Rozważania Pasyjne na Gorzkie Żale

Modlitwy i nabożeństwa
holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 26-02-09, 08:41

Skoro zaczął się Wielki Post, pozwolę sobie wrzucić rozważania pasyjne na Gorzkie Żale. Może komuś pomogą rozważać Mękę Pańską...
Jeśli tak, sukcesywnie przed kolejnymi niedzielami Wielkiego Postu będę wrzucał następne...

1. Świadkowie Męki Jezusa.

Poznać Chrystusa. Poznać, czyli spotkać Jego samego, spotkać tych, którzy Go widzieli, którzy byli świadkami Jego narodzenia, życia i śmierci. Którzy mogą nam coś o Nim powiedzieć. Bo świadectwo jest czymś, co najbardziej przemawia do człowieka. Jest czymś, na co dzisiejszy człowiek jest otwarty. Spróbujmy więc Go poznać. Poznać Chrystusa...
Po spożyciu Ostatniej Wieczerzy, Pan Jezus z Apostołami udał się na Górę Oliwną do Ogrodu Getsemani. Tu opanował Go tak wielki strach, że zaczął pocić się krwią. Około północy pojmali Go wrogowie z Judaszem na czele i odprowadzili na przesłuchanie do arcykapłana Annasza. Przez ten czas zebrał się cały Sanhedryn na czele z Kajfaszem i przyprowadzono tam Jezusa.
Posiedzenie nie dało żadnych wyników, bo świadkowie sobie zaprzeczali. Wtedy arcykapłan postawił uroczyście pytanie: "Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam, czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?" Jezus mu odpowiedział: "Tak Ja nim jestem". Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty mówiąc: "Zbluźnił. Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa. Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo." (Mt 26,63-65)
Rada Najwyższa zasądziła Chrystusa na śmierć. Ponieważ jednak Palestyna była pod protektoratem Rzymu i nie wolno było samodzielnie wykonywać wyroków śmierci, zaraz następnego dnia wczesnym rankiem przyprowadzili Jezusa do Piłata, aby ów wyrok zatwierdził.
Około godziny ósmej Jezus stanął przed Piłatem. Podniesiono zarzuty, że mieni się królem, że buntuje lud. Piłat jednak chciał Go uwolnić. Lud jednak opowiedział się za Barabaszem. Rozkazał Jezusa ubiczować myśląc, że w ten sposób zaspokoi nienawiść Żydów. Jednak na próżno. Obstawali przy swoim. Widząc, że zarzuty polityczne nie robią na Piłacie wrażenia, podnieśli kwestie religijne: Według Prawa mojżeszowego powinien umrzeć, bo mienił się Synem Bożym. Jednak to również nie zmieniło decyzji Piłata.
Poskutkowały dopiero groźby Żydów, że oskarżą go przed Cezarem, że nie dba o dobro państwa. Piłat ustąpił i dał rozkaz ukrzyżowania.
Był to najstraszniejszy sposób gładzenia przestępców i stosowano go tylko wobec najgorszych zbrodniarzy.
Kiedy przybijano Chrystusa do krzyża podano Mu oszałamiający napój, mający uśmierzyć ból. Jednak odmówił, chciał cierpieć z całą świadomością. Wisząc na krzyżu powiedział siedem krótkich słów. Pod wieczór około godziny 15 zmarł.
Tak wygląda krótka historia ostatnich godzin życia Chrystusa. Jednak żadne słowa nie potrafią oddać strasznej głębi boleści i cierpień duchowych. Nie potrafią oddać ogromu ludzkiej podłości i zdrady w tych ostatnich chwilach życia Zbawiciela.
Trzeba nam jednak zastanawiać się nad tymi zbawczymi wydarzeniami, które, mimo iż rozegrały się prawie dwa tysiące lat temu, swymi efektami sięgają teraźniejszości. Mało, sięgają przyszłości i będą sięgać dotąd, dokąd istnieć będzie świat.
Tyle razy rozważaliśmy już mękę Pańską. Tyle razy szliśmy już drogą krzyżową, tyle razy staliśmy już u stóp krzyża na Golgocie. Tyle razy wsłuchiwaliśmy się w słowa płynące z krzyża. Jednak to wszystko mało, to wszystko nie jest nic warte w porównaniu z jedną choćby kroplą Przenajświętszej Krwi Zbawiciela, która została wówczas wylana podczas Drogi, czy przybicia do krzyża.
Krzyż jest znakiem ofiarnej miłości, a więc tej twórczej siły, bez której nie ma życia. Refleksja nad Krzyżem i Męką Chrystusa, więcej, kontemplacja tej męki winna towarzyszyć naszemu życiu, jeśli ma to być życie chrześcijanina.
Narzeka się na brak rozwagi w postępowaniu dzisiejszych ludzi. Jeśli jednak rozwaga czyni nas ludźmi, to dopiero rozważanie czyni nas chrześcijanami. Przez najbliższe niedziele przedmiotem tego rozważania ma stać się najświętsze wydarzenie w dziejach świata: Bóg stał się człowiekiem, by przez swoją mękę i krzyż ubóstwić człowieka.
Jesteśmy świadkami, jak wielu ludzi usiłuje zrozumieć i wytłumaczyć sobie Chrystusa jako mądrego nauczyciela, dobrego organizatora czy głębokiego humanistę, nieustraszonego bojownika, twórcę nowej religii. Jeśli jednak nie zanurzymy się w Jego mękę i krzyż, nie zrozumiemy zupełnie nic. Bo nie można być z Chrystusem tylko do momentu łamania chleba. Trzeba koniecznie pójść za Nim aż pod krzyż.
Ten, który poszedł trochę dalej, niż do Getsemani, poszedł aż do pałacu Annasza, jednak zaparł się swego Mistrza. Nie starczyło mu odwagi. Jednak spojrzenie Zbawcy wycisnęły łzy żalu z jego zbolałej duszy. Ten sam apostoł pisze: "Zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa..." (1P 1,18-19)
Czyż nie jest to zdumiewające? Aby nas stworzyć wystarczyło jedno słowo: stań się. Lecz aby nas zaszczycić godnością chrześcijan - musiał ponieść śmierć na krzyżu. Już ta refleksja powinna skłonić każdego ambitnego chrześcijanina do unikania wszystkiego, co sprzeciwia się jego godności. Przede wszystkim do unikania grzechu.
Rozważanie męki Pańskiej lepiej pozwala ocenić ogrom miłości Boga do człowieka. Pozwala godniej na tę miłość odpowiedzieć.
Amerykański pisarz John Bishop, autor książki: "Dzień, w którym umarł Chrystus", podjął wielki trud, aby zebrać świadectwa męki Chrystusa. Podczas swego pobytu w Palestynie zebrał ponad 1200 kartek różnych zapisków. Jak sam pisze: "Sprawą najwyższej wagi było dla mnie zorientowanie się w wydarzeniach, jakie miały miejsce w tym pamiętnym dniu. Jedynym moim ekwipunkiem w tej pracy było przede wszystkim przekonanie, jakie żywiłem przez całe życie, że Jezus jest Bogiem i drugą osobą Trójcy Świętej; po wtóre, powodowała mną nieprzeparta ciekawość; a w końcu przekonanie, że Jezus naprawdę ukochał każdego człowieka i złożył dowody tej miłości."
Trzeba nam więc rozważać mękę pańską. Dla jednych powodem tego rozważania może być wiara, którą - podobnie jak wspomniany John Bishop - żywimy przez całe życie, że Jezus Chrystus jest Bogiem i Drugą osobą Trójcy Świętej. Dla innych może to być tylko owa nieprzeparta ciekawość, która być może w końcu przerodzi się w przekonanie, że Jezus naprawdę ukochał każdego człowieka.
Być może wówczas męka Jezus wpłynie w jakiś sposób na nasze postępowanie, szczególnie, jeśli uczynimy ją motywem żalu w sakramencie pokuty.
Dla nas, ludzi XXI wieku, szczególną rolę w każdej sytuacji pełnią świadkowie. Znamy wagę świadectwa. Wówczas łatwiej jest nam uwierzyć. Wyruszmy więc przez te kolejne niedziele na spotkanie świadków męki Chrystusa Pana. Zapytajmy oliwki z Getsemani, czy Jezus pocił się krwią. Zapytajmy owe nieszczęsne 30 srebrników, które były zapłatą za zdradę Boga. Zapytajmy słup do biczowania skazańców, który spłynął Przenajświętszą Krwią. Zapytajmy cierniową koronę - znak wyszydzonej Królewskiej godności. Przejdźmy po Jerozolimskim bruku wytartym przez stopy Jezusa. Podnieśmy wreszcie głowę i zapatrzmy się na krzyż - znak naszego zbawienia.
Możliwe, że każdy z nas w tym misterium pasyjnym odnajdzie siebie, lub znajdzie dla siebie odpowiednią rolę. Bo - jak powiedział pisarz rosyjski pisarz Wasilij Rozanow: "Każdy musi przeżyć kiedyś swój Wielki Tydzień".
Ostatnio zmieniony 26-02-09, 08:56 przez holt, łącznie zmieniany 2 razy.
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 04-03-09, 17:57

2. Oliwki.

Około wpół do dziewiątej Jezus wyszedł z wieczernika i udał się w stronę Getsemani. Ogród znajdował się u stóp góry Oliwnej, niemal na dnie głębokiego i wąskiego jaru, jaki oddziela święte miasto od owej góry. Trzeba było zejść dość stromą drogą do niżej położonych dzielnic. Droga wiodła prawdopodobnie obok pałacu Kajfasza. Dziś jeszcze można oglądać stare schody, nie tak dawno odkryte przez archeologów, szerokie i wygodne, po których mogły stąpać nawet osły i wielbłądy. Bardzo możliwe, że tymi stopniami zszedł wówczas Jezus z towarzyszami na dno doliny.
Obok sadzawki Siloe trzeba skręcić ku północy, wzdłuż potoku w tzw. Dolinę Jozafata. Most przerzucony nad wąskim jarem. W jego wąskiej głębi toczył swe mętne wody potok Cedron. W owych dniach ciemne wody Cedronu z hukiem i grzmotem przewalały się wśród kamieni. Tak jest jedynie wiosną, przez kilka tygodni. Lato zamienia potok w wysuszony, najeżony skałami jar.
Jeszcze około kilometra kamienistej drogi i naszym oczom ukazują się oliwne drzewa.
Miejsce, w którym schronił się Jezus tej ostatniej nocy było posiadłością zasadzoną oliwkami. Sama nazwa Getsemani znaczy po hebrajsku "prasa na oliwę".
Dziś na tamtym miejscu sterczy osiem olbrzymich pni, wewnątrz prawie zupełnie pustych. Strzelają z nich jeszcze wątłe pędy, na których dojrzewają jeszcze nieliczne oliwki. Drzewo oliwne może żyć nawet tysiąc lat. Niech więc ci niemi świadkowie ukażą nam cierpiącego Zbawiciela.
Księżyc był w pełni, noc więc była jasna, a okolica o tej porze była z pewnością pusta. Serca idących ściskał jednak smutek i niepokój. Jezus wiedział, a uczniowie mogli się jedynie domyślać, że tym razem coś się wydarzy.
"Usiądźcie tu, ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił." (Mt 26,36). Oddalił się wraz z Piotrem i synami Zebedeusza. Jednak i ich zostawił, chcąc być sam w tym ostatecznym zmaganiu ze samotnością i cierpieniem. Prosił ich tylko, aby czuwali i nie ulegli pokusie. Upadł na kolana i modlił się.
Dziwna i wstrząsająca godzina. Noc musiała być zimna. Po drugiej stronie Cedronu strzelały w górę mury świątyni, niebieskie od księżyca, zdobne w kolumny krużganków. Huk potoku zlewał się w jedną całość z ciszą przerywaną tylko miarowym nawoływaniem rzymskiej straży na wieżach fortu Antonia. Tu, o czterdzieści kroków od swoich przyjaciół Jezus jest bardziej samotny niż na górze kuszenia, tu bowiem, gdy przeznaczenie chwyta Go za gardło, ścierają się w Nim obie natury: boska i ludzka. Walczą ze sobą w zmaganiach boleśniejszych niż wszystkie, jakie kiedykolwiek przeżył.
Jego uczniowie, zwykli i prości - usnęli. "Tak - powiedział przyszedłszy do nich - jednej godziny nie mogliście czuwać ze mną? Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe". (por. Mt 26,40-41)
Na kamień spadły ciemne krople. Krew! Zjawisko równie dziwne, jak to, że człowiek potrafi w jednej chwili całkowicie osiwieć. Ten człowiek osaczony śmiercią, wdychający ją razem z zapachem nocy, wysłuchujący jej w głośnym huku potoku, nie może sprawić by jego ciało nie lękało się. Nie buntowało. Ma dopiero trzydzieści lat i musi umierać. Gdyby Jezus nie istniał, gdyby cała historia była jedynie ludzkim wymysłem, to czy można byłoby wymyślić to wydarzenie. Ono przecież ukazuje nam Zbawiciela tak pełnego lęku. Jezus przyznaje się do ludzkiego strachu, słabości. Ale przecież to udręczone ciało jest ciałem BOGA!
Agonia. Przedpokój śmierci. Walka Boskiej siły z ludzką słabością. Walka miłości i pokusy wycofania się.
"Niech mnie ominie ten kielich" (Mt 26,39). Rzecz zdumiewająca. Jezus nie tylko się waha - ale wręcz błaga swego Ojca by zwolnił Go od misji, z jaką przyszedł na świat. Był to jedyny moment, kiedy naszemu odkupieniu - wskutek ludzkiej słabości - groziło niepowodzenie. I choćby człowiek nie chciał, musi wzruszyć go ten człowieczy lęk Bożego Syna. Nigdy w swoim życiu Jezus nie okazał się tak bardzo człowiekiem. W tej godzinie nie tylko Poncjusz Piłat, ale cała ludzkość mogła wskazać na Jezusa, wołając: Oto Człowiek. Lecz doskonałe zjednoczenie z Wolą Bożą odnosi zwycięstwo. "Wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty." (Mt 26,39) Jezus cierpi, lecz z klęczek powstaje mocny, gotowy do podjęcia ofiary. Do ostatecznej walki o zbawienie człowieka.
Gdyby te osiem wypróchniałych oliwnych pni mogło przemówić. Gdyby mógł przemówić kamień poznaczony ciemnymi plamami zaschniętej krwi... One mogłyby nauczyć nas modlitwy. Prawdziwej modlitwy. Ofiarnej modlitwy. Ufnej modlitwy. Bo tam, w Getsemani, były świadkami modlitwy prawdziwej. Zobaczyły wzór modlitwy. Zobaczmy go i my. Zapatrzmy się w niego, abyśmy już nigdy nie stracili go z oczu. Gdy przestaniemy zauważać ten wzór modlitwy, nie dziwmy się, że tracimy upodobanie w modlitwie i że modlitwa nam nic nie daje.
Co chcą nam powiedzieć owe stare oliwkowe pnie? Czego uczy nas Chrystus o swojej modlitwie? Jaka powinna być nasza modlitwa?
Przede wszystkim oderwanie od otoczenia. Chrystus odsunął się nawet od swoich najbliższych. Niedaleko. Tylko o rzut kamieniem. Aby modlitwa była środkiem odprężenia i uspokojenia, trzeba zdobyć się na pewien dystans od życia. Z drugiej strony zaś, nauczyć się właśnie całe życie: myśli troski, rozczarowania i radości przedstawiać Bogu. Codzienny pośpiech, gwałtowne tempo życia powodują depresję, zniechęcenie, poczucie beznadziejności. Nic nie ucierpią na tym nasze obowiązki ani potrzeby bliźnich. Przecież w modlitwie polecamy Bogu także naszych bliźnich. W ten właśnie sposób zbliżenie do Boga zbliża nas do ludzi.
Nieraz ktoś odkłada modlitwę na później, kiedy będzie miał nastrój. Szkoda czasu na czekanie. Człowiek zagoniony, żyjący nerwami nie ma prawie nigdy nastroju do modlitwy. Ale Bóg nie żąda od nas nastroju. To właśnie On chce nam w modlitwie udzielić nastroju pogody i ukojenia. My mamy Mu ofiarować nasz trud i wysiłek. Im więcej trudności doznajemy na modlitwie i w ogóle przy praktykach religijnych - tym bardziej wartościowa jest nasza modlitwa. Bo właśnie modlitwa pełna utrudzenia najbardziej przypomina modlitwę z Ogrójca.
Bóg jakby nie wysłuchał modlitwy swego Syna. Prośba Chrystusa o uchylenie Bożych wyroków nie została spełniona. Czyżby tak pełna boleści modlitwa pozostała daremna? Jakże często wydaje mi się, że moja modlitwa jest daremna. Że Bóg nie chce mnie wysłuchać.
Żadna ufna modlitwa nie jest daremna. Chrystus powstał z modlitwy umocniony do wykonania swego posłannictwa. W modlitwie doznaje się umocnienia. Nie dlatego, że Bóg w cudowny sposób usunie kłody spod naszych nóg. On w modlitwie darzy nas swoim światłem, siłą i pokojem. Pomnaża się wówczas nasza wiara i nadzieja. Udziela się nam wówczas jakaś cząstka Boga. I to właśnie ona nas ocali. Pod jednym tylko warunkiem: że nasze zjednoczenie z Bogiem nie będzie tylko formalne: przez uklęknięcie, złożenie rąk, wypowiadanie słów. Nasza modlitwa będzie skuteczna tylko wtedy, gdy to zjednoczenie będzie całkowite. Gdy nasza ludzka wola zjednoczy się z Bożą wolą. "Nie jak ja chcę, ale jako Ty". (Mt 26,39) Bo z modlitwy mam powstać umocniony wewnętrznie. Bo modlitwa to nie zaklęcie, czary - mary, które usuną trudności. Modlitwa to zaufanie i poddanie się woli Bożej.
Z dala słychać niewyraźne hałasy, jakby głosy, szczęk broni. Czerwony odblask pochodni. Jezus powstał z klęczek: "Oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce grzeszników". (Mk 14,31)
Młody krzak oliwny łamie się pod okutym butem rzymskiego żołnierza. Przechodzący tłum ludzi wzbija kurz, który powoli osiada na oliwkowych liściach. Na niemych świadkach agonii. Teraz, kiedy na modlitwie zwyciężył trwogę śmierci, zbawienie wszystkich jest już tylko Jego sprawą.
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 04-03-09, 17:58

Będę wdzięczny za wszelkie uwagi. Pomoże mi to ubogacić mój warsztat.
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

Awatar użytkownika
Vul
Administrator
Posty: 1252
Rejestracja: 26-09-08, 09:26
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re:

Post autor: Vul » 07-03-09, 01:33

Twoje teksty holt, doskonale przybliżają wydarzenia tamtych dni... pozwalają na chwilę oderwać się i zastanowić... i obiecać więcej oddaleń na 40 kroków :)
Wspólnota Domowego Kościoła
天無絕人之路 (天无绝人之路)
Niebo nigdy nie zamyka wszystkich drzwi (chiń)

Alex
Przyjaciel forum
Posty: 1424
Rejestracja: 24-10-07, 22:24
Lokalizacja: Gdynia

Re:

Post autor: Alex » 07-03-09, 17:29

Holt, dzięki szczególnie za fragment o modlitwie.

A jeśli chodzi "wszelkie uwagi", do których sam zachęciłeś - moja wiedza na temat wyglądu żołnierza rzymskiego jest na pewno powierzchowna, dlatego do tej pory wydawało mi się, że chadzał w czymś w rodzaju sandałów. Zastanowiło mnie więc zdanie "Młody krzak oliwny łamie się pod okutym butem rzymskiego żołnierza". Jak to jest z tym rzymskim obuwiem?

Pozdrawiam :-)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 07-03-09, 22:51

Alex pisze: do tej pory wydawało mi się, że chadzał w czymś w rodzaju sandałów. Zastanowiło mnie więc zdanie "Młody krzak oliwny łamie się pod okutym butem rzymskiego żołnierza". Jak to jest z tym rzymskim obuwiem?
Dzięki za uwagę. Masz rację, być może mój błąd literowy: powinno być "podkutym", a nie "okutym". :oops: Chociaż wzmianka o tych metalowych cholewkach...

Podaję link:
http://www.romanum.historicus.pl/caligae.html

Ten tekst powstał, gdy byłem jeszcze młodym księdzem, czyli 16 lat temu. (O "Pasji" Mela Gibsona jeszcze się nie śniło. Był to rok 1993). Zastanawiałem się jak wyglądała Męka Jezusa od strony historycznej, czyli jak wyglądała śmierć człowieka na krzyżu. Stąd pomysł na ten cykl rozważań.
Inny cykl, to "Ostatnie słowa Jezusa". Pozwoliłem sobie dołączyć te rozważania to tematu Hioba.
Na pewno znajdzie się w nich jeszcze wiele drobnych błędów, będących może moją młodzieńczą wizją, choć starałem się wykorzystywać dostępne źródła (wtedy nie było jeszcze internetu).
Ale dzięki za wszelkie uwagi. I to dla mnie ogromna radość, że ktoś z uwagą czyta i rozważa ten tekst. Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony 07-03-09, 22:54 przez holt, łącznie zmieniany 1 raz.
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

Alex
Przyjaciel forum
Posty: 1424
Rejestracja: 24-10-07, 22:24
Lokalizacja: Gdynia

Re:

Post autor: Alex » 08-03-09, 19:44

Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Nie wiedziałam, że te sandały były podkute, o metalowych cholewkach tym bardziej.

Wspomniałeś o cyklu - czyli możemy mieć na dzieję na więcej?


Pozdrawiam :-)
Ostatnio zmieniony 01-01-70, 01:00 przez Alex, łącznie zmieniany 1 raz.

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 08-03-09, 20:32

Cieszę się, że udało mi się wyjaśnić :mrgreen:
Co do cyklu, to pod koniec tygodnia zamieszczam kolejne rozważanie dotyczące świadków męki Jezusa.
Drugi cykl o ostatnich słowach z krzyża dołączyłem do tematu Hioba. Jeśli uważasz, że trzeba to przenieść tutaj - nie ma problemu.

Pozdróweczki :-D
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 13-03-09, 11:41

3. Srebrniki.

Owe nieszczęsne 30 srebrników. Są pewne symbole, które zawsze oznaczają to samo. Bez względu na to, kto i gdzie o nich mówi. I owo Judaszowe srebro zawsze, pokąd świat będzie istniał, będzie symbolem zdrady, zapłaty za zdradę.
Cała historia srebrników zaczyna się nieco wcześniej, bo już we środę. Po raz pierwszy widzimy Judasza w pełnym świetle. Dotąd tylko czasami jakaś aluzja Mistrza z Nazaretu przypominała nam o jego istnieniu.
Zapewne w chwili, kiedy ma dokonać swego ohydnego przestępstwa, pozornie nie różni się od pozostałych jedenastu. Jednak tego dnia zrobi coś, co po wieczne czasy okryje jego imię hańbą. "Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam?" (Mt 26,15)
Judasz był zimnym realistą. Znał się na cenach, interesach. Ot, choćby w chwili namaszczenia Jezusa przez Marię w Betanii, on jeden - na pierwszy rzut oka, niemal fachowo - wymienił cenę olejku: "Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów..." (J 12,5) Posiadał zmysł kalkulacji i wszystkie sprawy oceniał po kupiecku. W kategoriach opłacalności materialnej. Dlatego nie dziwmy się, że i Jezusa tak oceniał. Od razu przystępuje do rzeczy: "Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam?" (Mt 26,15)
Trzydzieści srebrników. Trzydzieści srebrnych syklów. Trzydzieści sztuk srebra. Kwota tak niewielka, że wręcz śmieszna. Przeliczając to na dzisiejsze pieniądze, za taką kwotę można by się było kompletnie ubrać. Kompletnie, ale bardzo skromnie. Bardzo mała cena za bardzo wielką zbrodnię.
W stosunku do przysługi, jaką Judasz wyświadczył Starszyźnie Żydowskiej, suma była bardzo niewielka. Taką cenę płaciło się jako odszkodowanie za niewolnika, który został zabity podczas pracy.
Nie wygląda na to, aby zdrajca targował się o hojniejszą zapłatę. Fakt, że zadowolił się tą niską ceną, można wytłumaczyć poczuciem jego osobistego zagrożenia: jako bliski uczeń podejrzanego o zbrodnię, powinien cieszyć się, że uchodzi cało z tej afery. W tej sytuacji sukcesem było, że mógł jeszcze coś na tym zarobić. I właśnie w ten sposób w Judaszu skarbnik zabił Apostoła. Ale to zapowiedział już prorok Zachariasz ponad 500 lat przed narodzeniem Chrystusa. W jego proroctwie czytamy: "Potem zwróciłem się do nich: Jeżeli to uznacie za słuszne, dajcie mi zapłatę, a jeżeli nie, zostawcie ją sobie. I odważyli mi 30 srebrników." (Za 11.12)
Hołd uwielbienia i akt głębokiego współczucia należy się Jezusowi, którego niewierny uczeń sprzedaje za cenę martwego niewolnika.
Judasz dobrze znał miejsce, gdzie Jezus miał spędzić noc. Trzeba było się spieszyć, aby można pojmać Jezusa w tym odosobnionym i ukrytym miejscu.
"Ten, którego pocałuję, to On... Witaj, Rabbi..." (Mt 26,48-49) Całowanie ręki Mistrza przez uczniów było zwyczajem powszechnie przyjętym. Prawo Żydowskie powiada nawet, że obowiązującym. Tradycja przekazuje nam jednak, że Judasz pocałował Jezusa w policzek. Kto wie, może w tej decydującej chwili jakiś nagły wyrzut sumienia nie pozwolił zdrajcy wskazać Chrystusa palcem i zawołać: To On!!!
Ewangelista zanotował: "I rzucili się na Jezusa i pochwycili Go" (Mt 26,50). Historia starożytna i najdawniejsze tradycje przekazały nam informacje dotyczące sposobu aresztowania przestępców w owych czasach. Aresztujący strażnik następował mocno obcasem na prawą stopę pojmanego. Niemal jednocześnie zarzucano konopny sznur na ręce w ten sposób, że prawą dłoń przytwierdzano do lewego łokcia, a lewą do prawego. Z kolei zakładano więźniowi skórzany pas, zazwyczaj nabijany żelaznymi kolcami. Do pasa przywiązane były cztery powrozy, aby strażnicy mogli ciągnąć ofiarę w dowolnym kierunku. Było to więc skrępowanie bezsilne, pozwalające więźniowi jedynie utrzymać się na nogach.
I poprowadzono Chrystusa w stronę pałacu Annasza drogą, którą niedawno szedł ze swoimi uczniami. Tym razem jednak nie było przy Nim nikogo z bliskich. Przestraszyli się i uciekli. Mesjasz pozostał sam.
Owe nieszczęsne trzydzieści srebrników, będących zapłatą za zdradę... Pieniądze, które nie przyniosły nikomu szczęścia. Srebrniki, które na wieki stały się symbolem zdrady. Owa "zapłata niegodziwości", jak określił ją święty Piotr. Haniebny symbol dla przyszłych wieków.
Nabiera on szczególnej ostrości chyba w dzisiejszych, zmaterializowanych czasach, kiedy coraz bardziej powszechnym staje się pytanie: za ile?; Ile za to dostanę?; Co ja z tego będę miał?
Tłumaczą się ludzie: Człowiek musi patrzeć tego, z czego żyje. Owszem, lecz bardzo łatwo jest przekroczyć granicę konieczności. I ani się człowiek nie spostrzeże, kiedy patrzy już nie tylko, z czego żyje, ale patrzy wciąż więcej i więcej... I prędzej, czy później musi nastąpić zubożenie, a nawet ruina życia duchowego.
Człowiek w pogoni za dobrobytem, urzeczony "srebrnikami" w takiej, czy w innej postaci, w takiej czy w innej walucie - może zagubić swoje ludzkie oblicze w stosunku do bliźnich. Kiedy szyba jest czysta, widać przez nią innych ludzi. Kiedy z jednej strony powleczemy ją srebrem, w tym lustrze zobaczymy tylko siebie.
Cywilizacja chrześcijańska zakłada wyższość tego, kim człowiek jest, nad tym, co człowiek posiada. Dużo "mieć", wcale nie oznacza jeszcze "być". Można mieć dużo, a jednocześnie być nikim... Postać Judasza jest na to jaskrawym dowodem. Wziął, zyskał, zarobił i miał, a jednak nie stał się przez to kimś; w oczach pokoleń utrwalił się jako wielkie "nic". Zawsze będzie symbolem wzgardy.
A jakże wielu ludzi sprzedaje swoje chrześcijaństwo za nędzne trzydzieści srebrników... Sprzedaje niedzielną mszę świętą za srebrniki lenistwa, czy programu telewizyjnego. Sprzedaje świętość dnia pańskiego za srebrniki niedzielnego utargu. Sprzedaje godność dziecka Bożego za srebrniki kariery politycznej. Sprzedaje swoje człowieczeństwo i dobre imię za srebrniki afer gospodarczych i kilka dodatkowych zer na koncie w banku. I to wszystko robią chrześcijanie, uczniowie Chrystusa... To wszystko robimy my... Czyż nie jesteśmy czasem podobni do jednego z Apostołów?
Nie, nie jest to potępienie wartości materialnych. Sobór Watykański podkreśla wartość dóbr doczesnych, które są środkiem do osiągnięcia ostatecznego celu człowieka. A ostatecznego celu człowieka nie można kupić za żadne srebrniki. Rzeczy materialne mają służyć człowiekowi, a nie człowiek im. Jak powiedział afrykański kardynał Malula: "Pieniądz może być dobrym sługą - lecz jest zły jako pan. "
Niechże nam więc służy jak najlepiej, ale niech nigdy nie stanie się naszym panem; stałby się wówczas zapłatą zdrady. Jedyną walutą, za jaką można kupić sobie zbawienie są nasze dobre uczynki i nasza miłość do Boga i do ludzi. Nie sprzedawaj się więc za judaszowe srebrniki...
Trzydzieści srebrnych monet parzyło, jak rozpalone żelazo. Wyrzuty sumienia okazały się nie do zniesienia. "Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną" (Mt 27,4). I pogardliwe słowa kapłanów, którym Judasz oddał cenną przysługę: "Co nas to obchodzi, to twoja sprawa". (tamże) Typowa niesolidarność ludzi w grzechu. Judasz pozostał samotny. Tak jak i Jezus. Ale gdy u Jezusa była to samotność zbawiająca świat - samotność miłości, to u Judasza była to zgubna samotność - samotność pychy. Z żalu i z rozpaczy skończył na gałęzi.
Dlaczego zdrada Judasza okazała się dla niego zgubną? Dlaczego Piotr, który też zdradził został księciem Apostołów? Przecież Judasz żałował, bo chciał naprawić zło. Zadośćuczynił, bo zwrócił srebrniki.
Zabrakło mu jednak ufności, że jego grzech może być odpuszczony. Zabrakło tej ufności, którą okazał święty Piotr. I to był najcięższy grzech Judasza. Nie chciwość, nie obłuda, nie zdrada, lecz brak ufności w Bożą Miłość i miłosierdzie. Nie fałszywy pocałunek, ale zwątpienie.
My też często wątpimy i może to właśnie powstrzymuje nas od pojednania z Bogiem. A przecież do istoty świętości należy ciągłe, pokorne wyznawanie własnej słabości i ciągłe rozpoczynanie na nowo. I właśnie ten wciąż na nowo podejmowany wysiłek, ten ciągły, choć powolny ruch ku Bogu, znajduje uznanie w Jego oczach. Trzeba Mu tylko zaufać. Mimo, że może już nie jeden raz sprzedałem Go za trzydzieści srebrników.
I właśnie tego uczy nas tych trzydziestu niemych świadków Chrystusowej męki. Trzydziestu niemych świadków podzwaniających w kiesie Judasza idącego w stronę annaszowego pałacu.
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 20-03-09, 08:37

4. Szata.

"Wtedy Najwyższy Kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków. (...) Winien jest śmierci". (Mt 26,65-66)
Szato Kajfaszowa, cóż ty byłaś winna, że zostałaś zniszczona? Byłaś świadkiem tak haniebnego oszustwa, w wyniku którego o bluźnierstwo posądzono Boga. Byłaś niemym świadkiem parodii procesu sądowego. A przecież niewygodnych świadków trzeba usunąć, aby później nie byli solą w oku. Aby nie można było ich wykorzystać.
Byłaś świadkiem, jak Jezus wobec wszystkich przyznał się do swej Bożej godności. I byłaś świadkiem, jak na Boga człowiek wydał wyrok śmierci. Byłaś świadkiem, jak stworzenie zadecydowało o śmierci Stwórcy.
Przez schody, strome uliczki, niemal tą samą drogą, którą Jezus schodził przed godziną do Getsemani, teraz jest wiedziony do Arcykapłana. W mroku widać tylko wysokie mury, wąskie, wspinające się schodami uliczki, bruki gładkie i śliskie. Studnie nieprzebitej ciemności otwierające się w domach, które stykają się ze sobą ponad drogą.
Na rogu ulicy śpi człowiek zawinięty w płaszcz. Co go obchodzi, że akurat kogoś prowadzą. Byle tylko jego nie ruszali. Odgłos upadku i przenikliwy ból, kiedy eskorta kijami zmusza Boga do podniesienia się. Szarpnięcie za sznur przywiązany do kolczastego pasa. Świst bata, przekleństwo żołnierza, poparte kopniakiem w bok.
Właśnie takie ramy musiał mieć bolesny pochód rozpoczęty o tej godzinie. Pochód, który skończy się dopiero na Golgocie.
Św. Jan Ewangelista zaznacza, że Jezusa zaprowadzono do Annasza. Dlaczego akurat tam? Przecież urząd Arcykapłana piastował wówczas jego zięć - Kajfasz. Annasz nie miał żadnego prawa przesłuchiwać Jezusa. Jednak, jak twierdzą wszyscy historycy, to właśnie on pociągał za wszystkie sznurki. To on był moralnym przywódcą Żydów. To nie kto inny, ale właśnie on był pomysłodawcą tego zalegalizowanego morderstwa.
Ten zakrzepły w starotestamentalnym formalizmie starzec nie mógł zapomnieć, że to właśnie o takich jak on Jezus powiedział: Groby pobielane, co było straszliwą obelgą rzuconą w twarz Żydom.
Władza Annasza wygasła już 18 lat temu, jednak wiedziony ciekawością stawia pytanie o naukę Chrystusa, o Jego uczniów. Być może chciał upokorzyć Jezusa. Bo cóż musiałby odpowiedzieć? Że jeden z nich Go zdradził? Że jeden za chwilę zaprze się Go przed tłumem? Że trzech najbliższych nie umiało dotrzymać Mu towarzystwa w godzinie agonii? Że jedenastu wybranych rozbiegło się w popłochu? Że opuścili Go wszyscy, którzy słuchali Jego nauki i którym dobrze czynił?
Zwraca jednak Annaszowi uwagę: niech w myśl Prawa rozpocznie przesłuchanie świadków. "Ja przemawiałem jawnie... Potajemnie nie uczyłem niczego. Zapytaj tych, którzy słyszeli..." ( J 18, 20-21)
U hebrajczyków za ważne świadectwa uznawało się tylko te, które złożyli ludzie postronni, zasługujący na wiarę. Dlatego Jezus odsyła do takich właśnie świadków.
Ta stanowcza odprawa sprawiła, że arcykapłan wpadł we wściekłość. Oto znowu został upokorzony wobec wielu świadków. Natychmiast znalazł się też ktoś, by przypodobać się dostojnikowi. Głośny policzek poparty upomnieniem: "Tak odpowiadasz arcykapłanowi?" (J 18,22)
Bóg spoliczkowany! Spoliczkowany za Prawdę. Można by się dziwić, że policzkujący nie został na miejscu ukarany. Przecież, kiedy w starym Testamencie król Jeroboam podniósł rękę na proroka, został natychmiast sparaliżowany. Gdy król Ozjasz w porywie pychy chwycił świętokradczą ręką kadzielnicę, został porażony trądem.
Jezusa dotykało wielu ludzi. Były to jednak dla nich dotknięcia zbawienne. Wielu zostało uzdrowionych, bo dotykali Go z wiarą i miłością. Jednak tego dotknięcia - głośnego policzka - nie można wytłumaczyć. Z greckiego tekstu ewangelii wynika, że było to uderzenie kijem, lub jakimś tępym narzędziem. A Jezus spokojnie pyta: "Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złe. A jeśli dobrze, dlaczego mnie bijesz?" (J 18,23)
Bicie więźnia było przeciwne Prawu żydowskiemu. Za takie postępowanie mogła spotkać sędziego surowa kara. Lecz któż mógłby ująć się za znieważonym Bogiem?
Pełen wściekłości Annasz opamiętał się, że ten Skazaniec ma rację. Odesłał więc Jezusa przed Sanhedryn - Najwyższą Radę, aby tam mógł być przesłuchany wobec świadków.
Sanhedryn nie mógł obradować w nocy, bo zabraniało tego żydowskie Prawo. Jednak zachowanie sędziów było dowodem, że nie zależy im na przestrzeganiu prawa. Dlatego też przed Kajfasza przychodzili fałszywi świadkowie. Nie byli jednak w stanie nic zarzucić Chrystusowi. Ich zeznania nie były zgodne.
Pokrzyżowało to nieco plany. Kajfasz koniecznie chciał pozbyć się tego niewygodnego Nazarejczyka. Prowokuje więc Jezusa: "Poprzysięgam Cię na Boga żywego, czyś Ty jest Mesjasz?" (Mt 26, 63)
"Ja nim jestem." (Mt 26.64) Czyż nie podobne słowa usłyszał Mojżesz, kiedy Bóg z ognistego krzewu objawił mu swoje imię? Jestem, który Jestem. Bóg, który zawsze był, jest i będzie... Słychać trzask dartego materiału i złowieszczy okrzyk: "Winien jest śmierci!" (Mt 26,66)
Teatralny gest Najwyższego Kapłana. Tkanina jego szaty drze się w niemym świadectwie tej parodii procesu. W niemym świadectwie łamania żydowskiego Prawa pod pozorem jego przestrzegania.
Bo proces Jezusa od samego początku był jedną wielką fikcją, która miała usprawiedliwić zbrodnię popełnioną w majestacie Prawa. Bo przez te kilka godzin Prawo zamieniono na bezprawie.
Jeszcze teraz Jezus usłyszawszy wyrok śmierci mógł wykazać sędziom akty owego bezprawia. Przesłuchiwaliście mnie nocą, a Prawo mojżeszowe tego zabrania. Nie wolno wydawać wyroku w tym samym dniu, kiedy przesłuchuje się świadków. Nie wolno bić oskarżonego, bo sędziemu grozi za to surowa kara. Zarzut bluźnierstwa jest bezpodstawny, bo brakuje wymaganych świadków. Przesłuchujecie mnie tylko w ścisłym gronie, a powinien być obecny cały Sanhedryn. Bezprawie, aby zachować pozory prawa. Aby postawić wszystkich wobec faktu dokonanego. Bo przecież - jak powiedział Kajfasz - lepiej, aby jeden człowiek zginął za naród.
O nieszczęsne płótno, któreś było świadkiem tak niesprawiedliwego procesu. Któreś było świadkiem skazania na śmierć Boga. Płótno rozdarte, jak powinna być rozdarta nasza dusza, kiedy morduje się Boga.
A czy moją duszę choć raz rozdarł ból, kiedy została zamordowana Prawda? A może to ja sam zabijam Prawdę?
Bo są słowa, które zabijają. Nieraz nawet nie rozmowa, ale jedno słowo może spowodować nieoczekiwane skutki. Ktoś powiedział, że ludzie wybitni rozmawiają o problemach, ludzie przeciętni o wydarzeniach, zaś ludzie mali - o swoich bliźnich. Co więc jest tematem moich rozmów?
Bo może rozdzieram szaty pod pozorami dobroci, miłości i praworządności, podczas gdy kieruje mną chęć zemsty. I zabijam Prawdę udając, że ją chronię. Zabijam Prawdę o drugim człowieku, o sąsiedzie, o zięciu, o teściowej, o bracie, o ojcu, o matce...
Ale robię to czystymi rękami. Robię to w ten sposób, aby wyglądało, że to właśnie ja jestem jedynym sprawiedliwym w całej okolicy. Że to właśnie ja mam monopol na nieomylność. Że to właśnie ja, a nie kto inny ma prawo wydawać sądy...
Często i ja powołuję Jezusa na sąd w osobach swoich bliźnich. Wówczas mój brat staje przed wszystkimi obwiniony, skrępowany, znieważony - jak Chrystus przed trybunałem Kajfasza. Brat najmniejszy. Nie tylko ten, który został odarty z dóbr materialnych, ale przede wszystkim ten, który utracił dobra moralne - upadły grzesznik. Obmawiając go i poddając swojej krytyce, sądzimy samego Chrystusa.
Gdybyśmy chociaż sami byli lepsi od tych, których sądzimy. Jednak sądząc innych, obnażamy samych siebie, gdyż najsurowiej osądzamy w nich własne słabości. A Bóg - jak pisze w ewangelii św. Jan - nie posłał na świat swego Syna, aby świat potępić, ale aby świat zbawić. I świat został zbawiony przez Chrystusowe przebaczenie. Jeśli więc chcesz, aby ci Bóg przebaczył, spróbuj przebaczyć najpierw z serca swojemu bratu.
Nie drzyj więc szat nad cudzymi błędami jak Kajfasz, bo staniesz się niewiele lepszy od niego. A przecież każde twoje słowo ma stawać się nasieniem pojednania, pokoju i Prawdy...
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 26-03-09, 19:07

5. Słup.

7 kwietnia 33 roku naszej ery, godzina 5, minut 52. Dziwna godzina, aby przyprowadzać oskarżonego przed oblicze wysokiego urzędnika. Rzymianie jednak wstawali dość wcześnie, poświęcając ranek zajęciom poważnym, popołudniu zaś oddawali się sjeście i rozrywkom. Zresztą, gdyby chwila była jeszcze mniej odpowiednia, Żydzi nie cofnęliby się przed wykonaniem swego zamiaru.
Zasiadł więc Piłat na Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Zasiadł, aby osądzić Boga.
Tak w gruncie rzeczy, to Piłat był antysemitą. Nie lubił Żydów. Nie rozumiał ich. Dla niego, urzędnika rzymskiego, stanowisko prokuratora Judei było raczej kłopotliwe i oznaczało popadnięcie w niełaskę.
I oto teraz, ten naród, którego nie rozumiał, przyprowadza mu jakiegoś rzekomego króla. Jakiegoś proroka, jasnowidza, cudotwórcę. Może chcą go po prostu ośmieszyć. Jego - Rzymianina. Bo przecież ten człowiek nie został schwytany na niczym konkretnym. To znowu jakieś machinacje arcykapłanów i starszyzny żydowskiej. Nie czuł nienawiści do tego Nazarejczyka. Widział w Nim tylko sposobność do pokazania tym znienawidzonym Żydom, kto tak właściwie tu rządzi.
"Nie znajduję w Nim żadnej winy... Uwolnię wam Go na Święta" Lecz podburzony przez kapłanów tłum krzyczy: "Ukrzyżuj... Każę Go wychłostać i uwolnię..." (por. Łk 23, 14-16) Jeszcze raz próbował dokuczyć Żydom, a w gruncie rzeczy dowiódł swej słabości. U Rzymian biczowanie było raczej wstępem do ukrzyżowania. Chciał skłonić Żydów do ustępstw, a tymczasem sam ustąpił pod presją tłumu. Zapomniał, że ustępstwami w sprawach zasadniczych nie wygra się niczego.
Toteż ewangeliści zapisali krótko: "Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie." (Mt 27, 26)
Kamienny słup wysokości 40 - 50 centymetrów, do którego przywiązano Jezusa, musiał już niejedno widzieć. Zazwyczaj był świadkiem śmierci. Okrutnej śmierci pod razami biczów.
Biczowanie było u Żydów karą bardzo starą. Prawo Mojżeszowe
przewidywało, że skazanemu można było wymierzyć jedynie czterdzieści uderzeń. Aby mieć pewność, że Prawo zostanie zachowane, wymierzano ich tylko 39: 13 na piersi i po 13 na prawe i lewe ramię. Skazańca przywiązywano za przeguby rąk do niskiego słupa, co zmuszało go do głębokiego skłonu i wygięcia grzbietu, aby uderzenia sprawiały jak najwięcej bólu.
Do biczowania służył jeden z dwóch rodzajów biczów. Pierwszy, to tzw. flagella; trzy rzemienie skórzane zakończone kulką z ołowiu. Bicz ten używany przez silną rękę mógł złamać obojczyk, lub przetrącić kość pacierzową. Używany umiarkowanie płatami zdzierał skórę z biczowanego. Drugim rodzajem były tzw. flagra, żelazne łańcuszki, zakończone ciężarkami lub kośćmi barana. Wg tekstu św. Marka, przy biczowaniu Jezusa używano tego drugiego narzędzia.
Jak piszą historycy, już po pierwszych uderzeniach - na karku, plecach, ramionach, bokach i nogach skazańca występowały sińce. Potem te części ciała pokrywały się czarno - niebieskimi pręgami i opuchłymi guzami. Następnie coraz to nowe miejsca skóry i mięśni zaczynały pękać. Naczynia krwionośne przerywały się zalewając całe ciało krwią. W końcu biczowany wyglądał jak wielki, zniekształcony kawał pokrwawionego mięsa.
Rzymianie byli doświadczonymi katami. Oni nie przejmowali się żydowskim prawem. U nich biło się dotąd, dopóki sędzia lub fantazja oprawców nie nakazała przerwać biczowania. A przecież Chrystusa biczowali doświadczeni Rzymianie...
O słupie, któryś spłynął krwią niewinną... Słupie, któryś zmusił Zbawiciela do napięcia grzbietu, aby wypełniły się pisma: "Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę..." (Iz 50,6). O nieszczęsny kamieniu, który słyszałeś świst bata i swawolne okrzyki żołdactwa, kiedy ciało Zbawcy wyprężało się pod uderzeniami oprawców... Dlaczego nie chcemy wysłuchać twojego świadectwa?
Całą tę okropną scenę ewangelia zamyka w jednej linijce. Zdawać by się mogło, że święta zgroza wstrzymuje autorów ewangelicznego tekstu od opisywania tej niegodziwości.
Jakby jeszcze tego było mało, uplótłszy wieniec z cierni włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. (por. Mt 27,29)
W Paryskiej Notre-Dame można dziś oglądać relikwie korony - to obręcze z trzciny poskręcane i połączone ze sobą około piętnastu wiązaniami. Jest to tylko obsada gałęzi ciernistych. Dane historyczne mówią, że korona Chrystusa miała kształt rzymskiej czapki o owalnej formie, ściśle przylegającej do głowy.
Szydercza korona po uderzeniami trzciny, wyobrażającej berło. A na Wschodzie spotyka się krzewy o cierniach dłuższych od dłoni i trzciny grube jak pałki.
Czy jednak tylko Rzymianie biczowali? Czy tylko Rzymianie ukoronowali Chrystusa? Przecież jest On codziennie biczowany i koronowany. Codziennie wypraszane jest ułaskawienie dla zabójcy, a zamiast niego na krzyż skazuje się Zbawiciela.
Bo Jezus przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Bo Chrystusa można tylko w całości przyjąć, albo Go w całości odrzucić. Albo przyjąć Go ze wszystkim, co nam głosi i czego od nas żąda, albo tylko udawać, że się Go przyjęło i wówczas biczować Go swoim faryzeizmem, praktykami "na pokaz", chrześcijaństwem dla ludzkiego oka.
Bo Jezus jest biczowany w kościele. Niby przebywa wśród swoich, ale ci Go nie przyjmują. Patrzymy na Niego, słuchamy Go, bierzemy udział w Jego ofierze. Jego ewangelię znamy prawie na pamięć. Czy może nam powiedzieć jeszcze coś nowego? Coś więcej, niż to, co wiemy już od dawna. Czy może nam ukazać jakiś większy lub inny cud, niż to, co objawia się w codziennej mszy i komunii świętej? Można powiedzieć, że istnieje wielu katolików po prostu znudzonych swoim katolicyzmem. Są znudzeni tymi samymi przykazaniami, prawdami, obrzędami, praktykami. Wszystko już dobrze znają i niczego więcej się nie spodziewają. Najchętniej, to daliby sobie już spokój, ale jakoś nie wypada. Więc praktykują, ale ich serca pozostają zimne i nieczułe na Chrystusa. Bo może nawet i nasza znajomość prawd religijnych jest wystarczająca, ale tak właściwie to wcale się nimi nie przejmujemy.
I to właśnie ci "pobożni" bywają najbardziej dotknięci, jeśli w kazaniu czy podczas spowiedzi wytknie się im błędy lub postawi jakieś żądania. Spełniają się wówczas dramatyczne słowa: "Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli."
Nie wiemy dokładnie, ile uderzeń wymierzono Jezusowi podczas biczowania. Ale zapytuje św. Wincenty: gdybyś od tych wszystkich uderzeń zadanych Jezusowi mógł odjąć bodaj jedno, to czyż nie uczyniłbyś tego z największą gotowością?
A przecież jesteśmy zdolni niejedno z tych uderzeń odjąć i złagodzić. Bo biczowanie było straszliwą karą, pokutą, zadośćuczynieniem za grzechy ludzkie. Za wszystkie grzechy. Jeżeli więc starasz się unikać grzechów, walczyć z nimi, unikać pokus do grzechu, możesz ulżyć cierpieniu Zbawiciela. Możesz sprawić, że nie rozlegnie się jeszcze jeden świst bata, a umęczone ciało Zbawiciela nie wypręży się pod kolejnym uderzeniem. To nie od kogo innego, a właśnie od ciebie zależy, czy na umęczonym Przenajświętszym Ciele pojawi się jeszcze jedna pokrwawiona, sina pręga oznaczająca twój grzech.
Być może wydaje się nam, że ulegając grzechowi, ulegając pokusie, zdołamy ocalić jakąś większą wartość. I właśnie wtedy najbardziej przypominamy Piłata. On też był przekonany, że skazując Jezusa na ubiczowanie, ocali Jego życie. Okazało się, że idąc na ustępstwa wobec Żydów, stał się wielkim Przegranym.
W historii Męki Pańskiej to właśnie Piłat jest najbardziej - po Judaszu - skompromitowaną postacią. Dlaczego więc z uporem chcemy go naśladować? A idąc na ustępstwa wobec szatana i grzechu, to jego właśnie naśladujemy. I często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że skazujemy Jezusa na ubiczowanie, które zamienia to Boże Ciało na wielki, zniekształcony kawał pokrwawionego mięsa, przykuty łańcuchem do niewysokiego słupa - świadka Chrystusowej męki. Niemego świadka, który nie może nawet zaprotestować przeciwko tak wielkiej
niesprawiedliwości.
I wreszcie pod presją opinii publicznej Piłat wydał wyrok: "Ibis ad crucem - pójdziesz na krzyż." Piłat wydał wyrok. Ale czy tylko Piłat???
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 03-04-09, 23:01

6. Bruk

Żydowski Talmud dość szczegółowo opisuje egzekucję skazańca. Należało przeprowadzić ją tak, aby wszyscy mogli zobaczyć, jaka kara spotyka przestępców. Skazańca poprzedzał herold, który głośno obwoływał winę skazanego, lub też niósł tabliczkę z wypisanym wyrokiem. W Rzymie orszakowi towarzyszyli żołnierze: czasem czterech, lecz także mogło ich być nawet stu, gdy np. obawiano się rozruchów. A zatem orszak "Żydowskiego Króla" musiał być dość liczny.
Piłat chciał dopiec Żydom, stąd na tabliczce "było napisane: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. (...) A było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim" Na sprzeciw Arcykapłanów odpowiedział dumnie: "Com napisał – napisałem" (por. J 19,19-22).
Ruszył więc Jezusowy orszak wąskimi ulicami Świętego Miasta. Postanowiono tez dołączyć do Niego dwóch bandytów, których najprawdopodobniej schwytano z bronią w ręku. Być może chciano się ich pozbyć, ale też możliwe, że w ten sposób chciano Jezusa zrównać z pospolitymi przestępcami. To nic nowego. Izajasz pisał, że Mesjasz "siebie na śmierć ofiarował i policzony został między przestępców". (Iz 53,12)
Z twierdzy Antonia wyruszyli wkrótce przed południem. Skazaniec musiał pokonać około 400-500 metrów. Teraz nie można już dokładnie ustalić, którędy Jezus szedł na Golgotę, jednak tradycja pochodząca z IV wieku ukształtowała trasę, która dziś podążają pielgrzymi.
Jezus z całą pewnością musiał zejść po schodach biegnących stromo w dół od świątyni do potoku Tyropeon, który wyżłobił głęboki jar przecinający miasto. Potem trzeba było wspiąć się na drugi brzeg ku miejscu kaźni.
500 metrów. Niby niewiele, ale biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich godzin, ta droga zdawała się nie mieć końca. Historyk Plutarch przekazał, ze skazańcy sami musieli nieść krzyż. Potwierdza to św. Jan; "On sam dźwigając krzyż, wszedł na miejsce zwane miejscem czaszki". (J 19,17)
Najprawdopodobniej Jezus niósł tylko poprzeczną belkę - pionowa stała wkopana na miejscu straceń - co i tak daje ciężar około 30 kg. Dwa i pól metra drzewa, na którym miał zakończyć życie. Skazańcowi wiązano sznurem przeguby rąk, ale między dłońmi pozostawiano trochę luzu, aby mógł objąć belkę. Umieszczano ją na prawym ramieniu. Obejmował ją rękami, nawet więc gdyby się wyślizgnęła, nie mogłaby upaść na ziemię. W ten sposób skazaniec – w razie potknięcia, nie mógł podeprzeć się rękami i zazwyczaj padał twarzą na bruk. 30 kilogramów. Niby niewiele, podobnie jak owe 500 metrów. Jednak ten ciężar musiał być zbyt wielki dla Człowieka, wycieńczonego całonocną modlitwą, zdradą przyjaciół, śledztwem, biczowaniem, upływem krwi. Gorące, kwietniowe słońce wysuszało powietrze. Wokół kłębiący się tłum, żądny sensacji i tylko nieliczne gesty życzliwości, które podtrzymują na duchu... Choć czasem do pomocy trzeba przymusić.
Szymon wracał z pola. Najprawdopodobniej był Grekiem pochodzącym ze stolicy afrykańskiej Cyrenajki – słynnej Cyreny. Widocznie oprawcy bali się, że przedwczesna śmierć Jezusa zepsuje cała zabawę i uniknie kary, dlatego wybrali pomocnika. Być może on chciał tylko przyjrzeć się orszakowi a żołnierze zmusili go do pomocy skazańcowi. Musiał pewnie potem gorzko przeklinać swoją ciekawość. Ale nie miał wyjścia – gdyby odmówił, rzymianie mogli go wychłostać. Wąskie uliczki, niemal takie same, jak dzisiaj, otoczone wysokimi murami domów z nielicznymi oknami, nierówny bruk pod nogami, gdzie łatwo potknąć się na śliskich kamieniach...Prawdziwa Krzyżowa Droga...
Pierwsza stacja znajduje się na dziedzińcu muzułmańskiej szkoły, gdzie kiedyś wznosiła się twierdza Antonia. To tu Jezusa skazano na śmierć.
I zaraz obok, tam, gdzie dziś wznosi się franciszkański klasztor Biczowania, Jezus podjął ostateczny ciężar: ciężar krzyża. To druga stacja Jego drogi.
Przechodząc pod rzymskim łukiem zwanym "Ecce Homo", dochodzimy do skrzyżowania z ulicą El-Wad, biegnąca doliną potoku Tyropeon od Bramy Damasceńskiej aż do Muru Płaczu. Po lewej stronie widzimy polską kaplicę trzeciej stacji. Odbudowano ją dzięki staraniom polskich żołnierzy i uchodźców. To tutaj Jezus upadł po raz pierwszy.
Po przejściu kilkunastu metrów napotykamy małą kapliczkę wybudowaną z ofiar Polaków. Ołtarz z białego marmuru podtrzymywany przez dwa orły, przedstawia spotkanie z Matką.
Kilka metrów dalej stacja piąta, która znajduje się na skrzyżowaniu ulicy El-Wad z Via Dolorosa. Stacja, gdzie wspominamy przymuszona pomoc Cyrenejczyka. Nie wiemy, jakie skutki miało to spotkanie, ale Ewangelista Marek podaje imiona dwóch synów Szymona, którzy byli potem znani w rzymskiej gminie chrześcijańskiej.
Jesteśmy niemal na dnie doliny Tyropeon. Teraz, wspinając się pod górę ulicą Via Dolorosa, po stu metrach napotykamy stacje szóstą. Tutaj greko katolicka kaplica upamiętnia odważny czyn niewiasty, który – jak mówi tradycja – Pan nagrodził odbiciem na chuście swego Przenajświętszego oblicza.
Idąc cały czas pod górę do skrzyżowania z ulicą Suq Khan ez-Zeit oczom naszym ukazuje się stacja siódma. Ostatni odcinek sprawia trochę kłopotu nawet zdrowemu, silnemu człowiekowi. Cóż zatem mówić o wyczerpanym Jezusie? Trzeba przejść przez bramę Sądową i tam w małej franciszkańskiej kaplicy wspominamy powtórne zetknięcie Jezusa z Jerozolimskim brukiem.
Skręcając w lewo w wąską uliczkę na ścianie greckiego klasztoru św, Karalambosa dostrzegamy w ścianie mały kamień, który upamiętnia spotkanie Jezusa z niewiastami.
Po przejściu kilkudziesięciu metrów i okrążeniu klasztoru wchodzimy ciasną uliczką po schodach na górę, do IX stacji.
Kolumna koptyjska wskazuje miejsce, gdzie Zbawiciel upadł po raz trzeci. To tylko kilkanaście metrów od szczytu Kalwarii. Przechodząc między dwoma budynkami dochodzimy do małych drzwi w głębi ulicy, które wprowadzają nas do Bazyliki Bożego Grobu.
Po stromych schodach można wejść na szczyt Kalwarii. Wznosi się ona ok. 5 metrów ponad posadzką Bazyliki. Krzyż zatknięty w skałę ukazuje tamto wydarzenie. W skale widać szczelinę, która powstała w chwili śmierci Jezusa, "Gdy ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać" (Mt 27,51).
Schodząc na dół mijamy miejsce, gdzie Maryja trzymała w ramionach martwe ciało Syna i kamień namaszczenia, gdzie przygotowano pogrzeb. Tuz obok grota Grobu Chrystusa. Po ogrodzie wspominanym w Ewangeliach nie ma już śladu, ale reszta pozostała...
Dotarliśmy do końca drogi Krzyżowej. Drogi po jerozolimskim bruku. Drogi, którą znaczyły krople krwi Zbawiciela. Drogi zroszonej Jego potem. Drogi, gdzie na kamieniach brukowych pozostała starta do kości skóra. Bruk Jerozolimski, który może nas czegoś nauczyć.
Setki tysięcy ludzi podążało tą drogą, którą i my przed chwila przeszliśmy oczami wyobraźni. Za Jezusem po tym bruku też – jak pisze św. Łukasz, "szło mnóstwo ludu" (Łk 23,27). Gapie spragnieni wrażeń, żądni zemsty faryzeusze, wreszcie ci, którzy współczuli, chcieli pomóc, których do tej pomocy przymuszono...
Droga po jerozolimskim bruku... On nas także czegoś uczy. Uczy, że zawsze można powstać. Ile razy nam samym przydarzył się upadek. Zetknęliśmy się z brukiem. Na początku podrywaliśmy się od razu i z zapałem szliśmy dalej... Potem, w miarę upływu czasu, sił było coraz mniej i powstanie z upadku było coraz trudniejsze. Aż wreszcie może przyszła chwila, że doszliśmy do wniosku, że tu, na dole jest całkiem dobrze. I wcale już nie chce mi się wstawać. Chcę tylko przytulić twarz do bruku, żeby już nie widzieć tych, którzy powstali i poszli dalej. Zróbcie większy krok, przejdźcie nade mną i dajcie mi spokój. Po co wstawać, jeśli za chwile znowu upadnę... Wszyscy tak się zachowują, wiec i ja mogę leżeć. Nieważne, że to bruk, ważne, że nie muszę się męczyć i wysilać na wstawanie, tak wygodniej... Tylko pytanie podstawowe ciśnie się na usta i w serce, czy nie zostanę tu, na tym bruku zupełnie zadeptany nie tylko przez przypadkowych przechodniów, ale przez kurz i brud, który coraz bardziej pokrywa mnie leżącego na tym nieszczęsnym, a jednocześnie błogosławionym bruku. To przecież po nim stąpał Ten, Który dał mi przykład upartego ciągłego powstawania wbrew wszystkiemu i wszystkim?...
A gdyby Jezus pozostał na tym bruku, co byłoby z naszą wiecznością? On powstał i zapewnił nam szczęśliwa wieczność. On już zrobił swoje. Teraz pora na ciebie, na mnie, na nas... Teraz my musimy powstać. Bez względu na to, jak dawno upadłem, jak bardzo brak mi sił... Jak długo już leżę?..
A może, co jeszcze gorsze, wcale nie zdaje sobie sprawy z tego, że już dawno leżę na tym bruku i wcale nie mam zamiaru się podnieść? I wydaje mi się, że świętość, to główka przekrzywiona, złożone rączki i spuszczone oczka, sztuczna powaga. I jeszcze kółko nad głową. Koniecznie. A może raczej potrzebne byłoby kółko na czole, bo taka postawa ze świętością nie ma nic wspólnego. Drażni nas słowo ’świętość’, bo mierżą nas karykatury świętych. A każdy z nas jest stworzony i powołany do świętości. Tylko czy potrafię pożegnać ten wygodny bruk po to, aby podjąć trud bycia świętym...
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 10-04-09, 12:14

7. Krzyż.

Każda droga, nawet najdłuższa, musi mieć swój koniec. Także i ta droga musiała kiedyś dobiec kresu. Cały czas wznosząc się pod górę, zakończyła się wreszcie na wierzchołku Kalwarii.
Nagi pagórek przypominający swym kształtem czaszkę. Występ skalny o wysokości kilku metrów. Tak, aby skazańcy, widoczni z daleka, byli przestrogą dla innych
Wiele okrutnych mąk wymyśliła ludzkość, by dopełnić tego, co nazywa miarą sprawiedliwości. Ale tylko jedna z nich stała się symbolem Zwycięstwa.
Zdzierają szaty, które zdążyły już przyschnąć do otwartych ran. Umęczone ciało na nowo spływa sumieniami krwi. Niewypowiedziany ból wstrząsa ciałem skazańca. Ramiona i plecy poszarpane do samych kości. Nie wiemy, czy pozostawiono Zbawicielowi choć przepaskę na biodra. Ale to nie Rzymianie odarli z szat Jezusa. To grzechu nieczystości, pożądania i bezwstydu...
Na pamiątkę tej udręki Chrystusowej Kościół w Wielki Czwartek obnaża ołtarze, aby uczcić tę moralną mękę Zbawcy, dla odkupienia naszych grzechów.
Zanim przystąpiono do egzekucji podano Jezusowi wino zmieszane z mirrą. Napój skazańców, który powodował rodzaj narkotycznego otępienia, aby cierpienia były mniej bolesne. "Jednak skosztowawszy, nie chciał pić" - zanotowali ewangeliści. (Mt 27,34; Mk 15,23) Jezus chciał umierać w pełni świadomie, aby swe cierpienia ofiarować za nas. Śmierci, na którą się zgodził, nie można fałszować.
Sosnowa belka i długie, kute kolce. Takie, jakie używają cieśle do spajania belek. Ostatni już niemi świadkowie najbardziej haniebnego wydarzenia w dziejach świata. Najbardziej haniebnego, a jednocześnie najbardziej zbawczego świadectwa Miłości Najdoskonalszej.
Ewangeliści zanotowali krótko: "Tam Go ukrzyżowano." (J 19, 18) Niestety, to słowo i fakt tak bardzo spowszedniały milionom ludzi na świecie. Spróbujmy zatem spytać tych niemych świadków, aby ożywić w sobie tę zbawczą rzeczywistość. Niech to nieme świadectwo poruszy nasze zatwardziałe serca i sprawi, że potrafimy docenić to upalne popołudnie 14 nizan 33 roku naszej ery.
Na szczycie wzgórza sterczały pionowe pale, wkopane tam na stałe dla wykonywania wyroków. Poziomą belkę przynosił skazaniec na własnych barkach. Obie belki łączono ze sobą w trakcie egzekucji. Aby ciężar wiszącego ciała nie rozerwał dłoni skazańca, umieszczano na pionowej belce niewielki, grubo ciosany, wystający kawałek drewna. Podpora ta wbijała się klinem pomiędzy nogi ofiary, co przysparzało cierpień.
Powalono Jezusa na ziemię. Pod rozłożonymi ramionami miał przyniesioną przez siebie belkę. Przybito ręce, wbijając gwoździe w kości nadgarstka. Tam przebiegają nerwy, których uszkodzenie powoduje potworny ból. Za pomocą lin podniesiono Jezusa w górę, aby połączyć obie belki. Nogi przybito, kiedy Zbawiciel wisiał już na drzewie.
Gwóźdź długości co najmniej 20 cm i średnicy około 2 cm toruje sobie drogę przez żywe ciało. Krew tryska na młot kata. Ta okrutna rzeźnia musi ścisnąć za serce.
Chrześcijanie odmawiają każdego dnia, że "Ukrzyżowan, umarł i pogrzebion". Ale czy myślą o straszliwej rzeczywistości tego ostrego kolca, przedzierającego się przez mięśnie i kości? Czy myślą o krwi tryskającej z rozdzieranego ciała, o nieskoordynowanych drgawkach torturowanego człowieka?
Ostatnie uderzenie młota i rozpoczęła się męka. Kiedy Ukrzyżowany zawisł na ramionach, ból paraliżował jego mięśnie, a płuca nie były w stanie usunąć powietrza. Aby się nie udusić, zwalniał więc napięcie ramion, wspierał się na przebitych stopach, unosił się na nich o jakieś 25 - 30 cm, a wówczas mógł odetchnąć. Ale znowu ból mięśni i kości wspartych na gwoździu był tak straszny, że trzeba było zwolnić mięśnie nóg i ponownie zawisnąć na rękach. I znowu przeżywać straszne męczarnie duszenia. Ta zmiana następowała co kilka minut. Wyczerpany torturami, Jezus nie mógł długo ponawiać tych wysiłków. Dusił się.
Wreszcie rozprężone ramiona przybierają pozycję ukośną, ciało opada. Ludzki łachman układa się w rodzaj tragicznego zygzaka. Głowa, wstrząsana zrazu przedśmiertną czkawką opada w końcu na piersi, wspierając się brodą o mostek. Nie ma w tym opisie nic z owej podniosłej atmosfery, którą widzimy na obrazach przedstawiających ukrzyżowanie. Tylko strzęp pokrwawionego, oplutego, zakurzonego ciała, które właściwie wcale nie przypomina już ciała Człowieka.
Przecież mógł jednym słowem przewrócić krzyż, powalić oprawców i żołnierzy legii, rozproszyć tłum ciekawskich. Ale - jak pisze Izajasz Prorok - "Dręczono Go, lecz sam dał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca, niema wobec strzygących ją." (Iz 53,7)
Niedaleko od Kalwarii, w dzielnicy Bezetha musiały smutno beczeć ofiarne jagnięta, które nabywcy targowali na paschalną ucztę. Ale Nowa Paschalna Uczta już się rozpoczęła, bo Krew Bożego Baranka zaczęła już płynąć.
Konanie trwało trzy godziny. Od szóstej do dziewiątej, czyli od południa do godziny piętnastej. W te najgorętsze godziny dnia Jezus cierpiał i konał wśród gwaru przechodniów, gapiów, ciekawskich. Ruchliwą drogą nieopodal Golgoty ciągnęły tłumy prawowiernych Żydów zdążających do Jerozolimy na święto Paschy.
Szyderstwa i krzyki: "Ej, Ty, który burzysz świątynię... Jeśli jesteś Królem Żydowskim... Innych wybawiał..." (por. Mk 15,29-32)
Ktoś litościwy podaje gąbkę napełnioną wodą pomieszaną z octem. Zazwyczaj widzimy w tym chęć dokuczenia Jezusowi, podczas gdy był to gest litości, podobny do gestu Weroniki. Woda pomieszana z octem była napojem orzeźwiającym rzymskich żołnierzy, pełniących służbę w gorącej Galilei. Ten gest miłosierdzia rzymskiego legionisty sprawił, że wypełniły się słowa Pisma: "Gdy byłem spragniony, poili mnie octem." (Ps 69,22)
Spod krzyża słychać trzask dartego płótna - to żołnierze rozdarli płaszcz Chrystusa. Należał się im zgodnie z prawem. O tunikę jednak rzucili los. Nie chcieli jej niszczyć. "Moje szaty dzielą między siebie i lis rzucają o moja suknię." (Ps 22,19)
Podział majątku. To wszystko działo się na oczach konającego Jezusa. Wiemy - może nawet na podstawie własnych obserwacji - jak przykre sceny rozgrywają się nieraz wokół łoża umierającego człowieka. Jeszcze za jego życia i na jego oczach rozchwytuje się to, co po nim zostanie. Albo od człowieka konającego wyłudza się jego własność, bo jemu już nie będzie potrzebna. Jezus chciał to przecierpieć, aby odkupić grzechy chciwości, skąpstwa, zazdrości...
Ciemności ogarnęły ziemię. W Świątyni przystępowano do obrzędów otwierających Paschę. Arcykapłan w niebieskiej szacie wstępuje po stopniach ołtarza całopaleń.
Na Golgocie, z wysokości krzyża pada jeszcze kilka zgłosek: "Wykonało się." Potem ostatnia modlitwa: "Ojcze, w ręce Twoje..." (por.J 19,30; Łk 23,46) Jest to jakby ostatni wielki krzyk, jakby ostatni oddech kończącego się życia.
Twarz Jezusa nabierała barwy czerwonej, niemal fioletowej. Pot wytrysnął wszystkimi porami skóry i spływał strumieniami, mieszając się z krwią. Wreszcie całe ciało okryło się śmiertelną bladością. Rysy twarzy kurczyły się i zaostrzały. Wzrok znieruchomiał. Całym ciałem wstrząsnął dreszcz. Głowa pochyliła się na piersi. Jeszcze jedno westchnienie - i kielich cierpienia wychylony został do ostatniej kropli...

Długoś szukał mnie zmęczony, zbawił krzyżem udręczony, niech ten trud nie będzie płony.
Całe życie chrześcijanina powinno być stopniowym umieraniem na krzyżu. Jak pisał laureat nagrody Nobla - Czesław Miłosz - jest rzeczą niemoralną pisać o umieraniu wyłącznie z pozycji obserwatora. Zwłaszcza, jeżeli rozważa się umieranie Chrystusa. Wszelkie powołanie chrześcijanina jest powołaniem na krzyż. Bo to ON przyszedł, aby wstąpić na krzyż. Dla nas jest to przede wszystkim krzyż codziennych zadań i obowiązków.
Lecz nie bierze się krzyża, aby go w jakiejś chwili porzucić. Nie można go odłożyć przy piątej czy dziesiątej stacji. Krzyż bierze się po to, aby na nim umrzeć.
Błażej Pascal powiedział, że każdy jest skazany na śmierć, z nieokreślonym odroczeniem. Jednak dzięki tamtej śmierci, tam - w Jerozolimie, 14 nizan 33 roku naszej ery, ta śmierć nie jest końcem, ale dopiero początkiem.
Bo po niemych świadkach męki Chrystusa: oliwkach, srebrnikach, szacie arcykapłana, koronie cierniowej i słupie do biczowania, po jerozolimskim bruku i sosnowym krzyżu, zawsze jest jeszcze jeden świadek. Milczący, ale głośno krzyczący przez swoje świadectwo.
Bo zawsze po męce Golgoty jest jeszcze jeden świadek - jest pusty grób Wielkanocnego Poranka.
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

Awatar użytkownika
Agunik
Przyjaciel forum
Posty: 347
Rejestracja: 10-03-12, 00:25
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re:

Post autor: Agunik » 02-04-12, 19:17

Bardzo dobre rozważania. Sądzę, że warto je odświeżyć
Z Bożym pozdrowieniem!
Agnieszka
--------
Odnowię bowiem moje przymierze z tobą i poznasz, że Ja jestem Pan,
abyś pamiętała i wstydziła się,
i abyś ze wstydu ust swoich nie otwarła wówczas,
gdy ci przebaczę wszystko, coś uczyniła. (Ez 16,62-63)


holt
Przyjaciel forum
Posty: 36
Rejestracja: 29-01-09, 23:28
Lokalizacja: Nowy Sącz

Re:

Post autor: holt » 02-04-12, 21:22

Agunik pisze:Bardzo dobre rozważania. Sądzę, że warto je odświeżyć
Dzięki za miłe słowo. Zapraszam do Brzeska do św. Jakuba w ostatni piątek miesiąca na 18.00 mszę z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała.

http://www.jakub.bwi.pl/index.php?optio ... &Itemid=50

Polecam się modlitwie. Błogosławionego Triduum Sacrum
Pan jest WIELKI (Ps 40,17)

ODPOWIEDZ