holt pisze:... Jestem zbudowany i polecam ją nieustannie moim uczniom i nauczycielom w szkole, w której pracuję. Dzisiaj spędziłem całe "okienko" między lekcjami nad Twoją stroną razem z jedną z nauczycielek (zapisała adres strony).
A i dzieciaki (raczej powinienem napisać - młodzież - uczę w średniej szkole) zachęcam do lektury.
Dzięki. Nie wszyscy co prawda mają takie dobre zdanie o mnie, ale to także bardzo dobrze. I tak mam spore problemy z pokorą, więc jakaś przeciwwaga jest potrzebna, żeby mnie pycha nie rozdęła za bardzo.
I muszę Ci powiedzieć, że wrażenie jest niesamowite. Ludzie zaczynają doceniać moc świadectwa. Można wiele mówić o Panu Bogu, ale jeśli ktoś daje świadectwo własnego życia, jak Pan Bóg zadziałał w jego życiu, to ma o wiele większe znaczenie.
I bardzo dziękuję Ci za zdanie z Twojego świadectwa, że Eucharystia to przywilej, a nie obowiązek. Cudowne zdanie!!!
Jeszcze raz dziękuję. Jednak cała zasługa jest tutaj Pana. To On mi dał dar miłości do Niego i On działa cudownie w moim życiu. Trudno więc nie dawać świadectwa, tym bardziej, że nie muszę się do tego zmuszać. Raczej musiałbym się powstrzymywać, by nie mówić o tym, co Bóg znaczy w moim życiu.
A co do Eucharystii to znowu jest to kwestia wiary. Czy my naprawdę wierzymy, że to jest żywy Jezus? Każdy z nas byłby zaszczycony, gdyby nasz ulubiony aktor, sportowiec, czy polityk odwiedził nas w domu. Na pewno uznalibyśmy to za wielkie wyróżnienie. Wysprzątalibyśmy chałupę, ubrali się a najlepsze ciuchy. A tymczasem gdy nas odwiedza sam Bóg podchodzimy do tego czasami jakoś zupełnie bezmyślnie i bez radości, bez poczucia niezwykłości tego faktu.
quote] I wydaje mi się, że trzeba po prostu zakochać się w Jezusie. A jak człowiek jest zakochany, to inni to widzą

[/quote]
Amen!
A wracając do tematu tego wątku, dostałem parę dni temu list od mojej dobrej znajomej. Chodziliśmy razem do podstawówki i nawet się w niej podkochiwałem wtedy.

Do listu był dołączony załącznik z "okiem Boga", zdjęciem jakiejś ciekawej gwiazdy. Pisałem o niej już cztery lata temu, ale teraz to zdjęcie krąży po necie jako "łańcuszek szczęścia". W pokazie jaki był załącznikiem do listu można przeczytać:
"Zdjęcie uczyniło wiele cudów. Wiele ludzi zostało uzdrowionych. Powiedz życzenie. Niedługo w ciągu dnia zauważysz wielkie zmiany w Twoim życiu. Uwierz, albo nie... prześlij maila do co najmniej 7 osób.Wiadomośćc zbyt ważna by ją usunąć... "
... i tak dalej. Nie muszę chyba wspominać, że olałem te zmiany w moim życiu, cuda i szczęście jakie fotka NASA miałaby uczynić w moim życiu i nie posłałem tego do nikogo. Napisałem też do mej przyjaciółki, która mi to podesłała, katoliczki, osoby z wyższym wykształceniem:
"
Witaj. Zdjęcie fajne, choć znane mi od lat. Zamieściłem je na moim blogu juz
cztery lata temu. ( http://polonus.az.pl/forum/viewtopic.php?t=359 )A co do
"ozdrowień" i posyłania siedmiu znajomym, by się coś tam stało to wybacz,
ale nawet nie chce mi się komentować takich bzdur. Wystarczy gdy wspomnę, ze
ja tego nigdzie dalej nie posłałem. 
Wiem, ze to nie sa Twoje komentarze i podesłałaś tylko dlatego, ze fajna
fotka, ale przy okazji polecam ten watek na moim forum:
http://polonus.az.pl/forum/viewtopic.php?t=931
Pozdrawiam serdecznie. Piotrek."
I co? I dostałem od tej pani taką odpowiedź:
"
Hej, uzdrowienia nie było, ale posłał mi to mój kolega ksiądz w dobrej
intencji wiec i z pozytywną energią- i w tej samej z dobrymi myślami
posłałam dalej."
I taki właśnie jest nasz "narodowy katolicyzm". Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Pozytywna energia, dobre intencje, podesłał ksiądz, więc co zaszkodzi? A nuż się coś wspaniałego stanie w naszym życiu? Może "oko Boga" mrugnie i wygramy w lotto? Kto wie. Lepiej nie ryzykować i wysłać to znajomym.
Rzeczywiście staliśmy się poganami. Te wszystkie łańcuszki szczęścia, (które ja jeszcze pamiętam z czasów, gdy nie było Internetu, przepisywało się ręcznie, nalepiało znaczki i leciało do skrzynki pocztowej je wysłać) funkcjonują sobie w najlepsze i nic nie wskazuje na to, by się to miało w najbliższym czasie zmienić. Zmieniły się techniki rozpowszechniania zabobonu, ale idea pozostaje ta sama. Wiek XXI pod tym względem niczym się nie różni od Średniowiecza.
