hiob pisze:Czym innym jest radość, czym innym rozbawienie, dobry humor.
Pragnę przyłączyć się to tej ciekawej dyskusji. W pełni zgadzam się z wypowiedzią Hioba. Chrześcijaństwo jest religią radości! Jeśli naprawdę wierzymy w to, że "Bóg nas zna, że wszystko może i że On nas miłuje" (św. Teresa od Jezusa), to nie ma miejsca na smutek i trwogę. W chrześcijaństwie wszystko prześwietlone jest radością. "Smutny Święty to smutny Święty." A jeżeli coś nie prowadzi nas do radości, to jest podejrzane. A jednak różne są poziomy radości. Jest radość i radość, albo lepiej radość i wesołkowatość, która imituje radość, ale radością nie jest.
Dobrze zrozumiał to św. Franciszek. Biedaczyna z Asyżu jest słusznie uważany na jednego z najradośniejszych świętych, ale wśród jego napomnień znajdziemy takie, który wyjęte z kontekstu może nas zaszokować. Oto to zdanie: "Biada temu zakonnikowi, który ma upodobanie w słowach płochych i próżnych i przez nie skłania ludzi do śmiechu". Radosny Święty potępiający śmiech? Dla lepszego zrozumienia podam treść jego Upomnienia w całości:
[
20. Dobry i próżny zakonnik]
1Błogosławiony ten zakonnik, który znajduje zadowolenie i radość tylko w najświętszych słowach i dziełach Pana 2i pociąga przez nie ludzi do miłości Boga w radości i weselu (por. Ps 50, 51). 3Biada temu zakonnikowi, który ma upodobanie w słowach płochych i próżnych i przez nie skłania ludzi do śmiechu. (Jest to "Upomnienie nr. 20". Można je znaleźć w "Pismach św. Franciszka".)
Według Biedaczyny wartość radości zależy od tego, gdzie jest jej źródło: czy "w słowach płochych i próżnych" czy "w najświętszych słowach i dziełach Pana". "Najświętsze słowa i dzieła Pana" to Jego Ewangelia i Krzyż. Czy jednak można radować się w Krzyżu? Poniższe opowiadanie dobrze znane z "Kwiatków św. Franciszka" jest obrazową odpowiedzią na to pytanie i rozwiązaniem problemu, jak się pozornie może wydawać, nie do rozwiązania. Jest to dłuższe opowiadanie, ale myślę, że warto je przytoczyć w całości:
Jak św. Franciszek wędrując z bratem Leonem,
tłumaczył mu, co to jest radość doskonała
Kiedy pewnego razu zimową porą św. Franciszek szedł z bratem Leonem z Perugii do Świętej Panny Maryi Anielskiej, a ogromne zimno dokuczało im wielce, zawołał na brata Leona, który szedł przodem, i rzekł: – Bracie Leonie, choćby bracia mniejsi dawali wszędzie wielkie przykłady świętości i zbudowania, mimo to zapisz i zapamiętaj sobie pilnie, że nie jest to jeszcze radość doskonała. Kiedy św. Franciszek uszedł nieco drogi, zawołał nań po raz wtóry: O bracie Leonie, choćby brat mniejszy wracał wzrok ślepym i chromych czynił prostymi, wypędzał czarty, wracał słuch głuchym i chód bezwładnym, mowę niemym i – co większą jest rzeczą – wskrzeszał takich, co byli martwi przez dni cztery, zapisz sobie, że nie to jest radość doskonała. I uszedłszy nieco, krzyknął znów głośno: O bracie Leonie, gdyby brat mniejszy znał wszystkie języki i wszystkie nauki, i wszystkie pisma tak, że umiałby prorokować i odsłaniać nie tylko rzeczy przyszłe, lecz także tajemnice sumień i dusz, zapisz, że nie to jest radość doskonała. Uszedłszy nieco dalej, św. Franciszek zawołał jeszcze głośniej: O bracie Leonie, owieczko Boża, choćby brat mniejszy mówił językiem aniołów i znał koleje gwiazd i moce ziół, i choćby mu objawiły się wszystkie skarby ziemi, i choćby poznał właściwości ptaków i ryb, i zwierząt wszystkich, i ludzi, i drzew, i skał, i korzeni, i wód, zapisz, że nie to jest radość doskonała. I uszedłszy jeszcze nieco, św. Franciszek zawołał głośno: O bracie Leonie, choćby brat mniejszy umiał tak dobrze kazać, że nawróciłby wszystkich niewiernych na wiarę Chrystusową, zapisz, że nie to jest jeszcze radość doskonała. I kiedy mówiąc tak, uszedł ze dwie mile, brat Leon z wielkim zadziwieniem zapytał: Ojcze, błagam cię na miłość Boską, powiedz mi, co to jest radość doskonała? A św. Franciszek tak rzecze: Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej zmoczeni deszczem, zlodowaciali od zimna, ochlapani błotem i zgnębieni głodem, i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: "Coście za jedni?" – a my powiemy: "Jesteśmy dwaj z braci waszej", a on powie: "Kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się oszukując świat, i okradają biednych z jałmużny, precz stąd", i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.
I jeśli dalej pukać będziemy, a on wyjdzie wzburzony i jak nicponiów natrętnych wypędzi nas, lżąc i policzkując, i powie: "Ruszajcie stąd, opryszki nikczemne, idźcie do szpitala, bowiem nie dostaniecie tu jedzenia ani noclegu", jeśli zniesiemy to cierpliwie i pogodnie, i z miłością, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.
I jeśli mimo to, uciśnieni głodem i zimnem, i nocą, dalej pukać będziemy i wołać, i prosić, płacząc rzewnie, by dla miłości Boga otwarli nam chociaż i wpuścili do sieni, a ów, jeszcze wścieklejszy, powie: "A to bezwstydne hultaje, dam ja im, jak na to zasługują", i wyjdzie z kijem sękatym, chwyci nas za kaptur i ciśnie o ziemię, i wytarza w śniegu, i będzie bić raz po raz tym kijem – jeśli to wszystko zniesiemy pogodnie, myśląc o mękach Chrystusa błogosławionego, które winniśmy ścierpieć dla miłości Jego, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.
Przeto słuchaj końca, bracie Leonie. Ponad wszystkimi łaski i dary Ducha Świętego, których Chrystus udziela przyjaciołom swoim, jest pokonanie samego siebie i ochocze dla miłości Chrystusa znoszenie mąk, krzywd, obelg i udręczeń. Z żadnych bowiem innych darów Bożych nie możemy się chlubić, gdyż nie są nasze, jeno Boże. Przeto mówi Apostoł: "Cóż masz, co nie pochodzi od Boga?, a jeśli od Niego pochodzi, przecz się tym chlubisz, jakby pochodziło od ciebie?" Lecz krzyżem udręki i utrapienia możemy się chlubić; jest bowiem nasz. I przeto mówi Apostoł: "Będę się chlubić jedynie krzyżem Pana naszego, Jezusa Chrystusa". ("Kwiatki św. Franciszka")
Prawdziwą radość jest wtedy moim udziałem, kiedy doświadczam krzyża i potrafię znieść to ze spokojem, nie buntuję się, a nawet … jestem radosny! Prawdziwa czy doskonała radość jest więc radością płynąca z Krzyża Chrystusa.
Św. Katarzyna ze Sieny zastawiała się nad tym paradoksem. Co przeżywał Pan wiszący na krzyżu? I dochodzi do wniosku (a może to sam Pan jej powiedział – nie pamiętam, a nie mogę sprawdzić, ponieważ mam tu bardzo ubogą biblioteczkę), że Pan jednocześnie był radosny i cierpiał niewymownie. Jak to możliwe? Pan Jezus był radosny nawet wisząc na krzyżu, ponieważ jako Boży Syn ciągle był zjednoczony z Ojcem, i ciągle cieszył się wizją uszczęśliwiającą – cały czas wpatrywał się w Oblicze Ojca. Powodem zaś smutku bardziej niż sama Jego męka, był fakt grzechu, czyli odrzucenia Bożej miłości przez ludzi. (Zrozumiał to dobrze św. Franciszek, kiedy płakał: "Miłość nie jest kochana!") Dobrze jest w tym kontekście przypomnieć słowa Zbawiciela wypowiedziane do św. siostry Faustyny: "Bardziej niż grzech rani mnie nieufność w Moje miłosierdzie". Przyjęcie miłosierdzia Pana jest zwycięstwem Jego miłości nad grzechem i właśnie dlatego staje się powodem do radości dla Pana i grzesznika przyjmującego zmiłowanie Pańskie (por. Łk 15, 7.10).
Podsumowując w jednym zadaniu to, co wyrażone jest obszernie powyżej: ostatecznie więc źródłem radości jest miłość Boga i jej obecność we mnie; powodem smutku jest grzech, czyli odrzucenie miłości Bożej, i w konsekwencji – jej brak we mnie. Takie rozumienie potwierdza znowu św. Franciszek żartujący (a może nie?): "Bracie, czemuś smutny? Pewnie zgrzeszyłeś albo zamierzasz zgrzeszyć. Idź, wyspowiadaj się, abyś na nowo był radosny!" (cytuję z pamięci, jest to raczej parafraza oryginalnego tekstu).
Mimo, iż prawdziwa radość nie jest, jak widać, taka łatwa, kończę ten post życząc jej wszystkim