Robert-Poland pisze:Każdy zna sytuacje, kiedy puka ktoś do naszego domu, gdy podejdziemy okazuje się, że za drzwiami stoją Świadkowie Jehowy. Ja nie mam ochoty z nimi dyskutować na temat mojej wiary bo w to kogo wierze to jest jedynie moja sprawa.
Ja z kolei bardzo chętnie z nimi rozmawiam, choć ostatnio jakby omijali nasz dom.
A to, w Kogo wierzę nigdy nie jest tylko moją sprawą.
Może ktoś mi powie jak można im dać do zrozumienia żeby więcej do mnie nie pukali bo mam tego dosyć i że nie dam się wciągnąć do ich wiary?
Zapewne wystarczy im powiedzieć, żeby odeszli. O ile wiem, zawsze słuchają. Nie przeszkodzi im to próbować ponownie, ale wtedy można znowu spokojnie i grzecznie poprosić, żeby nie zawracali głowy. Znacznie lepszym jednak sposobem jest poznanie zarówno swojej, jak i ich wiary i wykazanie im błędów, sprzeczności itp. Na dodatek ukazanie im piękna naszej wiary. Wtedy najczęściej oni sami starają się nie wysyłaś swych misjonarzy do takich domów, bojąc się, że skutek ich działania będzie odwrotny od zamierzonego.
Czasami wydaje mi się że to jest jakaś sekta która nachodzi miejsce, gdzie mieszka dużo ludzi, by nakłonić ich do przejścia na swoją wiarę...
To
jest sekta która nachodzi miejsce, gdzie mieszka dużo ludzi, by nakłonić ich do przejścia na swoją wiarę.
noHumanek pisze:ŚJ jest często klasyfikowane jako sekta, z punktu widzenia KK oni ledwie się łapią do kategori "chrześcijanstwo"
Oni się w ogóle nie <<łapią do kategorii "chrześcijaństwo">>. Żeby być chrześcijaninem, trzeba wierzyć między innymi w Trójjedynego Boga, a oni nie wierzą, że Bóg jest w Trzech Osobach. Jezus i Bóg Ojciec to dla nich zupełnie inne postaci. Jezus dla nich nie jest Stworzycielem wszystkiego, ale stworzeniem.
niezbyt uprzejmy sposób:
Zapytać się kiedy następny koniec świata, przewidzieli na podstawie bibli już kilka poprzednich ;)
Ale by to zrobić, trzeba poznać ich historię i to, w co oni wierzą.
Umnie byli chyba tylko raz, i poszli sobie kiedy mnie zobaczyli a tak się składało że ja byłem najbardziej zainteresowany dyskusją ;) .... umnie na podwórku jest kapliczka z figurą Matki Boskiej
Zgadza się. Oni nie bardzo są, wbrew pozorom, przygotowani do poważnych dyskusji. Ale znając parę wersetów w Biblii w oczach przeciętnego katolika uchodzą za "uczonych w Piśmie".
VANILIA pisze:Witaj Robert. Mnie tez kiedys nachodzili. Nie wiem co z tego maja ale to denerwujace. Mieszkam w bloku,a moi sasiedzi ich nienawidza.
Ci, co nachodzą, nie mają nic. Strażnica ma miliony. Oni mają obowiązek sprzedania iluś egzemplarzy swych magazynów i wydawnictw, a jak im się nie uda, dokładają do tego z własnej kieszeni. Nie jest to jednak powód, by ich nienawidzić. To jedna z przyczyn dla której tak trudno przekonać ich do katolicyzmu. Oni widzą jak się katolicy zachowują i nie ma się im co dziwić, że nie jest taka religia dla nich pociągająca.
To mnie ciekawi,ze niosa swa wiare,chca sie nia dzielic.. a jednak nie maja za soba dobrych argumentow. Odnioslam wrazenie,ze sami sie w tym pogubili. Pewnie oznaczyli mnie na czerwono w swym kalendarzu. No coz. Pozdrawiam
I to jest coś, czego możemy i powinniśmy się od nich uczyć. Bo my mamy bardzo dobre argumenty. My mamy pełnię prawdy. Ale co z tego, jak nasza edukacja religijna kończy się zazwyczaj w momencie przyjęcia pierwszej komunii, a jak ktoś dotrwa do bierzmowania, to jest niemal ekspertem w sprawach wiary. Pod warunkiem, że uważał na religii. Tymczasem "nabożeństwo" w sekcie Świadków Jehowy to są studia nad Biblią.
Oni cale życie nie tylko studiują Biblię, uczą się jej, uczą się interpretacji, ale muszą się z tą wiedzą dzielić z innymi. Pomyśl tylko co by to było, jakby nagle katolicy zaczęli serio studiować Pismo Święte, czytać Katechizm, encykliki papieskie i zaczęli nie tylko stosować te nauki w swoim życiu, ale przekonali do nich swych sąsiadów? Byłaby to prawdziwa rewolucja. :mrgreen:
Pamiętam, jak szedłem 10 lat temu na nogach z Krakowa do Częstochowy. Zatrzymałem się przy jakimś sklepie, kupując sobie wodę i zacząłem dyskusję z właścicielką sklepiku. Ponieważ dowiedziała się, że idę na pielgrzymkę, dyskusja zeszła na tematy religijne. W pewnym momencie zacytowałem coś z Biblii, a jej reakcja była natychmiastowa: "To pan jest "jehową"? Ja na to: "Nie, jestem katolikiem". Ona: "A jaki to katolik czyta Biblię?" Odpowiedziałem jej, że jeden z nich to ja sam, inny jakiego by się znalazło to Jan Paweł II, może jeszcze paru jest. Oczywiście ta konwersacja byłaby zabawna, gdyby nie to, że jest taka smutna.
Podobnie wczoraj. Włączyłem o północy polskiego czasu Radio Maryja i zacząłem słuchać "rozmów niedokończonych". Przez dwie godziny była dyskusja o polityce, o wyborach, o teorii spiskowej dziejów, o tym, kto, kiedy, z kim ustalił władzę w Polsce, a nie było słowa o Jezusie. Chciałem zadzwonić i zapytać prowadzącego księdza w którym momencie Jezus, który narodził się w kraju będącym pod okupacją i w którym okupant narzucał siłą wiarę niezgodną z wiarą Izraelitów, namawiał do aktywności politycznej. Bo jakoś nie mogę znaleźć tego wersetu.
I to jest właśnie nasz problem. Zepchnęliśmy sprawy wiary na margines i nawet ci, co się uważają za "katolicki głos w każdym domy" myślą, że popierając tę, czy inną partię polityczną cokolwiek zmienią. Tymczasem powinniśmy się uczyć od Świadków Jehowy jak ewangelizować. Nie chodzi o treść, tę możemy poznać czytając choćby Katechizm Kościoła Katolickiego. Chodzi o formę. O to ile czasu oni poświęcają na szerzenie swej wiary. To powinno być dla nas wzorem i przykładem.