Jak dla mnie całkiem rozsądny wniosek.perjon72 pisze:Poza tym każdy wierzący ma w sobie Ducha Świętego a my jesteśmy jego świątynią i czy możliwe by Duch Święty dzielił "pokój" z demonem?
Mk 9,20-26perjon72 pisze:Z tego, co się orientuje opętanie nie jest chorobą i z powietrza przez nasz oddech nią się nie zarazimy. Ingerencja złego uderza w naszą wole i bez przyzwolenia zły duch nie ma do nas dostępu. Najpierw musi nas omamić, czyli zwieść a to nie dzieje się automatycznie.
20. I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.
21. Jezus zapytał ojca: Od jak dawna to mu się zdarza? Ten zaś odrzekł: Od dzieciństwa.
22. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!
23. Jezus mu odrzekł: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.
24. Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!
25. A Jezus widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego.
26. A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: On umarł.
(BT)
Podane przez Ciebie przyczyny opętania jak widać nie zawsze muszą wystąpić. W przypadku tego chłopca, któremu zdarza się to "od dzieciństwa" trudno raczej mówić o świadomym przyzwoleniu, zwiedzeniu czy omamieniu. W takich właśnie przypadkach skłonny byłbym uwierzyć, że: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. (J 9,3) Trudne to do zrozumienia ale przyjmując, że nic na tym świecie nie dzieje się przynajmniej bez Bożego dopustu, dopustem może i być takie opętanie, które otwiera nam oczy na rzeczywistość, którą wypieramy ze swojej świadomości. W przypadku chłopca z ewangelii opętanie doprowadziło do wiary jego ojca (i pewnie innych świadków) więc ostateczny cel jest pozytywny. Może trzeba patrzeć całościowo na takie zagadnienia, tak jak widzi je Bóg. Dla nas niestety to trudne bo i nasz wzrok póki co sięga tylko tutaj, życia doczesnego.
Badano i leczono ją dużo wcześniej (1969 r.) nim zaczęto egzorcyzmy (1975 r.) ale lekarze byli bezradni. Dlaczego byli bezradni w tym przypadku? Zrzucanie tego na chorobę psychiczną, moim zdaniem, jest jednak pójściem na łatwiznę. Nie było przecież tak, że nie badano jej i zaczęto modlić się nad nią bez jakiejkolwiek diagnozy lekarskiej. Podobnie dzieje się dziś, aby mógł odbyć się egzorcyzm należy wykluczyć chorobę psychiczną. Inna rzecz, że do tego jest potrzebny lekarz, który potrafi przyznać się do swojej bezradności a nie szukać na siłę choroby tam gdzie jej nie ma i wymyślać teorie byleby tylko zatrzymać przypadek w sferze doczesności.perjon72 pisze:W tym przypadku opętania, okoliczności są niepodane a w zasadzie pominięte, lecz to, na co zwrócono uwagę jest to, że cierpiała na depresje a to są pierwsze symptomy choroby umysłowej jak np. schizofrenii.