Kara Boska
Moderator: Marek MRB
Kara Boska
Nie chcę prowokować forumowiczów do podważania słów kapłana, ale jestem ciekawa waszej opinii na zaistniałą sytuację.
Urodziłam swoje dziecko na długo przed terminem rozwiązania… Miałam ogromny żal do Boga, czułam złość i miałam wielkie problemy z modlitwą w tym czasie. Łatwiej było mi prosić innych o modlitwę niż zwracać się do Boga osobiście. Wypływało to głównie z tego, że pomimo moich gorących próśb i modlitw (jeszcze przed poczęciem) o to abym mogła donosić ciążę i urodzić zdrowe dziecko, spotkało mnie to co spotyka statystycznie naprawdę mało kobiet w porównaniu do rodzących w terminie – poród przedwczesny i skrajne wcześniactwo dziecka. Z czasem zdołałam przyjąć taką wolę Bożą i pogodzić się z nią ale dalej dręczyły mnie pytania: Dlaczego Bóg mi to zrobił? A jeśli nie On to zrobił, to czemu nie zapobiegł. Przecież jest wszechmocny?
(Może te pytania są na poziomie przedszkolaka a nie dojrzałej/dorosłej osoby-katolika. Ale tak ze mną jest, że w swojej wierze czuję się jak przedszkolak.)
Opowiedziałam o tym księdzu, jego odpowiedź brzmiała: "A czy zachowywałaś czystość przedmałżeńską? Bo jeśli nie to już wiesz skąd te problemy. Wybieramy swoje ścieżki, a nie Boże i później cierpimy."
Czy zgadzacie się z takim rozumieniem kary Bożej? Czy może ja to źle zrozumiałam (w takim razie może się znajdzie ktoś kto mi wyjaśni o co chodziło kapłanowi)? Szczerze mówiąc spodziewałam się różnych odpowiedzi typu "Nieznane są wyroki Boskie", "Może Bóg chciał Ci coś przez to powiedzieć, mimo, że nie rozumiesz jeszcze co" itd. Ale nie takiej odpowiedzi.
Czy rzeczywiście Bóg działa na zasadzie "bodziec-reakcja"? Bo jeśli tak to wcześniaków powinno być conajmniej 90% wśród urodzonych dzieci.
Urodziłam swoje dziecko na długo przed terminem rozwiązania… Miałam ogromny żal do Boga, czułam złość i miałam wielkie problemy z modlitwą w tym czasie. Łatwiej było mi prosić innych o modlitwę niż zwracać się do Boga osobiście. Wypływało to głównie z tego, że pomimo moich gorących próśb i modlitw (jeszcze przed poczęciem) o to abym mogła donosić ciążę i urodzić zdrowe dziecko, spotkało mnie to co spotyka statystycznie naprawdę mało kobiet w porównaniu do rodzących w terminie – poród przedwczesny i skrajne wcześniactwo dziecka. Z czasem zdołałam przyjąć taką wolę Bożą i pogodzić się z nią ale dalej dręczyły mnie pytania: Dlaczego Bóg mi to zrobił? A jeśli nie On to zrobił, to czemu nie zapobiegł. Przecież jest wszechmocny?
(Może te pytania są na poziomie przedszkolaka a nie dojrzałej/dorosłej osoby-katolika. Ale tak ze mną jest, że w swojej wierze czuję się jak przedszkolak.)
Opowiedziałam o tym księdzu, jego odpowiedź brzmiała: "A czy zachowywałaś czystość przedmałżeńską? Bo jeśli nie to już wiesz skąd te problemy. Wybieramy swoje ścieżki, a nie Boże i później cierpimy."
Czy zgadzacie się z takim rozumieniem kary Bożej? Czy może ja to źle zrozumiałam (w takim razie może się znajdzie ktoś kto mi wyjaśni o co chodziło kapłanowi)? Szczerze mówiąc spodziewałam się różnych odpowiedzi typu "Nieznane są wyroki Boskie", "Może Bóg chciał Ci coś przez to powiedzieć, mimo, że nie rozumiesz jeszcze co" itd. Ale nie takiej odpowiedzi.
Czy rzeczywiście Bóg działa na zasadzie "bodziec-reakcja"? Bo jeśli tak to wcześniaków powinno być conajmniej 90% wśród urodzonych dzieci.
Ostatnio zmieniony 29-12-09, 17:19 przez agula, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Kara Boska
Nie wiem czy może ci to w czymś pomóc ale myślę że warto to przeczytać i pomyśleć chwilę nad wolą BOŻĄ . " Boża wola"
Pewien człowiek bardzo chciał poznać Bożą drogę, dlaczego świat wygląda jak wygląda. Kiedy położył się pod drzewem i rozmyślając nad tym prosił Boga o odpowiedź, stanął przy nim anioł i powiedział:
- Chodź ze mną a pokażę ci drogi Pana. Nie namyślając się długo poszedł za aniołem. Spotkali na swojej drodze dwóch ludzi. Jeden człowiek zły wręczył złoty kielich drugiemu dobremu. Anioł zaczekał, aż zasną, zabrał kielich dobremu i zaniósł do złego. Człowiek idący z aniołem spytał:
- Co robisz przecież to złodziejstwo. - Nie zadawaj pytań tylko chodź i patrz, a poznasz drogi Boże - odpowiedział anioł.
Poszli więc dalej do chaty pewnego biednego człowieka. Gdy wyszedł z domu, anioł podpalił jego dom. Zirytowany człowiek idący z aniołem oburzył się na niego i zaczął gasić płomień, jednak anioł mu nie pozwolił:
- Jak możesz podpalać dom tego biednego człowieka. Powinieneś pomagać ludziom, a nie ich dręczyć - krzyczał człowiek
- Powiedziałeś, że chcesz poznać zamysł Boga nie wtrącaj się więc tylko chodź dalej!
Idąc dalej dotarli do strumienia i zatrzymali się przed kładką. Gdy zbliżył się ojciec ze swoim synkiem i weszli na kładkę, anioł przewrócił kładkę tak, że ojciec z synkiem wpadli do wody. Prąd wody porwał dziecko i utopiło się. Ojciec wyszedł z wody i zasmucony wrócił do domu.
- Nie tego już za wiele. Zniosłem jak okradłeś sprawiedliwego, podpalałeś dom biednego człowieka, ale to że zabiłeś niewinne dziecko to za dużo. Nie jesteś żadnym aniołem tylko demonem - krzyczał człowiek zdzierając kaptur z głowy anioła.
- Jestem aniołem wysłanym na ziemię przez Boga aby wypełnić Jego wolę na ziemi, a tobie wyjaśnić jaka jest Jego droga - odpowiedział
- Nieprawda Bóg taki nie jest. Na pewno nie kazał Ci robić tego co robisz - krzyczał dalej człowiek.
- Dobrze! opowiem ci dlaczego zachowałem się właśnie tak w każdej sytuacji. Otóż w kielichu, który zabrałem sprawiedliwemu człowiekowi była trucizna. Gdybym zostawił ten kielich człowiek ten otrułby się. Człowiek podstępny, który chciał otruć sprawiedliwego poniesie karę za swoje czyny. Biedny człowiek, któremu podpaliłem dom, znajdzie w zgliszczach wielki skarb, który pozwoli mu żyć dostatnio do końca dni. Człowiek, którego spotkaliśmy tu nad strumieniem, był złym człowiekiem. Nie chce znać Boga i prowadzi życie bardzo rozwiązłe. Po stracie swego małego synka, który i tak znajdzie się w Niebie, nawróci się do Boga i zmieni swe życie. Tak obaj będą w Niebie, Gdybym tego nie uczynił obaj zostaliby potępieni. Czy te wyjaśnienia pomogły ci zrozumieć wolę Bożą?
Człowiek słuchając z zainteresowaniem opowieści anioła zrozumiał, że Bóg widzi wszystko inaczej i bardziej doskonale niż on sam. Zrozumiał też, że na wszystko ma najlepsze rozwiązanie, choć zewnętrznie wydaje się ono bardzo bolesne.
Pewien człowiek bardzo chciał poznać Bożą drogę, dlaczego świat wygląda jak wygląda. Kiedy położył się pod drzewem i rozmyślając nad tym prosił Boga o odpowiedź, stanął przy nim anioł i powiedział:
- Chodź ze mną a pokażę ci drogi Pana. Nie namyślając się długo poszedł za aniołem. Spotkali na swojej drodze dwóch ludzi. Jeden człowiek zły wręczył złoty kielich drugiemu dobremu. Anioł zaczekał, aż zasną, zabrał kielich dobremu i zaniósł do złego. Człowiek idący z aniołem spytał:
- Co robisz przecież to złodziejstwo. - Nie zadawaj pytań tylko chodź i patrz, a poznasz drogi Boże - odpowiedział anioł.
Poszli więc dalej do chaty pewnego biednego człowieka. Gdy wyszedł z domu, anioł podpalił jego dom. Zirytowany człowiek idący z aniołem oburzył się na niego i zaczął gasić płomień, jednak anioł mu nie pozwolił:
- Jak możesz podpalać dom tego biednego człowieka. Powinieneś pomagać ludziom, a nie ich dręczyć - krzyczał człowiek
- Powiedziałeś, że chcesz poznać zamysł Boga nie wtrącaj się więc tylko chodź dalej!
Idąc dalej dotarli do strumienia i zatrzymali się przed kładką. Gdy zbliżył się ojciec ze swoim synkiem i weszli na kładkę, anioł przewrócił kładkę tak, że ojciec z synkiem wpadli do wody. Prąd wody porwał dziecko i utopiło się. Ojciec wyszedł z wody i zasmucony wrócił do domu.
- Nie tego już za wiele. Zniosłem jak okradłeś sprawiedliwego, podpalałeś dom biednego człowieka, ale to że zabiłeś niewinne dziecko to za dużo. Nie jesteś żadnym aniołem tylko demonem - krzyczał człowiek zdzierając kaptur z głowy anioła.
- Jestem aniołem wysłanym na ziemię przez Boga aby wypełnić Jego wolę na ziemi, a tobie wyjaśnić jaka jest Jego droga - odpowiedział
- Nieprawda Bóg taki nie jest. Na pewno nie kazał Ci robić tego co robisz - krzyczał dalej człowiek.
- Dobrze! opowiem ci dlaczego zachowałem się właśnie tak w każdej sytuacji. Otóż w kielichu, który zabrałem sprawiedliwemu człowiekowi była trucizna. Gdybym zostawił ten kielich człowiek ten otrułby się. Człowiek podstępny, który chciał otruć sprawiedliwego poniesie karę za swoje czyny. Biedny człowiek, któremu podpaliłem dom, znajdzie w zgliszczach wielki skarb, który pozwoli mu żyć dostatnio do końca dni. Człowiek, którego spotkaliśmy tu nad strumieniem, był złym człowiekiem. Nie chce znać Boga i prowadzi życie bardzo rozwiązłe. Po stracie swego małego synka, który i tak znajdzie się w Niebie, nawróci się do Boga i zmieni swe życie. Tak obaj będą w Niebie, Gdybym tego nie uczynił obaj zostaliby potępieni. Czy te wyjaśnienia pomogły ci zrozumieć wolę Bożą?
Człowiek słuchając z zainteresowaniem opowieści anioła zrozumiał, że Bóg widzi wszystko inaczej i bardziej doskonale niż on sam. Zrozumiał też, że na wszystko ma najlepsze rozwiązanie, choć zewnętrznie wydaje się ono bardzo bolesne.
Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli.
Re: Kara Boska
Piękna opowieść. Daje do myślenia. Dziękuję.
Re: Kara Boska
witaj agulo:P
Ja wiem o co chodziło temu kssiędzu. Żeby Ci to wytłumaczyć muszę troszkę opowiedziec o sensie czystosci przedmałżeńskiej i jej wpływie na nas, na nasze zycie, ale i na zycie naszych dzieci.
Otóż. Kosciół zachęca do czystości przedmałżeńskiej, to kazdy wie, nie każdy rozumie, nie każdy jest zadowolony z tego faktu. Trzeba zadać sobie teraz pytanie, dlaczego do niej zachęca, a raczej nawołuje pod groźbą utraty Zbawienia?
Czy dlatego że nie chce aby ludzie mieli radość z seksu? Oczywiście że nie.
Kościół nawołuje do czystości przedmałżeńskiej z innego powodu.
Bóg przeznaczył współżycie między kobietą i mężczyzną, ale w małżeństwie.
Dlaczego?
Spróbuje na to pytanie odpowiedzieć:
Po 1. Jest to grzechem, gdyż osoba którą się aktualnie kocha, nie wiadomo tak naprawdę, czy będzie Twoim męzem. Tego nie wie nikt. A że tego nie wiemy, to Bóg nie chce abyśmy oddawali swoje ciało, nawet z miłości, osobie, która być może nie będzie nam ślubowała do końca życia miłości i że nas nie opuści aż do śmierci.
Teraz pytanie, dlaczego Bóg tego nie chce, abyśmy oddawali siebie komus kto nie jest naszym mężem? Odpowiedź na to jest bardzo bardzo racjonalna i bardzo życiowa, i jednoczesnie prosta. Otóż, osoba z którą się aktualnie współżyje, może nas zranić. Jeśli kobieta współzyje z mężczyzną, i odwrotnie, a nie slubowali sobi przed Bogiem że będa się kochac, moga się zranić. I wtedy za darmo fundujemy sobie cierpienie, a także cierpienie przyszłemu męzowi, gdyż to zranienie spowoduje z pewnością jakies konsekwencję w życiu małżeńskim, np. brak orgazmu<co we współżyciu jakby nie było jest wazne i Kosciół nie boi sie o tym mówić wprost>, a także zranienia emocjonalne, którcyh sobie nie uświadamiamy np. oddałam mu się a mimo to mnie zostawił. Moze to spowodować brak zaufania do męza. Dlatego lepiej jest oddać się osobie która ślubuje przed Bogiem miłosc,i dopiero wtedy ma do ciebie jako kobiety PRAWO.
Ale to nie wszsytko z tą czystością.
Po 2.
Nie zachowanie czystości jest grzechem w oczach Boga. Grzechem, który nie jest odżałowany może nam zablokować zbawienie. Kazdy grzech, powoduje konsekwencje. to zależność którą każdy zna: grzech=konsekwencje. Kazdy zna, dopóki te konsekwencje jego nie dotkną. Jeśli już dotkną, to jest wtedy żal do Boga. Ale dlaczego? Skoro człwoiek wie jakie są konsekwencje grzechu, dlaczego więc ma póxniej pretensje kiedy skutki na niego spadają? Wtedy to przepraszam za dosadnośc, ale pretensje trzeba mieć tylko do siebie. Przykładowo: Kiedy wróxe sobie z tarota, muszę liczyć się z tym, że szatanowi daję do siebie większe przyzwolenie, i np zachowuje na coś powaznego. No to do kogo mam pretensję? Oczywiście do Boga, że nie zapobiegł.
Brak czystości ma zróżnicowane konsekwencje:
-problemy z charakterem latorosli. To jest także konsekwencja. Rodzice nie zdają sobie sprawy że grzech jest czymś, co dotyczy nie ich samych, ale i ich dzieci. Dzieci którte poczęły się z seksu przedmałżeńskiego, mają ze soba problemy, które później będą leczyć psychologowie. To że ksiądz tak Ci powiedział, pewnie chciał Ci to jakos wytłumaczyć, że to mogło mieć wpływ. i trzeba sobie jasno powiedzieć bez zaklamania, że tak, mogło. Choć akurat nie musiało. Ja także jestem dzieckiem nieślubnym, i żyję. Nie wiem czy ksiądz nie wykazał się tutaj brakiem delikatnosci i brakiem taktu, ale trzeba przyznac, że był odważny że poruszył tę kwestię. Kwestię czystości przedmałżenskiej i powiazał ją z przedwczwesnym urodzeniem. Powiem tak: Nie powinien tego mówić w tym czasie, ale z prawdą także się nie minął. Jak pwoiedziałam, brak czystości ma wpływ na stan dzieci.
Ale nei tylko na dzieci.
Przez brak czystości cierpi także przyszłe małżeństwo, jeśli już do niego dojdzie. Pozbawia się wtedy bowiem pełni łaski Bożej, która jest potrzebna do bycia ze soba do końca życia. Kiedy się ze soba współzyje przed, nie jest to grzech wyspowiadany i odżałowany, szanse na szczęśliwe małżeństwo miną. Predzej czy póxniej wydarzy się coś, co zawarzy na jego szczęściu, a Bóg nie będzie w stanie pomóc, bo człowiek zablokuje się na jego mądrość po raz kolejny, jak wtedy kiedy współzył przez ślubem. Osoby które nie wspólzyły ze sobą nie mają takich problemów a jeśli sa pokusy, łaska Boża im pomaga.
To jest mniej więcej jak zaproszenie szatana do swojego małżeństwa. Dlatego Kosciół zabrania robienia "tych spraw" przed ślubem. I słusznie.
Nie nalezy tego rozpatrywac że Bóg sobie pomyślał: "Współzyłas? to dziecko bedzie cierpieć!"
inaczej:
"Współzyłas, to istnieje prawdopodobieństwo, że sama ściągniesz na nie jakiś nieszczęcie."
Widać różnicę.
I to miał na mysli kapłan. Oczywiście nie mozna teraz wpaśc w czarną rozpacz i obwiniac się do końca zycia o taki a nie inny stan. Bo to nic nie da i nie jest wskazane i nie tego pragnie Bóg. Bóg pragnie aby ludzie wzięli sobie do serca, że grzech ma KONSEKWENCJE, i jesli się na niego decydujesz, będziesz musiała je predzej czy później poniesc.
Jak wspomniaalm ja jestem dzieckiem nieślubnym, ba, nawet nie planowanym. Nie mam ojca przy sobie. I czy widze jakieś konsekwencje tych wyborów w moim życiu oraz charakterze?
Widzę całą masę. Sądzę że własnie te grzechy moich rodziców miały więcej wpływu na to kim jestem i jakie mam problemy niz np fakt że wychowano mnie tak a nie inaczej. Nie moge z całą pewnością stwierdzić, że moje wady nie mają podłoża czysto psychologicznego. No ale, ja wiem i czuję, ze mają podłoże tylko duchowe. I sa konsekwencją nie tylko moich grzechów, ale i moich rodziców względem mnie. Pozbyć się takich wad "nie wiadomo skąd" można za pomoca modlitwy o uzdrowienie wspomnień i przeszłości. I to własnie mi pomaga, bo wtedy JEzus uzdrawia to co mi zrobiono , kiedy byłam dzieckiem. I własnie wtedy charakter zaczyna się zmieniac.
Mam nadzieję że dobrze to zrozumiałas, choć matki które sa w takiej sytuacji mogą nie chcęc zaakceptowac takich "wyjasnień'. Ja to rozumiem i liczę się z krytyką.
Ja wiem o co chodziło temu kssiędzu. Żeby Ci to wytłumaczyć muszę troszkę opowiedziec o sensie czystosci przedmałżeńskiej i jej wpływie na nas, na nasze zycie, ale i na zycie naszych dzieci.
Otóż. Kosciół zachęca do czystości przedmałżeńskiej, to kazdy wie, nie każdy rozumie, nie każdy jest zadowolony z tego faktu. Trzeba zadać sobie teraz pytanie, dlaczego do niej zachęca, a raczej nawołuje pod groźbą utraty Zbawienia?
Czy dlatego że nie chce aby ludzie mieli radość z seksu? Oczywiście że nie.
Kościół nawołuje do czystości przedmałżeńskiej z innego powodu.
Bóg przeznaczył współżycie między kobietą i mężczyzną, ale w małżeństwie.
Dlaczego?
Spróbuje na to pytanie odpowiedzieć:
Po 1. Jest to grzechem, gdyż osoba którą się aktualnie kocha, nie wiadomo tak naprawdę, czy będzie Twoim męzem. Tego nie wie nikt. A że tego nie wiemy, to Bóg nie chce abyśmy oddawali swoje ciało, nawet z miłości, osobie, która być może nie będzie nam ślubowała do końca życia miłości i że nas nie opuści aż do śmierci.
Teraz pytanie, dlaczego Bóg tego nie chce, abyśmy oddawali siebie komus kto nie jest naszym mężem? Odpowiedź na to jest bardzo bardzo racjonalna i bardzo życiowa, i jednoczesnie prosta. Otóż, osoba z którą się aktualnie współżyje, może nas zranić. Jeśli kobieta współzyje z mężczyzną, i odwrotnie, a nie slubowali sobi przed Bogiem że będa się kochac, moga się zranić. I wtedy za darmo fundujemy sobie cierpienie, a także cierpienie przyszłemu męzowi, gdyż to zranienie spowoduje z pewnością jakies konsekwencję w życiu małżeńskim, np. brak orgazmu<co we współżyciu jakby nie było jest wazne i Kosciół nie boi sie o tym mówić wprost>, a także zranienia emocjonalne, którcyh sobie nie uświadamiamy np. oddałam mu się a mimo to mnie zostawił. Moze to spowodować brak zaufania do męza. Dlatego lepiej jest oddać się osobie która ślubuje przed Bogiem miłosc,i dopiero wtedy ma do ciebie jako kobiety PRAWO.
Ale to nie wszsytko z tą czystością.
Po 2.
Nie zachowanie czystości jest grzechem w oczach Boga. Grzechem, który nie jest odżałowany może nam zablokować zbawienie. Kazdy grzech, powoduje konsekwencje. to zależność którą każdy zna: grzech=konsekwencje. Kazdy zna, dopóki te konsekwencje jego nie dotkną. Jeśli już dotkną, to jest wtedy żal do Boga. Ale dlaczego? Skoro człwoiek wie jakie są konsekwencje grzechu, dlaczego więc ma póxniej pretensje kiedy skutki na niego spadają? Wtedy to przepraszam za dosadnośc, ale pretensje trzeba mieć tylko do siebie. Przykładowo: Kiedy wróxe sobie z tarota, muszę liczyć się z tym, że szatanowi daję do siebie większe przyzwolenie, i np zachowuje na coś powaznego. No to do kogo mam pretensję? Oczywiście do Boga, że nie zapobiegł.
Brak czystości ma zróżnicowane konsekwencje:
-problemy z charakterem latorosli. To jest także konsekwencja. Rodzice nie zdają sobie sprawy że grzech jest czymś, co dotyczy nie ich samych, ale i ich dzieci. Dzieci którte poczęły się z seksu przedmałżeńskiego, mają ze soba problemy, które później będą leczyć psychologowie. To że ksiądz tak Ci powiedział, pewnie chciał Ci to jakos wytłumaczyć, że to mogło mieć wpływ. i trzeba sobie jasno powiedzieć bez zaklamania, że tak, mogło. Choć akurat nie musiało. Ja także jestem dzieckiem nieślubnym, i żyję. Nie wiem czy ksiądz nie wykazał się tutaj brakiem delikatnosci i brakiem taktu, ale trzeba przyznac, że był odważny że poruszył tę kwestię. Kwestię czystości przedmałżenskiej i powiazał ją z przedwczwesnym urodzeniem. Powiem tak: Nie powinien tego mówić w tym czasie, ale z prawdą także się nie minął. Jak pwoiedziałam, brak czystości ma wpływ na stan dzieci.
Ale nei tylko na dzieci.
Przez brak czystości cierpi także przyszłe małżeństwo, jeśli już do niego dojdzie. Pozbawia się wtedy bowiem pełni łaski Bożej, która jest potrzebna do bycia ze soba do końca życia. Kiedy się ze soba współzyje przed, nie jest to grzech wyspowiadany i odżałowany, szanse na szczęśliwe małżeństwo miną. Predzej czy póxniej wydarzy się coś, co zawarzy na jego szczęściu, a Bóg nie będzie w stanie pomóc, bo człowiek zablokuje się na jego mądrość po raz kolejny, jak wtedy kiedy współzył przez ślubem. Osoby które nie wspólzyły ze sobą nie mają takich problemów a jeśli sa pokusy, łaska Boża im pomaga.
To jest mniej więcej jak zaproszenie szatana do swojego małżeństwa. Dlatego Kosciół zabrania robienia "tych spraw" przed ślubem. I słusznie.
Nie nalezy tego rozpatrywac że Bóg sobie pomyślał: "Współzyłas? to dziecko bedzie cierpieć!"
inaczej:
"Współzyłas, to istnieje prawdopodobieństwo, że sama ściągniesz na nie jakiś nieszczęcie."
Widać różnicę.
I to miał na mysli kapłan. Oczywiście nie mozna teraz wpaśc w czarną rozpacz i obwiniac się do końca zycia o taki a nie inny stan. Bo to nic nie da i nie jest wskazane i nie tego pragnie Bóg. Bóg pragnie aby ludzie wzięli sobie do serca, że grzech ma KONSEKWENCJE, i jesli się na niego decydujesz, będziesz musiała je predzej czy później poniesc.
Jak wspomniaalm ja jestem dzieckiem nieślubnym, ba, nawet nie planowanym. Nie mam ojca przy sobie. I czy widze jakieś konsekwencje tych wyborów w moim życiu oraz charakterze?
Widzę całą masę. Sądzę że własnie te grzechy moich rodziców miały więcej wpływu na to kim jestem i jakie mam problemy niz np fakt że wychowano mnie tak a nie inaczej. Nie moge z całą pewnością stwierdzić, że moje wady nie mają podłoża czysto psychologicznego. No ale, ja wiem i czuję, ze mają podłoże tylko duchowe. I sa konsekwencją nie tylko moich grzechów, ale i moich rodziców względem mnie. Pozbyć się takich wad "nie wiadomo skąd" można za pomoca modlitwy o uzdrowienie wspomnień i przeszłości. I to własnie mi pomaga, bo wtedy JEzus uzdrawia to co mi zrobiono , kiedy byłam dzieckiem. I własnie wtedy charakter zaczyna się zmieniac.
Mam nadzieję że dobrze to zrozumiałas, choć matki które sa w takiej sytuacji mogą nie chcęc zaakceptowac takich "wyjasnień'. Ja to rozumiem i liczę się z krytyką.
Ostatnio zmieniony 30-12-09, 15:14 przez ziemianka, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Kara Boska
Ziemianko: przede wszystkim dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
W odniesieniu do niej: być może kapłan miał na myśli to co mi wytłumaczyłaś w swoim poście. Ja muszę jednak stwierdzić, że nie zgadzam się z takim podejściem.
Po 1. Moje córka urodziła się po kilku latach małżeństwa, nie jest dzieckiem nieślubnym ani nieplanowanym. Wręcz przeciwnie. Mój mąż jest moim jedynym mężczyzną, a ja jego kobietą. Naszą winą jest jednak brak czystości przedmałżeńskiej.
Po 2. Jeśli swoim grzechem człowiek sprowadza nieszczęście i brak czystości przedmałżeńskiej może być przyczyną w moim przypadku, to dlaczego tysiące (jak nie miliony) małżeństw z bardzo "kolorową" przeszłością seksualną, stosowaniem antykoncepcji hormonalnej, przygodnymi partnerami nawet po ślubie - przepraszam za wyrażenie - "otrzymuje" dziecko "na zawołanie", lub dwójkę jeśli na przykład sobie zażyczą układ 2+2.
Po 3. W swoim życiu obserwuję wiele zła - różne przypadki z bliskiego i dalekiego otoczenia o których niejednokrotnie słyszymy (pedofilia,. kazirodztwo, wojny, wszelkie przestępstwa itd.) Czy można powiedzieć, że one są karą dla ofiar? A co z tymi, którzy te zbrodnie czynią? Często nie otrzymują zasłużonej kary na TYM świecie. A przecież braku czystości przedmałżeńskiej nie można przyrównywać do np.: maltretowania i gwałcenia dziecka przez ojca (np. słynnny przypadek w Austrii) Dlatego nie wierzę w podejście "bodziec-reakcja tu i teraz".
Po 4. (lub c.d. pkt. 3 ) Stare powiedzenie "nie ma sprawiedliwości na tym świecie" - być może upraszczam problem i sprowadzam do stereotypu, ale stereotypy też nie pojawiają się bez powodu i mają swoją genezę. Bardzo często obserwujemy ludzi, którzy łamią wszelkie dopuszczalne normy prawne, moralne i etyczne i stwierdzamy (bez nuty zaskoczenia) że właśnie tacy ludzie mają się jak pączek w maśle.
Pozdrawiam.
W odniesieniu do niej: być może kapłan miał na myśli to co mi wytłumaczyłaś w swoim poście. Ja muszę jednak stwierdzić, że nie zgadzam się z takim podejściem.
Po 1. Moje córka urodziła się po kilku latach małżeństwa, nie jest dzieckiem nieślubnym ani nieplanowanym. Wręcz przeciwnie. Mój mąż jest moim jedynym mężczyzną, a ja jego kobietą. Naszą winą jest jednak brak czystości przedmałżeńskiej.
Po 2. Jeśli swoim grzechem człowiek sprowadza nieszczęście i brak czystości przedmałżeńskiej może być przyczyną w moim przypadku, to dlaczego tysiące (jak nie miliony) małżeństw z bardzo "kolorową" przeszłością seksualną, stosowaniem antykoncepcji hormonalnej, przygodnymi partnerami nawet po ślubie - przepraszam za wyrażenie - "otrzymuje" dziecko "na zawołanie", lub dwójkę jeśli na przykład sobie zażyczą układ 2+2.
Po 3. W swoim życiu obserwuję wiele zła - różne przypadki z bliskiego i dalekiego otoczenia o których niejednokrotnie słyszymy (pedofilia,. kazirodztwo, wojny, wszelkie przestępstwa itd.) Czy można powiedzieć, że one są karą dla ofiar? A co z tymi, którzy te zbrodnie czynią? Często nie otrzymują zasłużonej kary na TYM świecie. A przecież braku czystości przedmałżeńskiej nie można przyrównywać do np.: maltretowania i gwałcenia dziecka przez ojca (np. słynnny przypadek w Austrii) Dlatego nie wierzę w podejście "bodziec-reakcja tu i teraz".
Po 4. (lub c.d. pkt. 3 ) Stare powiedzenie "nie ma sprawiedliwości na tym świecie" - być może upraszczam problem i sprowadzam do stereotypu, ale stereotypy też nie pojawiają się bez powodu i mają swoją genezę. Bardzo często obserwujemy ludzi, którzy łamią wszelkie dopuszczalne normy prawne, moralne i etyczne i stwierdzamy (bez nuty zaskoczenia) że właśnie tacy ludzie mają się jak pączek w maśle.
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony 30-12-09, 22:03 przez agula, łącznie zmieniany 3 razy.
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Kara Boska
agula, na pewno nie jest tak, jak powiedział ksiądz. Bóg nie karze nas bezpośrednio za każdy nasz grzech. Oczywiście, że grzech ma swoje konsekwencje, także w doczesnym życiu, ale nie można tak podchodzić, jak ten kapłan. Po prostu nie wiemy tego.
Przypomina się taki stary dowcip, jak Jasiek poszedł do nieba, ale akurat nie było świętego Piotra, więc siadł na zydelku i czekał. Patrząc z góry zobaczył, jak złodziej kradnie koszule ze sznura, które jego Maryśka właśnie uprała, więc chwycił za krzesełko, by nim rzucić w złodzieja, ale w ostatniej chwili św. Piotr, który właśnie powrócił, złapał go za rękę i powiedział: "Jakbyśmy byli tacy szybcy z wymierzaniem sprawiedliwości, to dawno by nam zabrakło tu mebli".
Bóg nie jest taki szybki. Bóg jest cierpliwy. I wybacza nam nasze grzechy. A dlaczego dopuszcza zło? Nie wiemy. Nie zawsze rozumiemy wszystko tak, jak On to rozumie. Opowiadanie brunatnego dobrze to ilustruje. Ja też, jak wiesz, miałem dzieci - wcześniaków. Victoria - 24. tydzień, 610 gramów. Kuba - siódmy miesiąc, 1500 gramów. Smok, w porównaniu z siostrą, ale przecież też maleństwo. Dlaczego? Dlaczego po 10 latach małżeństwa wreszcie dziecko, ale chore? Czemu Bóg nie chciał wysłuchać moich modlitw "do końca"?
Nie wiem, czemu. Ale wierzę, że tak jest lepiej. Trzeba Bogu dziękować za wszystko. On jest "in control". Nie wiem, czy czytałaś świadectwo Darka. Darek uważał swój wypadek za największe błogosławieństwo w swym życiu. Wypadek, w konsekwencji którego niesamowicie cierpiał przez lata, przykuty do łózka, zanim nie umarł, jako młody ciągle chłopak.
To, gdzie ja dziś jestem, co robię - to suma doświadczeń, jakie mnie spotkały w życiu. Czy jest to dokładnie to, czego oczekuje ode mnie Bóg? Nie wiem. Ale wiem, że wiele rzeczy, które się w mym życiu wydarzyły i które wtedy uważałem za złe, teraz oceniam inaczej. Zatem - zaufajmy Bogu. Nic innego nam nie zostaje. Wiemy przecież, że On nas kocha i wiemy, że On wszystko może. Zatem to, co nas spotyka musi być dobre, nawet, gdy nie zawsze to możemy dostrzec.
Przypomina się taki stary dowcip, jak Jasiek poszedł do nieba, ale akurat nie było świętego Piotra, więc siadł na zydelku i czekał. Patrząc z góry zobaczył, jak złodziej kradnie koszule ze sznura, które jego Maryśka właśnie uprała, więc chwycił za krzesełko, by nim rzucić w złodzieja, ale w ostatniej chwili św. Piotr, który właśnie powrócił, złapał go za rękę i powiedział: "Jakbyśmy byli tacy szybcy z wymierzaniem sprawiedliwości, to dawno by nam zabrakło tu mebli".
Bóg nie jest taki szybki. Bóg jest cierpliwy. I wybacza nam nasze grzechy. A dlaczego dopuszcza zło? Nie wiemy. Nie zawsze rozumiemy wszystko tak, jak On to rozumie. Opowiadanie brunatnego dobrze to ilustruje. Ja też, jak wiesz, miałem dzieci - wcześniaków. Victoria - 24. tydzień, 610 gramów. Kuba - siódmy miesiąc, 1500 gramów. Smok, w porównaniu z siostrą, ale przecież też maleństwo. Dlaczego? Dlaczego po 10 latach małżeństwa wreszcie dziecko, ale chore? Czemu Bóg nie chciał wysłuchać moich modlitw "do końca"?
Nie wiem, czemu. Ale wierzę, że tak jest lepiej. Trzeba Bogu dziękować za wszystko. On jest "in control". Nie wiem, czy czytałaś świadectwo Darka. Darek uważał swój wypadek za największe błogosławieństwo w swym życiu. Wypadek, w konsekwencji którego niesamowicie cierpiał przez lata, przykuty do łózka, zanim nie umarł, jako młody ciągle chłopak.
To, gdzie ja dziś jestem, co robię - to suma doświadczeń, jakie mnie spotkały w życiu. Czy jest to dokładnie to, czego oczekuje ode mnie Bóg? Nie wiem. Ale wiem, że wiele rzeczy, które się w mym życiu wydarzyły i które wtedy uważałem za złe, teraz oceniam inaczej. Zatem - zaufajmy Bogu. Nic innego nam nie zostaje. Wiemy przecież, że On nas kocha i wiemy, że On wszystko może. Zatem to, co nas spotyka musi być dobre, nawet, gdy nie zawsze to możemy dostrzec.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: Kara Boska
o tym właśnie myślałam, stąd te moje wywody w ostatnim poście... a Ty to tak ładnie ująłeś w jednym zdaniuhiob pisze:Bóg nie karze nas bezpośrednio za każdy nasz grzech.
Czytałam Twoje świadectwo i świadectwo Darka. Tak, ja miałam żal do Boga, że nie wysłuchał moich próśb "do końca", a zapomniałam podziękować za to co mam. Na dzień dzisiejszy moja córeczka wspaniale się rozwija...a mogło być znacznie gorzej.hiob pisze:Ja też, jak wiesz, miałem dzieci - wcześniaków. Victoria - 24. tydzień, 610 gramów. Kuba - siódmy miesiąc, 1500 gramów. Smok, w porównaniu z siostrą, ale przecież też maleństwo. Dlaczego? Dlaczego po 10 latach małżeństwa wreszcie dziecko, ale chore? Czemu Bóg nie chciał wysłuchać moich modlitw "do końca"?
Też nie wiem. Ale wiem, że to co robisz jest bardzo ważne dla mnie i pewnie dla wielu innych osób (mam na myśłi Twoje strony, blog na Frondzie i forum).hiob pisze:To, gdzie ja dziś jestem, co robię - to suma doświadczeń, jakie mnie spotkały w życiu. Czy jest to dokładnie to, czego oczekuje ode mnie Bóg? Nie wiem.
hiob pisze:Nie wiem, czemu. Ale wierzę, że tak jest lepiej. Trzeba Bogu dziękować za wszystko. On jest "in control".
Czyli, jak zawsze - pokora i mocna wiara. Tego mi często brakuje...hiob pisze:Zatem - zaufajmy Bogu. Nic innego nam nie zostaje. Wiemy przecież, że On nas kocha i wiemy, że On wszystko może. Zatem to, co nas spotyka musi być dobre, nawet, gdy nie zawsze to możemy dostrzec.
Ostatnio zmieniony 01-01-10, 00:43 przez agula, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Kara Boska
P.S a ten przykład z Jaśkiem jest świetny. Warto go zapamiętać i opowiadać rozmówcom podczas dyskusji-ataków na Kościół lub Boga.
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Kara Boska
Wszystkim nam tego brakuje. Czasem łatwiej teoretyzować, radzić innym, niż sobie. Ale dlatego tak ważne, byśmy byli razem. Wspomagali się. Jesteśmy jednym Kościołem, jednym Ciałem Jezusa. Nasze modlitwy, nasze wyrzeczenia pomagają naszym braciom i siostrom. I pomagają nam.agula pisze: Czyli, jak zawsze - pokora i mocna wiara. Tego mi często brakuje...
Dziękuję Ci za miłe słowa. Wiesz dobrze, tak jak ja, że co dobre, to łaska Boża. Nie ma tu żadnej mojej zasługi. Ale proszę o modlitwę, by to, co tu robimy zbliżało innych, i nas także, do Boga. Byśmy byli narzędziem w Jego ręku. Bo każdy może mieć kryzys wiary, każdy może utracić tę łaskę.
God loves you. Happy New Year!
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: Kara Boska
Podobne pytanie uczniowie zadali Jezusowi:agula pisze:Czy rzeczywiście Bóg działa na zasadzie "bodziec-reakcja"?
Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże.(J9,1-3)
Nie ma prostych odpowiedzi. Jedyne co możemy zrobić to prosić o siły byśmy się nie zmykali na te sprawy Boże, o wiarę i zaufanie, by w ogóle dać Bogu szansę, by nam je w naszym życiu objawił.
Agula, pozdrawiam serdecznie i pamiętam w modlitwie
Dominus meus et Deus meus!
Re: Kara Boska
My¶lê, ¿e bardzo mo¿e Ciê zainteresowaæ ten tekst na blogu Szymona Ho³owni:
http://www.newsweek.pl/szymon-holownia/ ... ba,37848,1
Zacytujê fragment:
http://www.newsweek.pl/szymon-holownia/ ... ba,37848,1
Zacytujê fragment:
Piêknie powiedziane, ale wyobra¼my sobie tego ¶miertelnie chorego cz³owieka z biletem do Szwajcarii w rêku, który w ostatnim odruchu zwróci³ siê do pana. Mia³by pan dla niego jakie¶ argumenty?
- Z cierpi±cymi trzeba rozmawiaæ jêzykiem znanym tylko tym, którzy przeszli przez cierpienie. Wie pan, kiedy umar³a moja córka, a moja ¿ona le¿a³a w szpitalu, mia³em wokó³ siebie wielu pocieszaczy, t³umaczy, mêdrców przekonanych, ¿e skoro wpisz± cierpienie w jaki¶ ³añcuch przyczyn i skutków, przestanie byæ ono gro¼ne, ¿e je¶li co¶ zrozumiem - przestanê czuæ ból. To bzdury. Najwiêcej zrobili dla mnie ci, którzy nic nie mówili, po prostu przyszli i siedzieli. To ja robi³em im herbatê, pyta³em, czy czego¶ im nie trzeba. Wbrew dzwoni±cym do mnie wtedy psychologom, którzy proponowali, ¿e wyprowadz± mnie z poczucia ¿a³oby, cierpienie ma i musi mieæ swoje miejsce w naszym ¿yciu. Nie mo¿na go zepchn±æ do przytu³ków i instytucji. Nie mo¿na go rozstrzeliwaæ argumentami, topiæ w lukrze, jak to robi± niektórzy wybitni specjali¶ci, uczenie i piêknie mówi±c o cierpieniu. Ja sam wcze¶niej przez prawie dziesiêæ lat mówi³em o cierpieniu studentom Akademii Medycznej. A¿ przyszed³ rok 2001 i kolejna konferencja z okazji ¦wiatowego Dnia Chorych, po¶wiêconego w³a¶nie cierpieniu. Kilka miesiêcy wcze¶niej umar³ mój ojciec. Córka akurat wyl±dowa³a w szpitalu. Po ciê¿kiej operacji by³a w stanie ¶mierci klinicznej. Znalaz³em siê w samym j±drze cierpienia i nie by³em w stanie wydusiæ z siebie ani s³owa na ten temat. Wyuczona elokwencja okaza³a siê bezu¿yteczna.
Ps 18,29 Bo Ty, Panie, każesz świecić mojej pochodni:
Boże mój, oświecasz moje ciemności.
http://adoracja.bielsko.opoka.org.pl/ - kopalnia wiedzy o Eucharystii
Boże mój, oświecasz moje ciemności.
http://adoracja.bielsko.opoka.org.pl/ - kopalnia wiedzy o Eucharystii
Re: Kara Boska
Agula
Ja też jestem mamą i wiem czym jest macierzyńska troska.
Nie będę Ci tu moralizować ale podzielę się własnym doświadczeniem.
Kiedy Ida miała przyjść na świat tuż przed porodem leżałam już w szpitalu, bo miałam okropne zatrucie ciążowe i mój ginekolog wysłał mnie na patologię ciąży.
Poza tym że wyglądałam jak księżyc w pełni nic się złego nie działo.
W każdym razie na noc przed terminem leżałam sama w szpitalnej sali myśląc o porodzie. Już wtedy bardzo kochałam moje dziecko choć nie mogłam go jeszcze zobaczyć czy przytulić, wiedziałam że dla niego mogłabym skoczyć w ogień. Może z powodu szpitalnej samotności ogarnął mnie lęk o jej zdrowie, i bardzo mocno się modliłam żeby Bóg pozwolił urodzić się jej żywej, żeby mi jej nie odbierał. Czułam to jakbym miała pokazać że nie dziecko a On wciąż jest na pierwszy miejscu. Modliłam się mówiąc że "jeśli tak zdecydujesz niech tak będzie, Ty wiesz że ją kocham i chcę mieć przy sobie ale we wszystkim pokładam w Tobie wiarę. Jeśli moja miłość miała by okazać się kiedyś zachłanna chęcią posiadania bo Ciebie by miało zabraknąć na szczycie wszystkich moich wartości to ją lepiej zabierz"
I naprawdę czułam że to noc próby.
Potem było cesarskie cięcie, Ida zawinęła się w pępowinę i zaczęła dusić tylko przypadkiem byłam akurat podpięta pod KTG i lekarze mogli zareagować natychmiast.
Potem okazało się że dziecko wymaga rehabilitacji.
Musiałam 10 długich miesięcy poświęcić na stymulację metodą Wojty.
Nie skarżę się że musiałam za zaangażować się w rehabilitację własnego dziecka, tylko dzielę się tym przeżyciem bo metoda Wojty jest okropna dla rodzica.
Konkluzja: Może Pan chciał zabrać Ci dziecko a jednak za Twoja modlitwą zostawił Ci je?
Może to jest bezsensowna gdybologia ale popatrz na Twoją kruszynę jak na dar i nie "zaglądaj darowanemu koniu w zęby" - przepraszam za kolokwializm.
Jeszcze a propo odpowiedzi księdza.
Na pozór wydaje się idiotyczna.
Ale stając przed jego odpowiedzią w pokorze zawsze możemy odnieść ją do własnego życia jako napomnienie.
Choć trudno to zrobić, bo mi samej na usta ciśnie się milion odpowiedzi, ale nie będę ich przedstawiać bo sprowokowałby by bezsensowną antyklerykalną dyskusję, której nie chcę.
Najważniejsze że Twoje dziecko się rozwija i żyje, i że jest tylu ludzi którzy się modlą za jego i Twoje zdrowie. Czy ta sytuacja nie ujawniła morza miłości dookoła?
A jednak moralizuję- wybacz ;)
No, to tyle
Ja też jestem mamą i wiem czym jest macierzyńska troska.
Nie będę Ci tu moralizować ale podzielę się własnym doświadczeniem.
Kiedy Ida miała przyjść na świat tuż przed porodem leżałam już w szpitalu, bo miałam okropne zatrucie ciążowe i mój ginekolog wysłał mnie na patologię ciąży.
Poza tym że wyglądałam jak księżyc w pełni nic się złego nie działo.
W każdym razie na noc przed terminem leżałam sama w szpitalnej sali myśląc o porodzie. Już wtedy bardzo kochałam moje dziecko choć nie mogłam go jeszcze zobaczyć czy przytulić, wiedziałam że dla niego mogłabym skoczyć w ogień. Może z powodu szpitalnej samotności ogarnął mnie lęk o jej zdrowie, i bardzo mocno się modliłam żeby Bóg pozwolił urodzić się jej żywej, żeby mi jej nie odbierał. Czułam to jakbym miała pokazać że nie dziecko a On wciąż jest na pierwszy miejscu. Modliłam się mówiąc że "jeśli tak zdecydujesz niech tak będzie, Ty wiesz że ją kocham i chcę mieć przy sobie ale we wszystkim pokładam w Tobie wiarę. Jeśli moja miłość miała by okazać się kiedyś zachłanna chęcią posiadania bo Ciebie by miało zabraknąć na szczycie wszystkich moich wartości to ją lepiej zabierz"
I naprawdę czułam że to noc próby.
Potem było cesarskie cięcie, Ida zawinęła się w pępowinę i zaczęła dusić tylko przypadkiem byłam akurat podpięta pod KTG i lekarze mogli zareagować natychmiast.
Potem okazało się że dziecko wymaga rehabilitacji.
Musiałam 10 długich miesięcy poświęcić na stymulację metodą Wojty.
Nie skarżę się że musiałam za zaangażować się w rehabilitację własnego dziecka, tylko dzielę się tym przeżyciem bo metoda Wojty jest okropna dla rodzica.
Konkluzja: Może Pan chciał zabrać Ci dziecko a jednak za Twoja modlitwą zostawił Ci je?
Może to jest bezsensowna gdybologia ale popatrz na Twoją kruszynę jak na dar i nie "zaglądaj darowanemu koniu w zęby" - przepraszam za kolokwializm.
Jeszcze a propo odpowiedzi księdza.
Na pozór wydaje się idiotyczna.
Ale stając przed jego odpowiedzią w pokorze zawsze możemy odnieść ją do własnego życia jako napomnienie.
Choć trudno to zrobić, bo mi samej na usta ciśnie się milion odpowiedzi, ale nie będę ich przedstawiać bo sprowokowałby by bezsensowną antyklerykalną dyskusję, której nie chcę.
Najważniejsze że Twoje dziecko się rozwija i żyje, i że jest tylu ludzi którzy się modlą za jego i Twoje zdrowie. Czy ta sytuacja nie ujawniła morza miłości dookoła?
A jednak moralizuję- wybacz ;)
No, to tyle
Re: Kara Boska
A szkodaAlex pisze:Nie ma prostych odpowiedzi.
DziękujęAlex pisze:Agula, pozdrawiam serdecznie i pamiętam w modlitwie
Re: Kara Boska
Naprawdę piękny wywiad. Wspaniały i mądry człowiek...Saileh pisze:Myślę, że bardzo może Cię zainteresować ten tekst na blogu Szymona Hołowni:
http://www.newsweek.pl/szymon-holownia/ ... ba,37848,1
Ludzi spotykają różne tragedie, niektóre wręcz wydają się nieprawdopodobne do pogodzenia się z nimi. Tylko czemu ciągle patrzę, na tych którym (tak mi się przynajmniej wydaje) nic złego nie spotkało i użalam się nad sobą...
Ostatnio zmieniony 13-01-10, 22:32 przez agula, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Kara Boska
Kiedy udawało mi się modlić - kiedy byłam w stanie zwócić się do Boga bez złości, tych słów również używałam.Lucy pisze:jeśli tak zdecydujesz niech tak będzie
Z moją "kruszyną" jest w tej chwili idealnie aż lekarze są zaskoczeni. A do mnie dociera, mówiąc banałami, że tak naprawdę Bóg mnie i jej nie "skrzywdził" (wcześniactwo) tylko cały czas nad nami czuwa (następstwa wcześniactwa). I mimo wszelkich przeciwności, mimo rożnych dolegliwosci wcześniaczych, z każdej w końcu wychodziła i wychodzi obronną ręką - czasem tak sprawnie, że lekarze są zaskoczeni. Wiem, że jeszcze długa droga przed nami, różne schorzenia mogą się ujawnić np.: wspominano mi o tej metodzie Vojty i ogólnie o rehabilitacji - jeszcze się okaże czy będą konieczne. Ale na dzień dzisiejszyLucy pisze:Może Pan chciał zabrać Ci dziecko a jednak za Twoja modlitwą zostawił Ci je?
Może to jest bezsensowna gdybologia ale popatrz na Twoją kruszynę jak na dar i nie "zaglądaj darowanemu koniu w zęby" - przepraszam za kolokwializm.
I to jakie Nigdy bym się nie spodziewała patrząc co się działo dookoła mnie... Nawet tutaj na forumLucy pisze:Najważniejsze że Twoje dziecko się rozwija i żyje, i że jest tylu ludzi którzy się modlą za jego i Twoje zdrowie. Czy ta sytuacja nie ujawniła morza miłości dookoła?
Ostatnio zmieniony 13-01-10, 22:47 przez agula, łącznie zmieniany 4 razy.