moje świadectwo

Moderator: Marek MRB

Awatar użytkownika
monikami321
Przyjaciel forum
Posty: 16
Rejestracja: 12-11-11, 18:25
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

moje świadectwo

Post autor: monikami321 » 21-05-12, 17:32

Bóg. Uwielbiam Go. Wychwalam. Dziękuję. To On obdarował mnie najwspanialszym darem, prezentem - życiem. To On mnie stworzył. Ukształtował, Ukochał, obdarzył talentem. Był przy mnie w trudnych i radosnych momentach mojego życia. Postawił na mojej drodze ludzi, którzy wywarli ogromny wpływ na mój charakter osobowość i całe moje życie. Wszystko mam od Niego! Jego Miłość i Opatrzność czuwała nade mną w najtrudniejszych chwilach mojego życia. Uwielbiam Go za to, że Jest! Po prostu. On nadaje sens mojemu życiu. I cierpieniu.
Przede mną leży płótno. Obok paleta z wyciśniętymi farbami, kolorami. Biel, żółcienie, czerwienie, ugry, błękity, zieleń, brązy… Maluję obraz. Trzymam pędzel w ustach. Ręce…? Jedna opiera się o biurko, druga bezwładnie zwisa wzdłuż ciała. Lubię ten stan, gdy maluję w ciszy. Mogę rozmyślać i przenieść się w głąb siebie. Wtedy przed oczami przesuwają mi się obrazy z przeszłości. Te szczęśliwe i te pełne cierpienia, bólu. Z tych obrazów układa się moje życie. Urodziłam się zdrowa. Dwa tygodnie po narodzinach zachorowałam na zapalenie ucha. I zapalenie płuc. Zabrano mnie do szpitala, bo było bardzo źle. Lekarka, która się mną zajmowała radziła rodzicom mnie ochrzcić, bo mogłam nie przeżyć. Ochrzciła mnie babcia. W szpitalu dwa razy przeszłam śmierć kliniczną, niedotlenienie mózgu. Niektórzy lekarze mówili do mamy:'' Jest pani młoda, zdrowa, urodzi pani sobie drugie.'' A ona modliła się, całymi dniami w przyszpitalnej kaplicy, żebym żyła. I została wysłuchana. Po kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu, wróciłam do domu. Lekarze ostrzegali rodziców, że po tak silnym niedotlenieniu mózgu mogę być niedorozwinięta umysłowo. Ja jednak rozwijałam się tak jak inne niemowlęta. Jednak niepokój rodziców zaczęło wzbudzać to, że nie siadam, nie raczkuję, nie zaczynam chodzić…Poszli do lekarza rodzinnego, a on skierował nas do neurologa, który zbadał mnie i orzekł: dziecięce porażenie mózgowe. To był szok dla moich rodziców. Zaczęło się chodzenie do różnych lekarzy. Potem rehabilitacja. Rodzice starali się bardzo, żeby moje życie nie różniło od życia rówieśników. Na świat przyszła moja siostra i brat. Dla nich moja choroba była normalnością. Mam stare, czarno-białe zdjęcie, na którym mama mnie ćwiczy a obok… moja mała siostrzyczka "ćwiczy" lalkę. Życie rodzinne przeplatało się z wizytami u lekarzy. Rodzeństwo traktowało mnie jak zdrową. Pamiętam wspólne zabawy " w dom", w "sklep", czy w piaskownicy. Kiedy mieliśmy jechać do lekarza, siostrzyczka się dziwiła "po co? Przecież Monika nie jest chora". Kiedy miałam iść do przedszkola musiałam przejść badania psychologiczne. Przechodziłam je kilka razy. Jeden lekarz popatrzył na mnie i stwierdził, nie badając, że jestem niepełnosprawna umysłowo. Po wyglądzie można było tak stwierdzić. Miałam bardzo silne ruchy mimowolne i napięcie spastyczne. Miałam wykrzywioną buzię i tiki których nie mogłam opanować, Mówienie przychodziło mi z wielką trudnością. Psycholog ocenił mnie więc po wyglądzie. Rodzice, którzy przebywali ze mną 24 godziny na dobę, znali mnie, nie mogli pogodzić się z tą diagnozą. Poprosili o jeszcze jedno badanie. Tym razem badał mnie inny psycholog. On orzekł, że mój rozwój psychiczny jest podobny jak u rówieśników. Musiałam także przejść badania na inteligencję. Wyszło powyżej normy. Ja traktowałam te wszystkie badania jak zabawę.Pierwszy obraz, który został mi w pamięci to obraz przedszkola. Nauka literek. Wtedy po raz pierwszy odruchowo chwyciłam ołówek do ust i na dużej kartce od bloku napisałam ogromną literkę "a". Oczywiście to co napisałam, w ogóle nie przypominało litery "a", ja jednak byłam z siebie dumna. Cieszyłam się, że "umiem" pisać tak jak inne dzieci... Od tamtej pory zaczęłam próbować malować. Spodobało mi się to do tego stopnia, że zapragnęłam zostać malarką. Marzyłam o tym. Pamiętam jak rodzeństwo opowiadało kim będzie w przyszłości. Ja mówiłam, że będę studiować malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Potem była szkoła podstawowa. Do klasy chodziłam z moją siostrą i…. mamą. Siedziałam w ławce z koleżanką. Mama siedziała na stołeczku obok i pomagała mi. Podawała przedmioty, których akurat potrzebowałam. Uczęszczałam też na lekcję religii do salki przy kościele.Pierwsza Komunia Święta... Pamiętam jak w białej sukience, wianku na głowie przyjmowałam Jezusa do serca. Przeżywałam to bardzo. Byłam bardzo szczęśliwa.
Cały czas rodzice szukali pomocy u lekarzy, pisali do szpitali, z prośbą o przyjęcie mnie. Zostałam skierowana do szpitala w Poznaniu. Tam miałam zostać poddana operacji, która miała sprawić, że stanę na nogi. Jednak lekarze widząc mój bardzo zły stan fizyczny, nie chcieli się jej podjąć. Tłumaczyli, że bardzo silne napięcie spastyczne uniemożliwia przeprowadzenie takiej operacji. Po dwóch miesiącach wypisano mnie do domu.
Wróciłam, znowu mama zaczęła wozić mnie do szkoły… Życie zaczęło toczyć się swoim normalnym trybem.
Aż przyszedł list. Ze szpitala " Górka" w Busku- Zdroju. Chcieli mnie tam przyjąć. Pojechałam tam z mamą pełna nadziei. Było to miejsce ogromnego cierpienia, ale zarazem wielkiego optymizmu, siły i radości życia. Dzieci bawiły się, rozrabiały, w sali zawsze panował gwar. Mama wynajęła pokoik niedaleko szpitala i przychodziła do mnie codziennie.
W szpitalu jeszcze raz mnie dokładnie zbadano ale żaden z lekarzy nie chciał podjąć decyzji o operacji. Byłam tzw. "trudnym przypadkiem".
Jednak raz w miesiącu do "Górki’ przyjeżdżał profesor z Warszawy. On miał podjąć ostateczną decyzję. Na jego przyjazd czekałam ponad miesiąc. Czas dłużył się niemiłosiernie… W końcu przyjechał, zbadał mnie, orzekł : operować i… pojechał.
Znowu czekanie… Wreszcie kilku godzinna operacja. Miałam podcinane ścięgna Achillesa i pod kolanami. Obudził mnie ból. Byłam zagipsowana od pasa w dół. Miedzy kolanami umocowana była rozpórka, więc nie mogłam się ruszyć…Z dnia na dzień ból ustępował. Nogi powoli przyzwyczajały się do nienaturalnej dla nich pozycji.
Leżałam w gipsie ponad dwa miesiące. W końcu go ściągnięto i po kilku dniach postawiono mnie w specjalnym chodziku. Stałam na własnych, wyprostowanych nogach i po chwili zrobiłam pierwszy w życiu krok! Miałam wtedy 11 lat. Płakałam ze szczęścia! Dziękowałam Bogu. Potem lekarze mówili, ze nie spodziewali się, że będę mogła stać… Ta operacja bardzo pomogła. Dzięki niej rodzice mogą mnie prowadzić, trzymając pod ręce. Po przyjeździe do domu nie wróciłam już do szkoły. Kuratorium przyznało mi nauczanie indywidualne w domu. Z moją nauką języka rosyjskiego rosyjskim wiąże się pewna anegdotka. Otóż na którejś z początkowych lekcji pani spytała mnie po rosyjsku kak tiebia zawód. Ja jeszcze nie mam zawodu - odpowiedziałam zmieszana. Pani roześmiała się serdecznie i zaczęła tłumaczyć, że tu nie chodzi o zawód tylko o imię. Lubiłam się uczyć. Miałam wypełniony czas i nigdy się nie nudziłam się Oprócz nauki oczywiście nadal malowałam. Któregoś razu wyczytałam w gazecie, że we Wrocławiu, w Domu Kultury organizowany jest konkurs malarski na temat pokoju. Postanowiłam wziąć w nim udział. Trzeba było namalować pracę dotyczącą pokoju i wysłać do Wrocławia. Namalowałam obrazek przedstawiający kule ziemską i dzieci różnych ras trzymające się za ręce. Namalowałam i wysłałam. Po jakimś czasie przyszło zawiadomienie, że zdobyłam wyróżnienie. Zapraszano żebym przyjechała na otwarcie wystawy i po odbiór nagrody. Pojechałam razem z rodzicami i rodzeństwem. Była to cała wyprawa. Na wystawę przyjechało bardzo dużo dzieci z całej Polski. Ja jedna byłam na wózku. Najpierw było rozdanie nagród (otrzymałam duże pudełko farb olejnych i dyplom) a potem otwarcie wystawy. Prace dzieci były piękne i kolorowe. Było ich bardzo dużo. Wśród nich znalazłam swoją. Wtedy jeszcze bardziej zapragnęłam zostać malarką. Mijały dni. Pani od matematyki, która w szkole organizowała wycieczki dla dzieci do różnych ciekawych miejsc w Polsce, zaproponowała, żebym też zaczęła jeździć. Rodzice się zgodzili. Od tej pory bardzo często wyjeżdżałam. Byłam w Krakowie Gdańsku Oświęcimiu Gnieźnie, na Westerplatte w Biskupinie w Warszawie. W kopalni soli Wieliczce. Wszędzie na wózku inwalidzkim. Dla mnie to było jak odkrywanie świata. Fascynowało mnie zwiedzanie muzeów, kościołów, galerii zabytków. Do tej pory uwielbiam podróżować. Po ukończeniu szkoły podstawowej złożyłam dokumenty do liceum plastycznego w Zielonej Górze. Przyjęto mnie na podstawie moich prac. Kiedy pani od malarstwa je zobaczyła od razu powiedziała, że będzie mnie uczyć. I tak spełniło się moje największe marzenie. Uczyć się malować. Byłam jedyną osobą niepełnosprawną, która malowała ustami w szkole. Także tu, jak w podstawówce, przyznano mi nauczanie indywidualne. Oprócz przedmiotów ogólnych, uczyłam się historii sztuki, malarstwa, kompozycji i liternictwa. Poznawałam różne techniki malarskie, akwarela, gwasz, malowanie na szkle, jedwabiu, bawełnie i na płótnie. Pani pokazywała mi jak zrobić grunt na podobrazie. Uczyła jak kłaść farby, żeby uzyskać pożądany efekt… Jak dobierać kolory… To był ( i jest), mój świat. W liceum stało się coś, co pogłębiło moją więź z Panem Bogiem. Na lekcje religii przyjeżdżał ksiądz. On opowiadał mi o Bożej Miłości. Powiedział raz wprost, głosem tak pewnym, że trudno było mu nie wierzyć: "Moniko, Bóg cię kocha. Akceptuje cię taką, jaką jesteś“. Uwierzyłam temu księdzu. Uwie­rzy­łam Bogu. I zaczęłam się zmieniać. Sta­łam się jeszcze bardziej otwarta na ludzi. Zaczęłam codziennie czytać Pismo Święte. Chciałam bardziej poznać Tego, który mnie kocha…. Po pięciu latach nauki nauczyciele bardzo mnie zachęcali, żebym zdawała maturę. Dopingowali. Pracę dyplomową z malarstwa zaczęłam robić już w klasie trzeciej. Miał to być cykl kilku obrazów pt. " Sceny z życia Chrystusa", malowanych techniką witrażową. W trakcie malowania cykl rozrósł się do ok. 20 prac. Oprócz tego namalowałam jeszcze kilka kompozycji kwiatowych. Zdecydowałam się zdawać maturę. I egzamin z historii sztuki. Gdy moja klasa organizowała "studniówkę," ja też brałam w niej udział. Pamiętam jak w parze z kolegą "tańczyłam" Poloneza na zielonogórskim deptaku. Maturę zdawałam w domu. Język polski a na drugi dzień historię. Komisja egzaminacyjna przywiozła tematy maturalne. Pisałam cały dzień, na maszynie. Komisja cały czas siedziała w drugim pokoju. A ja byłam sam na sam z tematem. Pisałam na temat samotności. Na drugi dzień była historia. Pisałam o Polsce powojennej. Kilka dni później ustny egzamin z historii sztuki zdawałam już w szkole.
Wystawę pracy dyplomowej miałam w zielonogórskiej galerii " U Jadźki". Obronę pracy, którą napisałam wcześniej przeczytała pani od malarstwa. Potem komisja zadawała mi pytania na temat moich obrazów. Na obronę i wernisaż mojej pracy przyszli koledzy z klasy.
Kilka dni później z dyplomem technika wystawiennictwa, świadectwem maturalnym i…. listem gratulacyjnym dla rodziców w kieszeni, opuszczałam "plastyk". Byłam wolna. Mogłam poświęcić się malowaniu. I do dziś maluję. Bukiety, portrety, pejzaże, kwiaty. Uwielbiam to. Moje obrazy są kolorowe i radosne. Jak ja. Kiedy maluję zapominam o chorobie i bólu.Jestem szczęśliwa. Spełniona.Często na podwórku obserwuję przyrodę, kwiaty. Słucham śpiewu ptaków. Obserwuję wróble kąpiące się w kałuży…Jestem chora. Można powiedzieć, że jestem uzależniona fizycznie od innych, zdrowych ludzi. W opinii, niektórych mogę być uważana za bezużyteczną. Jednak moja rodzina nigdy nie dawała mi tego odczuć, nie dawano mi powodów do takiego myślenia. Przeciwnie, jestem traktowana normalnie, jak człowiek, nie jak kaleka.Mama często powtarza, że oni są moimi rękami i nogami, a ja ich głową. Siostra często przychodzi do mnie po radę. Jestem matką chrzestną dwóch dziewczynek. Córeczki siostry i córeczki koleżanki.Kilka lat temu założyłam bloga. Zapisuję na nim swoje myśli. Dzielę się wiarą. Dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych, mądrych i dobrych ludzi. Karolinę, księży Tomasza, Artura i wielu, wielu innych. Ks. Tomasz zachęcił mnie do adopcji duchowej i ofiarowania cierpienia w intencji dzieci nienarodzonych. Adoptuję już trzecie dzieciątko.Nauczyłam cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą . Często się śmieję z niczego , "jak głupi do sera". Jakby ktoś wtedy na mnie popatrzył to na pewno pomyślałby , że czegoś mi brakuje. Jednak ja już dawno przestałam się przejmować tym co pomyślą o mnie inni. Uważam , że życie to bezcenny dar, dany człowiekowi na chwilę . "Kiedy Pan Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno" Ten cytat z wiersza ks. Jana Twardowskiego sprawdza się w moim wypadku w całej rozciągłości. Pan Bóg otwiera okno mojego życia! I to na całą szerokość!
Dziękuję Bogu, że mogłam o tym napisać!

Awatar użytkownika
konik
Przyjaciel forum
Posty: 2389
Rejestracja: 16-12-10, 21:14
Lokalizacja: neunkirchen

od konika

Post autor: konik » 27-05-12, 21:29

Maluj prosze, nawet nie wiesz, jak bardzo brakuje zaganianemu "normalnemu" spoleczenstwu radosnego malowania, Pan jest przeciez Stworca tego piekna, ktorego tak czesto dostrzec nie potrafimy. Przypomninasz swoim malowaniem, ze to piekno jest tu, na wyciagniecie reki, radosne piekno...
Niech Bog Ci blogoslawi.
konik

Awatar użytkownika
Szubert
Przyjaciel forum
Posty: 173
Rejestracja: 05-04-12, 17:15
Lokalizacja: Mielec
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: Szubert » 27-05-12, 21:59

Jesteś, idealnym przykładem tego że Bóg jest wspaniały. Mimo różnych problemów, nie poddałaś się i to jest wspaniałe. Bądź szczęśliwa, żyj dumnie tym że Bóg jest z tobą, a ty możesz robić to co kochasz. Dla wielu ludzi jesteś przykładem, tak samo jak dla mnie. Dziękuję tobie, za to że to napisałaś, w dużym stopniu to otworzyło mi oczy. Dziękuję.
Jestem ubogim człowiekiem, Moim skarbem są ręce gotowe Do pracy z Tobą I czyste serce.

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: hiob » 28-05-12, 00:35

Moniko, poryczałem się jak baba. Dziękuję Ci za to piękne świadectwo. Pokazuje ono jak my wszyscy wiele dostaliśmy i jak trudno nam to czasem dostrzec i dziękować Bogu. Zwracamy uwagę na bzdury, na to, co nieważne, "przecedzamy komara, a połykamy wielbłąda". Dziękuję Ci, że przypomniałaś mi co tak naprawdę w życiu jest ważne. I to nie teoretycznie, bo w teorii wszystko jest proste. Pokazałaś swoim życiem. Dziękuję.

Koniecznie musisz nam tu, na forum, pokazać swoje prace. Na pewno masz jakieś ich zdjęcia. Załóż osobny temat, albo wklej tutaj.

Dobrze, że jesteś!
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
monikami321
Przyjaciel forum
Posty: 16
Rejestracja: 12-11-11, 18:25
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: monikami321 » 28-05-12, 17:37

Bóg Wam zapłać za wszystkie dobre i miłe słowa.
Nie bardzo wiem co napisać... więc wysyłam Wam obraz.
Na razie jeden.
Nie umiem tu wklejać. ;-) Ale spróbuję.

Awatar użytkownika
monikami321
Przyjaciel forum
Posty: 16
Rejestracja: 12-11-11, 18:25
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: monikami321 » 28-05-12, 17:55

Chyba będę musiała poprosić Was o pomoc.
Jak wkleić zdjęcie, które znajduje się na moim komputerze?

Awatar użytkownika
monikami321
Przyjaciel forum
Posty: 16
Rejestracja: 12-11-11, 18:25
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: monikami321 » 28-05-12, 18:45

:-D Udało się. Zapraszam do mojej galerii.
Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia! [Flp 4,13]

Awatar użytkownika
hiob
Administrator
Posty: 11192
Rejestracja: 24-10-07, 22:28
Lokalizacja: Północna Karolina, USA
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: hiob » 28-05-12, 18:55

monikami321, dzięki.

Galeria Moniki: album_personal.php?user_id=5602

Blog Moniki: http://moniquami321.blog.onet.pl/

Żeby wkleić swoje zdjęcia tutaj, a nie w galerii, trzeba najpierw wysłać je na jakiś zewnętrzny serwis. Mnie najbardziej odpowiada www.picturepush.com ale może to być np. www.fotosik.pl czy jakikolwiek inny. Po opublikowaniu tam swego zdjęcia kopiujemy "link do forum", wybieramy miniaturkę - rozmiar nie większy niż 220 pikseli i wklejamy na naszym forum. ;-) Powodzenia!

BTW obraz Jezusa z Całunu Turyńskiego piękny.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)

Awatar użytkownika
Szubert
Przyjaciel forum
Posty: 173
Rejestracja: 05-04-12, 17:15
Lokalizacja: Mielec
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: Szubert » 28-05-12, 20:43

Moniko, właśnie oglądnąłem, twoje prace na onecie, i to co Hiob opublikował. Przyznam luknąłem na 2 rysunki, i szczęka mi opadła, świetnie, mam nadzieje że nie marnujesz tego talentu, cennego talentu. :) oceniam prace w systemie szkolnym na 6+, więcej dać nie mogę bo nie ma już skali . :)
Jestem ubogim człowiekiem, Moim skarbem są ręce gotowe Do pracy z Tobą I czyste serce.

Awatar użytkownika
monikami321
Przyjaciel forum
Posty: 16
Rejestracja: 12-11-11, 18:25
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: monikami321 » 29-05-12, 16:09

:-)

Awatar użytkownika
yaro21
Przyjaciel forum
Posty: 141
Rejestracja: 07-08-10, 19:22
Lokalizacja: Skoczów

Re: moje świadectwo

Post autor: yaro21 » 19-09-12, 16:18

Monikami321, postanowiłem napisać, żeby wyrazić swój podziw, ale jestem pod takim wrażeniem, że po prostu nie wiem co napisać. Zupełnie nie znam się na malarstwie, ale potrafię powiedzieć czy coś mi się podoba, czy nie. Szkoda, że tylko jeden obraz jest w Twojej galerii, zdaniem laika on jest po prostu przepiękny.
Pozdrawiam serdecznie.
Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1Kor 9, 16)

Awatar użytkownika
monikami321
Przyjaciel forum
Posty: 16
Rejestracja: 12-11-11, 18:25
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: moje świadectwo

Post autor: monikami321 » 19-09-12, 17:00

Bardzo Ci dziekuję. :)
Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia! [Flp 4,13]

ODPOWIEDZ