BarryG, przez wieki ludzkość nie wypracowała sobie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o istnienie Boga. Każdy z nas zmaga się z tym pytaniem. Każdy człowiek prędzej czy później to pytanie sobie stawia i nie ważne czy jest to człowiek żyjący 2 tysiące lat temu, tysiąc, sto czy obecnie. Jest to pytanie fundamentalne.
Wcale nie musimy sobie "wkręcać", że "w niebie ktoś sobie siedzi i wszechświat nie istnieje" jak to ująłeś. Wszechświat istnieje, jest wspaniały, osobiście wierzę, że jest to hojny gest Wszechmocnego Nieskończonego Boga. Dzięki postępowi nauki i techniki możemy to piękno odkrywać i się nim zachwycać.
Wydaje mi się, żeby naprawdę zacząć poznawać Boga, musimy sobie raczej pewne sprawy "wykręcić", niż "wkręcić". Na przykład należało by sobie wykręcić fałszywe wyobrażenia o Panu Bogu, które gdzieś przez lata w nas narastają i nie pozwalają w pełni otworzyć się na Prawdę o nim. Dobrym przykładem jest tutaj wspominany przez Ciebie obraz nieba, w którym rzekomo Pan Bóg mógłby "zasiadać". Wizja nieba, w którym na tronie siedział by Pan Bóg z siwą brodą, któremu przygrywali by na harfach cukierkowe aniołki często budzi niechęć. Rzeczywistość nieba jest tak inna, niż ta, w której żyjemy, że sama Biblia nas o nim uczy tak: "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują". Nie ma dobrego opisu nieba. Każda jego próba będzie nieudolna.
Nikt nie ufa Biblii z zamkniętymi oczami. Biblia jest doskonale przebadaną księgą. Mamy w Kościele doskonałych egzegetów biblijnych, którzy się nią skrupulatnie zajmują. Biblia została spisana nieco później. Zweryfikowana została jako autentyczna na podstawie Tradycji Kościoła, która była bardzo istotna w czasach pierwszych chrześcijan. Nie można traktować jej jako baśni, bowiem, różni ewangeliści opisują te same wydarzenia, chociaż nie spisują ich w tym samym czasie. Historycy dziś badający Ziemię Świętą często dochodzą do zaskakujących odkryć, które mają odbicie w zapisach biblijnych.
Czy aby z biegiem lat nie została kształtowana treścią w taki sposób, że jej autorowi lub docelowemu odbiorcy było to na rękę? Ludzie np. 1k lat temu byli "głupsi" w porównaniu do ludzi żyjących 200 czy 500 lat później.
Na pewno nie Pismo Święte. To co znajduje się w Biblii nie jest po ludzku nikomu na rękę. To trudna nauka. Wymagająca. Jednym z bliskich mi argumentów za istnieniem Boga Jezusa Chrystusa jest fakt, że gdyby ktokolwiek chciał stworzyć system religijny mający na celu właśnie "dogodzić" człowiekowi w tym sensie, by zaspokoić jego lęki egzystencjalne i aby było mu "dobrze", to nie było by to chrześcijaństwo. Jezus przyszedł na świat z dobrą nowiną - by nas zbawić. Jednak ludzkość tego nie przyjęła. Jezus nie został przyjęty z otwartymi rękoma przez człowieka, pomimo, że był samą miłością, która przyszła odkupić człowieka z rąk szatana.
I gdyby to były tylko wymysły człowieka, ta "doktryna" nie miała by prawa przetrwać przez 2000 tys lat. Ludzie zapomnieli by o Jezusie z Nazaretu tak samo jak zapominała o samozwańczych mesjaszach czy prorokach. Ale po śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Pana Jezusa coś wybuchło w świeżym, dopiero raczkującym Kościele. Z dwunastu wybranych przez Pana Jezusa zwykłych facetów po zesłaniu Ducha Świętego staje się coś po ludzku niezrozumiałego. Stają się oni wojownikami miłości, sługami Boga żywego. Idą i głoszą ewangelię całemu światu. I robią to za wszelką cenę, aż po śmierć męczeńską. Duch Święty przemienia kolejne rzesze nowych chrześcijan, poganie przyjmują chrzest. I oni również głoszą Jezusa Zmartwychwstałego, ryzykując własnym życiem. Do takiego oddania żaden normalny człowiek nie jest zdolny. Oni faktycznie musieli widzieć Pana. Oni faktycznie byli otwarci na powiew Ducha Świętego.
Dziś mija dwa tysiące lat, a Kościół trwa. Trwa wiernie przy nauce Boga, który objawił się światu przed dwoma wiekami. I powiem Ci drogi
BarryG, że jest to najwspanialsza wiadomość jaką możemy sobie wymarzyć. Kościół trwa, Jezus żyje i tak jak nam obiecał, będzie z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Piszesz, że chcesz się nawrócić, chcesz wierzyć, chcesz być szczęśliwym. Bardzo dobrze trafiłeś. Stoisz w dobrym miejscu. Od Ciebie zależy czy chcesz przeżyć najwspanialszą przygodę swojego życia, czyli być blisko Jezusa. Nie tylko tego z opowiadań, z lekcji religii, z kazań. Ale tego, który zna Cię po imieniu i chce, byś zaczął z nim rozmawiać, dzielić się każdą sprawą Twojego życia - bo jest to dla niego ważne.
To jest podstawa tego by wypłynąć na głębie, by zacząć rozumieć kim naprawdę jest Bóg. My często stoimy w wodzie po kostki i dziwimy się, że nie możemy płynąć. Żeby popłynąć, należy wejść całym do wody. W relacji z Bogiem jest podobnie. Należy pójść na całość, by zacząć odkrywać, jak Bóg potrafi działać w życiu człowieka. Módl się o wiarę. Proś Pana o tą łaskę, by otworzył Ci serce, by wskazał Ci drogę, postawił na Twojej drodze odpowiednich ludzi, dał Ci się poznać.
W wierze, często potrzebujemy umocnień. Czasem upadamy, grzeszymy, ulegamy słabości naszego rozumu czy woli. Wtedy może przyjść zwątpienie, dlatego warto mieć przy sobie taką "apteczkę pierwszej pomocy". Gdy ja czasem niedomagam sięgam do dzieł tych, którzy już drogę swojego życia z Bogiem przeszli. Teksty świętych, ojców Kościoła, błogosławionych, chociażby św. Jana od Krzyża, JanaPawła II, Ignacego Loyoli, ojca Pio czy świetnych apologetów katolickich takich jak C.S. Lewis, Scott Hahn, Tim Staples, ks. Barron i wielu wielu innych, którzy świetnie tłumaczą naszą wiarę i uzasadniają ją w sposób racjonalny.
Mamy naprawdę mnóstwo dowodów na to że Bóg w którego wierzymy faktycznie istnieje. Egzorcyzmy, cuda eucharystyczne, uzdrowienia po modlitwie wstawienniczej, ruchy charyzmatyczne w których w sposób namacalny działa Duch Święty, obraz Matki Bożej z Guadalupe, stygmatycy, objawienia Najświętszej Maryi Panny i wiele innych. Oczywiście, człowiek, który z góry zakłada swoją nie wiarę może próbować wszystko podważać. Ale nie wierzę, by mimo tylu wspaniałych dowodów na obecność Pana, jego sumienie do końca było spokojne.
Oj się rozpisałem. Krótko mówiąc. Warto wierzyć. Choć wiedza jest ważna i Bóg nam nie zabrania odkrywać go rozumem, to jednak wiara jest tym tak ważnym elementem, o który tak chodziło Jezusowi. Ciągle pytał ludzi o wiarę, zanim dokonał jakiegoś cudu. Wiara często rodzi wysiłek. Chrześcijaństwo nie jest dla ludzi o zajęczych sercach jak to kiedyś wspominał hiob. Wiara to dynamizm, zmaganie, ciągłe poszukiwanie Pana Boga na nowo. Gdyby nam teraz Pan Bóg dał wiedzę, to siedli byśmy na tyłkach i nic więcej nie robili. Życie nas ma rozwijać, mamy go szukać, wybierać lub odrzucać, przez wiarę w pełni objawia się wolność, którą nas Bóg obdarzył.