Czy chrześcijanin, to ponurak?

Tutaj są dyskusje na temat wiary. Masz jakieś pytania dotyczące nauki Kościoła, na temat chrześcijaństwa, sekt, wiary, a także komentarz na temat jakiegoś tekstu z mojej stronki? Tutaj możesz wyrazić swoje opinie i zadać pytania.

Moderator: Marek MRB

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: Anula » 26-04-08, 15:59

Nie zadawaliście sobie pytań, dlaczego są wśród nas tacy, którzy są albo wiecznie zmęczeni, albo permanentnie - niezadowoleni, albo niepewni siebie?
Obowiązki, praca, problemy - zazwyczaj takie odpowiedzi padają. No dobrze, ale złe nastroje mijają i nie trwają przecież non stop. "Poczekam na urlop, wtedy się wszystko odmieni". Ale już w mediach nawet o tym mówią, że ludzie zapadają na stany bliskie depresji, na samą myśl powrotu do pracy, po udanym urlopie, czy wakacjach. Więc co, co jest przyczyną tego stanu rzeczy?
W moim przekonaniu, jest nim brak wiary w to, że każdy z nas jest ukochanym dzieckiem Bożym. Brak tej wewnętrznej pewności, że nie jestem sam z moimi problemami, bo jest Ktoś blisko, silniejszy ode mnie, mądrzejszy niż ja, czuły, troskliwy, kochający. Ktoś kto czeka, aż Go zauważę i zechcę się z Nim podzielić swoim ciężarem.

Nie bój się, robaczku, Jakubie, nieboraku, o Izraelu! Ja cię wspomagam (Iz 41, 14)

Czy niewiasta może zapomnieć o swoim niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? i miłością wieczną cię umiłowałem (Iz 49,5 i 54,8)

W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.
(1 List Jana 11,18)

Ćwiczenia, które mają na celu pomóc ...
o. Placyd pisze:... może po to, aby ta prawda dotarła od głowy do serca, a jest to podobno najdłuższa droga...
Cóż możemy czekać do urlopu, czy bliżej - do weekendu, żeby spotkać się z Bogiem tak blisko fizycznie, zaznając pokoju i radości zeń płynącej. Ale ja wierzę, że można "wakacjami" uczynić każdy dzień tygodnia. Dzień po dniu, 24 godziny na dobę. :-)

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: hiob » 27-04-08, 01:16

Święta Teresa Avila była znana z tego, że "tępiła" ponuraków. Podobno prowadzą litanię w klasztorze dodawała "Od ponurych chrześcijan zachowaj nas, Panie". Niedawno Krokodyl w innym wątku dal link do niesamowitego świadectwa pewnego młodego człowieka, kory nas uczy jak powinniśmy się tradować, mając w sercach Pana Jezusa: http://video.google.co.uk/videoplay?doc ... 1920409738 Musimy jednak rozróżnić dwie rzeczy.

Czym innym jest radość, czym innym rozbawienie, dobry humor. Potoczny język zawodzi tutaj w wyrażeniu precyzyjnym myśli, ale myślę, że mnie rozumiecie. Można być szczęśliwym i smutnym równocześnie, albo roześmianym, gdy ogarnia nas rozpacz. Uczucia i wewnętrzne przekonanie nie muszą się koniecznie pokrywać ze sobą. Ja jestem człowiekiem szczęśliwym, a moje szczęście wynika z faktu, że poznałem Boga na swej drodze i wiem, gdzie spędzę wieczność. Wiem, że On mnie kocha do szaleństwa. Ale nie chroni mnie to od "złych dni". Jedyne od czego mnie to chroni, to od utraty nadziei i popadania w rozpacz, gdy te złe dni nadejdą.

Jeden z argumentów na istnienie Boga właśnie na tym bazuje. Na tym, że szukanie szczęścia jest skazane na porażkę, gdy wykluczy Boga. Nie chcę tu powtarzać wszystkiego, każdy może przeczytać sam: http://polonus.livenet.pl/viewtopic.php?t=643 Wewnętrzny spokój, czyli prawdziwe szczęście może nam dać tylko Bóg, a jak nie mamy tego spokoju, top coś jest z tąnaszą wiarą nie tak. To znaczy, że nie do końca Mu zaufaliśmy. Że boimy się "wsiąść do taczek". :mrgreen:

Trudno więc wymagać, żeby każdy człowiek miał nieschodzący z ust uśmiech przez 24 godziny na dobę. Są takie osoby, to prawda, ale po pierwsze wynika to raczej z ich wrodzonych cech, nie z wiary, a po drugie nie świadczy wcale o stanie ich ducha. Ale my, jako chrześcijanie, powinniśmy mieć tę głębszą, prawdziwą radość serca. Ten spokój, który pozwala nam przejść przez trudne okresy życia, spokój oparty na zaufaniu do Boga.

Młody czlowiek na filmie do którego link dał Krokodyl przypomina Filipian 4,13: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia". I to jest prawda. To powinno nam dać poczucie radości. Powinno powstrzymać nas od rozpaczy nawet wtedy, gdy z ludzkiego punktu widzenia sytuacja jest beznadziejna. Trudno nie wspomnieć tu Hioba, tego prawdziwego, który do końca nadziei nie stracił, bo do końca zaufał Bogu.

Dlatego Anula ma całkowitą rację. Prawdziwa wiara, głęboka wiara musi dać owoce w postaci wewnętrznego spokoju. I o ile nie gwarantuje nam, że nagle zaczniemy się od rana do wieczora na głoś śmiać (a pewnie powinniśmy i mając naprawdę wielką, prawdziwą, autentyczną wiarę nie moglibyśmy takiej radości powstrzymać :lol: ), to przynajmniej powinna dać nam owoce w postaci wewnętrznego spokoju i wewnętrznej radości.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
o. Placyd Koń
Administrator
Posty: 376
Rejestracja: 11-04-08, 00:53
Lokalizacja: Neukirchen b. Hl. Blut, Niemcy
Kontakt:

Re: Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: o. Placyd Koń » 28-04-08, 22:01

hiob pisze:Czym innym jest radość, czym innym rozbawienie, dobry humor.
Pragnę przyłączyć się to tej ciekawej dyskusji. W pełni zgadzam się z wypowiedzią Hioba. Chrześcijaństwo jest religią radości! Jeśli naprawdę wierzymy w to, że "Bóg nas zna, że wszystko może i że On nas miłuje" (św. Teresa od Jezusa), to nie ma miejsca na smutek i trwogę. W chrześcijaństwie wszystko prześwietlone jest radością. "Smutny Święty to smutny Święty." A jeżeli coś nie prowadzi nas do radości, to jest podejrzane. A jednak różne są poziomy radości. Jest radość i radość, albo lepiej radość i wesołkowatość, która imituje radość, ale radością nie jest.

Dobrze zrozumiał to św. Franciszek. Biedaczyna z Asyżu jest słusznie uważany na jednego z najradośniejszych świętych, ale wśród jego napomnień znajdziemy takie, który wyjęte z kontekstu może nas zaszokować. Oto to zdanie: "Biada temu zakonnikowi, który ma upodobanie w słowach płochych i próżnych i przez nie skłania ludzi do śmiechu". Radosny Święty potępiający śmiech? Dla lepszego zrozumienia podam treść jego Upomnienia w całości:

[20. Dobry i próżny zakonnik]
1Błogosławiony ten zakonnik, który znajduje zadowolenie i radość tylko w najświętszych słowach i dziełach Pana 2i pociąga przez nie ludzi do miłości Boga w radości i weselu (por. Ps 50, 51). 3Biada temu zakonnikowi, który ma upodobanie w słowach płochych i próżnych i przez nie skłania ludzi do śmiechu. (Jest to "Upomnienie nr. 20". Można je znaleźć w "Pismach św. Franciszka".)

Według Biedaczyny wartość radości zależy od tego, gdzie jest jej źródło: czy "w słowach płochych i próżnych" czy "w najświętszych słowach i dziełach Pana". "Najświętsze słowa i dzieła Pana" to Jego Ewangelia i Krzyż. Czy jednak można radować się w Krzyżu? Poniższe opowiadanie dobrze znane z "Kwiatków św. Franciszka" jest obrazową odpowiedzią na to pytanie i rozwiązaniem problemu, jak się pozornie może wydawać, nie do rozwiązania. Jest to dłuższe opowiadanie, ale myślę, że warto je przytoczyć w całości:

Jak św. Franciszek wędrując z bratem Leonem,
tłumaczył mu, co to jest radość doskonała


Kiedy pewnego razu zimową porą św. Franciszek szedł z bratem Leonem z Perugii do Świętej Panny Maryi Anielskiej, a ogromne zimno dokuczało im wielce, zawołał na brata Leona, który szedł przodem, i rzekł: – Bracie Leonie, choćby bracia mniejsi dawali wszędzie wielkie przykłady świętości i zbudowania, mimo to zapisz i zapamiętaj sobie pilnie, że nie jest to jeszcze radość doskonała. Kiedy św. Franciszek uszedł nieco drogi, zawołał nań po raz wtóry: O bracie Leonie, choćby brat mniejszy wracał wzrok ślepym i chromych czynił prostymi, wypędzał czarty, wracał słuch głuchym i chód bezwładnym, mowę niemym i – co większą jest rzeczą – wskrzeszał takich, co byli martwi przez dni cztery, zapisz sobie, że nie to jest radość doskonała. I uszedłszy nieco, krzyknął znów głośno: O bracie Leonie, gdyby brat mniejszy znał wszystkie języki i wszystkie nauki, i wszystkie pisma tak, że umiałby prorokować i odsłaniać nie tylko rzeczy przyszłe, lecz także tajemnice sumień i dusz, zapisz, że nie to jest radość doskonała. Uszedłszy nieco dalej, św. Franciszek zawołał jeszcze głośniej: O bracie Leonie, owieczko Boża, choćby brat mniejszy mówił językiem aniołów i znał koleje gwiazd i moce ziół, i choćby mu objawiły się wszystkie skarby ziemi, i choćby poznał właściwości ptaków i ryb, i zwierząt wszystkich, i ludzi, i drzew, i skał, i korzeni, i wód, zapisz, że nie to jest radość doskonała. I uszedłszy jeszcze nieco, św. Franciszek zawołał głośno: O bracie Leonie, choćby brat mniejszy umiał tak dobrze kazać, że nawróciłby wszystkich niewiernych na wiarę Chrystusową, zapisz, że nie to jest jeszcze radość doskonała. I kiedy mówiąc tak, uszedł ze dwie mile, brat Leon z wielkim zadziwieniem zapytał: Ojcze, błagam cię na miłość Boską, powiedz mi, co to jest radość doskonała? A św. Franciszek tak rzecze: Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej zmoczeni deszczem, zlodowaciali od zimna, ochlapani błotem i zgnębieni głodem, i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: "Coście za jedni?" – a my powiemy: "Jesteśmy dwaj z braci waszej", a on powie: "Kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się oszukując świat, i okradają biednych z jałmużny, precz stąd", i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.
I jeśli dalej pukać będziemy, a on wyjdzie wzburzony i jak nicponiów natrętnych wypędzi nas, lżąc i policzkując, i powie: "Ruszajcie stąd, opryszki nikczemne, idźcie do szpitala, bowiem nie dostaniecie tu jedzenia ani noclegu", jeśli zniesiemy to cierpliwie i pogodnie, i z miłością, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.
I jeśli mimo to, uciśnieni głodem i zimnem, i nocą, dalej pukać będziemy i wołać, i prosić, płacząc rzewnie, by dla miłości Boga otwarli nam chociaż i wpuścili do sieni, a ów, jeszcze wścieklejszy, powie: "A to bezwstydne hultaje, dam ja im, jak na to zasługują", i wyjdzie z kijem sękatym, chwyci nas za kaptur i ciśnie o ziemię, i wytarza w śniegu, i będzie bić raz po raz tym kijem – jeśli to wszystko zniesiemy pogodnie, myśląc o mękach Chrystusa błogosławionego, które winniśmy ścierpieć dla miłości Jego, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.
Przeto słuchaj końca, bracie Leonie. Ponad wszystkimi łaski i dary Ducha Świętego, których Chrystus udziela przyjaciołom swoim, jest pokonanie samego siebie i ochocze dla miłości Chrystusa znoszenie mąk, krzywd, obelg i udręczeń. Z żadnych bowiem innych darów Bożych nie możemy się chlubić, gdyż nie są nasze, jeno Boże. Przeto mówi Apostoł: "Cóż masz, co nie pochodzi od Boga?, a jeśli od Niego pochodzi, przecz się tym chlubisz, jakby pochodziło od ciebie?" Lecz krzyżem udręki i utrapienia możemy się chlubić; jest bowiem nasz. I przeto mówi Apostoł: "Będę się chlubić jedynie krzyżem Pana naszego, Jezusa Chrystusa". ("Kwiatki św. Franciszka")

Prawdziwą radość jest wtedy moim udziałem, kiedy doświadczam krzyża i potrafię znieść to ze spokojem, nie buntuję się, a nawet … jestem radosny! Prawdziwa czy doskonała radość jest więc radością płynąca z Krzyża Chrystusa.

Św. Katarzyna ze Sieny zastawiała się nad tym paradoksem. Co przeżywał Pan wiszący na krzyżu? I dochodzi do wniosku (a może to sam Pan jej powiedział – nie pamiętam, a nie mogę sprawdzić, ponieważ mam tu bardzo ubogą biblioteczkę), że Pan jednocześnie był radosny i cierpiał niewymownie. Jak to możliwe? Pan Jezus był radosny nawet wisząc na krzyżu, ponieważ jako Boży Syn ciągle był zjednoczony z Ojcem, i ciągle cieszył się wizją uszczęśliwiającą – cały czas wpatrywał się w Oblicze Ojca. Powodem zaś smutku bardziej niż sama Jego męka, był fakt grzechu, czyli odrzucenia Bożej miłości przez ludzi. (Zrozumiał to dobrze św. Franciszek, kiedy płakał: "Miłość nie jest kochana!") Dobrze jest w tym kontekście przypomnieć słowa Zbawiciela wypowiedziane do św. siostry Faustyny: "Bardziej niż grzech rani mnie nieufność w Moje miłosierdzie". Przyjęcie miłosierdzia Pana jest zwycięstwem Jego miłości nad grzechem i właśnie dlatego staje się powodem do radości dla Pana i grzesznika przyjmującego zmiłowanie Pańskie (por. Łk 15, 7.10).

Podsumowując w jednym zadaniu to, co wyrażone jest obszernie powyżej: ostatecznie więc źródłem radości jest miłość Boga i jej obecność we mnie; powodem smutku jest grzech, czyli odrzucenie miłości Bożej, i w konsekwencji – jej brak we mnie. Takie rozumienie potwierdza znowu św. Franciszek żartujący (a może nie?): "Bracie, czemuś smutny? Pewnie zgrzeszyłeś albo zamierzasz zgrzeszyć. Idź, wyspowiadaj się, abyś na nowo był radosny!" (cytuję z pamięci, jest to raczej parafraza oryginalnego tekstu).

Mimo, iż prawdziwa radość nie jest, jak widać, taka łatwa, kończę ten post życząc jej wszystkim :-)

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11193
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: hiob » 28-04-08, 23:55

Dziękuję za te mądre słowa, ojcze. I żeby komuś się nie wydawało, że to ideał, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i że chyba tylko święty Franciszek mógł mu sprostać, przypomnę Darka, mojego "wirtualnego" przyjaciela. Potem już i realnego, bo go odwiedziłem w "realu". Młody chłopak, od lat przykuty do łóżka, cierpiący niesamowicie, nieuleczalnie chory i autentycznie szczęśliwy. Co więcej, nazwał on samochód, który go potrącił i ktory był przyczyną jego choroby największym błogosławieństwem w jego życiu.

To było dla mnie tak zdumiewające, że będąc w Polsce musiałem pojechać i poznać Darka. Nie dlatego, żebym negował to, co mówi. Ja mu wierzyłem. Ale dlatego, żeby zobaczyć "prawdziwego świętego", kogoś, kto miał wiarę pierwszych chrześcijan. Kogoś, kto potrafił odnaleźć autentyczną wewnętrzną radość opartą nie na pozorach, nie na okolicznościach otaczających i deprymujących nasze życie, ale na Bogu, wierze, na tym, że nasze szczęście to jedność z Jezusem, a nie chwilowe i przemijające rozbawienie spowodowane "podrażnieniem zmysłów".

Świadectwo Darka jest tutaj:

http://polonus.livenet.pl/viewtopic.php?t=496

Gorąco polecam, gdy go ktoś jeszcze nie czytał.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
o. Placyd Koń
Administrator
Posty: 376
Rejestracja: 11-04-08, 00:53
Lokalizacja: Neukirchen b. Hl. Blut, Niemcy
Kontakt:

Re: Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: o. Placyd Koń » 29-04-08, 18:11

O ile poprzedni mój post w tym wątku był nawiązaniem do pierwszej części wypowiedzi Anuli, szczególnie:
Anula pisze:W moim przekonaniu, jest nim brak wiary w to, że każdy z nas jest ukochanym dzieckiem Bożym. Brak tej wewnętrznej pewności, że nie jestem sam z moimi problemami, bo jest Ktoś blisko, silniejszy ode mnie, mądrzejszy niż ja, czuły, troskliwy, kochający. Ktoś kto czeka, aż Go zauważę i zechcę się z Nim podzielić swoim ciężarem.
to obecny jest komentarzem do jej słów:
Anula pisze:Cóż możemy czekać do urlopu, czy bliżej - do weekendu, żeby spotkać się z Bogiem tak blisko fizycznie, zaznając pokoju i radości zeń płynącej. Ale ja wierzę, że można "wakacjami" uczynić każdy dzień tygodnia. Dzień po dniu, 24 godziny na dobę. :-)
Zgadzam się w pełni z Autorką tych słów. Swój komentarz pragnę uczynić na sposób używany przez naszych starszych braci w wierze czyli Żydów. Co mam na myśli? Żydzi mają inne podejście do komentowania Pisma świętego, komentują przez opowiadanie.

Słowa Anuli przypomniały mi wydarzenie sprzed około miesiąca. Mój starszy współbrat miał pod koniec stycznia operację – miał wstawiane sztuczne biodro. Po krótkim pobycie został przeniesiony do domu rehabilitacyjnego na 6 tygodni, a później jeszcze na 2 tygodnie do innego. Odniosłem wrażenie, że był szczęśliwy tam i bardzo lubiany przez pielęgniarki i cały personel tego domu. Różnica pomiędzy nim i wielu innymi rekonwalescentami była bardzo widoczna. Podczas gdy on promieniał radością, niektórzy robili wrażenie osowiałych i nieszczęśliwych. To spostrzeżenie potwierdzali inni, którzy odwiedzali ojca Kamila. Także od personelu usłyszałem opinie potwierdzające. Mówili o nim, że nie tylko, że nie trzeba go pocieszać, ale to on podnosi ich na duchu. Kiedy odbierałem go z tego drugiego domu i kiedy wracaliśmy do klasztoru, zapytałem o wyjaśnienie tego sekretu. Skąd brał on tą radość? Czy nie będzie mu teraz brakować mieszkańców tego domu, którzy polubili go tak bardzo? Jego odpowiedź jest równocześnie odpowiedzią na pytanie Anuli.

Mój współbrat powiedział, że idąc do szpitala, później do domu rehabilitacyjnego i wreszcie do tego trzeciego domu, stanowiącego rodzaj samodzielnego mieszkania, zawsze mówił do siebie: "Tu jest mój dom". I dla szerszego wyjaśnienia, co miał na myśli, opowiedział o innych rekonwalescentach, którzy nie mogli się doczekać, kiedy będę wreszcie będą mogli wyjść do domu. O co tu chodzi? Otóż mówiąc do siebie, że chcę być już we własnym domu, ów człowiek mówił do siebie: "Będę radosny, kiedy na nowo znajdę się tam". Znaczy to właściwie: "Teraz nie jestem szczęśliwy". Można to rozszerzyć: "Będę szczęśliwy, kiedy będę miał wreszcie urlop, kiedy skończę pracę, kiedy wygram w totka, kiedy zdobędę lepszy zawód, kiedy wyzdrowieję, itd." Oznacza to w konsekwencji stwierdzenie: "W tej chwili nie jestem szczęśliwy".

O. Bronisław Mokrzycki, jezuita, nazywa to żartobliwie "siedzeniem w budzie", czyli życie chwilą obecną (nie mylić z "carpe diem" Horacego :lol: , czyli "chwytaniem dnia", pragnieniem wydobycia z każdej chwili maksymalnej przyjemności, czyli pogląd, że teraźniejszość jest ważniejsza od przyszłości). Znany ojciec duchowny ma na myśli przeżywanie każdej bieżącej chwili w swojej "izdebce" czyli bez wybiegania na przód ani nostalgicznego wspominania przeszłości, bo nasze zbawienie dokonuje się w chwili obecnej, bo tu czeka na nas Pan ze swoją łaską, a więc i ze swoim Krzyżem i radością. "Wczoraj" już do nas nie należy; "Jutro" jeszcze nie jest nasze. Nasze życie składa się z tych ułamków sekund, z "chwil obecnych", czyli zawsze przeżywane jest w teraźniejszości. Wybiegając z niepokojem naprzód, albo cofając w myślach wstecz, możemy się z Nim rozminąć. "Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6, 34).

W czasie swojej choroby św. Tereska bardzo cierpiała. To jej skoncentrowanie się na chwili obecnej pomagało jej przetrwać straszne cierpienie. Ufała, że Pan zwiększając jej cierpienie, doda jej również sił do jego znoszenia.

Wniosek: trzeba nam "siedzieć w budzie". Kiedy jest czas planowania, planuję, bo jest to czas na planowanie; kiedy jest czas refleksji (np. robiąc rachunek sumienia), to wtedy przechodzę mój dzień czy czas od ostatniej spowiedzi, czy nawet całe życie, przypominając sobie jak przeżyłem podarowany mi czas, bo to jest czas przypominania sobie przeszłości. Ale kiedy kończę planować czy też robić rachunek sumienia, zaczynam robić coś innego, zawsze przeżywając chwilę obecną, bo jest to "kairos", i tam czeka na mnie Pan ze swoją łaską, miłością i radością.

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Re: Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: Anula » 06-05-08, 23:04

Nie trzeba już chyba niczego dodawać, do tego co zostało tu powiedziane, odnośnie przeżywania radości i co najważniejsze - umiejętnego oddzielenia jej od pozoru. Nie jest łatwo ją osiągnąć, ale warto o nią się starać, bo jest ponad tym wszystkim, co dzieje się - mówiąc ogólnie - tu na ziemi. Tak myślę, że jest to rzeczywistość, której nawet diabeł zakłócić nie może, przez nasze zahartowanie w niewygodach i przykrościach.

Pięknie zostało to powiedziane - Bóg zapłać!
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

Awatar użytkownika
Anula
Przyjaciel forum
Posty: 208
Rejestracja: 12-11-07, 19:56
Lokalizacja: Szczecin

Re: Czy chrześcijanin, to ponurak?

Post autor: Anula » 08-05-08, 23:08

Warto, myślę jeszcze wspomnieć o wdzięczności, o dziękowaniu za wszystko. :-D
Czy wdzięczność prowadzi do radości?

Edit

Dziś (1 czerwca) po raz pierwszy obchodzony jest Dzień Dziękczynienia, abp Kazimierz Nycz w liście pasterskim, który został dziś odczytany we wszystkich kościołach, tak mówi:
"Dziękuję" to słowo niezwykłe, o którym w codziennym zabieganiu często zapominamy. Koncentrujemy się na tym co przeszkadza, co nie wyszło, nie zaś na tym co dobre i pozytywne. Słowo "dziękuję" to klucz do otwierania ludzkiego serca i mnożenia dobra w drugim człowieku. Dzień Dziękczynienia to czas, kiedy można się na chwilę zatrzymać i popatrzeć na świat, który nas otacza, na jego piękno, ludzi, przyrodę i podziękować tym, którzy niosą nam dobro i uśmiech.

Więcej: http://info.wiara.pl/?grupa=4&art=1212088141

Jest komu i za co dziękować? Jak myślicie?
... Bądż wola Twoja ... od narodzin ... i niech będzie tak już na zawsze ...

ODPOWIEDZ