rafał5000 pisze: mnie chodziło dokładnie o grupę osób jak ją nazwał kolega Baboon "wybiórczą " , którzy dostosowując obrządki katolickie do swoich potrzeb. ale wierzą w Boga nie wymyślonego ,tylko prawdziwego i czuja go
Rozumiem, że masz na myśli katolików. Niektórzy odnosili się też tutaj do protestantów...
Nie zgadzam się z porównaniem Kościołów Protestanckich do ... sekt. Mormoni, podobnie jak np. ŚJ są grupami określanymi mianem sekt. Grupami zamkniętymi. Nie można porównywać tych grup do Kościoła luterańskiego, czy anglikańskiego, a nawet prawosławnego, bo przecież w taki sposób rozumując, Kościół Prawosławny też musielibyśmy nazwać kościołem odstępczym. To tak na marginesie.
W zasadzie dużo już powiedział Twin.
Czy to katolik, prawosławny, czy luteranin, żaden z tych chrześcijan nie może funkcjonować bez Kościoła. Bynajmniej nie wyobrażam sobie tego. Są oczywiście wyjątki.
Znam człowieka, który nie należy do żadnego kościoła. Chodzi od czasu do czasu do różnych kościołów i jestem pewna, że kocha Boga. Jest Jego dzieckiem. To można poznać, jeśli znasz kogoś dłuższy czas. Nie po tym, jak "czuje" Boga. Po tym, jak żyje, jak o Nim mówi. Jak "kocha" ludzi. To nie znaczy, że będzie "żywym" świętym Franciszkiem

, ale w jego życiu będzie "widać" Boga.
Oczywiście nie jest moim zdaniem możliwe, żeby chrześcijanin mógł funkcjonować bez Kościoła i nie czytać Biblii. Bez Kościoła i bez Biblii... nie można służyć Bogu, nie można Go znać. Jeśli taki ktoś uznaje się za chrześcijanina, to moim zdaniem, jest pseudo chrześcijaninem, czyli żadnym chrześcijaninem.
Funkcjonowanie chrześcijanina bez Kościoła może się zdarzyć tylko w 2-óch przypadkach: kiedy np. ktoś nawraca się na katolicyzm w miejscu, w którym nie ma kościołów katolickich, albo jeśli w kościele jest kapłan, którego... nie da się znieść. Który zachowuje się albo mówi coś, czego nie można słuchać. Myślę, że takim miejscem może być parafia ks. Natanka.
Są to sytuacje wyjątkowe.
Ja sobie nie wyobrażam życia bez Kościoła. I nie rozumiem, jak ktoś może mówić o sobie: jestem katolikiem i nie chodzić na msze. Nawet, gdybym nie zgadzała się z Kościołem w wielu kwestiach-nie muszę, nie wszystko, czego uczy Kościół jest nauczaniem nieomylnym- to nie znaczy, że miałabym opuszczać centrum życia chrześcijańskiego, jakim jest eucharystia.
Nie wierzę, aby ktokolwiek, kto mówi: wierzę w Boga, "czuję" Go i niepotrzebny mi Kościół, rzeczywiście wierzył w Chrystusa. To nie jest możliwe. I nie wiem, do kogo się modli ten człowiek.
Znam wielu takich "wierzących niepraktykujących". ich wiara to jeden wielki spletek nie wiadomo czego. To nie jest wiara chrześcijańska.
Twin już tu napisał, że pierwsi chrześcijanie spotykali się w Kościele, czyli we wspólnocie. Mało tego, Paweł ganił tych, którzy opuszczają wspólnotę. Chrześcijanin nie powinien być sam. Może żyć sam. Jest to możliwe, ale bardzo ciężkie.
Koniecznością do zbawienia jest wiara, a nie przynależność do Kościoła. Jednak bez Kościoła wiara usycha... . Wiem to z własnego doświadczenia, kiedy sądziłam, że KK nie jest dla mnie właściwym miejscem, a do kościoła ewangelickiego nie mogłam chodzić. To był okropny czas dla mojej duszy.