Andriej, parafrazując nieco złośliwie Twoje zdanie, napiszę: w chwili tejże nasze pojęcie co do moralności aborcji może ulec zmianie: a to dlatego, ze rozwój technologii doprowadzi do tego, iż będzie to jeden z trybów medycznych.Andriej pisze:w chwili tejze nasze pojecie co do moralnosci in vitro moze ulec zmianie : a to dlatego, ze rozwoj technologii doprowadzo do tego, iz bedzie to jeden z trybow medycznych
Tak na marginesie – Ryszard Fenigsen – lekarz pracujący w Holandii ze zgrozą obserwuje, jak eutanazja staje się tylko jedną z wielu procedur medycznych i - faktycznie – ludzie, szczególnie lekarze, nie widzą już problemów moralnych jakie niesie. Uchowaj nas Panie przed czymś takim (polecam: R. Fenigsen "Eutanazja. Śmierć z wyboru?").
A wracając do tematu: już o tym wcześniej pisałem – postęp w technologii in vitro możliwy jest wyłącznie po trupach.
Udoskonalanie jest możliwe wyłącznie poprzez praktykę, więc żeby zaistniał postęp w technologi iin vitro, funkcjonować musi współczesna praktyka in vitro, a współczesna praktyka in vitro to zabijanie ludzi.
Poza tym, stuprocentowa skuteczność in vitro jest niemożliwa – nie wiem, czemu wszyscy przyjmują taką hipotezę i potem zadają pytanie "a co jeśli…". In vitro zawsze kończy się próbą implantacji – nie jest możliwe zagwarantowanie pełnej skuteczności implantacji i dalszych etapów ciąży. Odpowiedzialność w przypadku iv pozostaje.
Warto wspomnieć, że całkiem spora część problemów moralnych z in vitro jest zupełnie niezależna od skuteczności metody.
Np. najczęściej powtarzanym "argumentem" zwolenników technologii jest sformułowanie brzmiące m/w tak: "przecież ci ludzie mają prawo do dzieci, więc nie można im bronić dostępu do procedury" albo "mamy prawo do rodzicielstwa", itd.
Z jednej strony argument jest zrozumiały – to naturalne, że małżonkowie pragną dzieci, że chcą doświadczać radości rodzicielstwa.
Z drugiej, co widać szczególnie w kontekście in vitro, dzieci stają się czymś, co się komuś należy. Mam mieć dostęp do technologii, która wytworzy mi dzieci, bo dzieci mi się należą. Ten aspekt argumentu jest rzadko zauważany, a pokazuje, jak dziecko w tego rodzaju podejściu degradowane jest do poziomu dobra materialnego, czegoś.
Nawet gdyby in vitro nie zabijało ludzi byłoby złem, bo ugruntowuje pewną postawę wobec ludzi i życia ludzkiego – życie, człowiek, przestają być darem, są wytworem, efektem pragnienia panowania i kontroli. Ta postawa kłóci się z jedną z ważniejszych chrześcijańskich cnót – pokorą.
Dlatego wątpię Andriej, żeby rozważanie możliwości zmiany moralnej oceny in vitro z biegiem czasu, miało sens.