Poprosiłam - "proście, a będzie wam dane" i w moje ręce trafiła malutka książeczka Pana Enzo Bianchi "Po co i jak sięmodlić?"
Być może nie jestem osamotniona w moich dylematach i komuś to się przyda, a byćmoże nie.

Już na samym początku przekonałam się, że pierwsi uczniowie też uznali,że modlitwa nie jest sprawą łatwą i prosili Jezusa: Panie, naucz nas modlić się. (Łk 11,1) - to mnie podniosło na duchu

Modlitwa jest czynnością, która nie dokonuje się sama z siebie, ponieważ nie koresponduje z naturalną aktywnością człowieka ani też nie może zostać zredukowana do emocjonalnej spontaniczności lub ezoterycznego poszukiwania technik medytacyjnych.
Modlitwa jawi się, wedle objawienia biblijnego jako dar - odpowiedź człowieka na uprzednią i darmową decyzję Boga by wjeść z Nim w relację.
Jest zdjęciem z piedestału własnego "ja", aby "ja" Chrystusa stanęło w nas na pierwszym miejscu.
Jak pisze Bianchi jesteśmy obecnie świadkami swego rodzaju zejścia modlitwy osobistej na dalszy plan, a jest ona najprostszym i najbardziej praktycznym sposobem wyrażania wiary.
Wymienia kilka przeszkód, które stają na drodze praktyki modlitwy w formie zjawisk kryjących się w klimacie kulturowym, którym się oddycha:
1. Narcyzm - pieczęć, która naznacza nasze społeczeństwo; prawdziwy styl życia współczesnego człowieka. To przesadne inwestowanie we własny wizerunek kosztem autentycznego "ja", w indywidualizm, który szkodzi zdloności mówienia "ty", "my". Efektem tego jest patologiczne "ja", wyrażające się przez pierwszeństwo udzielane temu, co emocjonalne, nad tym, co racjonalne i przez skrajne osłabienie życia wewnętrznego, wymiaru, który jest coraz mniej znany. - Pod tym podpisuję się dwoma rękoma

2. Indywidualizacja wiary- w nowoczesnych społeczeństwach przystąpienie do religii staje się coraz bardziej indywidualnym wyborem, a nie przyjęciem tradycji przekazanej przez pokolenia.
3. Synkretyzm - pluralistyczny radykalizm i indywidualizm zrodziły synkretyzm, obojętność , brak zróżnicowania duchowości. Jednostka czuje sięupoważniona do najdziwniejszych mieszanek religijnych: "Szczypta islamu, odrobina judaizmu, kilka okruchów chrześcijaństwa, łyk nirwany, z możliwością wszelkich kombinacji, co zakłada także dodanie odrobiny marksizmu, jak również sporządzenie pogaństwa na własną miarę". (P. Valadier). Wyraża się to w modnym ostatnio poszukiwaniu Boga, z wykorzystaniem technik medytacji i inicjacji pochodzących z Dalekiego Wschodu, często stosowanych w sposób niewprawny.
4. Szerzenie się różnych odmian tzw. religii matki - powrót do wczesnych form doswiadczenia duchowego w poszukiwaniu jedności z bogiem odczuwanym jako "Energia", "Ocean bytu", a nie jako Bóg Osobowy. New Age itp. Emocjonalne ciepło zamkniętej grupy mylone jest z głębią doświadczenia religijnego, uczucie i wenętrzne wrażenie z autentycznością doświadczenia Boga.
5. Patologiemożliwe do zweryfikowaniana poziomie kościelnym i dające się streścić w tendencjach takich jak fundamentalizm, charyzmatyzm i przesadne "ukościelnianie" rzeczywistości wiary. Zawierająone przede wszystkimz niekształcenia oblicza Kościoła, które przybierają odpowiednio formę "sekty", "ruchu" kierowanego przez charyzmatycznego lidera i "kościoła przedsiębiorstwa". Jeśli chodzi o konsekwencje takich zjawisk dla modlitwy to kończy ona schodząc na mielizny dogmatyzmu lub przyjmując funkcję samopotwierdzania członków grupy, w prymacie emocjonalności i wierze we własne cudotwórcze możliwości, w sprowadzeniu wielorakich form modlitwy do tych bardziej instytucjonalnych i zewnętrznych.
6. Oderwanie rzeczywistości eklezjalnej od życia duchowego - dzisiaj środowisko kościelne nie jest już postrzegane jako szkoła, która wprowadza w sztukę"życia w Chrystusie". Kościół stał s^ębardziej szafarzem słów etycznych, społecznych, politycznych i ekonomicznych i wydaje się, że zatracił zdolność posługiwania się swoim własnym przesłaniem. Przyjęła sięidea, że życie chrześcijańskie jest tożsame z zaangażowaniem społecznym, altruistycznym stylem życia, do tego stopnia, że "życie eklezjalne" jest już synonimem aktywności organizacyjnej i duszpasterskiej, a nie miejscem zdolnym wprowadzać w życie duchowe. I tak zagubiła sięświadomość, że przekaz wiary ze strony Kościoła powinien być także przekazem sztuki modlitwy, uprzywilejowanąprzestrzenią, w której wierzący może dojść do autentycznego doświadczenia poznania Pana w wierze.
A teraz najważniejsze

Jest to zabieg celowy

Ja wiem, że mamy tu do czynienia z osobami, które już daleko w swoim rozwoju duchowym zaszły. Jednak ja jestem na początku swojej drogi.
I jeszcze błądzę.

P.S. Przepraszam, ale nie mogę siępowstrzymać, żeby nie używać tych ikonek

ale już na poważnie.
Nie ukrywam,że bardzo często właśnie w ten sposób myślałam o modlitwie... I tu był pies pogrzebany.
Ale mnie olśniło.

Okazało się jednak, że modlitwa jest przede wszystkim słuchaniem, które ma doprowadzić do przyjęcia obecności Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Jak pisze Bianchi, czynności ta wydaje sięprosta, ale przez to wcale nie jest łatwa (uff - nie jest ze mną aż tak źle

A tutaj już zupełnie kuleję

Prawdziwie modlącym się, począwszy od Abrahama, jest ten, kto słucha, kto z uwagą słucha Boga. Dlatego cenniejsze posłuszeństwo od ofiary, to znaczy lepsze od wszelkiej innej relacji między człowiekiem a Bogiem, która opiera sięna kruchym fundamencie ludzkiej inicjatywy.
Co więcej, można by powiedzieć, że jeśli dla Boga "na początku jest Słowo", to dla człowieka "na początku jest słuchanie!" W NT ta prawda zostaje zreasumowana w godny podziwu sposóbwe wprowadzeniu do Listu do Hebrajczyków: "Bóg wielokrotnie i na wiele sposobów przemawiał dawniej do ojców przez proroków. W tych dniach ostatnich przemówił do nas przez Syna" (Hbr 1, 1-2); teraz już ku Niemu, ku Synowi musi kierować się nasze słuchanie, w następstwie polecenia Ojca: "On jest moim Synem umiłowanym, Jego słuchajcie!" (Mk 9,7).
A zatem oczywiste jest, że autentyczna modltwa rodzi się tam, gdzie jest słuchanie: "Mów Panie, bo sługa Twój słucha" (1 Sm 3,9)
Tak, słuchanie jest modlitwą i ma całkowite pierwszeństwo, o ile uznaje Bożąinicjatywę oraz fakt, że Bóg jest podmiotem naszego z Nim spotkania: nie oznacza pasywności, lecz aktywną odpowiedź, działanie - w całym tego słowa znaczeniu - stworzenia w relacji do swojego Stworzyciela i Pana.
Tam gdzie nie jest wystarczająco jasny prymat słuchania Boga, tam modlitwa skłania sięku temu, by stać się aktywnością ludzką i zmuszona jest karmić sięaktami i formułami, w których jednostka szuka swojej satysfakcji i zabezpieczenia: staje się wówczas epifanią duchowej zuchwałości, namiastkąwłasnej realizacji woli Bożej. W najlepszym razie przekształca sięw dyscyplinę koncentracji, która może eliminuje roztargnienia, ale nie otwiera realnie na modlitewnąuwagę skierowanąna Pana, który przemawia i który kocha: który mówi, ponieważ kocha!
Palce mi odpadają.

C.D.N.
O ile ktoś se będzie tego życzył
