"Nie daj się zwyciężyć złu, ale ..." - św. Paweł

Tutaj są dyskusje na temat wiary. Masz jakieś pytania dotyczące nauki Kościoła, na temat chrześcijaństwa, sekt, wiary, a także komentarz na temat jakiegoś tekstu z mojej stronki? Tutaj możesz wyrazić swoje opinie i zadać pytania.

Moderator: Marek MRB

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

"Nie daj się zwyciężyć złu, ale ..." - św. Paweł

Post autor: Anula » 06-10-15, 22:08

Witam serdecznie.
Obiecałam na Forum podjąć temat o zwalczaniu zła przez uczniów Chrystusa. Ale nie tylko. Osoby, które są niewierzące, a zaglądają tu - również zachęcam do dyskusji.

Tematem jest fragment Listu św. Pawła do Rzymian, a ściślej jedno zdanie: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj"
- św. Paweł do Rzymian 12:21.
Na marginesie dodam, że korzystam z Biblii warszawskiej.

Napiszcie proszę, co rozumiecie w tej nauce. W Jaki sposób zachować się zgodnie z zaleceniem św. Pawła, innymi słowy: "co autor miał na myśli"...?

Nie przez przypadek podejmuję temat. Wydarzenia (dokładnie dwa) ostatnich miesięcy, wywołały we mnie niepokój i to z tych "nie na żarty".
Może krótko opiszę co się wydarzyło. Zdarzenia miały miejsce w pracy. Pierwsze, to dorabiałam do etatu sprzątając sklep odzieżowy i tam weszłam w konflikt z brygadzistką. Zdarza się prawda? Ci to zawsze są niezadowoleni :) Otóż miało miejsce tam coś wyjątkowego, osoba ta dawała mi najpierw zlecenie wykonania zadania, po czym krążyła wokół mnie i ponaglała, choć nie miała ku temu podstaw, skutecznie przeszkadzała w wykonywaniu pracy. Zjawiała się nie wiadomo kiedy i tuż za plecami potrafiła znienacka rzucić swoje: prędzej, prędzej. Wytrzymywałam dosyć długo...najpierw była rozmowa wyjaśniająca, potem już mniej grzeczna rozmowa, aż w końcu potraktowałam kobietę z góry, czyli tak, jak ona nas traktowała cały czas. Muszę przyznać, że w trakcie narastania konfliktu, zaczynała we mnie rosnąć agresja do tej osoby. I nadszedł moment, gdy uznałam, że muszę coś z tym zrobić, żeby jej najzwyczajniej nie pobić...Powiem tak, to było okropne doświadczenie, czuło się obecność ciemnych mocy. Uczucie grozy i w zasadzie wszystkiego co najgorsze...Powtórzę - okropne. Z pracy zrezygnowałam, naświetliłam jedynie w biurze, jak sytuacja wyglądała, bo znali tylko wersję brygadzistki, mnie niestety nie poproszono o wyjaśnienia, więc zrobiłam to sama. W firmie i sklepie, gdzie pracuje ta kobieta ma dobrą opinię. Miałam okazję przyjrzeć się w jaki sposób zjednuje sobie ludzi - niewiele w tym szczerości było, ale to już inny temat...

Drugi przypadek miał miejsce w drugiej firmie i jest bardzo podobny do wymienionego wyżej, więc nie będę go opisywała. Skwituję tylko, że i stąd odeszłam.

Niestety nie uważam tego za swój sukces, a raczej swoją porażkę. Mam poczucie, że nie zrobiłam nic, żeby coś zmienić na lepsze, a poszłam raczej na skróty i stałam się zw zasadzie podobna do nich....

Jest jeszcze jeden powód ruszenia tego tematu i podjęcie próby rozłożenia go na części, Otóż mam niejasne przeczucie, że sytuacja ta będzie się powtarzać oraz potęgować. Zmienią się tylko osoby.

Poradźcie proszę, jak to widzicie, jaką postawę należy przyjąć, żeby wypełnić naukę Chrystusa, nie tracąc przy tym swojej godności...? Bo chyba nie chodzi o to, aby dać się zadeptać..?
Ostatnio zmieniony 06-10-15, 22:09 przez Anula, łącznie zmieniany 1 raz.
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Władysław
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 04-04-14, 14:21
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Władysław » 07-10-15, 15:38

Anula postąpiłaś prawidłowo walcząc o swoje. Istnieją osoby które po prostu lubią się znęcać nad innymi, kłamią i postępują źle. Ty na nie trafiałaś. Być może jakiś element Twojego wyglądu lub zachowania wskazuje niektórym osobom, że Jesteś "typem ofiary" którą można bezkarnie atakować. Czemu to robią? Bo lubią czuć swoją "siłę" i strach drugiej osoby.

Natomiast ten cytat:
Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj
jest dla nas znakomitą wskazówką do postępowania. Ja go rozumiem tak: "Broń się przed złem, ale nie stosuj jego metod".

Ty nie znęcałaś się nad swoimi kierowniczkami. Postawiłaś tylko się im.

Trzeba pamiętać, że wedle słów Chrystusa nie mamy być bandą pacyfistów którzy będą zawsze ofiarami. Chrześcijaństwo to religia oporu i ciągłej walki - duchowej jak i fizycznej. Musimy dawać opór złu, co najczęściej tylko wydaje się trudne, ale nie dać się wciągnąć w stosowanie złych metod. Czyli mamy stosować środki niezbędne i konieczne do obrony, nic ponad to.

A co do zwyciężania dobrem, to jest to bardzo potężna broń. Broń która niszczy psychikę osoby żyjącej wedle "prawa dżungli". Okazanie dobra, lub litości osobie, która nam zrobiła coś złego to jest bardzo silny cios. Cios który może wywołać trzy reakcje:
- jeszcze większą agresję
- zniszczenie psychiki i światopoglądu
- odmianę życia

Kojarzysz scenę z "Krzyżaków" Sienkiewicza w której Jurand daruje życie i zdrowie krzyżakowi odpowiedzialnemu za jego cierpienie, kalectwo i śmierć jego córki? Co robi ten krzyżak? Popełnia samobójstwo. Została zniszczona jego psychika.
Łowca trolli internetowych, biczownik gimbo-ateistów, pogromca głupoty w internecie.

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 07-10-15, 22:17

Władysławie, zawarłeś w swojej wypowiedzi, na czym konkretniej chciałabym się skupić : "Okazanie dobra, lub litości osobie, która nam zrobiła coś złego to jest bardzo silny cios. Cios który może wywołać trzy reakcje:
- jeszcze większą agresję
- zniszczenie psychiki i światopoglądu
- odmianę życia
"

Cios może źle się kojarzyć, ale faktycznie chodzi o - mówiąc łagodnie - zniknięcie zła. To określenie wolałabym od słowa - wycofać, bo wierzę, że zło może rozproszyć się jak pył.
I teraz tak, znamy diagnozę - ktoś jest pod wpływem złych mocy i żadne dostępne środki/sposoby nie są w stanie sytuacji naprawić. Co należałoby zrobić na pierwszym miejscu? Myślę, że modlitwa za tą osobę i wiara, że Bóg już działa w tej sprawie. Co dalej? Jest jakiś schemat postępowania?
Tu chyba trzeba mieć na uwadze cały czas, że mamy do czynienia z duchowością. I na tej płaszczyźnie powinien być konflikt rozwiązywany. Tak myślę.

"Kojarzysz scenę z "Krzyżaków" Sienkiewicza w której Jurand daruje życie i zdrowie krzyżakowi odpowiedzialnemu za jego cierpienie, kalectwo i śmierć jego córki? Co robi ten krzyżak? Popełnia samobójstwo. Została zniszczona jego psychika."

Chcę wierzyć, że to nie ja spowodowałam śmierć danej osoby, ale, że sprawę przejął Bóg i On tym się dalej zajmuje. W ogóle nie zależy mi na śmierci, ale na tym by "odzyskać" człowieka.
Dziewczyny, które pozostały przy brygadzistce - psioczą na nią, na świat, życie, ludzi. Ja swoją postawą dałam im szansę zrobienia czegoś, co poprawiło by im byt, ale nie podjęły się tej próby. I chodzi mi o to, że nie skorzystałam z dostępnego arsenału broni, żeby tą kobietę odmienić, żeby nikt więcej z jej powodu nie cierpiał...
Bo wierzę również, że ci ludzie są ofiarami zła (tu też jest cały arsenał sposobów, w jaki zło kimś owładnie) Gdyby znali Chrystusa nie dopuściliby do tego, albo unikaliby w lęku przed utratą łaski życia blisko Boga. Czasem myślę, że ludzie są zahipnotyzowani :(

Dziękuję Władysławie za odpowiedź. Przyszła mi jeszcze myśl, że te przykre doświadczenia przychodziły przez kobiety. To chyba też ma jakieś znaczenie...Jesteśmy podatniejsze?

Może któraś z kobiet zabierze głos, jak to widzi...

Ps. Alex, jesteś w moim sercu i zawsze w nim będziesz...
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Władysław
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 04-04-14, 14:21
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Władysław » 08-10-15, 15:33

Anula nie ma za co.
Ja bym jednak pozostawał przy określeniu "cios" bo to jest jak potężne uderzenie w głowę takiej osoby. Oddanie dobrem za zło, jest po prostu ponad jej rozumienie świata i powoduje potężne reakcje w psychice. To co potem taka osoba zrobi to już tylko jej wola.

Kobiety są podatniejsze na mocne przeżywanie wiary i na mocne oddawanie się złu. Mężczyźni są zazwyczaj bardziej stonowani. Przykładowo, mało który pan będzie chciał po pracy chodzić codziennie do kościoła, albo odmawiać po kilka razy dziennie różaniec, ale z drugiej strony mniej chętnie uwierzy we wróżby, pójdzie do wróżki czy zainteresuje się okultyzmem.

Potwierdza to historia i współcześni egzorcyści, oraz zwykli księża którzy czasem muszą przeganiać grupy dewotek z kościoła :mrgreen:
Łowca trolli internetowych, biczownik gimbo-ateistów, pogromca głupoty w internecie.

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 10-10-15, 12:48

Ja bym jednak pozostawał przy określeniu "cios" bo to jest jak potężne uderzenie w głowę takiej osoby. Oddanie dobrem za zło, jest po prostu ponad jej rozumienie świata i powoduje potężne reakcje w psychice. To co potem taka osoba zrobi to już tylko jej wola.

Okay Władysławie, to co wg Ciebie byłoby w tej sytuacji (mojej, przytoczonej) wymierzeniem dobra? Jak powinnam była postąpić, żeby nie zostawić za sobą problemu nierozwiązanego?

Dlaczego mi tak na tym zależy? Otóż, jak wspomniałam sama osoba może sobie tkwić w swoich przekonaniach i zachowaniach o ile nie rusza tym innych, nie atakuje ich, jest w swym wpływie neutralna. Niestety byłoby to możliwe, gdyby zamiast trzech różnych dziewczyn pracowały trzy Anki, albo trzy osoby podobnie tak jak ja myślące.
Zostały na straży dziewczyny totalnie zagubione, z mnóstwem problemów i w pracy spotykają się z kobietą, która jeszcze bardziej nakręca je negatywnie. Wracają do domu i nakręcają negatywnie swoją rodzinę, znajomych, itd. Reakcja łańcuchowa. Dobrze, jeśli potrafimy wpłynąć pozytywnie i nie podawać dalej...
W zasadzie rozumiem, że należy zająć się źródłem tych negatywnych emocji, żeby ognisko zdusić w zarodku, unieszkodliwić.
Nie wiem, czy jestem czytelna?
To już nie chodzi o dawanie przykładu, ale zajęciem się bezpośrednio problemem. No więc, co mogłam zrobić?
Czy księża egzorcyści mają swoją skrzynkę z intencjami modlitewnymi? Zawsze byłoby to jakieś wsparcie....

Kobiety są podatniejsze na mocne przeżywanie wiary i na mocne oddawanie się złu. Mężczyźni są zazwyczaj bardziej stonowani. Przykładowo, mało który pan będzie chciał po pracy chodzić codziennie do kościoła, albo odmawiać po kilka razy dziennie różaniec, ale z drugiej strony mniej chętnie uwierzy we wróżby, pójdzie do wróżki czy zainteresuje się okultyzmem.

Chyba muszę trochę w obronę wziąć "słabszą " płeć. :-P Nie przez przypadek mówi się o kobiecej intuicji, o instynkcie macierzyńskim, ... Stasi Eldredge powiedziała: "Jest coś gwałtownego w sercu kobiety. Spróbuj tylko obrazić jej dzieci, jej mężczyznę, jej najlepszą przyjaciółkę i poczujesz tego smak." Sytuacja życiowa może doprowadzić do tego, że z istoty anielskiej przeistoczy się w amazonkę. Mam przykładów w swej rodzinie od groma....Panowie zawiedli.
Natomiast w omawianym temacie, uważam że kobiety nie miały podstaw do tego, by brać mnie za swojego wroga...Wręcz przeciwnie.

Potwierdza to historia i współcześni egzorcyści, oraz zwykli księża którzy czasem muszą przeganiać grupy dewotek z kościoła :mrgreen:

Hmm, a może księża powinni mieć raczej ducha wojownika, a nie anioła, który patrzy przez palce, bo owieczka ma prawo grzeszyć? Powiedzieć wprost - to nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem - żegnam.
Mnie natomiast rośnie adrenalina, gdy widzę, że księżom przeszkadzają maluchy w kościele. Pewnie od zawsze byli dorośli, a na ziemię przylecieli statkiem kosmicznym ;-)
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Władysław
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 04-04-14, 14:21
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Władysław » 12-10-15, 15:53

Anula powinnaś w takich sytuacjach robić dokładnie to co jest w Twoich możliwościach w tamtym momencie.

Nie zawsze można odpowiedzieć takiej osobie dobrem za zło, czasem nie da się tego zrobić, bo nie mamy takiej możliwości. Najważniejszym jest jednak, żeby nie wchodzić w taką relacje i sposób myślenia nienawiści i zemsty. To co my robimy musi mieć na celu poinformowanie innych o prawdziwej sytuacji i "ciosem" w tę osobę, tak by mogła przemyśleć swoje zachowanie i może coś w życiu zmienić. Żeby nie wchodzić w nienawiść pomaga stosowanie metody zalecanej i stosowanej przez Chrystusa - modlitwy za wrogów. Nie możesz też kłamać.

Sam miałem w życiu takie dwie sytuacje. I w obu nagle dostawałem do ręki "broń" którą mogłem wykorzystać, by skutecznie wymierzyć cios który taka osoba odczuje. Może wyciągniesz coś dla Siebie z ich opisów:

1. Moja pierwsza praca - wprowadzanie danych do systemu w jednym z urzędów państwowych. 8 osób w zespole i kierowniczka traktująca nas jak tanią siłę roboczą bez uczuć i rozumu. Sama zakłamana i z typu "zimnej suki". Jej ulubioną rozrywką było donoszenie na innych i często wymyślanie o nich kłamstw. W taki sposób stała się kierowniczką naszej - nowo utworzonej - grupy. Sama powinna z nami pracować, jednak swoje prace zwalała na nas. Ledwo znosiła to, że musimy czasem pójść od komputera do łazienki. Nie pozwalała nam na kontakty z pracownikami z innych pokoi tłumacząc to odgórnymi zasadami, a tak naprawdę chodziło o to, żebyśmy się nie dowiedzieli, że ona kłamie. Co chwila też zwiększała nam normy ilości pracy, by pokazać swoim przełożonym, że efektywność rośnie. Traktowała nas jak podludzi. Jej przełożonej to odpowiadało, bo robota była robiona sprawnie. Ja jako jedyny przeciwstawiałem się jej i podważałem jej głupie polecenia, prosząc by dała to na piśmie. A potrafiła mieć swoje interpretacje przepisów prawa. Za niektóre z jej wymysłów osobę wprowadzającą dane czekałaby "zabawa" z prokuraturą (część danych tajna i ściśle tajna).

Od ciągłej pracy przy źle ustawionym monitorze komputera dostałem zapalenia spojówek. Nie byłem w stanie wyrabiać norm i przez to nie przedłużono ze mną umowy. Wtedy postanowiłem działać, a sposób i oręż "sam" się pojawił. Otóż wpisując dane musieliśmy to robić bezbłędnie. Kierowniczka za każdy znaleziony błąd nas karała, choć jego poprawienie to była kwestia przejścia się do informatyków - robione od ręki i bez problemu. Najbardziej dotkliwą karą było ośmieszenie nas. Po tym jak zrobiliśmy KILKA błędów we wpisach, ona wydrukowała kartki o treści "Myślimy w czasie pracy" i przykleiła nam to na monitory. Zrobiła to tak, że kartki formatu A4 były przyklejone na paskach papieru do tyłu monitorów. Nie mogliśmy tego odkleić. Na czas pracy kładliśmy je za monitor, a po pracy musieliśmy znów je położyć na ekran. Osoby z innych pokoi śmiały i drwiły z nas, bo kierowniczka musiała się tym pochwalić.

Ja już wiedziałem, że będę zwolniony więc nie miałem nic do stracenia. Chciałem zrobić coś, żeby ona poczuła i zrozumiała jak my się czuliśmy. Rozmowy nie pomagały, starałem się być wobec niej dobry, ale ona traktowała to jako słabość i przywalała mi bardziej. Musiałem więc w jakiś sposób uświadomić jej co robiła.

Pewnego dnia zauważyłem, że informatyk poprawiał jakieś błędne wpisy. Sprawdziłem w "książce błędów" ale z tych dni nie było żadnych wpisów. Sprawdziłem więc w systemie kto je wprowadzał i jakie to były błędy. Okazało się, że nasza wspaniała kierowniczka zrobiła około 30 błędnych wpisów i zamaskowała to. Te błędy popełniła robiąc "popisowy" dzień pracy i udowadniając nam, że spokojnie można wykonać zwiększoną normę. Wydrukowałem spis tych błędów wraz z kartką "Myślimy w czasie wykonywania pracy" i krótką informacją ode mnie co myślę o jej metodach i ostatniego dnia pracy przykleiłem do jej monitora.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka i poinformowała, że kierowniczka widząc te kartki wpadła w furie. Ostentacyjnie i przy wszystkich wykasowała mój numer z telefonu służbowego. Ale o kartkach i co na nich było dowiedzieli się wszyscy z biura. Została zawstydzona, a jej chore metody kierowania nami stały się nagle wszystkim znane. Powściekała się... ale się zmieniła. Co prawda tylko trochę, ale pozostała grupa osób miała lżej z pracą i nie byli narażeni na aż tyle jej chorych zachowań.

Szokiem było dla niej, że ktoś się jej postawił tak otwarcie. Użyłem wobec niej tylko prawdy, nie musiałem nic wymyślać, ani kłamać.
Łowca trolli internetowych, biczownik gimbo-ateistów, pogromca głupoty w internecie.

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 12-10-15, 20:58

Dziękuję Władysławie za to świadectwo... napisałeś coś - myślę bardzo istotnego: Użyłem wobec niej tylko prawdy, nie musiałem nic wymyślać, ani kłamać. - Prawda - i to jest ten oręż. Na pewno jeden z wielu, wierzę w to... Sama żałuję, że nie zdemaskowałam kobiety przy pracownikach sklepu, ochrony sklepu, na zasadzie: "A to jednak pani potrafi być uprzejma, z szacunkiem odnosić się do ludzi..." Niestety nie zdobyłam się na taką uwagę, a to mógł być ten moment, że zaczęłoby się dziać z nią coś pozytywnego.
Myślę, że roztrząsanie problemu na boku, bez jej udziału było tylko i wyłącznie stratą czasu i cennej energii. Sprawę próbowałam rozwiązać dyplomatycznie zgłaszając w biurze, że ktoś taki reprezentuje ich firmę - poszło również o sprzątanie tylko na wysokości głowy, powyżej już miałyśmy nie sprzątać. A ja sprzątałam powyżej i ...zgarniałam tumany kurzu...i była jazda.
No więc w biurze uprzejmy pan wysłuchał mnie i obiecał interwencję, ale nic się nie zmieniło, okazało się przez przypadek, że to znajoma jednego z właścicieli, a ja poczułam się jak donosiciel, taki, który jątrzy bez powodu...

To mamy pierwszy pocisk w stronę zła - mówienie prawdy prosto w oczy. Ale tylko wtedy, gdy nie czujemy złości. (Przyznaję, że z tym mogą być problemy :))

Czekamy na dalsze podpowiedzi...

Jeszcze coś zwróciło moją uwagę, napisałeś że: kierowniczka traktująca nas jak tanią siłę roboczą bez uczuć i rozumu. Sama zakłamana i z typu "zimnej suki". Jej ulubioną rozrywką było donoszenie na innych i często wymyślanie o nich kłamstw.
Zauważyłam, że tego rodzaju osoby są obsadzane na kierowniczych stanowiskach, tam gdzie mają ludzi pod sobą. Przypadek? Moim zdaniem, znaki czasu....

A może jest tak i jestem skłonna uznać to za pewnik, że Bóg sam nas obsadza w takich miejscach, w takiej obsadzie, żeby dać świadectwo innym o Nim. Warte przemyślenia, co myślisz? :)
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Władysław
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 04-04-14, 14:21
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Władysław » 13-10-15, 15:14

Bóg na pewno tu działał, choć wtedy tego nie rozumiałem. Dla mnie to było straszne, traciłem stabilną pracę w urzędzie państwowym, po raz pierwszy w życiu miałem zostać bezrobotnym. Dobrze, że wtedy (6 lat temu) mieszkałem z rodzicami i oni pozwolili mi spokojnie kontynuować zaoczne studia i szukać pracy.

Pracowałem tam dwa lata i się bardzo wiele rzeczy nauczyłem i dowiedziałem. Przydaje mi się to po dziś dzień. Ten konflikt z kierowniczką też dał mi dużo do życiowego doświadczenia. Dostałem wtedy porządną lekcję jak od środka funkcjonuje nasze państwo, co bardzo wpłynęło na moje poglądy polityczno społeczne i doprowadziło do mocnego skrętu na prawo.

Największym natomiast działaniem Boga było to nieprzedłużenie umowy.

Zrozumiałem to dopiero po roku. Nie mogłem znaleźć pracy. Na początku szukałem w urzędach i ministerstwach, ale że tam większość konkursów na stanowiska pracy była ustawiana, albo wybierali super geniuszy spośród kilkuset chętnych, to zacząłem szukać wszędzie. Z każdej firmy odchodziłem z informacją, że wybrano kogoś innego. Nawet w głupich call center nie chcieli mnie przyjąć... z grup po 20-30 osób nie przyjmowali mnie i czasem 1-2 osoby. Uczucie było straszne. Zrozumiałem o co chodzi właśnie w jednym z takich centrum telefonicznych. Zgubili moje CV i poprosili o przyniesienie nowego. Przeszedłem całe szkolenie już dochodząc do chwili podpisywania umów. Poproszono mnie o CV i nagle zaczął się jakiś szmer i ruch od pokoju do pokoju. Po chwili dostałem informację, że jednak mnie nie chcą.

Chodziło o obecny w CV wpis o moim poprzednim miejscu pracy. To biuro w którym pracowałem wchodziło w skład innego "ważnego urzędu". Reakcja ludzi na jego nazwę była dla mnie szokiem. Bali się i nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Za namową mojej dziewczyny (obecnie żony) usunąłem ten wpis z CV. Zdawałem sobie sprawę, że w tym momencie oficjalnie nie mam żadnego doświadczenia zawodowego i muszą zaczynać od początku. Od razu znalazłem pracę w jednym call center - co prawda nie uczciwym jak się potem okazało - dlatego szybko im podziękowałem znajdując inną pracę tym razem jako ankieter telefoniczny ;)

Natychmiast poinformowałem kolegów i koleżanki z którymi pracowałem w urzędzie o tym, żeby szybko podejmowali decyzje co dalej, bo z wpisem w papierach o pracy tam, nowej pracy nie znajdą łatwo. Wszyscy zdecydowali, że zostają, ale dołożyli starań by przeniesiono ich do innych grup (daleko od wrednej kierowniczki).

Dzięki działaniu Boga uniknąłem wtedy zawodowej tragedii. Pozostanie w urzędzie doprowadziłoby do sytuacji w której po np. 7 latach pracy i zwolnieniu mnie miałbym olbrzymią dziurę w CV. Bo z wpisem o pracy w tym urzędzie nikt by mnie nie zatrudnił. 6 lat temu to było do ogarnięcia, bo mieszkałem z rodzicami i oni mnie utrzymywali, gdy nie miałem pracy. Nie wyobrażam sobie tej samej sytuacji obecnie, gdy mam żonę i utrzymujemy się sami. Drugą sprawą był brak możliwości rozwoju. W niecałe dwa lata awansowałem z podreferendarza na starszego technika. To już był dla nas "sufit" nie do przebicia. Pracując tam byłbym bez możliwości awansu i rozwoju... do tego za wynagrodzenie rzędu 1500-1800 zł do ręki (zależnie od premii).

Czuję, że Bóg pozwolił mi dostać tę pracę bym mógł się uformować i pomóc pozostałym przeciwstawiać się kierowniczce. Pozwoliła mi też na rozpoczęcie studiów zaocznych. Sytuacja z kierowniczką, opowieści poznanych tam osób, szukanie pracy po jej utracie i zobaczenie jak to wszystko wygląda zmieniły mnie.

Wracając do sedna sprawy musisz na spokojnie poszukać sensu w tych sytuacjach. Często nie widać go od razu. Być może byłaś tam by pokazać komuś świadectwo. Ale być może byłaś tam dla formacji. Bez Twojego konfliktu z brygadzistką, nie rozmyślałabyś w taki sposób nad słowami św. Pawła i nie pisała ze mną na ten temat. :-)
Łowca trolli internetowych, biczownik gimbo-ateistów, pogromca głupoty w internecie.

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 13-10-15, 19:53

Ależ Władysławie, pisanie z Tobą na ten temat to prawdziwa przyjemność. Zwłaszcza, że dochodzę do kolejnych wniosków. :)
Przypomniał mi się kolejny cytat odnośnie tych sytuacji w naszym życiu, zobacz: "Oto posyłam was jak jagnięta między wilki" - Łk. 10:3 Co prawda skierowane do apostołów, ale my chyba też możemy przyjąć je jako wezwanie.

No to zbroimy się dalej? :)

Kolejnym pociskiem, myślę, że jest takie postępowanie, które wywoła uśmiech, przyniesie radość, lub chociaż sprawi, że gniew, zapalczywość ucichną...

Dziś w pracy miałam sytuację, gdzie koleżanka miała jakiś uraz do kolegi - powiedziałam, że powinni sobie to wyjaśnić w cztery oczy, ale nie chciała słuchać, ciągle na niego złorzecząc. I podczas przerwy zaczęłam żartować, że jej takiej nie lubię, że wczoraj była wesoła, a dziś mi się nie podoba. I tupnęłam jak dziecko nogą. Coś zaszło, bo już przestała źle mówić, milczała cały czas, a jak ją zagadałam, to przyznała, że martwi się o dziecko i wyniki badań...O waśni zapomniała, mało tego powrócił jej wczorajszy humor, znów zaczęli żartować, co prawda pod koniec pracy, ale jednak...

Sama też doświadczyłam takiego dobrostanu, gdy łzy zamieniają się w śmiech, słysząc głos znajomego, który z natury ma taki sposób odzywania się, że problemy znikają.

Tu chyba potrzebny jest dar pocieszania, co myślisz?

Tak sobie wyobrażam, że Jezus gniewny był tylko na faryzeuszy, tych co świadomie szkodzili, a z pozostałymi też postępował raczej łagodnie. I wywoływał radość wśród swoich uczniów. Tak ich zdobywał?
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Andriej
Przyjaciel forum
Posty: 446
Rejestracja: 12-02-13, 16:05
Lokalizacja: Alpy

Post autor: Andriej » 13-10-15, 20:58

Mogu sie wtrynic ;-) ?
Czy zdajemy se sprawe, ze moge ja ( i ty, i oni ... ) byc po prostu gruboskorni bez zadnych zlych intencji wobec kogos.
Nu, ja takoj bywam ... takoj ja byl chowan, takoje ja mial rzemioslo, nu i takoj ja nie potrafie jak cieple kluchy ...
I mogu nadwrazliwca ranic ...
No, to juz nie przeszkadzam. :dowidzenia:

Władysław
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 04-04-14, 14:21
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Władysław » 14-10-15, 15:34

Anula te słowa Chrystusa dotyczą wszystkich chrześcijan w otoczeniu niechrześcijan, lub osób niepraktykujących. Chrystus doskonale wiedział jak to będzie wyglądało. Osoba która uznaje zasady chrześcijaństwa z miejsca staje się słabsza w ludzkim rozumowaniu. Ma bardzo wiele ograniczeń i pewnych rzeczy zrobić nie może i nie chce.

Osoby niewierzące będą robić wszystko dla zaspokojenia swoich potrzeb i zachcianek. We współczesnym społeczeństwie ograniczyć je może tylko prawo, ale i to nie zawsze.

Pocieszanie innych jest bardzo ważne, ogólnie ważna jest empatia wobec innych. Problem najczęściej leży głębiej niż to widać. Zwykła rozmowa, a czasem zwykły uśmiech może pomóc.

Z tego co kojarzę, to Jezus nie gniewał się na Faryzeuszy. Było mu ich żal, chyba najbardziej ze wszystkich (no może na równi z bogaczami). Bo kim byli faryzeusze? To byli ludzie uczeni w piśmie. Osoby na wyrywki znające Pismo i przykazania. Zachowujące wszelkie nakazy... a nie potrafiące uwierzyć, wywyższające się nad innych i nie potrafiące przyjąć tego co On do nich mówił.

Chrystus chyba tylko raz się porządnie zdenerwował. Gdy zobaczył, że zrobiono jarmark ze Świątyni. Ale trzeba zobaczyć co wtedy zrobił. Bił handlarzy sznurem. Nie kijem, nie pałką, nie ruszył na nich z mieczem (które kilku uczniów miało) czy nożem. Przegonił ich nie robiąc nikomu większej krzywdy. I według mnie my mamy też tak robić. Osiągać cel i robić to co trzeba, ale tak by nasi bliźni odnosili jak najmniejsze szkody.


Andriej nie przeszkadzasz. Pisz jak najwięcej. :-)
Gruboskórność to raczej forma obrony, niż atak na kogoś. To łatwo chyba każdy zauważy, że ktoś inny właśnie taki jest. Gruboskórność można co najwyżej odebrać jako obojętność. Ale to tylko w pierwszej chwili, bo jak się człowieka pozna to już wiadomo jak się zachowuje.
Łowca trolli internetowych, biczownik gimbo-ateistów, pogromca głupoty w internecie.

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 14-10-15, 19:35

Andriej - Czy zdajemy se sprawe, ze moge ja ( i ty, i oni ... ) byc po prostu gruboskorni bez zadnych zlych intencji wobec kogos. - Jest na ziemi miejsce i dla motyla i dla hipopotama - nie przejmuj się ;-)

Władysław, a dziś sobie z kolei pomyślałam, że kierownicze stanowiska obsadzane są przez Boga, ku jakiemuś celowi, ku naszemu wzrostowi, są znakiem widzialnym dla nas. Pamiętne słowa Jezusa: "Gdyby ci to nie było dane od Ojca..." - nie byłoby cię na tym miejscu.

I tak sobie myślę, że może to byli kiedyś wspaniali ludzie, zasługujący na awans, a w trakcie pełnienia swoich obowiązków doszło do zwrotu. Czyli, że chciwość (na przykład, bo większe pieniądze i strach przed utratą) spowodowały degradację osobowości. Tu mi się przypominają sceny z "Władcy Pierścieni" kiedy któryś z bohaterów zbliżał się do zakazanego pierścienia, dostawał obłędu.
Gdyby tak było, jak myślę, to znaczy, że ci ludzie są do "odzyskania" i to chyba leży na naszych barkach, wspominając podany wyżej cytat słów Jezusa....

Jeżeli mam rację, to kochani - mamy misję do wypełnienia. Tu i teraz.
Modlitwa i działanie.

---------------
Tu mnie zaciekawiłeś: Z tego co kojarzę, to Jezus nie gniewał się na Faryzeuszy. Było mu ich żal, chyba najbardziej ze wszystkich (no może na równi z bogaczami). Bo kim byli faryzeusze? To byli ludzie uczeni w piśmie. Osoby na wyrywki znające Pismo i przykazania(...)

A zerknij na Mateusza rozdział 23 - cały. Wiesz, dla mnie Chrystusowe biada oznacza tyle samo co Boży gniew, z paleniem wiosek włącznie, żeby oczyścić z grzechu.
Wiesz, to Gospodarz, który dba o swój dom. Tak zachowuje się głowa rodziny w konfrontacji z intruzem, tak myślę, walczyli prawdziwi Polacy za ojczyznę...Tak powinniśmy rozprawiać się z grzechem - chirurgiczne cięcie.
Piszesz, że Jezusowi było ich żal, a ja myślę, że gdyby powiedzieli: przepraszam, to był błąd, już więcej nie będę - załatwiło by sprawę. Nie byłoby gniewu, biada i innych przykrych słów. Chociaż być może niektórym oczy się otworzyły i poszli za Jezusem. Tak jak np. bohaterowi naszego tematu :)

----------

Władysławie, dziękuję Ci za tą owocną dyskusję :) Temat pozostawiam otwarty, może ktoś zechce dopisać (pochwalić się swoimi dokonaniami) Cóż - serdecznie zapraszam.
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 16-10-15, 07:24

Andriej, to jeszcze do Ciebie. Napisałeś: Nu, ja takoj bywam ... takoj ja byl chowan, takoje ja mial rzemioslo, nu i takoj ja nie potrafie jak cieple kluchy ...
I mogu nadwrazliwca ranic ...


Kołatały mi się po głowie, te Twoje "nie potrafie jak ciepłe kluchy". - To zobacz, co Pismo mówi: "Znam uczynki twoje, żeś ani zimny ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z moich ust." Objawienie św. Jana 3:15-16

Wszyscy chcemy być z naszym Ojcem Niebieskim i jest to możliwe już tu i teraz.
Pytanie, co ja robię w tym temacie, jaki mam swój udział? Dokładam swoją cegiełkę? Jestem chętny do współpracy?

I teraz jak rozumiem wymieniony cytat. "Zimny" to ten, który jeszcze nie wie, że jest tu, na świecie po to, żeby pracować dla Boga, żeby już tu nastało Jego Królestwo. Dla mnie życie na ziemi, ten świat, to taki poligon. Ciągła przepychanka, walka, jak to się przyjęło mówić, "na chwałę Bożą."

"Letni", to taki, który się ...delektuje i nic poza tym. A więc dobrze mu z Bogiem, ale inni, to niech sami sobie radzą...- No cóż, bałwan nie rozumie, że jest odpowiedzialny za swoich braci...

I ostatnia kategoria - "gorący" - to ulubieńcy boży :) Co tu wyjaśniać, żyją dla Niego spalając swoją energię. I tej nie zabraknie, bo On sam jej dostarcza. Oni już wiedzą, po co przyszli na świat. W tej gonitwie, nie sposób nie zgrzeszyć, ale przyznanie się do błędu jest chętnie wybaczane. Bóg wszystko rozumie, wbrew gadaniu, że może o czymś nie wiedzieć, a może można coś przed Nim ukryć...Hmm, zapraszam takich do ....przedszkola, tam dzieci wytłumaczą...

Myślę, że Twoje obawy dotyczą tych ostatnich, a więc powtórzę - nie przejmuj się. Bądź tylko z Ojcem w dobrym kontakcie, relacji. Pozdrawiam. :)
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

od konika

Post autor: konik » 19-10-15, 09:44

Witam serdecznie.
Wydaje mi sie, ze konflikty z przelozonymi byly i beda zawsze.
Nurtuje mnie taka mysl> na ile sa te konflikty spowodowane naszym (czyli podwladnego) postepowaniem, a na ile sa one mobbingiem .
Czy potrafimz obiektywnie ocenic sytuacje ... i czy nie stosujemy w naszch ukladach z przelozonym realpolitik typu kalego.
A wiec podsumowujac ... czy zawsze prawda i racja stoi po naszej stronie i czy zawsze tylko nasz punkt widzenie jest tym jedynym, ostatecznym i wymaganym.
To tyle konskiego siana w temacie tu macie , a co ... ihahaha
konik

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Anula » 19-10-15, 22:27

Witaj :)

Zwróciłeś moją uwagę, że opisane przykłady mają związek z miejscem pracy, ale omawiany tu problem wychodzi poza ramy firm. Jednak to praca jest takim miejscem, gdzie trzeba przyjąć jakieś warunki, w życiu, gdy ktoś jest wobec Ciebie źle nastawiony - najzwyczajniej ograniczasz kontakty i problem jakby sam znika. Z pracy nie wyjdziesz przed czasem, musisz jakoś przetrwać kryzys i dlatego warto szukać kompromisu.
Rozmowa wyjaśniająca jest najprostszym sposobem osiągnięcia tego celu. I na tym w zasadzie powinna nasza interwencja się zakończyć. Ale nie zawsze tak jest.

(...)czy zawsze prawda i racja stoi po naszej stronie i czy zawsze tylko nasz punkt widzenie jest tym jedynym, ostatecznym i wymaganym.

- Tu chyba poproszę Cię o rozwinięcie swojej myśli, bo nie bardzo zrozumiałam.

Wydaje mi sie, ze konflikty z przelozonymi byly i beda zawsze.
Prawdziwy, dojrzały szef potrafi docenić, pochwalić, wynagrodzić za pracę. Konflikty, jeśli mają miejsce od razu są rozładowywane, bo przecież nie sprzyja to efektywności i ogólnej atmosferze pracy. I mają charakter raczej konstruktywny, a nie poniżający. I w takim miejscu zdarzyło mi się pracować, więc miałam skalę porównawczą.
Wierzę, że można stworzyć rodzinną atmosferę w zakładzie pracy, tak by czuć się jak w drugim domu. Pracuje się wtedy z chęcią, bez przymusu.
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

ODPOWIEDZ