TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Piękne plaże.
Ostatnio zmieniony 17-07-12, 17:52 przez Onest, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Na tej plaży to trzeba było pięknym kobietom zdjęcia robić, a nie sobie, Hiobie
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
dziękuje za świetne fotki,mi w tym roku nie udało się wyjechać do Stanów ale w przyszłym roku planuje kolejną wyprawę,przeważnie zjawiam się tam co dwa lata i fajnie popatrzeć na Twoje fotografie
co do Fredka FLB to tragedia jak można tak zeszpecić ten wóż dobrze że to chociaż nie był FLA bo wogóle byłoby to zabójstwo klasyka
pozdrawiam
co do Fredka FLB to tragedia jak można tak zeszpecić ten wóż dobrze że to chociaż nie był FLA bo wogóle byłoby to zabójstwo klasyka
pozdrawiam
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
A ja co, nie jestem wystarczająco piękny?Anteas pisze:Na tej plaży to trzeba było pięknym kobietom zdjęcia robić, a nie sobie, Hiobie
Problem polegał na tym, że plaża była praktycznie pusta, a zdjęcie jedynej pięknej dziewczyny, jaka tam była, jest. Zostały ptaszki, palmy i ja. :mrgreen:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Jesteś Hiobie piękny (albo raczej przystojny), ale kobietą, wedle moich, błędnych być może informacji, nie jesteś A pewnie wiesz, że zdrowi (no w miarę swoich możliwości )mężczyźni jednak preferują kobiety
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Anteas. No przecież jest zdjęcie dziewczyny! I to jakie! . To jedno zdjęcie powinno Ci wystarczyć.Anteas pisze:Jesteś Hiobie piękny (albo raczej przystojny), ale kobietą, wedle moich, błędnych być może informacji, nie jesteś A pewnie wiesz, że zdrowi (no w miarę swoich możliwości )mężczyźni jednak preferują kobiety
Tylko ten jej kolega jakoś do niej nie pasuje, ale to nie moja sprawa
Pozdrawiam
Artur
Ostatnio zmieniony 23-07-12, 23:46 przez Arturo, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Ale ja pasuje :mrgreen:
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Hiobie, te zdjęcia z plaży, wyglądają jak pocztówki
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Może by znaleść jakiegoś zdolnego grafika, i zamiast tego faceta dać mnie? Tylko to musi być zdolny grafik, bo mnie trzeba trochę "poprawić" żebym pasował do dziewczynyArturo pisze:Tylko ten jej kolega jakoś do niej nie pasuje, ale to nie moja sprawa
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
To by było zbyt proste. To by była droga na skróty!Anteas pisze:Może by znaleść jakiegoś zdolnego grafika, i zamiast tego faceta dać mnie? Tylko to musi być zdolny grafik, bo mnie trzeba trochę "poprawić" żebym pasował do dziewczynyArturo pisze:Tylko ten jej kolega jakoś do niej nie pasuje, ale to nie moja sprawa
Jeśli chcesz, to musisz pojechać na Key West, odnaleźć ją, poderwać, zaprosić na plażę. Być może będziesz musiał stoczyć walkę na pięści z jej kolegą i wygrać. Dopiero wtedy Hiob Wam zdjęcie zrobi.
Pozdrawiam
Artur
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Zawalony rozładunek i kompresor do M3
Jak ten czas leci... Minęły dwa tygodnie od ostatniego wpisu, ale bardzo trudno mi znaleźć czas na częstą aktualizację.
Weekend jest krótki, bo docieram do domu albo w piątek w nocy (gdy mam szczęście), albo w sobotę po południu. A w poniedziałek zaczynam pracę o szóstej rano, lub czasem wcześniej. Więc tego czasu dla rodziny nie ma wiele, a do tego mam swoje "internetowe obowiązki".
Nawiasem mówiąc zawaliłem dwa tygodnie temu ładunek. Pojechałem w poniedziałek się rozładować rano, jak zwykle, ruszając o 6 i po kilkunastu minutach dyspozytor pyta, gdzie jestem. Ja na to, że za pół godziny będę w sklepie, a on: "A co się stało? Miałeś tam być o 5 rano!".
Oops! Rzeczywiście, miałem, ale nie sprawdziłem papierów, a on mnie nie poinformował. 99% ładunków zaczynamy o 7 rano, więc nie sprawdzałem, a tymczasem to sklep, do którego towar można dowieźć tylko przez frontowe drzwi, więc trzeba się uporać przed 9. O dziewiątej zaczynają się zjeżdżać klienci i nie można blokować parkingu i drzwi. Ale się głupio czułem, widząc pracowników czekających na mnie od dwóch godzin i patrzących z lekkim wyrzutem. Oni też mogli dwie godziny dłużej pospać.
W ubiegłym tygodniu były imieniny Grażynki, ale zamiast jej coś kupić, sam od niej otrzymałem przepiękny prezent. Zamówiła dla mnie kompresor, układ wydechowy i precyzyjny mechanizm zmiany biegów do mojego M3. Prawdę mówiąc, to "legalnie" jest to jej samochód, więc w zasadzie to sobie ten prezent kupiła. Może pamiętacie - kupiła go, gdy ja byłem w trasie, więc wszystkie papiery są wypełnione na jej nazwisko. Części powinny się zjawić za dwa tygodnie, a po ich zamontowaniu autko będzie miało 600KM. To już naprawdę będzie "czterodrzwiowe Ferrari".
Poza tym - zwykła szara codzienność, choć żaden dzień nie jest nigdy dokładnie taki, jak inne. W ostatni piątek miałem rozładunek w Jacksonville. Co za nieprzyjemne miejsce. Nie mogłem parkować pod sklepem, policjantka patrolująca okolice mnie wyrzuciła, sugerując, że kilka mil dalej jest Wal Mart i może tam mi pozwolą stać. Tam też mnie wyrzucili i zacząłem się denerwować, bo kończył mi się czas pracy. Zaparkowałem więc na zjeździe z autostrady i spałem w takim miejscu. Dość nerwowo, bo to nie do końca legalne miejsce. A rano musiałem dojechać do sklepu, więc cała moja karta drogowa była w stu procentach legalna. W związku z czym nie mogłem wrócić w piątek do domu, zabrakłoby mi godziny, mimo, że to tylko 400 mil. Poszedłem więc spać na bazie, w Savannah i wróciłem do domu w sobotę.
A teraz już zachodzi słońce w niedzielny wieczór. Nawet nie wiem kiedy ten weekend zleciał. Posklejałem jednak jakieś filmiki na YT, zapraszam. I zaraz wybieram się do spania, bo trzeba wstać przed piątą rano.
Weekend jest krótki, bo docieram do domu albo w piątek w nocy (gdy mam szczęście), albo w sobotę po południu. A w poniedziałek zaczynam pracę o szóstej rano, lub czasem wcześniej. Więc tego czasu dla rodziny nie ma wiele, a do tego mam swoje "internetowe obowiązki".
Nawiasem mówiąc zawaliłem dwa tygodnie temu ładunek. Pojechałem w poniedziałek się rozładować rano, jak zwykle, ruszając o 6 i po kilkunastu minutach dyspozytor pyta, gdzie jestem. Ja na to, że za pół godziny będę w sklepie, a on: "A co się stało? Miałeś tam być o 5 rano!".
Oops! Rzeczywiście, miałem, ale nie sprawdziłem papierów, a on mnie nie poinformował. 99% ładunków zaczynamy o 7 rano, więc nie sprawdzałem, a tymczasem to sklep, do którego towar można dowieźć tylko przez frontowe drzwi, więc trzeba się uporać przed 9. O dziewiątej zaczynają się zjeżdżać klienci i nie można blokować parkingu i drzwi. Ale się głupio czułem, widząc pracowników czekających na mnie od dwóch godzin i patrzących z lekkim wyrzutem. Oni też mogli dwie godziny dłużej pospać.
W ubiegłym tygodniu były imieniny Grażynki, ale zamiast jej coś kupić, sam od niej otrzymałem przepiękny prezent. Zamówiła dla mnie kompresor, układ wydechowy i precyzyjny mechanizm zmiany biegów do mojego M3. Prawdę mówiąc, to "legalnie" jest to jej samochód, więc w zasadzie to sobie ten prezent kupiła. Może pamiętacie - kupiła go, gdy ja byłem w trasie, więc wszystkie papiery są wypełnione na jej nazwisko. Części powinny się zjawić za dwa tygodnie, a po ich zamontowaniu autko będzie miało 600KM. To już naprawdę będzie "czterodrzwiowe Ferrari".
Poza tym - zwykła szara codzienność, choć żaden dzień nie jest nigdy dokładnie taki, jak inne. W ostatni piątek miałem rozładunek w Jacksonville. Co za nieprzyjemne miejsce. Nie mogłem parkować pod sklepem, policjantka patrolująca okolice mnie wyrzuciła, sugerując, że kilka mil dalej jest Wal Mart i może tam mi pozwolą stać. Tam też mnie wyrzucili i zacząłem się denerwować, bo kończył mi się czas pracy. Zaparkowałem więc na zjeździe z autostrady i spałem w takim miejscu. Dość nerwowo, bo to nie do końca legalne miejsce. A rano musiałem dojechać do sklepu, więc cała moja karta drogowa była w stu procentach legalna. W związku z czym nie mogłem wrócić w piątek do domu, zabrakłoby mi godziny, mimo, że to tylko 400 mil. Poszedłem więc spać na bazie, w Savannah i wróciłem do domu w sobotę.
A teraz już zachodzi słońce w niedzielny wieczór. Nawet nie wiem kiedy ten weekend zleciał. Posklejałem jednak jakieś filmiki na YT, zapraszam. I zaraz wybieram się do spania, bo trzeba wstać przed piątą rano.
Ostatnio zmieniony 30-07-12, 11:54 przez hiob, łącznie zmieniany 1 raz.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
- Poet of de Fall
- Przyjaciel forum
- Posty: 290
- Rejestracja: 26-07-12, 20:32
- Lokalizacja: Warsaw
Re: Zawalony rozładunek i kompresor do M3
Twoja żona tak zna się na somochodach czy po prostu sugerujesz jej co chciał byś dostać, a ona to finansuje?hiob pisze:Zamówiła dla mnie kompresor, układ wydechowy i precyzyjny mechanizm zmiany biegów do mojego M3.
180 KM z samego kompresora i układu wudechowego? Niezły wynik. Bedziesz robił dokładny pomiar na hamowni?hiob pisze:autko będzie miało 600KM.
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Zawalony rozładunek i kompresor do M3
Finansuje.Poet of de Fall pisze:Twoja żona tak zna się na somochodach czy po prostu sugerujesz jej co chciał byś dostać, a ona to finansuje?
Kompresor, czy turbo zwykle daje wzrost mocy w granicach 40-50%, więc w tak mocnym aucie jak M3 da to blisko 200 KM.Poet of de Fall pisze: 180 KM z samego kompresora i układu wudechowego? Niezły wynik. Bedziesz robił dokładny pomiar na hamowni?
Jedyny pomiar, jaki planuję, to odczyt z gadżetu, który właśnie kupiłem i który mierzy moc samochodu na podstawie uzyskiwanych przyspieszeń. Trudno go wyskalować, bo on nie bierze pod uwagę wszystkich strat związanych z oporem powietrza, wagą auta, stratami w układzie napędowym itp. ale precyzyjnie pokaże wzrost mocy. Inne wartości bowiem pozostaną identyczne. Na tej podstawie będę znał procentowy wzrost mocy.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
- hiob
- Administrator
- Posty: 11192
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Dziś utknąłem w Olive Branch. Załadunek dopiero jutro. Przeglądam więc jakieś stare fotografie i pokażę Wan niektóre z nich. Dobór i kolejność - dość przypadkowe, po prostu w takiej kolejności są na serwerze.
To gdzieś rok 1976. Pierwszy samochód mojego taty, Polski Fiat 126 P 600 i ja - nadworny kierowca taty. Tata sam dopiero wtedy zaczął jeździć, gdy ja wyjechałem z Polski. Wcześniej unikał tego jak ognia.
Grażynka, moja żona. Zdjęcie z liceum, klasa maturalna (to ze mną) i jakieś fotki już ze Stanów:
Zbyszek i Zygmunt, koledzy z podstawówki. Z Zygmuntem siedziałem w jednej ławce, Zbyszek starszy o dwa lata, chodził do klasy z moją siostrą. Zygmunt miał rodzinę w USA, więc miał zawsze fajne, "zachodnie" płyty. Poza tym miał kasę, jego rodzice mieli Fiata 125P. Jedyny Fiat w całej klasie. Dziś wszyscy trzej mieszkamy w Stanach. Zygmunt w Chicago, Zbyszek w Nowym Jorku.
Mówiąc o kolegach, mój najlepszy kolega z liceum, Jacek, też jest w USA. Wylecieliśmy z Polski tym samym samolotem, razem poprosiliśmy o azyl. Na zdjęciu w Austrii, w "obozie dla uchodźców", z jakimś Słowakiem i już w USA na swoim motocyklu Yamaha 600.
Grażynka z córeczką Jacka, naszą chrześnicą, Ninką. Dziś Nina to już dorosła pani, wkrótce minie jej 30 lat.
Ja w przedszkolu (drugi z lewej), mam tam z sześć lat i mój pierwszy obóz harcerski, gdy miałem osiem lat
Spotkanie w Charlotte z Jackiem Fedorowiczem. Był on w Charlotte w czasie Stanu Wojennego w Polsce, lub tuż po jego zawieszeniu. Mieszkał u nas w domu przez tydzień.
W przedszkolu byłem zbójnikiem skaczącym przez ciupagę, byłem koniem, a nawet ... królewną Śnieżką. Wyjątkowo zdolne dziecko. Nie mówiąc już o urodzie. Wystarczy spojrzeć na to zakopiańskie zdjęcie z psami.
Mówiąc o przedszkolu, to Grażynka była ze mną w tej samej grupie, ale na żadnym zdjęciu nie jesteśmy razem. Tutaj jest ona tym lekko zawstydzonym gołąbkiem, stojącym w głębi, na samym środku
Rodziców nie było stać na samochód, ale dziadek miał konia, więc na wakacjach uwielbiałem trzymać lejce. A gdy nigdzie nie jechaliśmy, przesiadywałem na wozie, wyobrażając sobie, że jadę. Taki protoplasta symulatora.
Zima w Charlotte. Średnio w Charlotte mamy... dwa dni w roku z opadami śniegu, który zazwyczaj zaraz topnieje.
Wakacje w Związku Radzieckim, nad Morzem Czarnym. Byliśmy w 1976 roku na trasie Kijów - Charków - Rostów - Tbilisi - Erewań. Grażynka na kamienistej plaży, z siostrą i szwagrem.
Zdjęcie z reklamówki szpitala, w którym się urodziła Victoria. Szpital reklamuje mini-mieszkanko przy oddziale intensywnej terapii noworodków, gdzie rodzice wcześniaków mogą mieszkać parę dni z dzieckiem, zanim opuści ono szpital. My byliśmy pierwszymi, którzy tam mieszkali.
Może wystarczy na dziś i przepraszam za off topic. Zdjęcia z trasy powinny wkrótce wrócić.
To gdzieś rok 1976. Pierwszy samochód mojego taty, Polski Fiat 126 P 600 i ja - nadworny kierowca taty. Tata sam dopiero wtedy zaczął jeździć, gdy ja wyjechałem z Polski. Wcześniej unikał tego jak ognia.
Grażynka, moja żona. Zdjęcie z liceum, klasa maturalna (to ze mną) i jakieś fotki już ze Stanów:
Zbyszek i Zygmunt, koledzy z podstawówki. Z Zygmuntem siedziałem w jednej ławce, Zbyszek starszy o dwa lata, chodził do klasy z moją siostrą. Zygmunt miał rodzinę w USA, więc miał zawsze fajne, "zachodnie" płyty. Poza tym miał kasę, jego rodzice mieli Fiata 125P. Jedyny Fiat w całej klasie. Dziś wszyscy trzej mieszkamy w Stanach. Zygmunt w Chicago, Zbyszek w Nowym Jorku.
Mówiąc o kolegach, mój najlepszy kolega z liceum, Jacek, też jest w USA. Wylecieliśmy z Polski tym samym samolotem, razem poprosiliśmy o azyl. Na zdjęciu w Austrii, w "obozie dla uchodźców", z jakimś Słowakiem i już w USA na swoim motocyklu Yamaha 600.
Grażynka z córeczką Jacka, naszą chrześnicą, Ninką. Dziś Nina to już dorosła pani, wkrótce minie jej 30 lat.
Ja w przedszkolu (drugi z lewej), mam tam z sześć lat i mój pierwszy obóz harcerski, gdy miałem osiem lat
Spotkanie w Charlotte z Jackiem Fedorowiczem. Był on w Charlotte w czasie Stanu Wojennego w Polsce, lub tuż po jego zawieszeniu. Mieszkał u nas w domu przez tydzień.
W przedszkolu byłem zbójnikiem skaczącym przez ciupagę, byłem koniem, a nawet ... królewną Śnieżką. Wyjątkowo zdolne dziecko. Nie mówiąc już o urodzie. Wystarczy spojrzeć na to zakopiańskie zdjęcie z psami.
Mówiąc o przedszkolu, to Grażynka była ze mną w tej samej grupie, ale na żadnym zdjęciu nie jesteśmy razem. Tutaj jest ona tym lekko zawstydzonym gołąbkiem, stojącym w głębi, na samym środku
Rodziców nie było stać na samochód, ale dziadek miał konia, więc na wakacjach uwielbiałem trzymać lejce. A gdy nigdzie nie jechaliśmy, przesiadywałem na wozie, wyobrażając sobie, że jadę. Taki protoplasta symulatora.
Zima w Charlotte. Średnio w Charlotte mamy... dwa dni w roku z opadami śniegu, który zazwyczaj zaraz topnieje.
Wakacje w Związku Radzieckim, nad Morzem Czarnym. Byliśmy w 1976 roku na trasie Kijów - Charków - Rostów - Tbilisi - Erewań. Grażynka na kamienistej plaży, z siostrą i szwagrem.
Zdjęcie z reklamówki szpitala, w którym się urodziła Victoria. Szpital reklamuje mini-mieszkanko przy oddziale intensywnej terapii noworodków, gdzie rodzice wcześniaków mogą mieszkać parę dni z dzieckiem, zanim opuści ono szpital. My byliśmy pierwszymi, którzy tam mieszkali.
Może wystarczy na dziś i przepraszam za off topic. Zdjęcia z trasy powinny wkrótce wrócić.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: TOUR DE USA! Zapraszam w drogę.
Ha, Hiobie miałeś jak widać ciekawe życie również w 'szarych' czasach PRL-u, i dodatkowo jeszcze udokumentowane na kliszy fotograficznej (starsi pamiętają co to takiego, młodsi nie wiem...) Zwróciły moją uwagę Twoje różne 'oblicza' w wieku dojrzałym, tzn. fizis - a'la Leszek Teleszyński (zdj.licealne z p.Grażynką) oraz a'la bojar czy nawet postać z prawosławnej ikonografii.. To oczywiście przez ów bujny zarost i całość postaci ;) Ale.. faktycznie ciekawie potoczyły się losy Waszej męskiej paczki - cała czwórka zamieszkała w USA, ciągle blisko siebie. Niezbadane są wyroki Opatrzności.. A fotki b.sympatyczne!!
Panie, nie jestem godzien,abyś przyszedł do mnie...