Wczoraj napisałem o Wspólnocie Marto, która narodziła się w moim sercu. Idea ta została przyjęta dość przychylnie, ale wiele osób z troską zauważyło, że warunki przynależności do tej wspólnoty są wyjątkowo trudne. Ich zastrzeżenia wynikają jedynie z obawy, że nie podołają temu wyzwaniu, nie z tego, że nie zgadzają się oni z samą ideą. Ja jednak gorąco zachęcam wszystkich, nie wyłączając siebie, by jednak tę decyzję podjąć. Właśnie dlatego, że jest to niełatwe. A dla uzasadnienia tego chciałbym zacytować kilka fragmentów wspomnień siostry Łucji o Hiacyncie i Franciszku Marto. Cytaty za książką "Siostra Łucja mówi o Fatimie", wydanie trzecie 1989, Vice-Postulcao, P-2496 Fatima, imprimatur biskup Albert Leirii:
"Kiedyśmy tego dnia przyszli na pastwisko, Hiacynta usiadła na kamieniu zamyślona.
-"Hiacynta, chodź się bawić!"
- "Dzisiaj nie chce mi się bawić".
- "Dlaczego nie chce ci się bawić?"
- "Dlatego, że się zastanawiam. Ta Pani powiedziała nam, abyśmy odmawiali różaniec i ponosili ofiary o nawrócenie grzeszników. [...] A ofiary, jak mamy je ponieść?"
Franciszek wynalazł od razu sposób złożenia dobrej ofiary.
- "Damy nasz posiłek owcom i złożymy ofiary z jedzenia".
W parę minut potem cały nasz posiłek został rozdzielony pomiędzy naszą trzodę. I tak spędziliśmy ten dzień na czczo niczym najsurowszy kartuz.
Hiacynta tak wzięła sobie do serca ofiary za nawrócenie grzeszników, że nie opuszczała żadnej okazji, jaka się nadarzała. Były tam dzieci dwóch rodzin mieszkających w Moita , które chodziły po prośbie. Spotkaliśmy je kiedyś idąc na pastwisko z naszą trzodą. Hiacynta spostrzegłszy je powiedziała:
"Dajmy tym biedakom nasz posiłek za nawrócenie grzeszników".
I pobiegła im go zanieść. Po południu powiedziała mi, że jest głodna. Było tam kilka drzew oliwkowych i dęby. Żołędzie były jeszcze niedojrzałe. Mimo to uważałam, że możemy je jeść. Franciszek wspiął się na drzewo oliwne, aby napełnić kieszenie, ale Hiacyncie przyszło do głowy, że moglibyśmy jeść gorzkie żołędzie dębowe, aby ponieść ofiary. I tak skosztowaliśmy tego popołudnia tej smacznej potrawy.
Dla Hiacynty była to jedna z jej normalnych ofiar. Zbierała żołędzie dębowe lub oliwki. Któregoś dnia powiedziałam jej:
- "Hiacynta, nie jedz tego, to bardzo gorzkie".
- "Jem właśnie dlatego, że jest gorzkie. A tę ofiarę ponoszę za nawrócenie grzeszników".
To nie były nasze jedyne ofiary postne. Umówiliśmy się, że ile razy spotkamy te biedne dzieci, damy im nasze jedzenie. A biedne dzieci, zadowolone z naszej jałmużny, starały się spotkać nas i czekały na nas na drodze.
Kiedy je tylko zobaczyliśmy, Hiacynta biegła zanieść im nasz cały posiłek dzienny, i to z taką radością, jak gdyby nie odczuwała jego braku. W te dni naszym pokarmem były orzeszki pinii, korzonki z kwiatów dzwonkowych, mające w korzeniu małą cebulkę wielkości oliwki, morwy, grzyby i coś, co zrywaliśmy z korzeni, nie pamiętam, jak to się nazywa, lub owoce, jeżeli były w pobliżu na polach naszych rodziców.
Hiacynta była niestrudzona w wynajdywaniu ofiar. Któregoś dnia sąsiad nasz zaofiarował mojej matce pastwisko dla naszej trzody. Ale było to daleko, a byliśmy w pełni lata. Moja matka tę hojną ofiarę przyjęła i posłała mnie tam. Ponieważ w pobliżu był staw, gdzie trzoda mogła się napić, więc sądziła, że byłoby dobrze, abyśmy w cieniu drzew spędzili naszą przerwę obiadową.
Po drodze spotkaliśmy naszych kochanych biedaków i Hiacynta pobiegła, aby dać jałmużnę. Dzień był piękny, ale słońce bardzo prażyło i wydawało się, że na wyschniętej ziemi wszystko się spali.
Pragnienie dawało się we znaki, a nie było ani kropelki wody do picia. Początkowo ofiarowaliśmy wspaniałomyślnie tę ofiarę za nawrócenie grzeszników, ale gdy minęło południe, nie mogliśmy więcej wytrzymać. Zaproponowałam wtedy moim towarzyszom pójść do pobliskiej miejscowości i poprosić o trochę wody. Zgodzili się na moją propozycję, poszłam więc zastukać do drzwi pewnej staruszki, która mi wręczyła dzbanek wody, a także kawałek chleba, który przyjęłam z wdzięcznością i pobiegłam podzielić się z moimi towarzyszami. Dałam od razu dzbanek Franciszkowi i powiedziałam, żeby się napił.
- "Nie chcę" - odpowiedział.
- "Dlaczego?"
- "Chcę cierpieć za nawrócenie grzeszników".
- "Hiacynta, napij się ty!"
- "Ja też chcę złożyć ofiarę za nawrócenie grzeszników".
W rezultacie wylałam wszystką wodę w kamienne wyżłobienie, by owce mogły się jej napić i odniosłam dzbanek właścicielce. Upał stawał się coraz silniejszy. Koniki polne i świerszcze łączyły swe śpiewy z rechotaniem żab w pobliskim stawie. Hiacynta osłabiona głodem i pragnieniem powiedziała do mnie ze swą zwykłą prostotą:
- "Powiedz świerszczom i żabom, żeby się uspokoiły, tak mnie boli głowa!"
Potem zapytał się Franciszek:
- "Nie chcesz ofiarować tego bólu za grzeszników?"
Biedne dziecko ścisnęło głowę rączkami i odpowiedziało:
- "Tak, chcę. Niech śpiewają i rechoczą".
Kiedyśmy po pewnym czasie zostali aresztowani, najbardziej cierpiała Hiacynta wskutek nieobecności rodziców. Ze łzami spływającymi po policzkach mówiła:
- "Ani twoi, ani moi rodzice nie przyszli nas odwiedzić. Nie dbają więcej o nas".
-"Nie płacz – powiedział jej Franciszek. – Ofiarujemy to Jezusowi za grzeszników".
I podniósłszy oczy i rączki do nieba, począł mówić modlitwę ofiarowania:
- "O mój Jezu, z miłości ku Tobie i za nawrócenie grzeszników".
A Hiacynta dodała:
-"Również i za Ojca Świętego i jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi".
Kiedy po rozdzieleniu znowu umieścili nas we wspólnej celi więziennej, mówiła, że wkrótce po nas przyjdą i zaczną nas smażyć. Hiacynta zbliżyła się do okna, które wychodziło na targowisko z bydłem. Sądziłam początkowo, że chciała rozerwać się widokiem, ale wkrótce przekonałam się, że płakała. Przyprowadziłam ją do siebie i zapytałam, dlaczego płacze.
-"Dlatego, że umrzemy nie zobaczywszy ani naszych tatusiów, ani naszych mam" – odpowiedziała i ze łzami spływającymi jej po policzkach dodała: – Chciałabym przynajmniej zobaczyć moją mamę!"
- "A więc nie chcesz złożyć tej ofiary za nawrócenie grzeszników?"
-"Chcę, chcę!"
Ze łzami w oczach, wzniosła ręce i oczy do nieba i odmówiła modlitwę ofiarowania:
-"O mój Jezu, z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników, za Ojca Świętego, i jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi".
Postanowiliśmy zatem odmówić nasz różaniec. Hiacynta zdjęła medalik, który miała na szyi, poprosiła jednego z więźniów, aby go powiesił na gwoździu na ścianie. Uklękliśmy przed tym medalikiem i zaczęliśmy się modlić.
Więźniowie modlili się wspólnie z nami, jeżeli w ogóle umieli się modlić; w każdym razie klęczeli. Po skończeniu różańca Hiacynta powróciła do okna i płakała.
-"Hiacynto, nie chcesz złożyć tej ofiary Panu Jezusowi?"–
zapytałam ją.
- "Chcę, ale myślę o mojej mamie i płaczę mimo woli".
Ponieważ Najświętsza Panna powiedziała nam, abyśmy składali również nasze modlitwy i umartwienia za grzechy popełnione przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi, postanowiliśmy, że każdy z nas wybierze inną intencję. Jeden za grzeszników, drugi za Ojca Świętego, a trzeci jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi. Jak tylko zrobiliśmy to postanowienie, zapytałam Hiacyntę, jaką intencję chciałaby sobie wybrać?
-"Ja ofiaruję na wszystkie intencje, bo wszystkie mi się podobają".
Po kilku dniach szliśmy z naszymi owieczkami po drodze, na której znalazłam kawałek sznura od wozu. Podniosłam go i dla żartu owinęłam sobie ramię. Zauważyłam, że ten sznur sprawia
mi dotkliwy ból. Powiedziałam wtedy do moich kuzynów:
-"Słuchajcie! To boli! moglibyśmy się nim wiązać i nosić na sobie jako umartwienie z miłości do Jezusa".
Biedne dzieci przytaknęły memu pomysłowi i każdy z nas po przecięciu na trzy części owiązał go sobie wokół bioder. Czy to grubość i szorstkość sznura była temu winna, a może dlatego, że za
mocno go związaliśmy, w każdym razie ten rodzaj pokuty sprawiał nam okropny ból. Hiacynta często nie mogła się powstrzymać od łez. Gdy mówiłam, by go zdjęła, odpowiadała przecząco:
- "Nie! Chcę złożyć tę ofiarę Panu Jezusowi na zadośćuczynienie i za nawrócenie grzeszników".
Innym razem bawiliśmy się zbierając po murach chwasty, które gdy się je ściska w rękach, wydają trzask. Hiacynta zbierając te chwasty, urwała niechcąco kilka pokrzyw, którymi się poparzyła. Czując ból ścisnęła je jeszcze bardziej w rękach i powiedziała do nas:
-"Patrzcie! Znowu coś, aby czynić pokutę!"
Od tej pory przyzwyczajaliśmy się do tego, by chłostać się czasem po nogach pokrzywami, aby Bogu jeszcze jedną złożyć ofiarę."
Może wystarczy tych cytatów. Pomyślmy o tych malutkich przecież dzieciach. To nie było symboliczne odmówienie sobie loda, czy cukierka przez rozpieszczane dziecko. Te dzieci już i tak miały trudne życie, pracując od najmłodszych lat, pasąc owce i pomagając rodzicom w gospodarstwie. A ofiary, które dobrowolnie na siebie przyjęły są wręcz niesamowite. Trudno uwierzyć, a jednak... Ale jeżeli to właśnie było tym, czego oczekiwała od nich Błogosławiona Dziewica Maryja, to jaką my z tego powinniśmy wyciągnąć lekcję? Jeżeli te małe dzieci mogły tak wiele dać, to czy dwa dni o chlebie i wodzie to jest naprawdę taka wielka ofiara? Czy godzina modlitwy to aż tak dużo?
Na zakończenie parę fragmentów homilii, jaką wygłosił Jan Paweł II w czasie Mszy beatyfikacyjnej Hiacynty i Franciszka Marto w Fatimie w dniu 13 Maja 2000 roku:
«ŚWIATŁO, KTÓRE PŁONIE, ALE NIE PALI»
Wysławiam Cię, Ojcze, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom" (Mt 11,25). Tymi słowami, drodzy bracia i siostry, Jezus wielbi Ojca Niebieskiego za Jego plany. On wie, że nikt nie może przyjść do Niego, jeżeli nie pociągnie go Ojciec (por. J 6,44), dlatego wysławia Jego plan i po synowsku go przyjmuje: "Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie" (Mt 11,36). Spodobało się Tobie otworzyć Królestwo dla maluczkich. Zgodnie z Bożym planem przybyła z Nieba na tę ziemię w poszukiwaniu prostaczków uprzywilejowanych przez Ojca "Niewiasta obleczona w słońce" (Ap 12,1), Przemawia do nich głosem i sercem matki: zaprasza ich, aby ofiarowały się jako ofiary przebłagania, zapewniając o swojej gotowości zaprowadzenia ich bezpiecznie do Boga. I oto widzą oni jak z Jej matczynych rąk wypływa światło, które przenika ich wnętrze, tak iż czują się zanurzeni w Bogu jak ktoś, kto - według ich wyjaśnień - przegląda się w lustrze.
Błogosławionego Franciszka najbardziej zadziwiał i przejmował Bóg w tym niezmiernym świetle, które przenikało wnętrze ich trojga. Lecz Jemu Bóg dał się poznać jako "bardzo smutny"...
Tak to powiedział. Pewnej nocy ojciec usłyszał go, jak szlochał, i zapytał go, dlaczego płacze; syn odpowiedział: "Pomyślałem o Jezusie, który jest tak smutny z powodu grzechów popełnianych przeciw Niemu". Kieruje się on w życiu jedynym pragnieniem - tak sugestywnym w sposobie myślenia dzieci - ażeby "pocieszyć i przynieść radość Jezusowi".
W jego życiu dokonuje się przemiana, którą można nazwać radykalną; przemiana z pewnością nie pospolita wśród dzieci w jego wieku. Oddaje się intensywnemu życiu duchowemu, które wyraża się w wytrwałej i żarliwej modlitwie, dochodząc do prawdziwej formy mistycznego zjednoczenia z Panem. To właśnie pobudza go do stopniowego oczyszczenia ducha poprzez tyle rezygnacji z tego, co lubi, a nawet z niewinnych dziecięcych zabaw.
Franciszek znosił wielkie cierpienia spowodowane chorobą, na skutek której potem umarł, nigdy się nie skarżąc. W tym maluczkim wielkie było pragnienie wynagrodzenia Bogu za obrazę ze strony grzeszników przez ofiarowanie w tym celu wysiłku, by być dobrym, własnych ofiar i modlitwy. Także Hiacynta, siostra prawie 2 lata od niego młodsza, żyła kierując się tymi samymi uczuciami.
Orędzie Fatimy jest wezwaniem do nawrócenia, apelującym do ludzkości, aby nie była w służbie "Smoka", którego "ogon zmiata trzecią część gwiazd nieba: rzucił je na ziemię" (Ap 12,4). Ostatecznym celem człowieka jest Niebo, jego prawdziwy dom, gdzie Ojciec niebieski w swej miłosiernej miłości oczekuje wszystkich.
Bóg chce, ażeby nikt się nie zgubił; dlatego dwa tysiące lat temu zesłał na ziemię Swego Syna, aby "szukał i zbawił to, co zginęło" (Łk 19,10). On zbawił nas przez Swoją śmierć na krzyżu; niech ten Krzyż nie będzie dla nikogo daremny. Jezus umarł i zmartwychwstał, aby być "pierworodnym między wielu braćmi" (Rz 8,29).
W swej macierzyńskiej trosce Najświętsza Panna przybyła tutaj, do Fatimy, prosić ludzi, żeby "nie obrażali już nigdy Boga, Naszego Pana, który tak bardzo jest obrażany". Do mówienia skłania Ją ból matki; chodzi o los Jej dzieci. Dlatego prosi pastuszków: "Módlcie się, módlcie się wiele i składajcie ofiary za grzeszników; tyle dusz kończy w piekle, gdyż nikt za nie się nie modli i nie składa ofiar".
Mała Hiacynta podzielała i przeżywała to zatroskanie Naszej Pani, oddając się bohatersko jako ofiara za grzeszników.
Pewnego dnia, kiedy ona i Franciszek zarazili się chorobą, która przykuła ich do łóżka, odwiedziła ich w domu Najświętsza Panna, jak opowiada Hiacynta:
"Odwiedziła nas Nasza Pani i powiedziała, że wkrótce przybędzie, żeby zabrać Franciszka do nieba. Zapytała mnie, czy ja chcę nawrócić jeszcze więcej grzeszników. Odpowiedziałam Jej, że tak".
Kiedy zaś zbliża się chwila odejścia Franciszka, dziewczynka poleca mu: "Pozdrów ode mnie bardzo Naszego Pana i Naszą Panią i powiedz im, że jestem gotowa znosić wszystko, czego zechcą, aby nawrócić grzeszników".
Hiacynta została tak wstrząśnięta wizją piekła, którą miała w objawieniu lipcowym, że wszystkie umartwienia i pokuty za zbawienie grzeszników wydawały się jej małą rzeczą.
Hiacynta mogłaby równie dobrze zawołać za św. Pawłem: "Raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1,24).
Niechaj te światła jaśnieją na drodze tej olbrzymiej rzeszy pielgrzymów i tych, którzy nam towarzyszą przez radio i telewizję. Niechaj Franciszek i Hiacynta będą przyjaznym światłem, które oświeci całą Portugalię, a zwłaszcza tę diecezję Leirii-Fatimy. (...)
Ostatnie słowo kieruję do dzieci: Drodzy chłopcy i dziewczęta, widzę, że tylu z was ma na sobie podobne ubiory, jakie nosili Franciszek i Hiacynta. Bardzo wam pasują! Szkoda, że dzisiejszego wieczora albo może jutro zdejmiecie te ubiory i... pastuszkowie znikną. Czy wam się nie zdaje, że nie powinni zniknąć?
Matka Boża potrzebuje was wszystkich, aby pocieszyć Jezusa, który jest smutny z powodu krzywd, które Mu się wyrządza. Ona potrzebuje waszych modlitw i ofiar za grzeszników.
Pewna kobieta, która przyjęta Hiacyntę w Lizbonie, słuchając tak pięknych i mądrych rad, których jej dziewczynka udzieliła, zapytała, od kogo tego się nauczyła. "Od Matki Bożej" - odpowiedziała. Pozwalając wielkodusznie prowadzić się tak dobrej Nauczycielce, Hiacynta i Franciszek w krótkim czasie osiągnęli szczyty doskonałości.
"Wysławiam Cię, Ojcze, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom".
Wysławiam Cię, Ojcze, za wszystkich Twoich maluczkich, poczynając od Dziewicy Maryi, pokornej Twojej Służebnicy, aż do pastuszków Franciszka i Hiacynty.
Orędzie ich życia niechaj pozostanie zawsze żywe i rozświetla drogę ludzkości!
Hiacynta i Franciszek Marto
- hiob
- Administrator
- Posty: 11195
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Hiacynta i Franciszek Marto
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
od konika
Drogi hiobie - odswiezajac w sobie duchowosc wspolnoty "Marto" uderzylo mniue pominiecie osoby s. Lucji w patronacie, a przeciez jej swiatobiwe zycie powinno staqc sie wzorem obok Hiacynty i Franciszka (chyba , ze cos pokrecilem).
Pozdrawiam wszystkich w modlitwie.
Pozdrawiam wszystkich w modlitwie.
konik
- hiob
- Administrator
- Posty: 11195
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Hiacynta i Franciszek Marto
Drogi koniku, masz rację, Łucja byłaby godną patronką naszej wspólnoty, ale wybrałem tylko Hiacyntę i Franciszka, bo dzieci te należą już do grona błogosławionych. Jestem przekonany, że i Łucja zostanie pewnego dnia ogłoszona świętą, jednak na razie nie jest i dlatego nie jest też "oficjalną" patronką Wspólnoty. Nie wątpię jednak, że wspomaga nas duchowo, jeżeli tylko Wspólnota ta miła jest Bogu.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: Hiacynta i Franciszek Marto
Modlitwa za wstawiennictwem św. Hiacynty Marto
Wszechmogący i miłosierny Boże, w świętej Hiacyncie zostawiłeś nam świetlany przykład umiłowania Królowej Różańca Świętego, modlitwy i umartwienia. Spraw za jej wstawiennictwem, abyśmy na ziemi naśladując jej cnoty, razem z nią otrzymali wieczną nagrodę w niebie.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen!
Modlitwa za wstawiennictwem św. Franciszka Marto
Święty Franciszku, który miłując Matkę Najświętszą, poświęciłeś Jej na zawsze swe niewinne serce i ofiarowałeś swoje cierpienie z synowską miłością, spraw, abyśmy i my, kochając Ją po dziecięcemu, zasłużyli na Jej wspomożenie w walce ze złem w ciągu życia i w godzinie śmierci.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen!
Niecałe dwa miesiące temu, będąc w Częstochowie, dostałem te dwa obrazki, którymi - a szczególnie modlitwami na odwrocie - pragnę się z Wami podzielić. A przy okazji chciałem zapytać, hiobie, w jaki sposób można do wspólnoty Marto dołączyć, bo próbowałem wejść na stronę, ale nie działa.
Wszechmogący i miłosierny Boże, w świętej Hiacyncie zostawiłeś nam świetlany przykład umiłowania Królowej Różańca Świętego, modlitwy i umartwienia. Spraw za jej wstawiennictwem, abyśmy na ziemi naśladując jej cnoty, razem z nią otrzymali wieczną nagrodę w niebie.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen!
Modlitwa za wstawiennictwem św. Franciszka Marto
Święty Franciszku, który miłując Matkę Najświętszą, poświęciłeś Jej na zawsze swe niewinne serce i ofiarowałeś swoje cierpienie z synowską miłością, spraw, abyśmy i my, kochając Ją po dziecięcemu, zasłużyli na Jej wspomożenie w walce ze złem w ciągu życia i w godzinie śmierci.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen!
Niecałe dwa miesiące temu, będąc w Częstochowie, dostałem te dwa obrazki, którymi - a szczególnie modlitwami na odwrocie - pragnę się z Wami podzielić. A przy okazji chciałem zapytać, hiobie, w jaki sposób można do wspólnoty Marto dołączyć, bo próbowałem wejść na stronę, ale nie działa.
- Załączniki
-
- MARTO F H.jpg (86.36 KiB) Przejrzano 20578 razy
- hiob
- Administrator
- Posty: 11195
- Rejestracja: 24-10-07, 22:28
- Lokalizacja: Północna Karolina, USA
- Kontakt:
Re: Hiacynta i Franciszek Marto
Terezjusz, życie troszkę skorygowało plany i Wspólnota Marto nie została nigdy w żaden sposób "zformalizowana". Zatem przyłączenie się do niej jest rzeczą osobistą, prywatną - wystarczy, że się obieca Bogu, w swoim sumieniu, że się będzie starało naśladować świętych Franciszka i Hiacyntę. Naśladować poprzez codzienne modlitwy i wyrzeczenia, w intencjach, które są zawarte w naszej modlitwie i w intencjach, które nosimy w swych sercach.
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. (1 J 3,1a)
Re: Hiacynta i Franciszek Marto
Dziękuję za odpowiedź, hiobie. W takim razie duchowo przyłączam się do tej formy modlitwy, która ogólnie nie jest mi obca, ale w ostatnim czasie chyba trochę zaniedbana. Pamiętam, że do różnych umartwień zainspirowała mnie książka o Franciszku i Hiacyncie, którą przeczytałem mając kilkanaście lat. Także dzięki Małej Teresce ta forma modlitwy jest mi bliska, duchowość Małej Drogi i małych ofiarek w codzienności.