Świadectwo Agaty

Moderator: Marek MRB

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Świadectwo Agaty

Post autor: hiob » 28-10-07, 11:43




</h2>
<br>
<h1>Świadectwo Agaty</h1>
Przedstawione tu świadectwo Agaty jest pod wieloma względami tragiczne i smutne. Jej droga jest trudna i wcale się jeszcze nie skończyła. Jednak widać z jaką determinacją podnosi się ona ze swych upadków i jak pragnie się zbliżyć do Pana. Ten głos Boga nigdy nie zamilkł w jej sercu i ona nigdy nie przestała odpowiadać na Jego wołanie. Wytrwaj, Agato, ja na pewno będę Cię wspomagał swoimi modlitwami. hiob.<font color=purple>
Świadectwo Agaty</center> <br><br>
"Moja droga do Pana była okrężna , powiedzmy sobie szczerze, że aż nazbyt...hm a początki... cóż...trudno je znaleźć i ściśle określić... powiem tak, Pan czuwał nade mną od samego początku. Przyszłam na świat jako trzecie, a drugie żyjące, dziecko moich rodziców.

Urodziłam się wcześniej i inkubator utrzymała mnie przy życiu... a może nie tylko on... ;-)... rodzice mnie ochrzcili i odtąd byłam Agatą Martą... dla społeczeństwa... a kiedy spotkałam się z Panem na tyle blisko że mogłam go odczuć? Hmm pewnego popołudnia wybrałam się z mama do miasta, miałam 4,5 roku, utknęłam przy wystawie z zabawkami, a mama poszła do sklepu, nie mogłam jej później znaleźć i przebiegłam ulice... kiedy wracałam usłyszałam klakson stara... zamurowało mnie... stanęłam w miejscu... nikt z przechodniów nie ruszył się z miejsca...a samochód nadjeżdżał...tylko mama zdążyła mnie ściągnąć na czas z ulicy.... i tu czuwał Pan ;-)...

Przez następne ileś lat było w miarę spokojnie, przystąpiłam do pierwszej Komunii Św. Ale to wydarzenie nie odbiło się jakoś szczególnie silnie w moim sercu... może nie byłam na to odpowiednio przygotowana... owszem chodziłam i z mama i z dziećmi na Msze, ale nikt mi jej nie wytłumaczył na tyle żebym ją pojęła...Mój ojciec był alkoholikiem, we mnie zagościła nienawiść do niego... życzyłam mu z całego serca śmierci, za każdym razem kiedy wracał podpity do domu i kiedy się awanturował...aczkolwiek nie było żądnych scen bicia w rodzinie...,

W tym samym czasie siostra wyszła za mąż za innowiercę, urodziła dziecko, które omal nie umarło, i wtedy też tylko dzięki gorącym i ufnym modlitwom mała przeżyła, a fakt, że jej ojciec nie zezwalał na przetoczenie małej krwi, choć tylko to mogło uratować 2-tygodniowe maleństwo, uświadomił nam wszystkim jak mało go obchodzi jej życie...i tu też czuwał Pan ;-) zostałam matką chrzestną...

Jakiś rok później, (teraz mi się fakty zaczynają plątać bo oto najgorszy etap mojego życia ;-p ) miałam około 14, 15 lat, zaczęłam interesować się parapsychologią i ezoteryką... oj ciężkie były to czasy, a zły czuwał... z wyróżniającej się uczennicy stałam się przeciętną, miałam swój świat wierzeń i wyobrażeń, do którego nie wpuszczałam rodziny, czułam się odosobniona, a z drugiej strony szukałam wsparcia wśród rówieśników...trzeba dodać, że nie miałam przyjaciół...żadnych...Telepatia i podróże astralne właściwie nie miały przede mną tajemnic...wydawało mi się, że jestem szczęśliwa, nawet wtedy kiedy inni się ode mnie odsunęli....nie zauważałam tego... ważny był mój świat...

Zmieniłam szkołę, poznałam nowych ludzi, poznałam Adę i Magdę...postawiły mnie na nogi, ale ja nadal się pogrążałam...kilka razy usiłowałam popełnić samobójstwo, brałam leki uspokajające, ale w zwiększonych mocno dawkach. Tu też czuwał Pan ;-)... Kolejna próba nieudana spowodowała, że Ada wjechała mi na ambicję i pokazała w dobitny sposób jak wielką egoistką jestem...Obie słuchałyśmy Doorsów i Nirvany, nie ma hm lepszego połączenia... zaczęłam się ciąć...powiedzmy, że to był sposób na rozładowanie agresji...zaczęłam pisać wiersze...do dzisiaj napisałam i skatalogowałam ok. 100... nadal są dla mnie ważne i staram się pisać dalej...

Kościół na jakiś czas mnie kusił... myślałam o misjonarstwie....poznałam chłopaka..miał na imię Szymon... Zatrzymam się przy nim na dłużej albowiem stanowi ważny etap w moim życiu... od samego początku powtarzał mnie, że mnie ukształtuje i zrobił to...był starszy ode mnie o 3 lata, ale na każdym kroku pokazywał mi jak mało wiem i jak naiwna jestem a ja go bardzo kochałam...Szymon był, jest i prawdopodobnie będzie alkoholikiem, dzięki niemu też zaczęłam raczyć się obficie trunkami...Na ogół to było piwo lub jakieś lepsze wino...

Miałam 17 lat, kiedy pierwszy raz się z nim kochałam...byliśmy swoimi pierwszymi partnerami, Szymek z czułego i zatroskanego o kobietę mężczyzny stał się coraz bardziej oziębły, nie wiem na ile mnie kochał, byłam mu potrzebna właściwie do kilku rzeczy, do łóżka, gotowania, sprzątania i krycia go przed kumplami. Oficjalnie niby nie przeszkadzało mu to, że zaglądam do kościoła, ale naprawdę to odgradzał mnie od tego wszystkiego, nie pozwalał interesować się parapsychologią, więc rzuciłam to dla niego, tylko pozornie...

Skończyłam liceum i poszłam do szkoły gdzie miałam w przedmiotach radiestezję i bioenergoterapię &#8211; zostałam masażystką.... tak minęły kolejne lata...Szymon coraz bardziej odgradzał mnie od rodziny, a ja go kochałam, ślepa na fakty, z którymi się praktycznie nie krył. Kochał się mną chwalić przed znajomymi, a dokładniej tym co dzieje się miedzy nami w zaciszu łóżka...wiedziało prawie całe miasto... był dziwakiem, a ja dziwaczałam razem z nim...

Rozpoczęłam kolejną szkołę, tym razem dzienna, studium... tam poznałam ludzi którym zależało na mnie , na tym kim jestem... Odeszłam od Szymona bo krótko mówiąc mnie wykorzystywał i oszukiwał na każdym kroku. Marzył mu się gwałt zbiorowy na mnie oczywiście bez mojej wiedzy, nawet kilka razy usiłował taką &#8220;imprezę" zorganizować, na szczęście nie doszło to do skutku... i tu też czuwał Pan ;-)...nie podobało mu się, że znów zaczęłam chodzić do kościoła, a ja Boga bardzo potrzebowałam.

Zaczęłam wracać od wizyt na drogach krzyżowych z kumplem... tam widziałam twarz Pana kiedy smutno uśmiechał się do mnie, tam zrozumiałam, że kroczę złą drogą... Brak czystości myśli i działań był dla mnie stałym grzechem, nie mówię, że byłam grzeczna, oj nie, w którymś momencie żyłam z 2 mężczyznami jednocześnie... tylko Szymon nie zrobił nic żebym wytrwała przy nim... Może próbował mnie przywiązać do siebie wynajmem mieszkania... w którym miałam większość czasu spędzać sama czekając jak na zbawienie na jego powrót do domu...podać obiadek i znosić wiecznie mieszającą się we wszystko jego rodzinę...to już było dla mnie zbyt wiele... jeszcze kiedy kazał mi wybrać pomieszczenie, w którym nie będzie wisiał krzyż na ścianie, bo tam on będzie przebywał zdenerwował mnie bardzo... a czarę goryczy przelał fakt, że kiedy wyszłam do sklepu po kolejną partię piwa, Szymon rozdał kumplowi i mojemu przyszłemu prezerwatywy, po to by rzucić się na mnie we trzech po moim powrocie. Moje zdanie się nie liczyło... to już nie ważne, zresztą na szczęście wtedy zjawił się jego ojciec w mieszkaniu. i tu też czuwał Pan ;-)...

Odeszłam od niego po 4,5 roku i wkopałam się w inny chory związek ze zboczeńcem o ironio młodszym ode mnie, wiem, że jest pedofilem... Cieszę się, że skończyłam z nim i udało mi się namówić moją młodszą koleżankę żeby z nim zerwała... Sławek jest facetem z rodzaju tych, dla których &#8220;zupa była za słona"... wyszłam z jednej klatki i wpadłam do gorszej...kontrolował mnie na każdym kroku, historię o mojej ujmijmy to lekomanii nazywał ćpaniem i nadal święcie wierzy, że to robię...dzwonił zawsze, wysyłał pełno smsów, wszędzie musiał ze mną iść... i wtedy dostałam łaskę od Boga, przynajmniej ja to tak traktuję...

Będąc z Szymonem brałam hormony i przytyłam z 40 do 63 kilo przy wzroście 153cm skutkiem było zakrzepowe zapalenie żył głębokich... to właśnie ta moja łaska... to dzięki temu nauczyłam się pokory, nie odstąpiłam od Pana, nawet kiedy lekarz straszył mnie, że mogę umrzeć każdego dnia, w każdej chwili, bo skrzepliny nie były przytwierdzone do ścian żył...Powiedziałam lekarzowi, że się nie poddam i nie stanę w miejscu... Nawet kiedy nauczyciele i dyrekcja szkoły nie zezwalały mi na uczestniczenie w zajęciach się nie poddałam, ufałam Bogu i robiłam to co do mnie należało, jeśli miałam zaległości to odpracowywałam wszystkie nawet z nawiązką...

Szkołę skończyłam z wyróżnieniem... z czego jestem dumna...Podawałam sama sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe nawet pomimo mojego panicznego strachu przed igła i obrzydzeniu, pierwszą potyczkę już wygrałam...to tylko 300 zastrzyków...teraz pewnie szykuje się nawrót... Co ze Sławkiem... kłócił się ze mną o podanie każdego zastrzyku, chciał mieć żywy model ćwiczebny do podawania ich. Odeszłam od niego, pocieszenie znalazł w ramionach 16-letniej dziewczyny... nota bene naszej wspólnej koleżance (Sławek miał 22 lata) i jej też zatruł życie, kto wie czy nie bardziej niż mnie... ale i tu już jest dobrze...odeszła od niego tak jak i ja.

Hmm miało być o drodze do Pana... Zostałam sama...dzięki uporowi i zmodyfikowaniu diety zrzuciłam 15 kilo...co dalej... hmm... podjęłam decyzję o ślubie czystości przedmałżeńskiej, ale nie dotrzymuję go... wiem, że sama sobie z tym nie poradzę....Mam i wzloty i upadki... ale staram się ufać... Wymodliłam sobie dobrego męża i Grześ faktycznie się takim wydaje być, aczkolwiek jeszcze nie podjęliśmy decyzji o wspólnym życiu...ale bardzo byśmy tego chcieli. Powoli tracę wątek... Moja droga jest kręta, wiele wybojów na niej...co mnie utrzymuje w pionie to koronka do Ducha Św. i książka <a href="http://www.asia.alleluja.pl/tekst.php?numer=9401 "target="_blank"> <u><B>&#8220;Zraniony pasterz" </B></u> </a>&#8220; no i różaniec... ale czasem tak ciężko go zmówić...

Nie wiem co dodać jeszcze...

nie wiem na ile to wszystko przyjmiesz.. wiem, że to skrót życia, i tego co mnie spotkało, celowo nie napisałam, że po szkole stanęłam w miejscu, że nie umiem sobie znaleźć pracy... to już nie ważne... nie to chciałabym innym przekazać... ale to, że można żyć przy boku Chrystusa nawet jeśli jest źle... to w Jego prawach jest wolność i szczęście, którego tutaj szukamy... "<br>
maya1
*******</center>

PS. Ten ostatni paragraf to już nie był fragment świadectwa, ale zdecydowałem się go dodać, bo myślę, że także jest ważny. Może najważniejszy z całego świadectwa. Przypomnę tylko, pamiętajmy o naszych modlitwach. I wszyscy pamiętajmy o tych słowach Św. Pawła, z listu do Filipin, 4:13: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia".<br><br> Wiersze Agaty: <br><font color=purple>*****<br><br>
Anioł złożył na me usta palec<br>
Niepomny obietnic...<br>
Przyoblekł mnie w szaty przedziwne<br>
Szkarłatna nicią tkane<br>
Złożył na me ramię<br>
Golgotę cierpienia<br>
I tak rodzi się miłość światła<br>
Zasnuta gąszczem ponagleń<br>
Mgłą przyzwyczajeń zaciągnięta<br>
Gałąź upadnie z jękiem<br>
Anioł trwa nieustannie<br>
Głuchy na próśb wodospad<br>
Golgotę szczęściem nazywa...<br>
14.09.2004<br>
<br>
Świadectwo<br> <br>

Pamiętam ten strach, kiedy po raz pierwszy<br>
Od dłuższego czasu poszłam<br>
Do domu Pana...<br>
Czułam się niewypowiedzianie źle i głupio<br>
Miałam wrażenie, że nie pasuję<br>
Że to nie miejsce dla mnie<br>
I wtedy przyszedł On<br>
O pięknej twarzy<br>
I pełnym miłości spojrzeniu<br>
Syn Boga... bratnia dusza...<br>
Zapraszał a ja nie mogłam podejść<br>
Przykuta łańcuchem przyzwyczajeń<br>
I konwenansów...<br>
Ponowił prośbę...<br> <br>

Stłamszona przez wszystko odmówiłam<br>
Spojrzał i odszedł zraniony...<br>
Zraniony moją odmową<br>
A ja? &#8211; uciekłam!<br>
Jak dziecko, które się boi<br>
Krzyż na czole zrobiony &#8211; palił<br>
Za każdym razem gdy coś było nie tak<br>
Prawdziwe ukojenie <br>
Znajdowało się w świątyni Bożej<br>
Wśród śpiewów<br>
23.10.2004<br>





Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

ODPOWIEDZ