkuty, mojej imienniczki, którą bardzo kochałam. Kiedy nadszedł czas, na spotkaniu organizacyjnym wikariusz zapisywał wybrane przez nas imiona. Oznajmiłam mu, że przybieram imię Teresa. Na moje wielkie zdziwienie zapytał mnie kto będzie moim patronem Teresa mała czy duża? (św. Teresa od Dzieciątka Jezus czy z Ávili,) Nie odpowiedziałam. Po spotkaniu wróciłam w kiepskim nastroju do domu. Byłam zła na siebie, że nie obroniłam mojej ulubionej mentorki. Tak mało kto o niej pamięta. Mój kiepski nastrój trwał dość długo, aż do czasu gdy na lekcji religii podczas oglądanego przez moją klasę filmu ujrzałam w ekranie obraz pt. ,,Jezu, ufam Tobie'' i modlącą się s. Faustynę Kolwalską i uświadomiłam sobie jak ja bardzo Kocham Boga! Wtedy przypomniałam sobie początki mojej wiary.

Osoba, której zawdzięczam całe moje życie.

W 2000 roku nastała moja walka o życie. Czteroletnie dziecko przywiezione do szpitala z powodu głupiego przeziębienia, które jak się okazało przerodziło się w guza perlistego. Bez skomplikowanej operacji nie było szans na przeżycie. Dane mi było kilka dni życia. Sala operacyjna, malutka dziewczynka leży uśpiona na stole. Docierają tylko bezgłośne błagania babci o uzdrowienie wnuczki. Modlitwy przyniosły oczekiwany rezultat. Jednak się obudziłam już podczas zszywania. Dane było mi żyć. Tylko jeszcze kilkanaście dni stałej obserwacji i mogłam wrócić do domu. Pamiętam z tamtych chwil tylko wtuloną twarz babuni w moje maleńkie ciałko i nuconą przez nią pieśń ,,Wisi na krzyżu''.
Mimo kolejnego nawrotu choroby żyję nadal. Pamiętam pierwsze modlitwy recytowane wraz z babcią. Zasiała we mnie nasionko Prawdy. Jednak wszystko zmieniło się na pewien czas. Nadszedł czas przygotowań do Pierwszej Komunii Świętej lecz bez ukochanej mi osoby. Leontyna, kobieta, której zawdzięczam wszystkie nauki o Bogu i ukazanie miłości do bliźniego zmarła rok wcześniej. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Przez wiele, wiele lat nie uczęszczałam na Msze Święte nie interesowało mnie życie w wierze. Tylko starałam modlić się co dziennie tak jak nauczyła mnie babcia.

Nawrócenie
W siostrze Faustynie ujrzałam coś znajomego. Przypomniała mi się pewna osoba, którą bardzo kochałam. Miałam dość życia dla kłamstwa, które dawało grzech. Chciałam się przemienić.

Moja przemiana nastąpiła z otrzymaniem imienia św. Faustyny Kowalskiej lecz w tym momencie przyrzekłam sobie, że będę też czyniła dobro jak siostra Teresa z Kalkuty.

Dary Ducha Świętego czynią cuda!

W moim nowym życiu miałam i mam nadal wiele wzlotów i upadków ale nie poddaję się bo wiem dla kogo poświęciłam życie. BOGU!

Chociaż trudno mi wyznawać wiarę w dzisiejszych czasach (problem z rodziną i znajomymi) ale staram się ze wszystkich sił aby ich też uratować od zguby.

Kilkanaście dni temu odwiedziłam rodzinne strony mojej babci na Białorusi i kogokolwiek tam spotkałam to mówił, że bardzo przypominam Lilę.

ODPOWIEDZ