Moje nawrócenie zaczęło się jakieś 1,5 lub 2 lata temu. Trudno jest mi określić "sztywno" dokładną datę bo patrząc z perspektywy czasu uważam że nawrócenie to nie jest jednorazowy akt lecz proces który trwa do końca życia. Przez 38 lat swojego życia żyłem tak, jakby Boga nie było. Może nawet gorzej, bo wierzyłem że On jest ale było mi to obojętne. Jestem ochrzczony w Kościele Katolickim, przyjąłem sakramenty bierzmowania i małżeństwa. Czasem chodziłem do kościoła (choć rzadko) w zasadzie nie wiem po co. Pewnie dla uspokojenia sumienia które być może cicho bo cicho, ale dawało znać o sobie.
Generalnie uważałem siebie za w sumie przeciętnego człowieka trochę dobrego, trochę złego. Wiedziałem że zrobiłem dużo zła w życiu ponieważ sumienie skutecznie nie dawało mi o kilku rzeczach zapomnieć, ale nie było to jakieś mocno uporczywe więc nie przejmowałem się zbytnio. Jednakże w moim życiu zaczęły się dziać rzeczy które były dla mnie trudne do wytłumaczenia. Zaczęło się od tego że którejś nocy obudziłem się bo "coś" siedziało na mnie i czułem ręce na gardle które mnie dusiły. Oczywiście byłem sam w pokoju. Nie mogłem się poruszyć, nie mogłem krzyczeć. Pierwsza myśl jak mi przyszła do głowy to modlitwa "Ojcze nasz" Zacząłem ją odmawiać w głowie bo to właściwie była jedyna rzecz którą mogłem w tamtej chwili zrobić. Zaraz wszystko ustało. Rano chciałem sobie jakoś to ułożyć w głowie ale nakarmiony filmami typu horror, wytłumaczyłem sobie że to był jakiś zły duch, z tym że nie mam na myśli szatana tylko jakoś tak bezosobowo. Czyli tak jak przedstawia to większość horrorów niestety. Teraz widzę jakie są tego owoce. Chociaż może po prostu to ja nie chciałem przyjąć prawdy, jaka jest. Nie wiem. W każdym bądź razie przeszedłem nad tym do porządku dziennego i niczego to w moim życiu nie zmieniło. Minęło trochę lat, i zaczęły się problemy z pójściem do kościoła. I tak chodziłem tam "okazyjnie" ale i te rzadkie chwile w których tam byłem nie były łatwe. Po prostu nie mogłem wytrzymać na mszy, miałem straszne bluźnierstwa w głowie, a moment Przeistoczenia to już była prawdziwa maskara. Do tego dochodził silny ból kręgosłupa, także czasem nie wytrzymywałem nawet tej godziny w kościele i wychodziłem wcześniej. Do tego miałem często poczucie obecności czegoś złego obok siebie, zdarzało mi się że ja, dorosły mężczyzna ze strachu wiałem z piwnicy jak małe dziecko. Ale to poczucie obecności tego jakby osobowego zła za moimi plecami było tak silne że dosłownie włosy stawały mi dęba. Do tego jeżeli gdziekolwiek zobaczyłem krzyż natychmiast pojawiały się bluźniercze myśli. Zaczęły mnie również nachodzić myśli żeby zrobić krzywdę mojej małej córeczce. Nie było to coś nad czym nie mogłem zapanować, to były po prostu myśli, ale dla kogoś kto ma dzieci jest chyba jasne że jest to coś okropnego. To wszystko narastało stopniowo aż w końcu wiedziałem że jeżeli czegoś nie zrobię to w końcu źle się to skończy.
Któregoś dnia podczas przeglądania internetu natknąłem się (chciałoby się powiedzieć przypadkowo, ale wiem że to nie był przypadek)na nagranie konferencji ks. Piotra Glasa-egzorcysty który mówił tym w jaki sposób działa szatan i jak z nim walczyć. I to było to

Siedziałem do późnej nocy słuchając wielu konferencji tego księdza jakie tylko mogłem znaleźć w internecie. Powziąłem decyzję o pójściu do spowiedzi. Nigdy lub prawie nigdy nie spowiadałem się wcześniej szczerze, raczej było to odbębnienie bo spowiedź była potrzebna przed ślubem czy przed innym sakramentem. Próbowałem się również modlić ale co tu dużo mówić, nie było lekko. To co się działo we mnie kiedy zaczynałem się modlić trudno jest opisać. Poszedłem do spowiedzi ale niestety znów nie powiedziałem o wszystkim. Minęło kilka miesięcy kiedy próbowałem coś zmienić w swoim życiu, zacząłem zrzucać na telefon a potem słuchać różnych kazań, konferencji, rekolekcji. Każdego dnia po 10 godzin. Co zresztą pozostało mi do dzisiaj. Zacząłem również czytać Pismo Święte, bez rozważania. Po prostu jak książkę. W tym czasie postanowiłem również rozpocząć radykalną walkę z grzechem. Z myślą o szczerej spowiedzi zapisałem sobie wszystkie swoje grzechy, jakie tylko pamiętałem. Postanowiłem również usunąć wszystkie "lewe" filmy i programy jakie miałem w laptopie. Do dziś pamiętam ten głos w głowie kiedy najechałem wskaźnikiem myszy na plik z kradzionym filmem pojawiał się w mojej głowie głos KRADZIONE ! I tak plik po pliku wyleciało wszystko co było kradzione z mojego komputera. Oczywiście poszedłem do spowiedzi raz jeszcze chociaż miałem odczucie że Bóg mi wybaczył te moje grzechy już wtedy kiedy pisałem je na tej kartce (choć teraz wiem że zrobił to nawet zanim zgrzeszyłem)ale wiedziałem też że mimo to muszę pójść do tej spowiedzi. Od tego momentu moje życie zaczęło się zmieniać na lepsze, Pan Bóg zabrał mi moje nałogi, praktycznie przestałem kłamać, choć wcześniej byłem patologicznym kłamcą. Przynajmniej myślę, że nie robię tego w jakiś zaplanowany sposób. Zdarza mi się czasem uświadomić sobie po fakcie że chyba coś trochę ubarwiłem w jakiejś rozmowie ale nie jest to zbyt częste. Oczywiście nie stałem się bezgrzeszny ale wiem gdzie teraz iść po pomoc kiedy upadnę. Bóg często dawał mi dowody swojego istnienia, czułem się jakbym się narodził na nowo ( i tak było
