Strona 1 z 1

Myśl z okazji Bożego Narodzenia

: 22-12-09, 03:24
autor: o. Placyd Koń
Boże Narodzenie. Jakie jest nasze pierwsze skojarzenie, kiedy słyszymy te słowa? Myślę, że dla większości z nas bardzo pozytywne. Bowiem świętowanie narodzin Pana Jezusa przypomina nam rodzinę, dzieciństwo, radość bycia razem, słowem, nasze najlepsze wspomnienia... Z biegiem czasu może zdarzyć się nawet, że stają się one wyidealizowane, piękniejsze niż rzeczywiście były.

Zastanawiałem się, jakie jest najważniejsze przesłanie tego, że wszechmogący Bóg stał się w Jezusie Chrystusie człowiekiem i narodził się jako bezbronne, słabe dziecko wymagające opieki. Sądzę, że najważniejszym przesłaniem tego faktu jest zachęta skierowana do nas, abyśmy przyszli do Pana Boga, tacy jacy jesteśmy. On nie chce nas przerazić, ale zachęcić do ufności. Każdy może przyjść taki, jaki jest, bo On kocha nas takimi, jacy jesteśmy, każdego z osobna i wszystkich razem. Ale kocha nas za bardzo, aby pozwolił nam zostać takimi, jacy jesteśmy. On wzywa nas do przemiany naszego myślenia.

Pierwszą zmianę, jakiej On oczekuje od nas jest pewnie to, żebyśmy zrewidowali nasz obraz Boga. Pan Bóg nie jest mściwym i złośliwym Sędzią, który tylko czeka, aby nas za coś ukarać. Kim jest Pan Bóg - objawia nam Jego Syn najbardziej w tajemnicy swego człowieczeństwa - w Jego narodzeniu i ukrzyżowaniu. Zarówno Dziecię Jezus leżące w żłóbku, jak i Ukrzyżowany objawiają bezbronność, pokorę, posłuszeństwo woli Ojca, a w tym wszystkim - miłość Pana Boga do ludzi.

Pan Bóg stał się człowiekiem, dziecięciem. I to jest wzór dla nas. Pan Jezus powiedział: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Musimy odmienić się, jeśli chcemy wejść do królestwa niebieskiego. Pan Jezus dał nam tego przykład.

Jak to zastosować do naszego życia? Każdy musi znaleźć odpowiedź jemu właściwą. Myślę, że jakąś podpowiedzią jest historia, którą niedawno otrzymałem w e-mailu. Zwykle nie posyłam dalej takich e-mailu i lądują one w koszu, ale ponieważ ta (prawdziwa, jak sądzę) historia wzruszyła mnie i zrobiła na mnie duże wrażenie, chcę się nią podzielić z czytelnikami tego forum.

Na olimpiadzie niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie w Seattle, dziewięciu uczestników stanęło na starcie sprintu na dystansie 100 m. Po sygnale startowym bieg się zaczął. Nie wszyscy biegli, ale każdy chciał uczestniczyć i zwyciężyć. W pewnym momencie jeden z chłopców potknął się i upadł, następnie zaczął płakać. Pozostali usłyszeli jego płacz, zwolnili i odwrócili się, aby zobaczyć, co się stało. Zatrzymali się i wszyscy bez wyjątku wrócili do leżącego na ziemi. Dziewczyna z syndromem Downa usiadła obok niego, objęła go i spytała: "Czy teraz czujesz się lepiej?" Następnie wszyscy razem przemaszerowali ramię w ramię pozostały odcinek do mety. Widownia wstała i uczciła to bardzo długą owacją…

Czy coś takiego byłoby możliwe w świecie "normalnych" - tzn. pełnosprawnych, zdrowych i zdolnych? Wątpię. W każdym razie trudno mi to sobie wyobrazić. Myślę, że właśnie ci niepełnosprawni pomagają nam zrozumieć sens Bożego Narodzenia i tego, co to znaczy, "stać się jak dziecko".