Zawód na przyszlość.

Pytania na każdy temat. nie ma pytań głupich, czy niedyskretnych. Takie mogą być co najwyżej odpowiedzi.
Quentil
Przyjaciel forum
Posty: 28
Rejestracja: 02-02-10, 18:48
Lokalizacja: Lublin

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: Quentil » 10-03-11, 22:32

nevesu, ja jestem nie wiele młodszy od Ciebie i przeżyłem ( jako pasażer i nie oficjalny pomocnik ) wiele tras i długo bez zjazdu do domu i nie było tak źle. Do tego zawodu po prostu jest potrzebna determinacja i mocna psychika bo same chęci to za mało i dla tego wiele osób się "wykruszyło" , trzeba sobie jeszcze poradzić z tęsknotą. I jeśli te warunki się spełni to dopiero można coś próbować w tym zawodzie, dlatego jest taki pożądany przez niektórych żądnych przygód ludzi. ;-)
Pozdrawiam :-)

Awatar użytkownika
KubaCh
Administrator
Posty: 1325
Rejestracja: 21-10-08, 09:10
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: KubaCh » 11-03-11, 00:10

Anaheim, zapewniam Cię, że jest mnóstwo zawodów, w których w Polsce można zarobić więcej niż jako kierowca ciężarówki. Tyle, że to są zwykle zawody, które wymagają poświęcenia kilku lat studiów. Więc jeśli ktoś chce zostać kierowcą żeby zarabiać mnóstwo kasy, to dużo lepiej wyjdzie zostając np. programistą, bankowcem czy prawnikiem. Tyle, że wtedy trzeba się uczyć.
Ostatnio zmieniony 11-03-11, 00:11 przez KubaCh, łącznie zmieniany 1 raz.

prot
Przyjaciel forum
Posty: 212
Rejestracja: 06-04-10, 09:01
Lokalizacja: Polska

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: prot » 11-03-11, 02:02

A wracjąc do głównego wątku...

Wydaje mi się, że "trakerka" to idealny zawód dla ludzi, którzy cierpią kiedy muszą przebywać z toksycznymi cymbałami w biurze przez 8-10 godzin każdego dnia, na ogół dłużej niż z własną rodziną...
Trakerka to świetne zajęcie dla ludzi, którzy nie znoszą być kontrolowani przez szefa przez 8-10 godzin na dobę i nie chcą być workiem treningowym dla kogoś kto wykorzystując swoją pozycję odreagowuje na nich swoje frustracje i niepowodzenia w dowolnej sferze życia.

Generalnie jest to świetny zawód dla introwertyków, myślicieli, mizantropów, ludzi kochających swoje towarzystwo, nie bojących się być z własnymi myślami sam na sam przez całe dnie, tygodnie, lata...

Pomyślcie co w kabinie przeżywałby człowiek, który żeby nie myśleć ucieka w wir pracy, używki, w "bylejakie" towarzystwo, w telewizję... Jest wielu ludzi, którzy kochają nigdy niezasypiające miasta jak np. Paryż, Rzym, NYC tylko dlatego, że dają złudne wrażenie, że nie są sami... Co tacy ludzie przeżywaliby w pustej samotni jaką jest kabina, ciemną nocą gdzieś w Nebrasce na I-80, gdzie jak wzrokiem sięgnąć tylko pustka...

Jakie katusze przeżywałby zamkniety w kabinie człowiek, który nie wyobraża sobie życia bez wieczornego piwka przed TV, rozerwania się czy to w kinie, pubie, na kręglach, siłowni etc.
Ktoś kto nie potrafi żyć bez towarzystwa nie będzie się czuł komfortowo przykuty do kierownicy.

Kiedyś się spotkałem ze stwierdzeniem, że "dobry tirowiec to człowiek który nienawidzi ludzi" - i do dziś uważam, że coś w tym jest... może "nienawiść" jest złym określeniem, ale gdyby zamienić je np.
"niechęcią" to już by bardziej pasowało...

Tak więc, być może kierowca "długodystansowy" to nie robota, a charakter...

nevesu
Przyjaciel forum
Posty: 174
Rejestracja: 13-02-11, 20:22
Lokalizacja: Mrągowo

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: nevesu » 11-03-11, 09:43

Quentil pisze:nevesu, ja jestem nie wiele młodszy od Ciebie i przeżyłem ( jako pasażer i nie oficjalny pomocnik ) wiele tras i długo bez zjazdu do domu i nie było tak źle. Do tego zawodu po prostu jest potrzebna determinacja i mocna psychika bo same chęci to za mało i dla tego wiele osób się "wykruszyło" , trzeba sobie jeszcze poradzić z tęsknotą. I jeśli te warunki się spełni to dopiero można coś próbować w tym zawodzie, dlatego jest taki pożądany przez niektórych żądnych przygód ludzi. ;-)
Pozdrawiam :-)
Ale ty prężyłeś wiele tras na prawym fotelu. Nie musiałeś kierować, nie musiałeś de facto martwić się niczym. Zupełnie innym doznaniem jest jazda samemu a jazda na prawym fotelu. Pojeździj trochę zawodowo i wtedy mi odpowiesz. Sam nie miałem okazji prowadzić ciężarówki po drogach publicznych, ale jeździłem już sam w pierwsze trasy największym Iveco Daily i fajnie było tylko teoretycznie. Męczarnia konkretna i cały romantyzm i przygoda odpada gdzieś na drugi plan. Pierwsze mijanie się na żyletki z obawą o stracenie lusterka (słynna DK 16) spowodowały mokrą koszulkę i kupę nerwów. Wiadomo, z czasem pewne sprawy przychodzą łatwiej i już ma się inne podejście. Ale po zobaczeniu trasy z prawego fotela nie wiesz tak naprawdę o prowadzeniu nic.

@prot

Praca kierowcy polega na pracy z innym ludźmi. Nie siedzisz w biurze ale masz cały czas kontakt ze swoim szefem czy spedycją. Podczas załadunku i rozładunku masz również kontakt z ludźmi. Jeżeli będziesz osobą która nie jest w stanie pracować z kimś, kto jest "toksycznym cymbałem" to się nie nadasz.

Na pewno kierowca musi być osobą samodzielną, która nie popłacze się przy pierwszym niepowodzeniu. Natomiast bzdurą jest, że to praca dla ludzi którzy nie wytrzymywali w biurze czy szkole. Potem słychać tylko jak narzekają jak im jest źle :)

@KubaCh

Nie pozostaje mi napisać nic innego tylko tyle, że się zgadzam. Bardzo ważne jest wykształcenie i nie byle jakie studia, a najlepiej jakieś inżynieryjne. Ostatnio liczyłem, wiek emerytalny to 65 lat, idąc do pracy po studiach mamy jakieś 40 lat pracy w biurze, idąc od razu po zawodówce mamy jakieś 45 lat pracy fizycznej. Warto ? Chyba lepiej się postarać te 5 lat i mieć potem łatwiej. Ciągnie do pracy, ale trzeba myśleć o sobie już teraz.


Przeraża mnie podejście ludzi, jaka to wspaniała praca, ale oni i tak będą jeździć bo to kochają :) Albo teksty w stylu wykopu, może i ja zostanę kierowcą, pokręcę kierownicą przez 9 godzin i spokój. Albo przyjdzie moment w którym się zrozumie, że jest to praca naprawdę ciężka, praca w której stosunek zarobionych pieniędzy do wysiłku jest kompletnie chory. Albo zostanie się wiecznym marzycielem, który przy pierwszym kontakcie z zawodem zdziwi się jak bardzo się pomylił. Warto zostać kierowca bo to doświadczenie jakiego w żadnej innej pracy nie znajdziecie. Błagam tylko, nie zapomnijcie się jakoś zabezpieczyć, na studiach też jest fajnie a zawsze to możliwość odwrotu gdyby się nie udało.
Ostatnio zmieniony 11-03-11, 09:59 przez nevesu, łącznie zmieniany 1 raz.

prot
Przyjaciel forum
Posty: 212
Rejestracja: 06-04-10, 09:01
Lokalizacja: Polska

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: prot » 11-03-11, 12:31

nevesu pisze:@prot

Praca kierowcy polega na pracy z innym ludźmi.


Nie chcę się sprzeczać, ale mam nieco odmienne zdanie.
Na tle większości zawodów kontakty międzyludzkie w truckingu są mocno ograniczone. To raz.
Dwa. Praca kierowcy w UPS-ie czy na "loklau", a praca kierowcy międzynarodowego to dwa diametralnie inne światy. I trudno wrzucać kierowców takich auto do jednego worka.

nevesu pisze:Jeżeli będziesz osobą która nie jest w stanie pracować z kimś, kto jest "toksycznym cymbałem" to się nie nadasz.
Ja nie miałem na myśli fobii społecznej - ja wspomniałem o (zaledwie) niechęci do współpracy z ludźmi męczącymi. ;-)

nevesu pisze:Na pewno kierowca musi być osobą samodzielną, która nie popłacze się przy pierwszym niepowodzeniu.
Zgadza się. To praca dla ludzi ponadnormatywnie samodzielnych.


nevesu pisze:Przeraża mnie podejście ludzi, jaka to wspaniała praca, ale oni i tak będą jeździć bo to kochają
Demonizujesz.
Z tą trakerką jest jakoś tak, że póki co to znacznie częściej spotykam ludzi którzy spróbowali raz... i zakochali się w tej robocie.
A uwierz mi, znam to środowisko dość dobrze, jeszcze z lat 80-tych. Wielu ludzi którzy śmigali po drogach w PEKAESIE i PKS po transformacji systemowej wyjechało do USA, Australii i robią tam to samo co robili w PKS. Jeżdżą. :mrgreen:
Ci ludzie nie wytrzymywali nigdzie indziej - kochają smród ropy, zakładanie łańcuchów na koła, hałas i niskopłatną pracę po 80-90 godzin tygodniowo... Próbowali kontraktorki gdzie pieniądze były znacznie większe, ale trzeba było się użerać z ludźmi, którzy przychodzili pijani do pracy, byli niesłowni, kombinowali. Wracali za kierownicę.
Znam takich co dzisiaj nie mogą w domu usiedzieć dłużej niż 2 dni. :lol: Powiem tak, w dotychczasowym życiu nie spotkałem jeszcze tak oddanych pracy ludzi jak trakerzy. (no może jeszcze młodzi lekarze).
Mógłbym tutaj opisać ich stosunek do samochodów jakimi jeżdżą, ale pewnie nie uwierzylibyście że faceci pod 50-tkę mogą być tak "wahnięci" na punkcie swojego warsztatu pracy jakim jest ciężarówka :lol:
Nie spotkałem się nigdy z księgową, która ma błysk w oku na widok biurka, czy krzesła przy nim...
Na ogół kto popróbuje truckingu, ten wsiąka w ten świat.
nevesu pisze:przyjdzie moment w którym się zrozumie, że jest to praca naprawdę ciężka, praca w której stosunek zarobionych pieniędzy do wysiłku jest kompletnie chory. Albo zostanie się wiecznym marzycielem, który przy pierwszym kontakcie z zawodem zdziwi się jak bardzo się pomylił.
Tego zawodu nie wykonuje się dla pieniędzy. Jeśli ktoś kieruje się pieniążkami to chyba ma szanse się wyzbyć złudzeń już na etapie zdobywania uprawnień, które w EU przypominają licencję na prowadzenie Burana. Tak więc, zanim taki człowiek zdąży wydać majątek na uprawnienia na ogół dokona porządnej kalkulacji potencjalnych zysków i strat. Dzięki temu tylko zapaleńcy dostępują kierownic TIR-ów.
A komentarzami pod wykopem czy gdzieś tam nie przejmowałbym się aż nadto. TO tylko komentarze, ludzi których dzisiaj kręci jakiś przeklinający kulturysta, jutro chcą być didżejami, a po jutrze czołgistami, politykami, gangsteramie itd itp... Trzeba mieć dystans do bzdur pisanych przez "gorące głowy". 9/10 z nich przejdzie jak zobaczą ile trzeba pieniedzy w siebie zainwestować i jaką droge krzyżową przejść, żeby uzyskać uprawnienia. Tak więc byłbym spokojny. ;-)
nevesu pisze:Błagam tylko, nie zapomnijcie się jakoś zabezpieczyć, na studiach też jest fajnie a zawsze to możliwość odwrotu gdyby się nie udało.
Chcesz się zabezpieczyć to zakładaj biznes albo... idź w politykę.
Jak to powiedział pewien wicepremier: "Do biznesu idzie się dla pieniędzy, a do polityki dla naprawdę dużych pieniędzy".
Studia nie są gwarancją bezpieczeństwa. Są tylko środkiem który może (ale nie musi) pomóc w zabezpieczaniu się na przyszłość.
O wiele większe znaczenie w "zabezpieczaniu się na przyszłość" ma miejsce gdzie się żyje. Możesz mieć studia medyczne, zrobić specjalizację i jak żyjesz w Lesku, Bartoszycach albo Bolesławcu możesz osiągnąć mniej niż właścicielka 2 secondhandów w Warszawie (mam tu na myśli stronę finansową czyli zabezpieczenie). Dodam, że nie jest to zjawisko dla mnie obce.

Podsumowując, trzeba sobie najpierw określić co jest dla nas priorytetem w życiu. I dopiero podług tego kierować swoją karierę zawodową. Jeśli jest to mamona to możliwości są ograniczone: przedsiębiorczość i/lub polityka. :angel:
Ostatnio zmieniony 11-03-11, 12:32 przez prot, łącznie zmieniany 1 raz.

nevesu
Przyjaciel forum
Posty: 174
Rejestracja: 13-02-11, 20:22
Lokalizacja: Mrągowo

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: nevesu » 11-03-11, 12:51

Nie chcę się sprzeczać, ale mam nieco odmienne zdanie.
Na tle większości zawodów kontakty międzyludzkie w truckingu są mocno ograniczone. To raz.
Dwa. Praca kierowcy w UPS-ie czy na "loklau", a praca kierowcy międzynarodowego to dwa diametralnie inne światy. I trudno wrzucać kierowców takich auto do jednego worka.
Oczywiście, kontakt jest ograniczony ale błędem jest przyjęcie, że kierowca musi być kompletnym samotnikiem i jest osobą wolną. Jedziesz tam gdzie Ci karzą, robisz to, co masz zrobić. Jesteś uzależniony od innych ludzi i jeżeli nie jesteś w stanie współpracować z nimi to masz problem.
Demonizujesz.
Z tą trakerką jest jakoś tak, że póki co to znacznie częściej spotykam ludzi którzy spróbowali raz... i zakochali się w tej robocie.
A uwierz mi, znam to środowisko dość dobrze, jeszcze z lat 80-tych. Wielu ludzi którzy śmigali po drogach w PEKAESIE i PKS po transformacji systemowej wyjechało do USA, Australii i robią tam to samo co robili w PKS. Jeżdżą.
Ci ludzie nie wytrzymywali nigdzie indziej - kochają smród ropy, zakładanie łańcuchów na koła, hałas i niskopłatną pracę po 80-90 godzin tygodniowo... Próbowali kontraktorki gdzie pieniądze były znacznie większe, ale trzeba było się użerać z ludźmi, którzy przychodzili pijani do pracy, byli niesłowni, kombinowali. Wracali za kierownicę.
Znam takich co dzisiaj nie mogą w domu usiedzieć dłużej niż 2 dni. Powiem tak, w dotychczasowym życiu nie spotkałem jeszcze tak oddanych pracy ludzi jak trakerzy. (no może jeszcze młodzi lekarze).
Mógłbym tutaj opisać ich stosunek do samochodów jakimi jeżdżą, ale pewnie nie uwierzylibyście że faceci pod 50-tkę mogą być tak "wahnięci" na punkcie swojego warsztatu pracy jakim jest ciężarówka
Nie spotkałem się nigdy z księgową, która ma błysk w oku na widok biurka, czy krzesła przy nim...
Na ogół kto popróbuje truckingu, ten wsiąka w ten świat.
Oczywiście, wspomniałem o tym, że mam kierowców w rodzinie i widzę co się dzieje gdy muszą oni przesiedzieć kilka dni w domu, ojciec dostał zapalenia płuc i miał 10 dni siedzieć na tyłku. Po 5 widziałem już jak gdzieś jechał bo nie wyrobił. Problem w tym, że będąc osoba która nie zasmakowała życia kierowcy a jedynie była tego świadkiem nie jesteśmy w cale w stanie stwierdzić czy z nami będzie tak samo. Jeżeli ktoś nazywa się kierowcą z powołania a nigdy sam nie prowadził samochodu ciężarowego to skąd on o tym wie ? Nie możemy oczekiwać, że zawsze będzie różowo i wspaniale. Jak już wielokrotnie wspomniałem praca szofera nie ogranicza się do "niczym nie ograniczonego kierowania". Musisz umieć zabezpieczyć ładunek i orientować się b. dobrze w przepisach, a to małej ilości ludzi sprawia frajdę. Jak już sam pojeżdżę to będę mógł powiedzieć czy to kocham, czy nie. Na razie mogę tylko powiedzieć, że mnie ciągnie do tego, a czy sobie poradzę, czy wytrzymam – nie wiem.
Tego zawodu nie wykonuje się dla pieniędzy. Jeśli ktoś kieruje się pieniążkami to chyba ma szanse się wyzbyć złudzeń już na etapie zdobywania uprawnień, które w EU przypominają licencję na prowadzenie Burana. Tak więc, zanim taki człowiek zdąży wydać majątek na uprawnienia na ogół dokona porządnej kalkulacji potencjalnych zysków i strat. Dzięki temu tylko zapaleńcy dostępują kierownic TIR-ów.
A komentarzami pod wykopem czy gdzieś tam nie przejmowałbym się aż nadto. TO tylko komentarze, ludzi których dzisiaj kręci jakiś przeklinający kulturysta, jutro chcą być didżejami, a po jutrze czołgistami, politykami, gangsteramie itd itp... Trzeba mieć dystans do bzdur pisanych przez "gorące głowy". 9/10 z nich przejdzie jak zobaczą ile trzeba pieniedzy w siebie zainwestować i jaką droge krzyżową przejść, żeby uzyskać uprawnienia. Tak więc byłbym spokojny.
Tu trochę mnie zdziwiłeś, KAŻDY zawód wykonuje się dla pieniędzy. Jeżeli chcesz jeździć za darmo to czeka Ci wielka kariera w transporcie, bardzo łatwo znajdziesz pracodawcę, który Cię zatrudni  Jest to zawód jak zawód, jeżeli wyzbędziesz się oczekiwań łatwej pracy i szybkiego zarobku to nie będzie na Ciebie czekał szok. Marzenia są piękną sprawą, ale mając na utrzymaniu rodzinę musisz myśleć też o nich, a wtedy pieniążki się przydadzą.
Chcesz się zabezpieczyć to zakładaj biznes albo... idź w politykę.
Jak to powiedział pewien wicepremier: "Do biznesu idzie się dla pieniędzy, a do polityki dla naprawdę dużych pieniędzy".
Studia nie są gwarancją bezpieczeństwa. Są tylko środkiem który może (ale nie musi) pomóc w zabezpieczaniu się na przyszłość.
O wiele większe znaczenie w "zabezpieczaniu się na przyszłość" ma miejsce gdzie się żyje. Możesz mieć studia medyczne, zrobić specjalizację i jak żyjesz w Lesku, Bartoszycach albo Bolesławcu możesz osiągnąć mniej niż właścicielka 2 secondhandów w Warszawie (mam tu na myśli stronę finansową czyli zabezpieczenie). Dodam, że nie jest to zjawisko dla mnie obce.
Widzisz, wiesz dlaczego większość kierowców narzeka na swoją pracę a i tak nie rezygnuje ? Nie dlatego, że to kochają, że nie mogą żyć inaczej. To jest margines. Większość osób po prostu nie ma wykształcenia i jedyne co posiada to uprawnienia do kierowania ciężarówkami. Gdyby mogli to by chętnie zamienili tą pracę na zatrudnienie na miejscu przy podobnym wynagrodzeniu. Dlaczego 99% zawodowych odradza tego dla swoich dzieci ? Bo nie chcą, żeby skończyli tak samo jak oni. Trzeba twardo stąpać po ziemi, kierowca musi być rozsądną osobą, a osoba rozsądna myśli zanim coś zrobi. Lepiej się przemęczyć a mieć jakieś zabezpieczenie :)

prot
Przyjaciel forum
Posty: 212
Rejestracja: 06-04-10, 09:01
Lokalizacja: Polska

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: prot » 12-03-11, 00:03

nevesu pisze:Problem w tym, że będąc osoba która nie zasmakowała życia kierowcy a jedynie była tego świadkiem nie jesteśmy w cale w stanie stwierdzić czy z nami będzie tak samo. Jeżeli ktoś nazywa się kierowcą z powołania a nigdy sam nie prowadził samochodu ciężarowego to skąd on o tym wie
Ten swoisty fenomen tyczy się chyba każdego zawodu.
Ilu jest potencjalnych "lekarzy z powołania" po obejrzeniu 1234 odcinka Dr. House.. Iluż mamy
potencjalnych "policjantów z powołanie" po obejrzeniu n-tego serialu policyjnego o tym samym... itd. itd. itd. Takie życie... ;-)

nevesu pisze:Musisz umieć zabezpieczyć ładunek i orientować się b. dobrze w przepisach, a to małej ilości ludzi sprawia frajdę.
Ale przyznaj są tacy co potrafią znosić taki znój i trud :lol: byle tylko nie być przypiętym do kieratu w biurze obsługi klienta, czy gdzieś na jakimś magazynie bawełny gdzie po kilku latach traci się poczucie rzeczywistości, i tylko przybywającymi zmarszczami odmierza się czas, który zdaje się stać w miejscu...
nevesu pisze:Jak już sam pojeżdżę to będę mógł powiedzieć czy to kocham, czy nie. Na razie mogę tylko powiedzieć, że mnie ciągnie do tego, a czy sobie poradzę, czy wytrzymam – nie wiem.
Dlaczego tyle wątpliwości jest z tym nieszczęsnym truckingiem - jakoś przed małżeństwem każdy żonkoś przestrzega swoich kupli jeszcze kawalerów i co? Słuchają? A skądże! Idą w te same kroki jak ćmy do światła mimo przestróg "weteranów" :mrgreen:
Trzeba zakładać, że będzie OK. Takie nastawienie pomaga przetrwać niekorzystne okoliczności i wątpliwości, jeśli będziesz się wahał będzie ci podwójnie ciężko.
nevesu pisze:Tu trochę mnie zdziwiłeś, KAŻDY zawód wykonuje się dla pieniędzy. Jeżeli chcesz jeździć za darmo to czeka Ci wielka kariera w transporcie, bardzo łatwo znajdziesz pracodawcę, który Cię zatrudni  Jest to zawód jak zawód, jeżeli wyzbędziesz się oczekiwań łatwej pracy i szybkiego zarobku to nie będzie na Ciebie czekał szok. Marzenia są piękną sprawą, ale mając na utrzymaniu rodzinę musisz myśleć też o nich, a wtedy pieniążki się przydadzą.
Nadinterpretujesz to co napisałem. Odebrałeś to zbyt skrajnie, albo odczytałeś tak jak chciałeś to odczytać.
Skończ studia. Znajdź pracę gdzieś na polskiej prowincji po tych studiach, i wtedy pogadamy o realiach. Kilka miesiecy temu amerykańska firma z Kalifornii "porwała" syna mojej znajomej bo po dobrych studiach państwowych (AGH) miał szansę na pracę w swoim zawodzie za 1700 zł/brutto (po 12-13 latach zarabiałby ok. 2300brutto). Gdyby nie jego matka która tam pracuje, nie miałby nawet szans pracować w kierunku który ukończył i musiałby z tytułem mgr inż tyrać w Auchan w Krakowie, albo w Vobisie za najniższa krajową. A że matka nie była szychą to nie miał szans na większy awans niż ten o którym wspomniałem... bo awanse dostają "namaszczenie" przez wierchuszkę polityczną (firma państwowa, monopolista). No ale Amerykanie go docenili i jego 5 kolegów z roku... Gdyby nie oni, pewnie zazdrościłby "robolom bez szkół" (jak to określają co poniektórzy kierowców) jeżdżących na wywrotkach przy budowach dróg. Ot, życie...
nevesu pisze:Widzisz, wiesz dlaczego większość kierowców narzeka na swoją pracę a i tak nie rezygnuje ?
Znajdź mi Polaka, który nie narzeka. :mrgreen:
Ja znam lekarzy, którzy też przestrzegali swoje dzieci przed tą "niewdzieczną, słaboopłacalną, cieżką pracą"... podobnie prawnicy... Chyba każdy polski rodzic nie życzy swojemu dziecku pracy takiej jaką on wykonuje. To jakiś fenomen socjologiczny. :lol:
nevesu pisze:Lepiej się przemęczyć a mieć jakieś zabezpieczenie
Powiedz mi co dla Ciebie jest zabezpieczeniem?

nevesu
Przyjaciel forum
Posty: 174
Rejestracja: 13-02-11, 20:22
Lokalizacja: Mrągowo

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: nevesu » 12-03-11, 11:18

Powiedz mi co dla Ciebie jest zabezpieczeniem?
Możliwość znalezienia pracy za podobne wynagrodzenie (albo i lepsze) bez konieczności przebywania 3 tygodni poza domem w małej szoferce. Innymi słowami, papier który umożliwi zdobycie pracy innej niż kopanie rowów, zobacz sobie oferty pracy, jest taki przesyt młodych, że pracodawcy nawet na najgłupsze stanowiska wymagają wyższego :roll: Poza tym, osobiście nie widzę dla Siebie przyszłości w tym kraju, marzy mi się Nowa Zelandia, a żeby dostać tam pracę najlepiej być inżynierem. Osoba która skończyła byle zawodówkę nie ma praktycznie szans na obywatelstwo :-/

prot
Przyjaciel forum
Posty: 212
Rejestracja: 06-04-10, 09:01
Lokalizacja: Polska

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: prot » 14-03-11, 02:52

nevesu pisze:Możliwość znalezienia pracy za podobne wynagrodzenie (albo i lepsze) bez konieczności przebywania 3 tygodni poza domem w małej szoferce.
Wiesz, to już tak jest, z pracą inną niż politykowanie tudzież zawodowe uprawie sportu czy działalność artystyczna...
Piszesz, że kierowca siedzi w małej szoferce z dala od bliskich. A taki policjant? Osłucha się inwektyw pod swoim adresem zanim uda mu się uciec "za biurko" z którego nie wychodzi do momentu przejścia na emeryturę. Z radzi wykonywanych obowiązków częstokroć musi "chodzić kanałami", a jego rodzina musi się liczyć z ponoszeniem odpowiedzialności za jego działania (zemsta zatrzymanych etc.).
Strażak naraża się na widok zmasakrowanych zwłok w wypadkach drogowych, pożarach itp. (często są to obrazy bardzo drastyczne i jeszcze bardziej poruszające, bo obolałej, cierpiącej matki tulącej rozczłonkowane zwłoki dziecka pozostaje na zawsze w podświadomości niejednokrotnie rzutując na życie rodzinne, towarzyskie etc. )
Murarz skacze po rusztowaniach w upał i ziąb, a praca jego z racji pazerności pracodawcy ma niewiele wspólnego z zachowaniem norm bezpieczeństwa.
Lekarz, musi się liczyć z tym, że jego błędna diagnoza czy zaniechanie to niepotrzebny ból i cierpienie - nie tylko chorego, ale i jego bliskich. Dlatego oprócz teorii musi się nauczyć dystansu do swojej pracy.
Na prawniku też ciązy odpowiedzialność, za czyjeś życie...
Pielęgniarka musi często przygotować chorego do badań - a nie każdy chory przychodzi wypachniony i wyfiołkowany jak Stróż w Boże Ciało ... a nie ma chyba gorszego fetoru niż smród człowieka zaniedbanego, często zarobaczonego, z larwami wypadającymi z ran i owrzodzeń...

Jak widzisz nie ma lekko. Jeśli się nie kocha swojej pracy, to będzie się ją wykonywać jak karę. Bo można nawet pokochać zajmowanie się ludźmi opuszczonymi przez cały świat i kochać to niezależnie od kwot zasilających co miesiąc konto.
Tak więc, jeśli nie masz pewności i już na wstępie czujesz, że trucking nie jest tym co cię kręci, a wstępujesz w niego z racji poniekąd utorowanej przez członków rodziny drogi to rzeczywiście może warto zainwestować w naukę innego zawodu.

nevesu pisze:Innymi słowami, papier który umożliwi zdobycie pracy innej niż kopanie rowów, zobacz sobie oferty pracy, jest taki przesyt młodych, że pracodawcy nawet na najgłupsze stanowiska wymagają wyższego
Pamiętam tragedię lat początku lat 90-tych, o której Ty zapewne nie wiesz za wiele.
Wtedy nie było możliwości legalnej pracy poza Polską. Wizę do USA dostawało mniej niż 10% petentów z polskiej prowincji, którzy wystawali w dłuuugich kolejkach na mrozie i upale pod ambasadą USA w Warszawia i konsulatem w Krakowie...
Część młodych wyjeżdżała do nielegalnej pracy we Francji, Grecji, Austrii i Niemczech - wielu skończyło tam fatalnie (gangi, prostytucja, narkotyki). Niemała część z nich wracała w trumnach albo "na kolanach" pokonani przez rzeczywistość jaka czekała na upragnionym zachodzie. Część najbardziej odporna na wyrzuty sumienia odniosła "sukces" na grzbietach rodaków...
Najbardziej ambitna grupa młodych Polaków którzy uczyli się starej-nowej rzeczywistości "goniła za sukcesem" do wymarzonej Warszawy... gdyż tam, bywało na ogół lepiej niż na slumsach Paryża czy "szemranych" dzielnicach Hamburga czy Wiednia.
A całe miliony wegetowały u boku rodziców lub pracując za jałmużnę u nowobogackich polskich rekinów biznesu, którzy to swoich pracowników traktowali gorzej niż swoje zwierzęta domowe... Całe lata 90-te to kult studiowania... na ogół byle czego, byle czymś się zająć... byle zabić w sobie beznadzieję... Młodzi często szli na studia, które miały odmienić ich los... czy odmieniły... dużej części jak najbardziej pod warunkiem, że nie wracali w rodzinne strony i zostawali w 2-3 największych miastach Polski.
A cała reszta nie wierzących w siebie, lub zrezygnowanych czekała... 15 lat aż otworzą się zachodnioeuropejskie rynki pracy (2004 rok wejście do UE)... Wtedy też nagle banki w Polsce, po raz pierwszy od 15 lat zaczęły dawać kredyty hipoteczne... wreszcie skończyły się czasy kiedy w 65metrowym mieszkanku w wielkiej płycie, gnieździli się dziadkowie, rodzicie i dzieci z malutkimi wnukami...
Polacy mieli szansę zobaczyć, że pracodawca w wielkiej brytanii to nie ten sam zwyrodnialec ze słomą wystajacą z butów spod Sokółki czy Iławy dający zatrudnienie za 150$ miesięczniecierpiacy na syndrom nowobogackiego biznesmana-pana i władcy...

Nie wiem czy uwierzysz, ale w Rzeszowie w latach 92-94 wymagali wyższego wykształcenia i znajomości 2 języków na stanowisko magazyniera w kanciapie z oponami do wartburów, trabantów, gazów itp postkomunistycznego badziewia...
Konkurencja na rynku pracy była przeogromna, a co za tym idzie płace były podłe... no ale kto miał trochę grosza, to dzięki tak sprzyjającym warunkom mógł się bardzo szybko stać milionerem. Problemem było uzyskanie tej pierwszej większej kwoty na rozruch interesu.
Sytuacja obecna to małe piwo w porównaiu do tego co było w latach 90-tych - gdzie jedno pokolenie straciło najpiękniejsze lata swojego życia w strasznej biedzie.
nevesu pisze:Poza tym, osobiście nie widzę dla Siebie przyszłości w tym kraju, marzy mi się Nowa Zelandia, a żeby dostać tam pracę najlepiej być inżynierem. Osoba która skończyła byle zawodówkę nie ma praktycznie szans na obywatelstwo
Nie dziwię Ci się. Zaczynają się wracać czasy lat 90-tych. Bieda i rezygnacja.
Chwała Bogu, że jeszcze nie zamknięto dla Polaków rynków pracy w innych państwach, bo policja i wojsko musiałyby inwestować w odziały szturmowe (dawniej ZOMO), żeby ochronić "elity" przed zdesperowanym społeczeństwem.
Generalnie z Polską i Polakami dzieje się coś strasznego... no ale cóż... widocznie zasługujemy ba powtórkę z historii... Z drugiej strony w Nikaragui ludzie też jakoś żyją... biednie bo biednie, ale przeca "pieniądze to nie wszystko". Dopóki nie sprywatyzują nam wody deszczowej jak w Boliwii (miasto Cochabamba) to da się "żyć" ;-)
Ostatnio zmieniony 14-03-11, 02:57 przez prot, łącznie zmieniany 2 razy.

nevesu
Przyjaciel forum
Posty: 174
Rejestracja: 13-02-11, 20:22
Lokalizacja: Mrągowo

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: nevesu » 14-03-11, 18:09

Ja bardo dużo słyszę od ludzi, którym mówię, że robię uprawnienia i chce jeździć, że po co, to taka ciężka praca. Prawda jest taka, że KAŻDA praca jest ciężka. Każda na inny, specyficzny sposób, ale nie ma łatwej pracy. Albo harujesz fizycznie, albo masz na barkach ogromną odpowiedzialność.

Kochać pracę ? Każdy powinien robić to co UMIE robić, a nie to co kocha. Mój ojciec jest z zawodu stolarzem, kocha wędkować a zajmuje się handlem materiałem skórnym. Jego praca nie ma NIC wspólnego z ukochanym wędkowaniem. Ale pracować musi, bo za to są pieniądze, a za łowienie rybek nie.

Ja lubię jeździć samochodem, mam B i gdy jest samochód zatankowany i trzeba gdzieś jechać to jestem zawszę pierwszy chętny. Za ojca obskakuje serwisy i jeżdżę jak trzeba coś blisko załatwić. Dalej jeździłem w "podwójnej" ale zrobiłem też trasę 3 dni po Polsce (1300 km). Naprawdę mnie ciągnie. Tylko powtarzam, praca kierowcy nie jest łatwa i nie każdy się nada. Nie wiem na ile starczy mi zdrowia, zaparcia. Jazda zestawem nie jest łatwą sprawą. Nie mogę w wieku 18 lat powiedzieć sobie, że mam gdzieś szkołę bo całe życie będę jeździł. NIE WIEM TEGO. Często rozmawiam z zawodowymi kierowcami i większość z nich podziela mój punkt widzenia - fajnie pojeździć, ale to nie jest czysta przyjemność. Cała pasja, miłość po jakimś czasie zanika.

Ja lata 90 znam z opowieści tylko, za młody byłem. Tylko powiem Ci tak. Moja matka jak wariatka za komuny robiła studia (mało kto to robił) jej siostra w PGR-ze więcej zarabiała. Teraz jako nauczycielka, ma 3500-3700 Netto na miesiąc. Jej siostra ledwo ponad najniższą krajową.

Ja już mówiłem, w tym kraju (żeby nie było, ja kocham Polskę, ale nie sytuację w jakiej obecnie się znajduje) nie widzę dla siebie kompletnie szansy. Nawet gdybym został tym kierowcą chce z tą uciec i znaleźć pracę za normalną płacę. Gdy to się nie uda, chce użyć swojego papieru i dać z tąd nogę i tak jako inżynier. Jeżeli moi rówieśnicy z którymi chodziłem do podstawówki nie są w stanie dogadać się nawet w jednym języku (ja się staram na boku Rosyjskiego nauczyć, ale czasu brak :-D Angielski znam w stopniu dosyć dobrym, po Niemiecku się dogadam ) to co oni chcą robić w przyszłości ? Zostaną w swoich miastach rodzinnych i tam będą mieszkali ich dzieciaki pewnie też.

Dzisiaj zanosiłem papiery mojego brata do UP. Skończył zawodówkę, potem technikum uzupełniające, zdał maturę. Pracował sobie jako elektryk, to na budowie, zarabiał nie głupie pieniądze. Ale na czarno. Teraz miał wypadek, złamany kręgosłup (na szczęście nerw cały) 3 miesiące będzie leżał przykuty do łóżka. Co potem ? Nikt nie wie, do pracy fizycznej najpewniej już nigdy nie wróci, a i przy siedzącej będzie miał problemy. Ma nędzną rentę, która na nie wiele starcza. Też myślał, że wszystko będzie fajnie, będzie tak sobie zarabiał, no i się stało ... :-/

Awatar użytkownika
KubaCh
Administrator
Posty: 1325
Rejestracja: 21-10-08, 09:10
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: KubaCh » 14-03-11, 18:47

Tak sobie czytam wasze wypowiedzi i zaskakuj mnie powtarzające się co jakiś czas narzekania w stylu "w Polsce nie ma kompletnie szans dla młodych". Sam już co prawda młody nie jestem (ale stary też nie - rocznik 1976) i prawdę mówiąc myślę zupełnie odwrotnie. Może mam to szczęście, że mam dobre wykształcenie i ciekawą pracę - ale na jedno i drugie musiałem zapracować. I choć podobają mi się Stany i niektóre inne kraje, to zdecydowanie wolę pracować w kraju, w który rozwija się w tempie 5% rocznie a nie w takim, który z trudem robi 2-3%. Oczywiście zaczynamy gdzie indziej i hydraulik czy kelnerka w Anglii czy USA zarabia więcej niż w Polsce. Ale im "wyżej" tym różnica w zarobkach mniejsza i mi jako informatykowi już się specjalnie migracja nie opłaca - bo to co zarobię na wyższym wynagrodzeniu stracę na wyższych kosztach życia i przejazdach tam i z powrotem (w Polsce mam rodzinę i nie wyobrażam sobie, żebym jej nie odwiedzał).

Pewnie z perspektywy nastolatka tego nie widać, ale gdy ja kończyłem liceum (w połowie lat 90-tych) średnia pensja w Polsce wynosiła ok. 200$. Obecnie jest to prawie 900$ i nie sądzę, by w USA czy w Nowej Zelandii była podobna dynamika - a jeśli róznice w tempie rozwoju się utrzymają, to za 40 lat dogonimy USA i będziemy średnio zarabiać tyle co Ameykanie. Oczywiście tylko średnio - ale z drugiej strony dużo łatwiej znaleźć się powyżej średniej w kraju, w którym się dorastało, rozumie się jego kulturę i ma się rodzinę i tabuny znajomych. Jako obcokrajowiec o zarobki powyżej średniej jest dużo trudniej - nawet w kulturze tak przyjaznej imigrantom jak USA.

A narzekanie jest jak widać naszym sportem narodowym i jesteśmy w tym lepsi niż Małysz w skokach narciarskich ;-)

axe
Przyjaciel forum
Posty: 6
Rejestracja: 07-02-11, 00:59
Lokalizacja: POLSKA

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: axe » 14-03-11, 19:01

nevesu pisze:Ja bardo du¿o s³yszê od ludzi, którym mówiê, ¿e robiê uprawnienia i chce je¼dziæ, ¿e po co, to taka ciê¿ka praca. Prawda jest taka, ¿e KA¯DA praca jest ciê¿ka. Ka¿da na inny, specyficzny sposób, ale nie ma ³atwej pracy. Albo harujesz fizycznie, albo masz na barkach ogromn± odpowiedzialno¶æ.

Kochaæ pracê ? Ka¿dy powinien robiæ to co UMIE robiæ, a nie to co kocha. Mój ojciec jest z zawodu stolarzem, kocha wêdkowaæ a zajmuje siê handlem materia³em skórnym. Jego praca nie ma NIC wspólnego z ukochanym wêdkowaniem. Ale pracowaæ musi, bo za to s± pieni±dze, a za ³owienie rybek nie.

Ja lubiê je¼dziæ samochodem, mam B i gdy jest samochód zatankowany i trzeba gdzie¶ jechaæ to jestem zawszê pierwszy chêtny. Za ojca obskakuje serwisy i je¿d¿ê jak trzeba co¶ blisko za³atwiæ. Dalej je¼dzi³em w "podwójnej" ale zrobi³em te¿ trasê 3 dni po Polsce (1300 km). Naprawdê mnie ci±gnie. Tylko powtarzam, praca kierowcy nie jest ³atwa i nie ka¿dy siê nada. Nie wiem na ile starczy mi zdrowia, zaparcia. Jazda zestawem nie jest ³atw± spraw±. Nie mogê w wieku 18 lat powiedzieæ sobie, ¿e mam gdzie¶ szko³ê bo ca³e ¿ycie bêdê je¼dzi³. NIE WIEM TEGO. Czêsto rozmawiam z zawodowymi kierowcami i wiêkszo¶æ z nich podziela mój punkt widzenia - fajnie poje¼dziæ, ale to nie jest czysta przyjemno¶æ. Ca³a pasja, mi³o¶æ po jakim¶ czasie zanika.

Ja lata 90 znam z opowie¶ci tylko, za m³ody by³em. Tylko powiem Ci tak. Moja matka jak wariatka za komuny robi³a studia (ma³o kto to robi³) jej siostra w PGR-ze wiêcej zarabia³a. Teraz jako nauczycielka, ma 3500-3700 Netto na miesi±c. Jej siostra ledwo ponad najni¿sz± krajow±.

Ja ju¿ mówi³em, w tym kraju (¿eby nie by³o, ja kocham Polskê, ale nie sytuacjê w jakiej obecnie siê znajduje) nie widzê dla siebie kompletnie szansy. Nawet gdybym zosta³ tym kierowc± chce z t± uciec i znale¼æ pracê za normaln± p³acê. Gdy to siê nie uda, chce u¿yæ swojego papieru i daæ z t±d nogê i tak jako in¿ynier. Je¿eli moi rówie¶nicy z którymi chodzi³em do podstawówki nie s± w stanie dogadaæ siê nawet w jednym jêzyku (ja siê staram na boku Rosyjskiego nauczyæ, ale czasu brak :-D Angielski znam w stopniu dosyæ dobrym, po Niemiecku siê dogadam ) to co oni chc± robiæ w przysz³o¶ci ? Zostan± w swoich miastach rodzinnych i tam bêd± mieszkali ich dzieciaki pewnie te¿.

Dzisiaj zanosi³em papiery mojego brata do UP. Skoñczy³ zawodówkê, potem technikum uzupe³niaj±ce, zda³ maturê. Pracowa³ sobie jako elektryk, to na budowie, zarabia³ nie g³upie pieni±dze. Ale na czarno. Teraz mia³ wypadek, z³amany krêgos³up (na szczê¶cie nerw ca³y) 3 miesi±ce bêdzie le¿a³ przykuty do ³ó¿ka. Co potem ? Nikt nie wie, do pracy fizycznej najpewniej ju¿ nigdy nie wróci, a i przy siedz±cej bêdzie mia³ problemy. Ma nêdzn± rentê, która na nie wiele starcza. Te¿ my¶la³, ¿e wszystko bêdzie fajnie, bêdzie tak sobie zarabia³, no i siê sta³o ... :-/
Pracuje w szkole i mam po³owê tego co piszesz wiêc nie pisz tu herezji... W Polsce ludzie robia to co mog± - musz± bo Pañstwo ukraca chêci i zami³owania.

nevesu
Przyjaciel forum
Posty: 174
Rejestracja: 13-02-11, 20:22
Lokalizacja: Mrągowo

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: nevesu » 14-03-11, 20:08

axe, nauczyciel dyplomowany, prawie 20 lat stażu, praca na wsi (z tego wynikają dodatki) no i jest ile jest, wpływy na konto chcesz zobaczyć?
KubaCh pisze:Tak sobie czytam wasze wypowiedzi i zaskakuj mnie powtarzające się co jakiś czas narzekania w stylu "w Polsce nie ma kompletnie szans dla młodych". Sam już co prawda młody nie jestem (ale stary też nie - rocznik 1976) i prawdę mówiąc myślę zupełnie odwrotnie. Może mam to szczęście, że mam dobre wykształcenie i ciekawą pracę - ale na jedno i drugie musiałem zapracować. I choć podobają mi się Stany i niektóre inne kraje, to zdecydowanie wolę pracować w kraju, w który rozwija się w tempie 5% rocznie a nie w takim, który z trudem robi 2-3%. Oczywiście zaczynamy gdzie indziej i hydraulik czy kelnerka w Anglii czy USA zarabia więcej niż w Polsce. Ale im "wyżej" tym różnica w zarobkach mniejsza i mi jako informatykowi już się specjalnie migracja nie opłaca - bo to co zarobię na wyższym wynagrodzeniu stracę na wyższych kosztach życia i przejazdach tam i z powrotem (w Polsce mam rodzinę i nie wyobrażam sobie, żebym jej nie odwiedzał).

Pewnie z perspektywy nastolatka tego nie widać, ale gdy ja kończyłem liceum (w połowie lat 90-tych) średnia pensja w Polsce wynosiła ok. 200$. Obecnie jest to prawie 900$ i nie sądzę, by w USA czy w Nowej Zelandii była podobna dynamika - a jeśli róznice w tempie rozwoju się utrzymają, to za 40 lat dogonimy USA i będziemy średnio zarabiać tyle co Ameykanie. Oczywiście tylko średnio - ale z drugiej strony dużo łatwiej znaleźć się powyżej średniej w kraju, w którym się dorastało, rozumie się jego kulturę i ma się rodzinę i tabuny znajomych. Jako obcokrajowiec o zarobki powyżej średniej jest dużo trudniej - nawet w kulturze tak przyjaznej imigrantom jak USA.

A narzekanie jest jak widać naszym sportem narodowym i jesteśmy w tym lepsi niż Małysz w skokach narciarskich ;-)
To narzekanie to wiem, cecha narodowa. Sam się z tego śmieje, ale jakoś samo ze mnie wynika, że mi wiecznie źle :-P Chociaż staram się cieszyć z tego co mam :-)

Napewno Polska się cały czas rozwija, natomiast przeraża mnie to co się dzieje w polityce. Obserwuje to co się wyprawia z transportem i sam nie wiem co myśleć. Zamiast wspomagać przedsiębiorców i im ułatwiać pracę to cały czas drożej, opłaty za drogi, wyższe wymogi odnośnie kierowców i samych zestawów. Niedługo będą nas obowiązywały te same normy ekologiczne co np. Niemców. Tylko u nich przynajmniej ceny za frachty są większe i drogi lepsze. :roll:
Wiecznie pod górkę i coraz gorzej. Ja chciałbym żyć spokojnie. Mało mnie interesuje polityka, sam się uważam po prostu za szaraczka, ale chce by żyło mi się NORMALNIE. Ceny idą w górę a zarobki tak naprawdę już nie, dzisiaj widziałem cukier (fakt, na wsi) 7. 40 :shock: Diesel ? 5.20 Kto z tego najwięcej bierze ? Tak, państwo.
W Polsce mam tylko rodzinę, na razie ani dziewczyny, a bez znajomych przeżyje. Więc czemu nie próbować za granicą ? Może moje dzieciaki nie będą musiały codziennie wysłuchiwać od nauczycieli, że w Smoleńsku był zamach (autentyk ... )

prot
Przyjaciel forum
Posty: 212
Rejestracja: 06-04-10, 09:01
Lokalizacja: Polska

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: prot » 15-03-11, 02:09

KubaCh pisze:zdecydowanie wolę pracować w kraju, w który rozwija się w tempie 5% rocznie a nie w takim, który z trudem robi 2-3%.
KuboCh, trzeba nadmienić, że nawet jeśli polska gospodarka rozwija się w tempie 5%.rok to inaczej ten rozwój wygląda w Warszawie, okiem mieszkańca który miał blisko na studia i mógł podczas studiów mieszkać przy rodzicach, a inaczej ten rozwój wygląda w Tomaszowie Lubelskim czy Czaplinku, gdzie o studiach dziennych w Warszawie czy Krakowie większość młodzieży mogą zapomnieć. W Warszawie nawet w latach 90-tych można było z pracy fizycznej utrzymać się. Na prowincji z pracy fizycznej można było kupić sobie wino. Pozostawały saksy dzięki którym mamy pokolenie "eurosierot" i rozbitych rodzin.



Czasy kiedy za 800 złotych wyciągnięte od rodziców plus parę groszy urobionych gdzieś "na czarno" czy na przysłowiową 1/8 etatu umożliwiały utrzymanie się prowincjusza w dużym akademickim mieście.
Na prowincji rodziców młodzieńca czy pannicy pracujących w sektorze prywatnym nie stać na utrzymanie dzieciaków na studiach dziennych w Warszawie czy Wrocławiu. Czasy kiedy emerytura babci wystarczała na utrzymanie wnuczka studiującego w wielkim świecie minęły bezpowrotnie wraz z drastycznym wzrostem kosztów życia.
Tak więc gospodarka rozwija się średnio w tempie 5%, a raczej rozwijała (sic!) ale nie równomiernie. Są ogromne połacie kraju gdzie co trzeci dom stoi pusty bo ludzie są na saksach, gdyż lokalna przedsiębiorczość to imitacja, dzięki której większość zarabia ochłapy (900 zł/mies praca po 12 godzin w tartaku... a jak się zna wystarczająco dobrze takiego pracownika to okazuje się, że pracuje na "czarno", bez ubezpieczenia). Tak wygląda 5% wzrost wg. GUS. Tak wygląda IIIRP poza największymi miastami... Ktoś się zapyta, skąd więc te domy, auta... już odpowiadam: z saksów.
Są wsie we wschodniej Polsce gdzie oprócz pracowników budżetówki, nikt nie pracuje w Polsce...

Tak więc ta "zagranica" to często jedyna szansa aby było człowieka stać na dentystę, opłacenie podatków i nośników energii, na węgiel na ogrzanie domu, w którym zostały dzieciaki z dziadkami, albo z którymś z małżonków...
KubaCh pisze:A narzekanie jest jak widać naszym sportem narodowym i jesteśmy w tym lepsi niż Małysz w skokach narciarskich
Jest taki kierowca TIR-a, którego wielu tutaj kojarzy (nolibab3) - Polak i Kanadyjczyk zarazem. Pracuje jako kierowca ciężarówki - a że jest człowiekiem niezależnym to mógł sobie pozwolić w ramach pasji na przyjazd do Polski i popróbowanie truckerki po europejski... Jest to człowiek, który opuścił Polskę jako dzieciak i obce jest mu zrzędzenie - sam częstokroć zwracał uwagę, że polscy truckerzy na kontynencie północnoamerykańskim narzekają tylko na cenę paliw, podatki przepisy etc... Generalnie dał się poznać jako nie 100% Polak :mrgreen: bo Polak który nienarzeka, nie zrzędzi, nie szuka dziuryw całym to jakby nie-Polak ;-) (oczywiscie to tylko żart)...
Przyjechał do Polski, zatrudnił się w dużej polskiej firmie transportowej... i mimo, wrodzonej siły ta nasza obskurna rzeczywistość zaczyna go z przygniatać wraz każdą kolejną trasą i nie mam tu na myśli np. dniówki za 23 złote... są jeszcze inne niuanse, które wskazuję, że jesteśmy za Ameryką nie 40 lat a trochę wiecej... :roll:
Ogólnie robi świetną robotę - bo jak nikt potrafi ukazać różnice w sposobie zorganizowania pracy tu i tam na podstawie swoich doświadczeń... Jeśli to czyta, to serdecznie go pozdrawiam. :-)
Generalnie, uważam, że to nasze zrzędzenie nie wynika li tylko z braku słońca... ale nakłada się na to wiele częstokroć niezależnych czynników.

nevesu pisze:przeraża mnie to co się dzieje w polityce.
Oglądaj mniej TV. Ja nie słucham radia, i TV też nie oglądam. Polityce "medialnej" mówię - NIE. Reklamom podobnie.
nevesu pisze:Zamiast wspomagać przedsiębiorców i im ułatwiać pracę to cały czas drożej, opłaty za drogi, wyższe wymogi odnośnie kierowców i samych zestawów. Niedługo będą nas obowiązywały te same normy ekologiczne co np. Niemców. Tylko u nich przynajmniej ceny za frachty są większe i drogi lepsze.
Trzeba się podzielić z politykami i urzędnikami swoją krwawizną. :mrgreen:
Zarabiając w Polsce np. 80 tysięcy rocznie, oddajesz 30% państwu w formie samego podatku dochodowego, i kolejne (średnio) 23% w formie VAT - czyli mniej niż połowa zostaje dla Ciebie.


nevesu pisze:ale chce by żyło mi się NORMALNIE
Pewnie Cię nie pocieszę, ale w 1945 roku Polacy też chcieli normalności... a jak wyszło? Wiemy (bądź nie wiemy ;-) ).
Tego samego chcieli w 1980, i okazało się, że po 1990 3/4 pracodawców wywodzi się, z dawnej nomenklatury, a nie z "ludu pracującego". :lol:
Trzeba nabrać do tego dystansu... a póki mieszka się w PL trzeba ograniczyć słodzenie herbaty :mrgreen:
Ostatnio zmieniony 15-03-11, 02:12 przez prot, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
KubaCh
Administrator
Posty: 1325
Rejestracja: 21-10-08, 09:10
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Zawód na przyszlość.

Post autor: KubaCh » 15-03-11, 10:03

Prot - nie wiem, czy wiesz, ale nie pochodzę z Warszawy i w czasie studiów spędzałem średnio 3 godziny dziennie w środkach tansportu publicznego by dostać się na uczelnię i z powrotem. W dodatku od 2 roku pracowałem (na 1/2 a nie 1/8 etatu) i na roku miałem wielu kolegów z różnych krańców Polski, którzy też pracowali i utrzymywali się z tego co zarobili + jakieś wsparcie od rodziców. Oczywiście w Tomaszowie Lubelskim czy Czaplinku jest pewnie trudniej, ale w Rzeszowie czy Lublinie też są uczelnie (i w dodatku niższe koszty utrzymania niż w Warszawie), a i pracę się zapewne jakąś znajdzie jak się dobrze poszuka (sam jakiś czas temu szukałem programistów w Rzeszowie). Gorzej w mniejszych miejscowościach - ale tak wygląda cały świat z rozwiniętą gospodarką, że praca jest w dużych miastach, a małe zamieniają się w sypialnie lub zostaje w nich coraz mniej mieszkańców. Na saksy też jeździ się do Nowego Jorku lub Chicago a nie do Północnej Dakoty czy Montany.

Więc "na prowincji" zarobić trudniej - zwłaszcza, że większość pracy nie wymaga zbyt wielkich kwalifikacji i z powodzeniem może być wykonywana przez Chińczyków czy Hidnusów, którzy zrobią to u siebie w kraju taniej, bo tam 5 PLN za godzinę to bardzo dobra płaca. Dlatego w Polsce zniknął np. przemysł lekki - tkaniny Chińczycy produkują znacznie taniej niż Polacy, a jeszcze związków zawodowych nie mają. A jak chcemy być krajem rozwiniętym, to niestety trzeba się brać za trudniejszą robotę - co wymaga podniesienia kwalifikacji i masowych migracji do dużych miast, gdzie są ośrodki akademickie i duże firmy.

Podobnie z pracą kierowcy - w Polsce nie zarobi tyle co w Niemczech czy USA głównie dlatego, że średni poziom zarobków jest tam inny niż u nas. Z całym szacunkiem dla czytających to forum - praca kierowcy nie wymaga szczególnych kwalifikacji, co oznacza, że nowych kierowców łatwo pozyskać w krótkim czasie, a koszty przeszkolenia i nabrania doświadczenia są stosunkowo niskie. W związku z tym kierowca będzie zarabiał w okolicach średniej krajowej - bo jak by zarabiał dużo powyżej, to łatwo przeszkolić nowych kierowców, którzy będą mieli mniejsze oczekiwania finansowe i zarobki szybko spadną. Podaż kierowców jest właściwie nieograniczona - zwłaszcza w społeczeństwie, w którym cały czas mamy dużo osób z wykształceniem podstawowym czy średnim.

Podsumowując - nie chcę sie powtarzać, ale jak ktoś chce dobrze zarabiać, to albo musi się uczyć albo zostać politykiem (choć w tym drugim przypadku robota bardziej ryzykowna).

ODPOWIEDZ